Fenrir
znajdował się między Ziemią a Księżycem. Matematyka oznaczyła go jako szare
koło lub kulę, widoczną wyłącznie dzięki soczewkowaniu grawitacyjnemu, bowiem
zdaniem telemetrii w tym miejscu przestrzeni niczego nie było. Wedle filtru
opracowanego przez Everetta znajdował się w odległości ponad 100 000 mil od
planety i tym razem miał 27 mil średnicy nie istniejącej w trójwymiarowej
rzeczywistej przestrzeni. Najbliższym statkiem był „Von Braun”, choć oddalał
się właśnie od niego, lecąc w kierunku Ałmaza. Arciniegas nie musiała patrzeć
na ekran, by wiedzieć z jakiego powodu tak się dzieje. Gdyby wyrysowała linię
prostą z Ziemi w kierunku Fenrira, okazałoby się z pewnością, że zajął pozycję
bezpośrednio nad nieistniejącą strefą anomalii pod Warszawą, niegdyś zwaną zoną
południową.
- Triptree, ładuj Phaetony i strzelaj w jego kierunku – poleciła. – Niech zbierają wszelkie
możliwe dane i przesyłają do Hermesa – sprawdzała jednocześnie wszystkie
systemy. – Wygląda na to, że wszystko na razie działa – powiedziała. – Hagen,
bądź gotów do rzutu fotonowego… ustaw automatyczny rzut w wyliczony punkt
przestrzeni Sojuszu, gdy tylko eniak wykryje zmianę kształtu. Może zdążymy.
- Jeszcze
nie strzelają – zauważyła Triptree. – Poprzednio zareagował dopiero gdy został
trafiony.
-
Poprzednio w jego okolicy nie było promieniowania – odparła Arciniegas. – A
zdaje się, że mamy go tu całkiem sporo, nie licząc jonizacji w części
atmosfery. I samej Ziemi.
- I
anomalii – dopowiedziała tamta.
Arciniegas nie odpowiadała. Zacisnęła dłoń w
pięść i zastygła bez ruchu.
-
Przynajmniej nasi myślą – powiedziała po chwili. – Nasze doświadczenia coś
dały. Apollo wytracają prędkość.
- A nasi
przyjaciele nie – powiedział Mellier. – Zmienili delikatnie kurs, ale wciąż idą
w naszą stronę z otwartymi wyrzutniami.
- Ałmaz
znowu otworzył transmisję do Warszawy – poinformowała Triptree. – I nadal nie
ma odpowiedzi. Cały czas tam nadają od kiedy wystrzelili pierwszą salwę, ale
nie ma transmisji zwrotnej. Do kogo oni nadają do cholery?
- Pewnie
do kogoś kto koordynuje ich działania z ofensywą na Ziemi – mruknęła
Arciniegas. – Nie odpowiada, więc Tiereszkowa
zdecydowała, że będzie na razie gonić nas…
- Nie chcę
przeszkadzać – wtrącił Hagen. – Ale wciąż idziemy kursem na Ałmaz. Mogą
wyliczyć naszą pozycję, skoro zobaczą jak wystrzelimy Phaetony – ale Arciniegas
go nie słuchała.
- Dlaczego
nasza grupa pościgowa zmienia kurs? – zapytała. Na ekranie Woschody lecące w
ich kierunku zaczęły przyjmować nowy wektor kierunku. Zupełnie jakby znowu
zajmowały pozycję do ataku. Tylko co tym razem chcą osiągnąć? Po czym nagle
dotarło do niej. – La putissima madre que le pario – wyrwało się jej i zrobiło
się jej gorąco. Skurwysyny, dobrze to wymyślili. Rozważyła jakie mają opcje. –
Hagen, dopalacze. Kurs na stację Ałmaz, ma być nas widać. Triptree, wystrzel te
drony i niech lecą macać Fenrira, ładuj mi Bellerofonty. Mellier inicjacja
wystrzelenia pocisku Cruise na moją komendę.
- Jednak
popełniamy samobójstwo? – nie wytrzymała Triptree. Jednak przeciążenie wbiło ją
w fotel, a pokład zadrżał, gdy wystrzelili drony, więc wypełniali rozkazy.
- Nie. Ratujemy
Sojusz. Znowu, nie wiem który już raz dzisiaj – powiedziała Arciniegas. – A
teraz nadawaj otwartym kanałem.
- Gotów.
- Tu
kapitan Arciniegas z USS „Von Braun”. Rozpoczynamy atak jądrowy na Ałmaza –
powiedziała. – A teraz powtórz, na wypadek gdyby przegapili.
- Nikt nie
przegapi.
- Nie
skończyłam. Teraz koduj i nadawaj do ISS – za wszelką cenę nie dopuścić do
odpalenia przez jednostki wroga pocisków jądrowych. Priorytet czerwień. Fenrir.
Nadawaj! –poleciła. – Rozumiecie co te gnoje chcą zrobić? Odpalą rakiety
jądrowe na krótko z detonacją w przestrzeni Sojuszu, nawet nie muszą trafiać w
cel, a wtedy Fenrir…
- … nas
pożre – dokończył Mellier.
- A co my
dokładnie robimy? – zapytała Triptree.
-
Wystawiamy się na cel – powiedziała Arciniegas. – Niech strzelają. Ale do nas,
jesteśmy w przestrzeni Związku. Jeśli chcą nakarmić Fenrira, zaprosimy go na
ich pastwisko. Czekaj… weź daj jeszcze połączenie radiowe otwartym –
chrząknęła. – Tu Arciniegas. Wciąż nie działa matematyka i łączność. Powtarzam,
zgodnie z planem przeprowadzam atak jądrowy przy pomocy dronów przenoszących
pociski nuklearne. Nadaj.
- Mamy
takie drony? – zapytał Hagen.
- Nie
wiem, mamy? – zdziwiła się teatralnie. – Jak sytuacja?
- Idzie salwa – poinformował Mellier.
Spojrzała
na telemetrię. Tym razem strzelało NASW. Praktycznie wszystkie okręty Apollo,
mimo iż znajdowały się poza zasięgiem umożliwiającym efektywne trafienie
odpalały pociski ASAT, które mknęły przez przestrzeń z prędkością wielokrotnie
przewyższającą osiąganą przez silniki statków. Taktyka Związku, pomyślała, mają
uniemożliwić im manewrowanie i nie dopuścić do zajęcia pozycji umożliwiającej
oddanie strzału. Teoretycznie mogli to zrobić będąc w ruchu, ale przynajmniej z
tą rzeczą kanonierzy Związku mieli problem, bowiem przeliczając cele na swych
suwakach logarytmicznych nie byli w stanie uwzględnić poprawki polegającej na
odrzucie, jakiemu podlegał statek. Pociski Saber nie miały systemu
nakierowywania, leciały tam gdzie wyliczono strzał, co oznaczało, iż Woschody
musiały zwolnić, by odpalić swe rakiety, najlepiej znaleźć się pozycji
stacjonarnej. Salwa ze strony NASW miała im to uniemożliwić. Za rakietami
mknęły Bellerofonty, by podjąć próbę ataku rakietami Sidewinder i Maverick,
zapewne kodowano im właśnie, aby przypuszczały go nietypowo na wyrzutnie
pocisków jądrowych. Apollo zaś teraz szły na pełnej mocy dopalaczy, usiłując
znaleźć się jak najszybciej blisko wroga, gdzie zasięg wiązki energetycznej
mogącej zestrzelić pociski nim zajdzie reakcja nuklearna był najbardziej
efektywny.
- Ałmaz
strzela! – zawołał. - Torpedy w przestrzeni! - Zabrzmiał alarm taktyczny. Stacja wystrzeliła sześć
pocisków Saber, w kierunku przestrzeni Sojuszu.
- Mellier,
zdejmuj jeden wiązką, dla dwóch pozostałych namiar rakietowy… co mamy
załadowane?
-
Sidewindery. Na szczęście. Jest namiar.
- Strzelaj
bez rozkazu. Triptree, potrzebuję natychmiast Bellerofontów. Te
rakiety nie mogą dotrzeć do przestrzeni Sojuszu – mówiła szybko. Poczuła
delikatne drżenie, gdy odpalili rakiety.
-
Bezpośrednie trafienie wiązki – meldował Mellier. – Pierwsza zdjęta… Deep Space
strzela!
Na ekranie
taktycznym wykwitło ostrzeżenie. ISS odpaliło osiem pocisków Tomahawk
wycelowanych w Ałmaza. Te natychmiast pomknęły do celu.
-
Ostrzeżenie z ISS. Mamy osiem minut i dwanaście sekund by się zabrać z
przestrzeni wroga – powiedziała Triptree. – Jeśli nie uda się osiągnąć celu,
będą detonować je radiowo wcześniej, gdy tylko znajdą się po tej stronie
kreski.
- Przekaż,
aby byli gotowi na detonację ręczną, gdy wybuchnie Cruise, niech monitorują
sytuację – poleciła. – Nasze pociski osiągną terytorium Związku za cztery
minuty… tyle czasu musimy tu wytrzymać, potem odpalamy nasz i do domu.
-
Strzelają do nas! – uprzedził Mellier i wyć zaczęły kolejne alarmy, aby tego
nie przegapiła.
Wszystko
zaczęło dziać się na raz. Choć skupiała
się wyłącznie na tym co dotyczy ich, widziała bitwę na siatce taktycznej. Na
ich rufie NASW atakowało okręty Kosmfloty, które zamiast walczyć odpaliły
silniki i szły kursem na przechwycenie pocisków Tomahawk wystrzeliwując rakiety
Ch-33 i przygotowując działka NR. Kosmflota wpadła w tym punkcie przestrzeni we
własną pułapkę, bowiem okręty mające strzelać pociskami jądrowymi były teraz
pod ostrzałem i musiały się bronić, jednocześnie dokonać przechwycenia pocisków
nuklearnych. Nieopodal kordonu ochronnego na orbicie alarm ogłosił wystrzelenie
Saberów, te jednak zostały zdjęcie przez walczące tam statki. Nagle zobaczyła
jak dwa punkty o różnych kolorach zbliżają się do siebie i zaczynają migotać.
Po chwili zgasły. Hagemayer właśnie staranował Woschoda przeciwnika poświęcając
własny okręt. A jednak nie będzie tej kolejki, zdążyło jej przemknąć przez
myśl, lecz musiała się już zająć rakietami impulsowymi lecącymi w ich kierunku.
Wówczas eksplodowały dwa pociski Saber trafione Sidewinderami prosto w ogień
odrzutu, który napędzał przyśpieszające cały czas rakiety. „Von Braun”
wystrzelił Bellerofonty, które podjęły pościg i zaczęły strzelać w ślad za
Saberami.
- Ładuj
Aegisy, Triptree – poleciła. – Hagen, wyłączaj napęd, znikamy im z oczu,
oczywiście z korektą toru lotu, utrzymuj kurs.
Z
namierników wroga zniknęło źródło ciepła, przesłonięte przez dysze ochronne, a
nie mając „Von Brauna” na radarach tamci mogli jedynie domniemywać, gdzie się
znajduje. Chwilę później na trasie podejścia do stacji zaczęły wybuchać
pierwsze rakiety, na razie dość daleko od nich. Hagen zgodnie z jej rozkazem
trzymał kurs na Ałmaz, stanowiący bryłę geometryczną na taktyce.
Złapała za
telefon.
- Gellert,
ani słowa – powiedziała. – Generator ma działać. Będziemy uciekać bezpośrednio
z wybuchu jądrowego.
- Mamy ten
rzut. To przedostatni – odparł, nie wchodząc w dyskusję.
Nie
zdążyła odłożyć na dobre słuchawki, gdy miała już na linii Everetta.
-
Zastanawiałam się kiedy się pan odezwie – powiedziała.
- Z tego co
widzę postanowiliśmy wszyscy jednak rozpętać tę ostateczną wojnę jądrową –
zaczął, lecz nie dała mu dokończyć.
- Jeśli
następna ma być na kamienie, musimy zatrzymać Fenrira – powiedziała. – Znalazł
pan na to jakiś sposób?
- Nie do
końca… Na razie skupmy się na tym co tu się dzieje. Rozumiem, że wszyscy
postanowili odpalać pociski jądrowe by ściągnąć uwagę naszej osobliwości na
przeciwnika?
- Jak
widać. Jakieś uwagi? – skrzywiła się gdy szarpnęło. Hagen użył silników
manewrowych. Mellier zawołał o kolejnej salwie rakietowej wystrzelonej w ich
kierunku.
-
Poprzednio wszystko zadziało się gdy strzelili do niego. Teraz strzelamy do
siebie. Ale skoro promieniowanie wzrośnie niebotycznie, powinna zajść jakaś
reakcja. Ale wie pani…
- Tak?
- W
kontekście tego, co zacznie robić z Ziemią, to co robimy teraz… nie ma
najmniejszego sensu.
- Może
będziemy szybsi od niego i zniszczymy się sami – odpowiedziała i odłożyła
słuchawkę. Na taktyce zaszły dalsze zmiany, jej Bellerofonty zestrzeliły dwa
następne pociski Saber, ostatni opuszczał właśnie terytorium Związku, wówczas
jednak dosięgła go rakieta z jednego z Apollo. To zagrożenie było
wyeliminowane. Pociskom Sojuszu szło tylko trochę lepiej, bo Woschody nie
bacząc na ostrzał waliły w ich kierunku salwami rakiet i cztery Tomahawki już
eksplodowały.
- Nie mam
już bezpiecznego podejścia – zawołał Hagen. – Cholera, walą z działek NR! –
wykonał unik, który wbił ją w fotel. Choć byli jeszcze na tyle daleko, że mogli
nadal manewrować, wróg nie zamierzał dać im szansy. Od Ałmaza oddzielały ich
liczne detonacje rakiet i salwy rakietowe kierowane wszędzie tam, gdzie choć na
chwilę wykryto „Von Brauna”, gdy używali silników rakietowych, bądź
wystrzeliwali drony. Poczuła wstrząs i na chwilę przeciążenie sprawiło, że
głowa poleciała w lewo. Najwyraźniej zostali trafieni.
-
Otwierają wyrzutnie – uprzedził Mellier. A więc zdążyli już przeładować pociski
nuklearne.
- Nie ma
wyjścia, musimy strzelić pierwsi – powiedziała. – Triptree, co z dronami?
- Jeszcze
20 sekund do odpalenia.
- Ustaw im
ochronę pocisku – spojrzała na odległość. Podeszli na 10 mil i nie byli w
stanie dojść bliżej, blokowani przez ostrzał i salwy z działek na trasie
podejścia kierowane na oślep. Gdy wystrzelą pocisk wszystkie zaczną strzelać by
przechwycić Cruise. Odetchnęła głęboko. – Pora na naszą samobójczą szarżę,
załogo. Pokaż mi obraz stacji.
Taktyka
wyświetliła zobrazowaną skanem telemetrii regularną bryłę wielokątów, złożoną z
figur geometrycznych, tak niepodobną do modułowej stacji ISS, ciężko
opancerzoną, przypominającą połączone klocki. Zastanawiała się w której części
rezyduje Tiereszkowa, ale nie była w stanie tego dociec. Wszystko wyglądało tak
samo, potężnie i pancernie, jak twierdza wroga.
- Hagen.
Kurs na dopalaczach na wprost po wystrzeleniu dronów. Mellier odpalaj pocisk, z
detonacją nuklearną w momencie jakiegokolwiek naruszenia głowicy bądź rakiety.
Nawet jeśli ich nie trafimy, walniemy w wystarczającej odległości, by wybić im te nieistniejące szyby w oknach. Więcej nie zrobimy, ale żaden statek NASW nie podszedłby nigdy
tak blisko. Informacja do ISS, użycie pocisku jądrowego w przestrzeni
przeciwnika. Triptree, autoryzuj bez tego pieprzenia na głos, jesteśmy świadomi
co robimy, ja już zatwierdziłam. Gotowi? – potwierdzili. – Jeszcze jedno, pierwsza,
bądź tak łaskawa nadać do Ałmaza komunikat podpisany moim nazwiskiem. Niech
Tiereszkowa uprzejmie się pierdoli – odczekała chwilę. – Zaczynamy!
W chwili
gdy „Von Braun” odpalił silniki i ruszył na dopalaczach w stronę ostrzału alarm
taktyczny poinformował o wystrzeleniu kolejnych pocisków Saber z Ałmaza. W
przestrzeni Związku znajdowały się dwa Tomahawki, a ISS otwierało właśnie
wyrzutnie by strzelać kolejnymi. „Von Braun” wystrzelił pocisk Cruise, którego
ochronę przejęły dwa Aegisy odpalając flary i wabiki, wystrzeliwując pakiety
pociętej folii, które zakłóciły radar. Wpadły w strefę ostrzału i wówczas
lecący za nimi „Von Braun” został trafiony jedną z rakiet, jednocześnie
rozpoczynając rzut w błysku jasnego światła.
Arciniegas
otworzyła oczy. Wszystko się uspokoiło. Przeżyli.
-
Triptree. Telemetria. Chcę wiedzieć czy nam się udało – czekała na informację
dotyczącą pocisku Cruise. Wiedziała, że nie miał szansy przebić pancerza stacji
Ałmaz, jednak teraz liczyło się tylko to, czy doszło do eksplozji jądrowej, nim
tamci zdążyli go zestrzelić. – I sprawdźcie jakie mamy uszkodzenia – dodała po
chwili.
- Dziwne –
powiedziała Tripree. – Nie ma Hermesa. Niczego nie ma.
- Co się
tym razem stało? – westchnęła. – Rozwaliło nam czujniki od tego trafienia?
- Nie… nie
rozumie pani – Triptree wpatrywała się w pusty ekran siatki taktycznej, który
wyświetlił się także u pozostałych. – Nie ma niczego. ISS, statków NASW,
Hermesa, Ałmaza…
- Gdzie
jesteśmy? – zapytała Arciniegas. Zadzwonił telefon.
- Mamy
problem – poinformował ją Everett. – Wygląda na to, że połknął nas Fenrir.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz