- Twierdzisz, że wisimy nad
Kompleksem? – zapytała Arciniegas. Wróciła do pomieszczenia eniaka powierzając
dowodzenie Triptree.
- Nie do końca – powiedziała Satya.
– Z tego co mówił Walter, Kompleks, w którym przebywał istniał w fizycznej
przestrzeni nieopodal kręgu kamieni, na który patrzymy, choć były to inne
płaszczyzny…
- Wszechświaty – poprawił Everett. –
Że też nie wpadłem na to wcześniej.
- Teraz pamiętam. Mrok mówił nawet,
że światy równoległe to dobre określenie – Satya myślała głośno, nie zwracając
uwagi na Everetta. – Powiedział, że Kompleks w każdej płaszczyźnie…
wszechświecie zajmował to samo miejsce.. Dopóki nie zniszczyła go… Zjawa
Cienia.
- A w naszym świecie pozostała pusta
przestrzeń – pokiwał głową Everett.
- Ale ja widziałam tam czarną
wstęgę… A on jej nie widział… - zastanawiała się. - W tym miejscu znalazłam się
gdy Kolektyw złapał mnie na Marsie – wyjaśniła– Pamiętam ten krąg kamieni. To
są groby. Pamiętam też, że był tam wóz bojowy.
- Ten sam? – Arciniegas pokazała jej
powiększenia zdjęć, na których widoczne były litery z oznaczeniami „9 Komp”, a
na boku napisane było „Kraft”.
- Nie mam pojęcia – powiedziała. –
Ale tamto miejsce było pełne roślinności… gdyby nie to… wszystko jest tak samo.
Do tego te…
- Ciała – powiedziała Arciniegas. –
Może nasze zdjęcia są niedokładne, ale powiedziałabym, że to ciała. Chyba są to
od dłuższego czasu. Nawet kilka szkieletów. Popatrzcie na skan podczerwieni.
Niezła kolekcja broni, są karabiny, materiały wybuchowe, nie widać wiele z tej
odległości.
- To nie może być to samo miejsce –
Satya pokręciła głową. – Jest i jednocześnie nim nie jest. Tamtą broń pozbierali
i zabrali ze sobą. I rosyjskich żołnierzy. Oni ich… jedli.
- Wspaniałych sobie znalazłaś
znajomych – mruknęła Arciniegas, odbierając telefon. Przez chwilę słuchała. –
Spróbuj w takim razie naprowadzić go ręcznie – popatrzyła na odczyt telemetrii.
– Doktorze, czy jakiekolwiek skany pokazują granicę tej grawitacji?
- Dron rozbił się poniżej 500 stóp.
- Nie o to pytam – powiedziała. –
Phaeton-4 nie jest w stanie wrócić… Źle się wyraziłam. Wzniósł się już na pół
mili i ciągle jest w strefie oddziaływania grawitacyjnego. Leci w naszym
kierunku, ale nie mam go już w strefie podejścia i telemetrii. Z kolei zgodnie
z jego odczytami nie znajduje się w pustce, tylko w środowisku planetarnym.
„Von Braun” znajdował się 10 mil od
skupiska ciemnej materii. Zdaniem Arciniegas i tak byli zbyt blisko
nieokreślonego zagrożenia, ale jedynie z tej byli w stanie namierzyć
bezpośrednio fragment płaszczyzny widziany ze statku. Płaszczyzny, która
okazała się powierzchnią planety, choć nie byli przekonani, że mają przed sobą
Ziemię. Przez chwilę Arciniegas zastanawiała się czy po prostu Fenrir nie
połknął po prostu wszystkiego, a oni nie znajdują się w jego żołądku i nie
natrafili na kawałek zjedzonego świata, szybko jednak wzruszyła ramionami.
Wystrzelili dron zwiadowczy, a świadomi, iż wpadnie ze strefy pozbawionej
przyciągania bezpośrednio w strefę grawitacji, byli w stanie ustawić mu
stosowne procedury. Phaeton wykonał zwiad, po czym usiłował wrócić na pokład
„Von Brauna”, wznosząc się cały czas w jego kierunku, zużywając coraz więcej
paliwa. Minął wysokości 500 stóp, następnie mili i wciąż znajdował się w
atmosferze, mimo iż zgodnie z odczytem powinien znajdować się już w nicości.
Leciał z coraz większymi trudnościami, nie mogąc wyrwać
się z przyciągania grawitacyjnego, wedle odczytów trójwymiarowej przestrzeni minąwszy już dawno pozycję zajmowaną przez okręt NASW. Przeciął chmury i znalazł się wysoko ponad
ziemią. Nicości tam nie było, mimo iż „Von Braun” wciąż się w niej znajdował, nie mogąc wrócić na statek.
- Zdaje się, że on już jest w innym…
wszechświecie – chrząknął Everett.
- Pytanie gdzie jesteśmy my –
mruknęła Arciniegas. – I dlaczego w takim razie mamy z nim łączność. Zdaje się,
z tego co pan mówił, że te multiniestałości kwantowe, nie mogą…
- My jesteśmy w multiniestałości –
zauważył. – Chyba będącej czymś na kształt tego co otwiera Kolektyw… Boże,
sądziliśmy, że oni po prostu skracają sobie jakoś drogę przez przestrzeń, tak
jak nasze rzuty fotonowe, czy fale grawitacyjne Związku… a oni cały czas
przechodzili poprzez różne wszechświaty… szli na skróty do celu przez multiwersum.
- A nasz dron jakoś nie może wrócić
– Arciniegas skrzywiła się. – Starczy – powiedziała do słuchawki. – Skoro go
straciliśmy to niech polata teraz dla odmiany, zataczając okręgi wokół naszych
kręgów. Zanim spadnie może znajdziemy coś więcej.
Świat w skupisku ciemnej materii
zdawał się być pusty i jałowy. Nie odbierali żadnych sygnałów radiowych, ponad
powierzchnią zdawało się nie być ISS, podobnie jak pusta była przestrzeń gdzie
znajdowała się niegdyś multiniestałość pod Warszawą. Nie było tu roślinności,
nie wypatrzyli żadnych zwierząt. Dron przemknął wzdłuż skarpy, która ciągnęła
się nieopodal kręgu i wzniósł wyżej, przechodząc w tryb robienia zdjęć
panoramicznych, a następnie lotniczych. Satya była ciekawa, czy pusta strefa
rozciąga się dokładnie w tym samym miejscu, w którym znajdowała się tam, skąd
przybyli. Z jakiegoś powodu pomyślała, że odpowiada swym zasięgiem jałowej
ziemi.
- Wie pani co mi przyszło do głowy?
– odezwał się Everett. – Zakładaliśmy, że te twory, które wyłażą z tych
multiniestałości, to zmienieni przez warunki biologiczne, chemiczne i fizyczne
dawni mieszkańcy tych ziem, prawda? Bo te warunki zmieniają nas, gdy za długo
jesteśmy w multiniestałości.
- Owszem.
- Ale skoro wiemy, że tam są inne
wszechświaty, to może są mieszkańcy tych światów? A w takim razie… kim jest
Kolektyw?
- Słucham?
- Kolektyw – powtórzył. – Wdowa
Quing nakazała marsz ochotników w multiniestałość. I oni wrócili zmienieni. Po
tym co nasi marines widzieli na Marsie wyglądało na to, że eksperymentowali z
jakąś techonologią otwierania przejść w multiniestałość i przemiany… ale co
jeśli to nie oni, tylko ktoś, kto przybył z innego Wszechświata, a my
założyliśmy, że Quing wróciła jako Kolektyw?
- Coraz lepiej – burknęła po chwili
Arciniegas. – Jeżeli będzie mnożył mi pan wrogów w tym tempie, może nie
starczyć nam rakiet.
- Phaeton coś znalazł – przerwała im
Satya. – Jakieś oddziaływanie elektromagnetyczne.
Dron zataczał okręgi o coraz
większym promieniu, których środkiem był krąg kamieni, czy też nagrobków, jak
mówiła Nayada. Mapował teraz obszar w odlegości mili od tego punktu, utrzymując
tę samą wysokość. Dwukrotnie przelatywał nad skarpą, która ciągnęła się ta samo
jak jej rzeczywisty odpowiednik, o ile byli w stanie stwierdzić na postawie map
okolic Warszawy, jakie w związku z całym zamieszaniem desantu do Warszawy
uzyskał admirał i udało się je zakodować w eniaku. Były one jednak cholernie
nieaktualne, pochodziły bowiem sprzed ponad 40 lat, sprzed wojny i narodzin
multiniestałości kwantowej. Zdjęcia satelitarne spustoszonego obszaru jakie
wykonano po upadku Warszawy i zniknięciu podwarszawskiej multiniestałości
wskazywały, iż obszar po którym porusza się Phaeton, może być tożsamy z tym
miejscem. Jedna z poklatkowych fotografii przesłanych jako czarnobiały obraz
ukazywało w oddali rzekę płynącą poprzez jałową ziemię. Zdjęcia niestety były
rozmazane, mimo swego zaawansowania dron poruszając się dzięki silnikom
odrzutowym nie był w stanie skompesować ruchu, ani także zatrzymać się w
miejscu, jak czynił to nim opuścił dziwaczną nicość gęstej przestrzeni.
- Zobaczcie – powiedział Everett. –
Tam coś jest – wskazał na rozmazany obraz, na którym znajdowały się
geometryczne kształty pomiędzy czymś co wyglądało jak drzewa.
- Czy to Kompleks? – zapytała
Arciniegas.
- Oddziaływanie elektromagnetyczne
się zbliża – poinformowała Satya.
- Co jest jego źródłem? – zapytał
Everett.
- Przekierujmy Phaetona, może się
czegoś dowiemy – zaproponowała.
Arciniegas zgodziła się, wydając
polecenie Triptree i po chwili Phaeton zmienił kurs, mknąc w kierunku, w którym
w ich świecie powinna znajdować się Warszawa. Satya wpatrywała się intensywnie
w obraz z przedniej kamery, który był niewyraźny, zastanawiając się czy
dostrzega tam jakieś budowle. Jednak coś uniemożliwiało ujrzenie czegokolwiek,
sprawiając, że obraz wydawał się zaśnieżony. Nim zdażyła przyjrzeć się
dokładnie, śnieżenie pochłonęło cały ekran, po czym łączność nagle ustała.
- Co się stało? – zapytał Everett.
- Straciliśmy Phaetona –
poinformowała Arciniegas. – Gdy tylko zbliżył się do źródła tego
promieniowania.
- To nie dron się do niego zbliżył –
Satya sprawdziła odczyty. – To promieniowanie gwałtownie przyśpieszyło gdy
nadlatywał.
- Jakiś pocisk?
- Nie – pokręciła głową Satya. –
Promieniowanie wciąż tam jest. W tym samym miejscu, gdzie ustał kontakt z
Phaetonem.
- A na ostatnim obrazie z kamery nic
nie widać – Arciniegas przeglądała klatki cofając się wstecz.
- Poślijmy kolejnego drona –
zaproponował Everett. Arciniegas błysnęła gniewnie oczami, jednak po chwili
mówiła spokojnie.
- Nim stracę przedostatniego
Phaetona wolałabym wiedzieć z czym mam do czynienia. Fakt, że to oddziaływanie
przemieściło się z taką szybkością wskazuje, że mamy do czynienia z atakiem.
- Do diabła! – parsknął Everett. –
Po prostu oddziaływanie elektromagnetyczne zareagowało z naszym dronem! Coś je
przyciągnęło! Dlaczego zawsze wy wojskowi zakładacie…
- Bo jesteśmy wojskowymi i dzięki
temu naukowcy żyją dłużej, by móc badać tajemnicze zjawiska – ucięła
Arciniegas.
Satya postukała palcem w monitor.
- To śnieżenie… czy te ciemne
piksele nie są trochę za duże? Może to nie jest śnieżenie? Do tego nie byłoby
rozmazane… jakby coś było w ciągłym ruchu, zobaczcie, ten ruch nie wynika tylko
z lotu Phaetona.
- Masz jakiś pomysł? – zapytała
Arciniegas.
- Nie jestem pewna – odparła Satya.
Zastanowiła się. – Dajcie mi chwilę, być może eniak może na podstawie natężenia
i nasycenia odcieni szarości, przez porównanie z zakodowaną tabelą RGB
ekstrapolować kolor tego na co patrzymy? – pochyliła się nad klawiaturą i
zaczęła wprowadzać wzory matematyczne. Arciniegas znowu groźnie spojrzała na
Everetta.
- Nie koduję jej – wzruszył ramionami.
– Nikt już nią nie steruje. Przecież mówiłem, od kiedy weszliśmy na pokład ISS
jest… wolna.
Arciniegas nie wydawała się
przekonana. Nawiązała połączenie z mostkiem i poleciła Ehlertowi załadować
rakietę TOW i zdjąć namiar na promieniowanie elektromagnetyczne, z detonacją w
momencie wejścia w jego obszar.
- Ani słowa, doktorze – przerwała
Everettowi zaczęte zdanie.
- Nosi panią – powiedział po chwili.
– Czy to na pewno najlepszy kierunek działania?
- Na pewno jakiegoś działania. Wciąż
tylko siedzimy i patrzymy, nie mając żadnego pomysłu – odparła.
Zamilkli, a Everett nachylił się nad
swoimi monitorami. Arciniegas wpatrywała się migające światełka wypełniające
pomieszczenie, podczas gdy Satya kodowała karty perforowane, przekształcając
pętle i wzory matematyczne w ciągi procedur do wykonania przez eniaka. W czasie
gdy się tam zajmowała Triptree wystrzeliła Aegisa-5, który zgodnie z jej
poleceniem zatrzymał się na wysokości 2000 stóp, po prostu zawisając w nicości
z kamerą wycelowaną w widoczną powierzchnię. Z tej odległości usiłowali
dostrzec co dzieje się w miejscu gdzie utracili kontakt z poprzednim dronem,
lecz nie udało się zogniskować z tej odległości, bowiem dostrzegali jedynie
rozmazane piksele.
- Ciekawe, oddziaływanie się
powiększyło – mruknął Everett. – Choć z tej odległości nie mogę być pewny.
- No to proszę patrzeć co się
wydarzy – powiedziała Arciniegas. Nim jednak zdążyła wydać rozkaz, usłyszeli
głos Satyi.
- Czerwony! To te… światła! –
zawołała. – To ten rój czerwonych świateł!
- Rój? – zapytała Arciniegas. – Ten,
o którym mówiłaś?.
- Gdy w tamtym… wszechświecie więził
mnie Mrok, pojawiły się te czerwone światła – wyjaśniła Satya. – One… nie wiem
jak to ująć… pożerały wszystko, rośliny, ludzi, materię, pozostawiały tylko
pustą ziemię…
- Pustą ziemię? Jak w
multiniestałości pod Warszawą? – zauważyła Arciniegas.
- Tak – potwierdziła po chwili Satya
i spojrzała na Everetta. – Dlaczego nikt z nas do tej pory o tym nie pomyślał?
- Ten rój opisywał tylko Walter –
chrząknął Everett. – Nikt inny poza tobą i nim go nie widział… - zastanowił
się. – On upierał się, że to nie jest nic co występuje w strefach
multiniestałości. Że to coś zupełnie innego, jakby spoza…
- … znanego wszechświata? –
dokończyła Satya.
- Kolejna osobliwość? – Arciniegas
przewróciła oczami. – Powtórzę, w tym tempie nie starczy nam pocisków, by ze
wszystkimi się rozprawić. Ale, ale, poczekajcie, ten mam już na celowniku.
- Zjawa Cienia z nim walczyła…
niszczyła ten rój… w jakiś sposób swą ciemnością, nim Mrok ją zaatakował –
przypomniała sobie Satya.
- Niszczyła? – zapytał Everett. –
Jak? Ten rój wytwarza jakiś rodzaj pola elektromagnetycznego, stąd
oddziaływanie, co zrobiła dokładnie? Absorbowała go? Zakłóciła? Ładunki
elektryczne…
- Nie wiem – przerwała Satya. –
Robiła coś, co sprawiało, że ten rój się rozpadał. I… teraz pamiętam – on
formował geometryczne kształty w powietrzu!
Arciniegas postanowiła im przerwać.
- Skoro więc ustaliśmy, że w grę
wchodzą kształty jakie nie występują w przyrodzie, do tego to coś nie dość, że
zżera materię organiczną i nieorganiczną i być może odpowiada za zniknięcie
całej podwarszawskiej multiniestałości, pozwolicie, że sprawdzę, czy potrafimy
zrobić to samo co Zjawa Cienia – złapała za słuchawkę.
- Pani kapitan, nie wiemy… - zaczął
Everett.
- To się dowiemy – warknęła
poirytowana. – Proszę to potraktować jak eksperyment naukowy, ja uznam to jako
odwet za zniszczenie naszego drona i rozładuję swą frustrację związaną z
pobytem w tym miejscu i niemożnością strzelania do Fenrira. Triptree, przekaż
łaskawie Ehlertowi, aby odpalał… Słuszna uwaga, dziękuję. W takim razie niech
Echevaria zabierze nas na odległości półtorej mili. Tak, wiem co robię… Wiem,
że moja obecność na mostku byłaby pożądana, ale chyba możesz do cholery
wykonywać moje polecenia gdy jestem dwa pokłady niżej? Dziękuję, wykonać –
zawiesiła rękę ze słuchawką w powietrzu, po czym odłożyła ją na miejsce.
Popatrzyła na Everetta i Satyę. – Wchodzimy głębiej w ciemną materię –
powiedziała. – „Von Braun” zajmie pozycję półtorej mili od tej powierzchni.
- Nie jestem do końca pewny czy to
bezpieczne – zauważył Everett. – Jeśli ten obszar się powiększy…
- … znajdziemy się w atmosferze i to
będzie koniec naszej przygody, bo nasze silniki nie pozwalają na osiągnięcie
prędkości ucieczki, tylko na latanie w kosmosie. Jestem tego świadoma –
odparła. – Z drugiej strony obszar jak dotąd się nie powiększa. W ogóle się nie
zmienia. To skupisko ciemnej materii to takie trochę okno do innego
wszechświata, dobrze myślę? Więc dopóki przez nie nie przelecimy, pozostaniemy
po tej stronie.
- Nie wiem czy nie zamknie się gdy
strzelimy – mruknął.
- Ja też nie, ale ponieważ nie
popiera pan tego twierdzenia swoim tradycyjnym naukowym bełkotem, jestem
skłonna zaryzykować – powiedziała. – TOW jest w stanie przelecieć półtorej
mili. W kosmosie obchodzimy to siłą bewzładnosci i odpalaniem skokowym, tu
jednak to się nie uda. Więc musimy podejść bliżej bo strzelamy z nicości w strefę
z grawitacją.
Podłoga zadrżała, a oni natychmiast
spojrzeli na monitory. Pocisk pomknął z prędkością 980 stóp na sekundę i 8
długich sekund zajęło mu dosięgnięcie celu. Wpatrywali się w jego tor lotu na
telemetrii, jak zbliża się do oznaczonej przez eniaka granicy 500 stóp, Satya
zaś nie odrywała oczu z obrazu przesyłanego z kamery. Wszystko wydarzyło się
niezwykle szybko, nim zdążyła się zorientować coś śmignęło na ekranie, po czym
nastąpiła eksplozja, gdy pocisk uderzył w powierzchnię, wyrzucając przy okazji
w górę ziemię.
- Coś im zrobiliśmy – powiedział po
chwili Everett. – Oddziaływanie się zmniejszyło.
- Rój ucieka, patrzcie – powiedziała
Satya, lecz skokowy przesył klatek uniemożliwił zobaczenie tego na żywo. –
Oddziaływanie przemieszcza się… oddala się od miejsca eksplozji.
- Czym my strzelamy? – dopytywał się
Everett. – Przecież to niemożliwe, żebyśmy rozerwali lub osłabili pole
elektromagnetyczne zwykłym ładunkiem konwencjonalnym.
- To głowica kumulacyjna do
przebijania pocisków pancernych. Używamy ich głównie jako rakiet
niekierowanych, chyba że jakimś cudem jesteśmy w stanie naprowadzić je ręcznie
na okręty Kosmfloty – wyjaśniła Arciniegas. – To standardowy ładunek wybuchowy
o…
- Zobaczcie co zrobił – Satya
pokazała im zatrzymany obraz klatki tuż po eksplozji. Nałożyła na zdjęcie jakiś
filtr, który wyostrzył na pierwszy plan piksele, zamazując wybuch. Rój
rozmazanych świateł przestał stanowić jedną całość, wydawał się rozerwany, na
kolejnej układał się w kształt rozgwiazdy, a rozerwane kształty łączyły się
tworząc coś przypominającego kulę, następnie przemieszczały się w pobliżu
eksplozji, po czym znikły z fotografii.
- Wygląda jakby szukał celu –
powiedziała Arciniegas patrząc na sekwencję ruchów roju. – Gdzie teraz są?
- Dwie mile stąd – powiedział
Everett. – Niedługo znajdą się poza zasięgiem… proszę mi powiedzieć jak ten
pocisk mógł wytworzyć kwantową osobliwość?
- Co takiego?
- Nie wiem co się stało, ale… W
momencie eksplozji i zetknięcia się z rojem… wygląda to na odczytach z Phaetona
tak, jakby dostali czymś co nie ma masy, ani ładunku elektrycznego…
Rozerwaliśmy na ułamek sekundy strukturę kwantową – spoglądał na swoje odczyty.
– Mimo, że jednocześnie nastąpiła eksplozja.
- To był normalny pocisk –
powtórzyła, a potem wyraźnie wpadła na jakiś pomysł. – Czy to znaczy, że mogę
jednak strzelić nim do Fenrira?
- Nie wiem – myślami był gdzie
indziej. – On nie istnieje i nie ma masy. Te światła z tego co widzę ją miały…
ale nie wiem czym dokładnie są. I eksplozja je po prostu rozerwała. Popatrzcie
na odczyty czujników, zdestabilizowaliśmy strukturę kwantową roju.
- Ale tylko jego. W powierzchni
wybiliśmy zwykły krater – Satya pokazała na ekran kamery, gdzie pył powoli
opadał.
-
Czy tymi pociskami strzelaliśmy już wcześniej? – Everett patrzył na Arciniegas.
- Cały czas doktorze – westchnęła. –
Nawet dość często w ciągu ostatnich 24 godzin. I jeśli trafialiśmy, to
zazwyczaj nie przebijaliśmy nawet pancerza Woschoda.
- Ale tu czujniki zaobserwowały
osobliwość kwantową – mruknął. – W tym wszechświecie.
- Może nie chodziło o wszechświat
tylko o to, w co strzelaliśmy – powiedziała Satya. – Zjawa Cienia… - Everett
znowu drgnął jakby na coś wpadł.
- W co strzelaliśmy… broń palna
marines… działała na te stwory z innych wszechświatów i Kolektyw?
- Tak, ale…
- To nie broń, to jej właściwości –
znowu mówił szybko podnieconym głosem. – To pole generatora kwantowego. Dlatego
pocisk tak zadziałał, jest w stanie rozchwiania kwantowego.
- Po kolei doktorze – poprosiła
Arciniegas.
- Generatory kwantowe wytwarzają
spójną wiązkę promieniowania elektromagnetycznego na zasadzie emisji wymuszonej
– powiedział. – Dlatego jesteśmy w stanie wykonać rzut fotonowy z jednego
punktu do drugiego jeśli wyliczymy współrzędne w trójwymiarowej przestrzeni.
Fotony istnieją tylko w ruchu i wysyłają lub pochłaniają energię w kwantach… w
momencie generowania rzutu zmieniamy naszą energię w kwanty energii. Po wyjściu
z rzutu pole fotonowe stabilizuje się, ale zyskujemy właściwości tego pola. A
przedmioty na pokładzie zachowują te właściwości. I w momencie kontaktu z
kwantami energii z innego wszechświata i innej fizyki dochodzi do anihilacji.
Dlatego nasza broń działa na wszystko co…
- Chwileczkę – przerwała. – Chce mi
pan powiedzieć, że amunicja naszych oddziałów w Warszawie działa na te stwory,
bo była na „Von Braunie”?
- Zadziała jeśli była jakimkolwiek
okręcie NASW lub na ISS – odparł. – Na stacji też jest generator kwantowy, do
testów i eksperymentów, on też obejmuje swym zasięgiem pola wszystko co jest na
stacji.
- Więc cała reszta oddziałów, które
wylądowały w Warszawie, a nie przybyły z ISS nie ma skutecznej broni?
- Tak – przyznał po chwili. – Ma
pani rację. Ona będzie działać w walce ze zwykłym wrogiem, ale w starciu z
produktami wieloświata będzie nieskuteczna, jeśli… amunicja, nazwijmy ją
kwantową po prostu penetruje wszystko niezależnie od gęstości ciała, jeśli
tylko jest ono niezgodne ze strukturą kwantową naszego uniwersum.
- Pociski Schroedingera – mruknęła
Satya. – Są i nie są jednocześnie w stanie rozchwiania kwantowego.
- Bardzo dobra nazwa – skomentował
naukowiec. – Wolę to na pewno niż pociski Everetta.
- Musimy stąd się wydostać i
powiadomić naszych. Daliście mi kolejny powód abyśmy jak najszybciej stąd
odlecieli – warknęła Arciniegas.
- Nie możemy odlecieć, bo nie mamy
pomysłu jak to zrobić – powiedziała Satya. – Nie wiem jak… ale musimy znaleźć
sposób abyśmy dostali się… abym ja dostała się tam – wskazała na powierzchnię i
krąg płyt nagrobnych, sfotografowane pod kątem sprawiającym, iż na horyzoncie
widoczne były budunki.
Kompleks Królewska Góra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz