- Wynośmy się stąd, nim to wszystko
przestanie istnieć – powiedział Mrok. – Ktokolwiek tam walczy ostatecznie
przetrwa tylko Kompleks. Reszta zostanie pożarta.
- Pożarta?
- Nanity zniszczą wszystko,
przetworzą i zwiększą swą ilość – wyjaśnił generał. – Są Kompleksem, tym co z
niego pozostało. Przy poziomie techniki Związku i Sojuszu czy umiejętnościach
maoistów, nie widzę możliwości by potrafili je pokonać – szybkim krokiem ruszył
przed siebie. – Za mną, Walter. Chyba, że chcecie dać się pożreć. Więc odłóżcie
może ten nóż, który podnieśliście ze stołu. Czy wy naprawdę sądzicie, że
zrobicie mi nim krzywdę?
Walter stracił cierpliwość.
- A czy wy sądzicie, że nie
przestanę próbować? – rzucił wściekle ciskając nożem o drewnianą podłogę.
- Ależ skąd, Walter – odparł Mrok. –
Nie oczekuję niczego innego, jesteście bardzo ciekawą publicznością.
- Chcę być przy tym, gdy wasza
próżność przyniesie, wasz upadek – Walter schodził za Mrokiem po schodach.
- Zamiast tego będziecie świadkiem
mej apoteozy – powiedział tamten. – Ale macie rację. Wielu rzeczy nie
przewidziałem… Lecz uważam, że świetnie dostosowałem się do zmieniających się
okoliczności.
Wyszli przed budynek do porośniętego
roślinnością ogrodu. Z oddali niósł się huk kanonady, coraz głośniejsze były
odgłosy eksplozji i strzelaniny. Walter obejrzał się, lecz zobaczył jedynie dom
z białą przybrudzoną ścianą, porośnięty winoroślami i czerwoną dachówką.
Podążył za Mrokiem, omszałą drogą, mijając budynek z podcieniami skrytymi za opadającą
roślinnością. Przed metalową bramą ze zdobionych prętów stał pojazd, choć
Walter po raz pierwszy widział takie urządzenie. Nie miało kół i zdawało się
unosić nieco ponad ziemią. Nie przypominało mu nawet samochodu, których wraki
oglądał na Dzikich Polach, choć z przodu było nieco wybrzuszone. Przypominało
platformę z dwoma siedzeniami, za którymi znajdowała się przestrzeń
transportowa. Tam znajdował się znany mu już zbiornik, a tuż za nim kontener
ładunkowy.
- Jak dobrze, że tu wszystko jest
zautomatyzowane – powiedział Mrok. – Nie traci się czasu czekając na
przeładunek. Czynnik ludzki nie jest zbyt efektywny – wszedł na platformę i
popatrzył wyczekująco na Waltera, siadając na siedzeniu. Walter rozważał przez
chwilę ucieczkę, czując, że tamten nie będzie go ścigał, ale wreszcie
zdecydował i siadł obok niego.
- Cały czas kłamaliście –
powiedział. – Nigdy nie chodziło wam o Polskę.
- Polskę to ja mam w dupie – zgodził
się Mrok. – Ale nigdy nie kłamałem całkowicie. Większość tego co mówiłem była
prawdą, bo wiarygodne kłamstwo zbuduje się tylko na prawdzie. Choć wiele tego
co się stało nosi elementy jakiejś komedii, bo skutek wyprzedzał przyczynę… -
Mrok zaśmiał się. – Wyjaśnić wam to wszystko, Walter?
- Oświećcie mnie – odparł. Pojazd
powoli ruszył, podążając wzdłuż ogrodzeń. Walter rozglądał się odruchowo,
szukając źródła eksplozji, lecz wszystko przesłaniała roślinność, choć
dostrzegał niezbyt oddalone miejsce, z którego unosił się dym.
- Być może mieliście rację z jednym
– powiedział Mrok. – Wszystko sprowadza się do mojego pojedynku z Ławrientijem.
Rozpętałem przeciw niemu bunt, który skończył się zrzuceniem na Polskę bomb
atomowych. Wydawało mi się, że tego nie odkrył, ale zapewne tylko bawił się ze
mną… Skończyło jak się skończyło, wojną atomową z imperialistami, kiedy
narodził się świat, który znacie. A ja ocknąłem się w tym samym miejscu, w
którym byłem, lecz czas przestał płynąć. To dało mi możliwość zemsty,
zbudowania Kompleksu… tego samego, który właśnie poświęciłem i ulegnie
zniszczeniu.
Zadumał się na chwilę, podczas gdy
pojazd dotarł do skrzyżowania, gdzie skręcił oddalając się od bitwy.
- Wiecie, co tu zbudowałem, Walter –
mówił dalej. – Zwerbowałem ludzi, stworzyłem miejsce przyszłej walki, by tym
razem pokonać Ławrietija. Lecz moja największa przewaga nad nim, przyśpieszony
upływ czasu, okazał się mą największą klęską. Dla mnie również czas płynął dużo
szybciej, więc nie miałem pewności czy dożyję chwili, gdy zobaczę upadek Berii
i doświadczę triumfu. Ale zauważyłem, że istnieje coś, więcej poza miejscem
poza czasem i połączoną z nim Warszawą. Odkryliśmy tajemnicze oddziaływanie,
mrok, ciemne materie, nieistotne jak je nazwiemy. A także nieskończonę liczbę
aspektów, do których mogliśmy wkroczyć z miejsca poza czasem. Być może lepszym
określeniem jest tu to używane przez imperialistycznego naukowca, światy
równoległe… Z nich postanowiłem poprowadzić armię by obalić Berię. Tym
bardziej, że w wielu z nich wydarzenia niewiele różniły się od tych, które
nastąpiły naprawdę, była niszczycielska wojna rozpętana przez Berię. Mieliśmy
dostęp tylko do niewielkiego wycinka tych miejsc, ograniczonych przestrzennie
do obszaru, w którym za czerwoną mgłą ukryty był Kompleks, czego wówczas nie
rozumiałem. Ale plan wydawał się jasny i przejrzysty, we wszystkich światach ja
i nasi emisariusze przygotowywaliśmy dla generała Mrok powstanie. Mrok,
odwrotność mego nazwiska, a jednocześnie siła spajająca te wszystkie światy,
którą się sam ostatecznie stałem… Tylko że to był błąd! – odwrócił się nagle do
Waltera.
- Jak wszystko co uczyniliście –
mruknął Walter. Odgłosy walki cichły, gdy się od nich oddalali.
- Za Mrokiem kryło się coś więcej-
mówił tamten nie przejmując się. – Światy oddalone od naszego punktu zero
różniły się od siebie coraz bardziej, nie tylko wydarzeniami, lecz także
stałymi fizycznymi, zasadami, zmieniając się w miejsca, gdzie nie mógł
przetrwać żaden człowiek, zamieszkane przez byty, które nie mogły powstać
wskutek łysenkowskiej ewolucji powodowanej przez Mrok, który zmieniał je
przenikając poprzez światy. Lecz co gorsza zauważyłem, że za wszystkim zdaje
się stać jakiś rodzaj inteligencji, który zdawał się sterować atakami z zon,
wykorzystywać zmienne. Gdy uświadomiłem sobie, jaka to broń, zrozumiałem, że
aby się obronić muszę ją zdobyć. Dzięki urządzeniom opracowanym w Kompleksie
mogłem wyruszyć na poszukiwania poprzez światy – uśmiechnął się. – I zobaczyłem
wieloaspektowość stożka, nieskończoną liczbę możliwości, innych wydarzeń,
fizyk, kształtowaną przez ciemne materie, gdzie ewolucja potoczyła się zupełnie
inaczej... zdobyłem tam wiedzę i umiejętności, które umożliwiłi mi stanie się
postPolakiem, a nawet postczłowiekiem, zyskałem umiejętność kierowania różnymi
zjawiskami. W światach, w których rozwój nauki poszedł w tym kierunku to wiedza
elementarna, jest to proste jak włączenie światła włącznikiem.
Mrok zdawał się pogrążony w
samouwielbieniu i nie zwracał uwagi na to co się działo. Walter nie zamierzał
mu przerywać. Z jakiegoś powodu czuł, że nie może na razie stąd odejść, choć
byłoby to łatwe. Generał chciał mieć publiczność, ale Waltera trzymało tu coś
innego, niesprecyzowanego. Nagle pomyślał, że być może to coś, znajduje się w
znajdującym za nim zbiorniku.
Czego chcesz ode mnie – zapytał jej
kiedyś w tym samym miejscu. A ona mu odpowiedziała.
- Ale odkryłem coś jeszcze – tymczasem
Mrok spoważniał. – Coś działo się z aspektami, znikały i ginęły pośród stożków
światła, jak gdyby coś je likwidowało. Aspekty nie mogły współistnieć,
zajmowały te same hiperpozycje, lecz nie
to było przyczyną. Nawet w aspekcie, gdzie wiedza na temat fizyki była dużo
większa, nikt nie miał pojęcia jak powstrzymać ten postępujący kollaps. W owym
czasie zdawało mi się, że ktoś za tym stoi, ten sam kto odpowiada za ewolucję
tworów w zonach, kto zaczyna wykorzystywać fizykę jako broń, dążąc do jakiegoś
celu. Z czasem poznałem imię tej istoty, manifestującej się we wszelkich
aspektach, mającej jakieś nieodgadnione cele. Była to Ciemna Pani, Władczyni
Mroku, Królowa Śmierci. Zrozumiałem, że to ona za tym stoi, dysponując potężną
mocą, której wciąż mi brakowało. Potrafiła władać mrokiem, była panią ciemnych
materii.
Ocal nas, tak wciąż do nich
powtarzała. Uwięziona, śpiąca lub nieprzytomna, zmieniła życie Waltera,
chroniąc go od mroku, prowadząc go wprost do Kompleksu, potem przenosząc go z
niego by spotkał Satyę, a następnie wpadł w ręce imperialistów, wrócił do
Warszawy… Dlaczego?
Mrok opowiadał dalej, gdy zbliżali
się do końca ulicy. Odgłosy walki były bardzo odległe.
- Wówczas nastąpił wstrząs…
cokolwiek się stało uniemożliwiło mi wędrówkę po światach, sprawiając, iż nie
dość, że nie mogłem powrócić do punktu zero, stanowiącego początek wszystkiego.
Wszystkie moje plany, w tym ten dotyczący pokonania Berii zostały
sparaliżowane. Nawet me umiejętności postczłowieka nie pomogły, zamykając mnie
ciasnym świecie odwiedzonym już wcześniej przez emisariuszy generała Mrok. Ale
wtedy przybyliście wy – a zaraz potem Satya Nayada. Byliście w jakiś sposób
naznaczeni przez ciemne materie, po tym czego się dowiedziałem od was, pojąłem,
że jesteście emisariuszami Ciemnej Pani. I to pozwoliło mi zastawić na nią
pułapkę, gdy spadl na nas nano-rój.
Dojeżdzali powoli do muru, gdzie
droga dobiegała końca. Mrok zdawał się jednak tym zupełnie nie przejmować.
- W owym czasie nie miałem pojęcia
czym jest, ale wszystko się wyjaśniło, gdy po jej złapaniu powróciłem do
Kompleksu. Był całkowicie opuszczony, na szczęście urządzenia rozpoznały moje
molekuły, mimo iż byłem nieobecny przez pół wieku. Dzięki swym umiejętnościom i
technice Kompleksu uwięziłem tę istotę i zacząłem badać. Wiecie co się okazało?
Ona jest takim samym podróżnikiem jak ja, ale mającym wyjątkowe umiejętności.
Wędrowała poprzez aspekty z jakiejś odległej rzeczywistości, realizując swą
agendę, choć jest ona dla mnie całkowicie niezromiała. Ale dysponowała
technologią i umiejętnościami, które poznałem, gdy ją tu studiowałem. Dzięki
niej dowiedziałem się, jak kontrolować czas, choć nie zyskałem takich
umiejętności jak ona, gdy we wszystkich aspektach wciąż jest obecna, nie będąc
jeszcze mym więźniem, choć w mojej linii czasu została już złapana. Nauczyłem
się także kontrolować ciemne materie. Ale najciekawszych rzeczy dowiedziałem
się w Kompleksie.
Walter dostrzegł w oddali na niebie
narastające czerwone światło. Zbliżało się dość szybko. Spojrzał na Mroka, lecz
ten nie zareagował i mówił dalej.
- Widzicie, nieważne jak to
nazwiemy, aspektami, światami… Gdzieś na końcu rzeczywistości zrodziło się coś
wszechpotężnego, co zmierzało wprost do punktu zero, jakby usiłując wymazać
przyczynę tego wszystkiego, gdy w naszej rzeczywistości w 1961 roku rozdarto
cały wszechświat. Przez te pół wieku mej nieobecności nauka w Kompleksie poszła
bardzo do przodu i odkryto, że ta osobliwość jest całkowitym zaprzeczeniem tego
czym jesteśmy, stanowiąc wszechświat sam w sobie, który nie może istnieć wraz z
punktem zero, generującym nieskończoną liczbę wszechświatów możliwości. Osobliwość
zmierzała wprost tutaj anihilując całe wszechświaty, manifestując się w nich w
sposób zaprzeczający tamtejszym stałym. Bo tylko ona mogła pozostać w kuźni
jestestwa… ale wiedza w Kompleksie umożliwiła opracowanie sposobu powstrzymania
osobliwości poprzez wykorzystanie jej słabości, spawiającej, iż w jakimś
stopniu musi się w naszym wszechświecie fizycznie manifestować.
Rój przemknął tuż nad ich głowami
całkowicie ich ignorując. Walter obejrzał się i zorientował się, że pędzą w
stronę bitwy. Mrok najwyraźniej też go zauważył.
- Nanity, Walter – powiedział. - To co zniszczyło Kompleks, miało być
wybawieniem multi-aspektów i wieloistnienia. To rozwinięcie i wariant nauki
imperialistów, być może za wiele lat ich cybermaszyny osiągnęłyby ten etap. To
programowane maszyny, które miały pokonać osobliwość tym, co stanowiło jej
przeciwieństwo, nieznanym w jej wszechświecie. Grawitacją. To rozwinięcie bomby
grawitacyjnej, którą Kompleks wymyślił, by powstrzymać Berię. Ale jak wiele
innych rzeczy, także to poszła nie tak. Bo choć technika i nauka Kompleksu
wyprzedziła wszystko co poznałem nawet w sąsiadujących aspektach, a nanity
zdolne były do przemieszczania między światami, coś stało się w momencie ich
aktywowania. Wszyscy mieszkańcy Kompleksu mieli ich inny rodzaj w swych
ciałach, podobnie jak nasza nieżyjąca Swietłana. Z zapisków, które pozostawili
wynika, iż testowali obdarzenie nanitów jakiegoś rodzaju świadomością
Dojechali do muru, w którym nagle
pojawiły się znikąd wrota i zaczęły się otwierać, a Mrok nie przestawał mówić.
Walter dostrzegł za nimi jałową ziemię i całkowicie pustą powierzchnię. Zauważył,
jak w ich stronę mknie na niebie ciemny kształt.
- Cokolwiek się stało, nie zyskały
one żadnej inteligencji. Wydobyły się z ciał mieszkańców, przetwarzając je na
materię, lecz znajdujące się tu pole generowane przez wieże sprawiło, że
zostały w nim uwięzione. Wyobraźcie sobie moje zaskoczenie, gdy tu przybyłem.
Kompleks był pusty, a pole tłumiące trzymało w uwięzieniu czerwony rój. Chwilę
zajęło, nim pojąłem co tu zaszło. Badałem jednocześnie Ciemną Panią, pozbawiwszy
ją technologii, którą znalazłem na jej ciele, ale okazało się, że mam inny problem.
Zarówno wy jak i Satya opowiadaliście mi o upadku Warszawy, o martwym obszarze,
tymczasem przybyłem tu w czasie gdy nic takiego się działo. W kompleksie minęła
ledwie dekada od kiedy pewien młody lejtnant zniszczył i zadał im cios,
wpuszczając do środka Ciemną Panią, co sprawiło, iż uznali, że to nie Związek
jest zagrożeniem, lecz twory i zony, zaczęli więc badać ciemne materie i
doprowadziło ich do odkrycia osobliwości… ale co ciekawe w aspektach trwała
bitwa z udziałem specnazu, który przeszedł przez tunel i znalazł się na tym
samym poziomie rzeczywistości. Nie mogłem dopuścić by marszałek Pieńkowski
dotarł do Kompleksu śladem niejakiego Zacherta… więc wypuściłem na wolność rój.
Ten sam rój, który napotkałem wcześniej, gdy się poznaliśmy… Dziwne, prawda?
- To wy uwolniliście czerwone
światła? – przerwał Walter.
- Ależ oczywiście – Mrok wydawał się
zadowolony. - Okazały się bezrozumną masą, która przemieszczała się pomiędzy
światami konsumując materię, co sprawiało, iż ich przybywało. Spadł na korpus
specnazu, który odpalił bombę atomową. Wszystko to miało bardzo ciekawe skutki…
Rój skonsumował wszystko na pewnym poziomie rzeczywistości sprawiając, że we
wszystkich aspektach, również w waszym pozostał martwy obszar, pozbawiony
materii. Ocalał tylko Kompleks i punkt zero, ostatnia pozostałość świata sprzed
tego co rozerwało rzeczywistość… Nie wpadliście na to Walter, że nawet nasz
świat okazał się tylko aspektem? Odbiciem innego miejsca? Bo wszystko zaczęło
się tu gdzie jesteśmy, w 1961 roku. To rozbito świat i tylko tyle z niego
pozostało.
Ciemny kształt przemknął nad ich
głowami kierowany ogniem odrzutowego silnika, poprzedzany rakietą którą właśnie
wystrzelił. Walter odwrócił się, by spojrzeć na Kompleks, który właśnie
opuszczali i wówczas nagle ziemia zadrżała. Rozległ się huk eksplozji, a on
poczuł tąpnięcie, które poruszyło pojazdem. Wszystkie drzewa zafalowały i
ujrzał jak przechodzi przez nie jakby fala powietrza, niosąca ze sobą kurz,
która pchnęła pojazd w stronę bramy. Lecz nie uderzył w nią, bowiem Mrok
trzymał dłoń przed sobą i najwyraźniej zatrzymał pojazd. Wówczas dosięgła ich
fala pyłu, a Walter zaczął kasłać.
- Co oni narobili? – powiedział Mrok
wyraźnie zdumiony. Zapadła cisza, a odgłosy walki ucichły. Widoczność została
ograniczona do zera. – Nieważne – wzruszył po chwili ramionami. – Jedziemy stąd
– pojazd powoli ruszył przez bramę. – Posłuchajcie dalej – powiedział. - Po
całym tym zamieszaniu odkryłem pewną rzecz, zyskując umiejętności podejmowania
pewnych działań w strumieniu czasu. Ustanowiłem w przeszłości barierę w zonie
południowej, dzięki technologii Kompleksu, która stanowiła ograniczenie dla
Roju. I tak oto okazało się, że to ja umieściłem czerwoną mgłę, ukrywającą
Kompleks przed oczami postronnych… Mając władzę nad czasem postanowiłem
spróbować czego innego, przesunąłem Kompleks w fazie, pozostawiając jedynie
pusty obszar, także stał się oddzielnym aspektem, wraz z punktem zero, mogłem
więc w prawdziwym świecie zlikwidować czerwoną mgłę. Uczylem się władzy nad
zonami, nad fizyką i tworami, słałem na was Polaków, a wreszcie nie chcąc by
Beria przysłał mi kolejne oddziały, postarałem się zabezpieczyć flankę.
Niewiele trzeba było, by doprowadzić do upadku Warszawy.
- Jak mówiłem. Chcieliście tylko
władzy – Walter znowu zaczął kasłać. Pył w powietrzu zdawał się nie
przeszkadzać Mrokowi, który spojrzał na niego i pokręcił głową.
- Po co przejąłem władzę? Coś wam
wyjaśnię… Kompleks chciał powstrzymać osobliwość, która przybywała tu wzywana
przez ciemną materię, komunikując się z nią, wskazując jej kierunek i azymut
prowadzący do miejsca rozdarcia wszechświata. Ale po co to robić, skoro można
zrobić coś więcej? Kiedy to zrozumiałem, stworzyłem plan. A jego częścią stała
się zemsta na Berii, bo nie myliliście się mówiąc, że wszystko sprowadza się do
rozgrywki między nami. Wiedziałem, jak osiągnąć to, co chcę zrobić, a Beria
mógł mi pomóc to osiągnąć. Wiedziałem ile mam czasu, więc chyba wiecie co
zrobiłem?
- Zniszczyliście Warszawę – rzucił
Walter.
- Odrodziłem ją, stworzyłem Konwent, przejąłem
władzę w mieście, aby mieć tu bazę i jednocześnie dać Berii wiarygodny powód do
reakcji. I gdy nadszedł czas rzuciłem mu wyzwanie, otwierając zony w jego
miastach, zabierając jego obywateli i przesyłając mu wiadomość. Zareagował
dokładnie tak jak chciałem, ciskając we mnie atomówkami, które nie mogły
wybuchnąć, bo uniemożliwiłem reakcję jądrową. Potem rzucił we mnie siły i
przybył sam, by zdobyć to, czego pragnął najbardziej, a czym machałem mu przed
oczami –nieśmiertelność. A tymczasem czas się kończył, przybywała osobliwość
- Coś nadeszło – powiedział Walter,
lecz Mrok go zignorował.
- Jednej rzeczy nie przewidziałem –
powiedział. - W to wszystko wmieszali
się maoiści… i imperialiści z Polską w tle. Więc musiałem tą pieprzoną Polską
zagrać, choć najpierw usiłowałem się ich pozbyć. Ci wasi przyjaciele okazali
się prawdziwym problemem. Początkowo chciałem się pozbyć ich desantu, posłałem
cienie do Sochaczewa, użyłem fizyki by was dopaść, jednak gdy wszyscy
zmierzyliście się bitwie na moim podwórku, dotarło do mnie, że całą tę sytuację
można rozegrać na własną korzyść. I rozegrałem was wszystkich pomiędzy sobą,
zmierzyliście się w bezsensownej walce, realizując własne plany, lecz wszyscy
przeoczyliście, że tańczycie do mojego. A ja dostałem to, co chciałem, i to nie
od Berii, któremu chciałem zabrać ładunek nuklearny potrzebny do mojej masy
krytycznej, lecz od imperialistów.
Waltera w zasadzie przestały
obchodzić jego słowa, a Mrok wyraźnie potrzebował go, aby pochwalić się tym co
dokonał. Spojrzał na jałową ziemię, a potem na opadający pył. Było coraz
jaśniej, a przed sobą wydawało mu się, że w powietrzu dostrzega w oddali jakiś
ciemny kształt.
- Walter… - przywołał go Mrok. - Mówiłem
wam kiedyś, że stałem się post-Polakiem. Zyskałem moc równą Bogu, możliwość
kierowania stałymi, wpływania na masy, lecz nadal nie na świat. Nie jestem
Bogiem, lecz nim zostanę. Bo da mi to osobliwość, która tu przybywa. Kompleks
chciał ją powstrzymać, lecz przeoczył, że osobliwość niszcząc wszystkie
wszechświaty stworzy nowy – własny, z własnymi zasadami. A ma dwie słabości –
grawitację i promieniowanie jądrowe. Złapię ją więc w pułapkę, siły ciążenia i
eksplozji nuklearnej, a potem dzięki ciemnym materiom dokonam tego, co chciała
tu od początku zrobić. Zakończę istnienie wszystkich światów. Wiecie dlaczego?
Bo w nowej rzeczywistości, która się narodzi, ja będę demiurgiem. Będę kierował
nie tylko regułami i zasadami, nie tylko wpływał na stałe, lecz tworzył je i
przekształcał, będę twórcą i całym istnieniem!
- Jesteście szaleni! – powtórzył
Walter po raz kolejny.
- Nie, Walter – pokręcił Mrok głową.
– Wszystko wyliczyłem. Osobliwość to manifestacja całkowicie innego aspektu, w
Kompleksie odkryto ją i opisano, gdy tylko pojawiła się w naszym wszechświecie,
wiem więc dokładnie czym jest. Żywi się promieniowaniem jądrowym, więc nim ją
nakarmię. Podąża śladem ciemnych materii, tego co przybyło tu w 1961 roku, aż
do ich źródła, a ono jest właśnie tutaj, w miejscu gdzie spadło. W punkcie
zero. Niszcząc je zniszczy rozdarcie i wyeliminuje wszystkie aspekty,
pozostawiając tylko swój. Ignoruje grawitację, lecz zostanie uwięziona w jej
polu, po tym jak zostanie nakarmiona promieniowaniem nastąpi jej kolaps, który
sprawi, że wykorzystam ciemną materię wchodząc do jej wszechświata i tworząc całkowicie
nowy, w chwili gdy dojdzie do zniszczenia naszego. Nie będę was zanudzał
naukową, stroną, bo i tak nie zrozumiecie. Właśnie dlatego opuszczamy Kompleks,
osobliwość już tu jest, pożarła wszystkie wszechświaty poza tym aspektem i
punktem zero. A my wciągniemy ją w pułapkę, patrząc jak spada na Kompleks nieco
z boku i… - nagle zamilkł spoglądając na nieboskłon przed nimi, gdyż wyjechali
z pyłu i znaleźli się niecałą wiorstę od miejca, gdzie dostrzec można było coś
na kształt kręgu. – Co do diabła? – powiedział wreszcie.
Walter powiódł oczami za jego
wzrokiem i spojrzał na geometryczny kształt o dziwnych kątach i dwóch ramionach
zawieszony nad kręgiem, w stronę którego zmierzali.
- Powiedziałbym, że przybyli
imperialiści – stwierdził, widząc polskie litery NASW na czarnym poszyciu. –
Czyżbyście nie uwzlędnili w swych planach Sojuszu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz