Warszawa
ruszyła do walki 2 października 1989 roku o godzinie 21 czasu lokalnego zgodnie
ze wskazaniami pozycjometrów korpusu ekspedycyjnego Sojuszu Zjednoczonych
Narodów dowodzonego przez pułkownika Janusza Sokolińskiego z II SBS oraz
sierżanta Theodore’a Kowalskiego z NASW USMC. Godzina ta mogła być
kwestionowana, bowiem lokalny odczyt sił generała Matthew Grieve’a wskazywał
siedemnastą. Z kolei na powierzchni rozstawione na swych pozycjach siły
desantowe nie potrafiły zsynchronizować ze sobą swych matematyk, dających różne
odczyty. W chwili gdy zabrakło koordynacji, a główny hub stracił
synchronizację, po utracie łączności z siecią satelit ISS, nikt nie był w
stanie stwierdzić, która dokładnie jest godzina. Ciemność przesunąła się znad
centrum miasta, obejmując swym centrum Mokotów, zbliżając się do Twardej, skąd
w nowej sytuacji można się było spodziewać ataku. Ten jednak nie nadchodził, za
co generał Stackman dziękował siłom wyższym, bowiem i bez tego miał pełne ręce
roboty. Fort Alamo nie mógł koordynować działań sieciocentrycznych, Stackman
musiał więc przypomnieć sobie gwałtownie czasy analogowe. Po tym jak udało im
się przywrócić łączność, przekazywał rozkazy dysponując niepełnymi
informacjami, gdyż sieci lokalne nie były w stanie z powodu obciążenia
przetwarzać tak wielkiej ilości informacji. Tkwił więc na rozłożoną mapą, gdzie
jego adiutant nanosił odręcznie zmiany, a on na nie reagował. Chwilę wcześniej
rozpętało się piekło, a Sojusz i Związek stanęły do bitwy, zaś on nie miał
czasu zastanawiać się z jakiego powodu sieć obronna sprzymierzonych przestała
działać i czy tamci wystrzelili swe rakiety. Jego problemem stało się tu i
teraz.
Tymczasem
pod ziemią wybuchło Powstanie. Początkowo nikt o tym nie wiedział, bowiem
problemem był brak łączności, przepływu informacji i panujący od kilkunastu
minut chaos. Zryw nie miał liderów, jedynie ludzi, którzy ponieśli żagiew buntu
i zwiastun wolności, który zabłysł pośród mroku niczym gwiazda. I Warszawa go
usłyszała, po czym powstała. Gdyby ktokolwiek dysponował wiedzą na temat tego
jak wygląda sytuacja, a zwłaszcza był światom tego, iż nad powierzchnią planety
ostateczne zwycięstwo osiągnął właśnie Związek, a rakiety nuklearne zmierzają w
stronę terytorium Sojuszu i nie ma żadnego sposobu, by je powstrzymać, zapewne
zastanowiłby się dwa razy. Lecz nikt nie miał o tym pojęcia, nie było osoby,
która wiedziałaby o tym co dzieje się w samym tylko metrze, na zewnątrz zaś
zmienne i anomalie zdawały się być w pełni szaleństwa, gdyż COŚ nadchodziło.
Wszystko
zdawało się dziać praktycznie jednocześnie, w zrozumieniu czegokolwiek nie
pomagała niezgodność czasowa, jaka wyraźnie panowała w Warszawie. W zasadzie
nieistotne było skąd padł pierwszy strzał, kiedy już tak się stało, wszystkie
strony zaczęły realizować swe plany. Kolektyw uderzył na Stację Stawki,
stanowiącą centrum podziemnej Warszawy, a jego nieskończone siły, sprowadzone do
tuneli północnego rozdzieliły się, by skierować się ku Stacji Krasińskich,
gdzie nie natrafiły na opór. Główny trzon uderzenia dotarł do Gęsiej, gdzie
stawił czoła cieniom, które niezwłocznie zostały wsparte odwodami
przygotowującymi się do uderzenia na Stację Zwycięstwa, a także siłami
gromadzonymi do zaszachowania oddziałów znajdujących się przy Zachodnim Węźle
Kolejowym. Chwilę później na tyły Kolektywu, przy Stacji Muranowskiej otwarte
zostało przejście i z nieograniczonej przestrzeni wysypała się ku ochotnikom
nieskończona liczba tworów, zwanych Polakami. Wu Shu Zhan mając je za plecami
otworzył kwiat lotosu i rozpoczął bitwę, wiążąc siły Mroku na tych dwu
stacjach, które wskutek działania fizyki straciły swą spójność strukturalną, a
tunele zaczęły drżeć pod masą ziemi, jaka napierała na coraz bardziej niespójne
betonowe podpory. Pociski kwasu, energii, dźwięku zwarły się ze sobą w bitwie,
której nie był świadomy nikt poza Kolektywem i Mrokiem. Wu Shu Zhan popędził
naprzód, jednocześnie posyłając odwodem przez Pawią odłam swych sił. Wiódł ku
zwycięstwu jedyną władczynię, aby wyrwać z rąk Mroku tajemnicę, która stanowiła
źródło mocy i klucz do powstrzymania tego, co przybyło do nich z gwiazd. Jego
plan się powiódł. Zaatakowany Mrok wraz ze swym źródłem mocy zaczął się
przemieszczać, a jedynym bezpiecznym miejscem była dla niego brama, do której
prowadził ścigające go siły Kolektywu, rozrywające swą grawitacją podziemne
miasto, gubiące się gdy łączność była przerywana.
Szereg
czynników pokrzyżował sieć planów Mroku, który zrozumiał, że musi improwizować.
Sądził jednak, że będzie jeszcze w stanie zwodzić wszystkich graczy znacznie
dłużej i doprowadzić do starcia między Związkiem, Sojuszem a Kolektywem,
podczas którego będzie w stanie osiągnąć swe cele. Spadochroniarze dowieźli
bombę do Dworca Głównego, gdzie wcześniej planował ich przez jakiś czas
zatrzymać, pod nie do końca fałszywym pretekstem, iż konieczne jest
odblokowanie drogi wiodącej do Berii, przez linię wojenną lub Stację
Zwycięstwa. Wiedział, że jego czas się kończy, gdy z grupą buntowników w tym
ostatnim miejscu porozumieli się żołnierze Sojuszu, acz był przekonany, że moc
jaką im oferuje, nie będzie czymś co mogą odrzucić. Postawa Grieve’a mocno go
zadziwiła, bowiem wydawał się podchodzić do tego zbyt ostrożnie. Mrok wiedział,
że nie ma zbyt wiele czasu, bowiem z gwiazd przybyło to, co miało zmienić
wszystko. Gdy jednak poczuł zbliżającą się do Ziemi obecność, pojął z czym ma
do czynienia i zrozumiał, jak bardzo musi się śpieszyć, z tym co zaplanował.
Atak Kolektywu przyśpieszył jedynie jego działania, które zaczął
intensyfikować, w chwili gdy jego czujki wskazały mu obecność w tunelach sił
Związku, wkraczających od strony Fabrycznej i ruszających do ataku. W pociągu
regenerował swe ciało i odzyskiwał siły, ponadzmysłowo wydawał polecenie i
rozkazy, szukając śladów obecności i działania, które sypało przez cały czas
piasek w tryby maszyny jego planu. Gdy tylko tracił czujność, odkrywał że moc,
której źródło posiadał, działa przeciw niemu. Nie pojmował kompletnie sensu
tych działań, takich jak zmiana struktury czasoprzestrzeni, by ścieżki tuneli
doprowadziły oddział Dziewiątej Kompanii na Zwycięstwa, lecz wiedział, że nie
ma w tym przypadku. Był również przekonany, że wie, kto za tym stoi, mimo iż zagrożenie
to całkowicie zneutralizował. Wszystko to stanowiło element niepokoju, w
centrum którego był Walter. Posiadłszy moc Mroku widział, co uczyniła z nim
istota, którą znał jako Ciemną Panią, sprawiając iż stał się dla niego
praktycznie niewidoczny. Zdawało mu się, iż młody żołnierz wie więcej, niż się
do tego przyznaje, teraz jednak musiał się skupić na bieżących działaniach.
Posłał więc swe siły do ataku i nakazał odebrać im bombę spadochroniarzom, ze
zdumieniem odkrywając, iż broń tamtych jest całkowicie nieskuteczna. To
rozwiązało mu problem Grieve’a, ku któremu posłał część swych sił, by zniszczyć
Sojusz pod ziemią. Chciał skupić się na Berii, bowiem nie musiał słuchać jego
posłania, które dostarczył Gerber, by wiedzieć, iż tamtego nie można nie docenić.
Zaskoczył go już pokazując, iż ma moc rozrywania miejscowej fizyki, lecz nie
wiedział wciąż, o co toczy się gra. Tak długo, jak był przekonany, że stanowi
rozgrywkę między nimi, nie pokazywał pazurów. Światło był już praktycznie u
celu, dzięki imperialistom dostał to, czego pragnął. Jego działania uległy
przyśpieszeniu, gdy został postrzelony przez snajpera Związku. Nieoczekiwanie
pocisk zdołał przebić jego ciało, choć generał nie miał pojęcia jak to możliwe. Jak się
okazało specnaz dysponował nabojami, mogącymi powstrzymać jego i cienie, choć
nie działały one tak samo jako amunicja marines. Gdy Światło się otrząsnął i
zaczął regenerować, musiał działać, bowiem Grieve zaczął przejmować Dworzec
Zachodni z rąk Konwentu.
Generał
obezwładnił siły przeciwnika na stacji. Zdumionym ludziom z czarnymi oczami
jego marines odebrali broń, a gdy niektórzy zaczęli stawiać opór,
niespodziewanie do walki włączyli się mieszkańcy miasta. Zaczęli odbierać broń
tamtym, wiwatując głośno. Grieve nie miał czasu wytłumaczyć im pomyłki, ani
ostudzić ich entuzjazmu, który go zaniepokoił, gdyż wolał nie mieć w swym
otoczeniu cywili z bronią. Jednocześnie Stackman zameldował o rozpoczęciu ataku
przez Związek, a grupa zwiadowcza znajdująca się na stacji Żytniej o natarciu
Kolektywu. W chwilę później z tunelu nadeszły cienie i uderzyły na marines.
Choć jak się okazało ich karabiny działały, było nieco strat spowodowanych
faktem, iż Grieve dysponował wojskiem, które zardzewiało na Deep Space. Musiał
walczyć siłami jakie posiadał, wsparł więc walczących na Żytniej siłami
Mallory, mając nadzieję, iż w stosunku do Kolektywu ich broń okaże się
skuteczna, znaczną część sił pozostawił na Żytniej polecając umocnić się i
utrzymać jedyną drogę ewakuacji na powierzchnię, scedował całkowicie dowództwo
sił na powierzchni na Stackmana, następnie zarządził kontrnatarcie w kierunku
Dworca Głównego. Jak na głównodowodzącego siłami Sojuszu zachował się mało
profesjonalnie, w tej chwili nie miał jednak innego wyjścia, niż skupić się na
walce pod ziemią, ciężar decyzji pozostawiając Stackmanowi. Udało mu się
przywrócić łączność i słyszał wezwania partrolu marines Ethana i
spadochroniarzy ze stacji Chałubińskiego, do tego miał przyjść na pomoc
Rowickiemu, który wciąż się nie zgłaszał, a miał ze sobą bombę. Grieve klął na
czym świat stoi, żądając od Rassmusena wyjaśnień z jakiego powodu na Konwent
działa wyłącznie broń marines, mając nadzieję, iż Światło nie wpadnie na
pomysł, by przeprowadzić atak od południa. Rassmusen mu nie był w stanie pomóc,
a siły marines były zbyt małe, by się tu utrzymać. Grieve opracowywał już plan
ewakuacji po uratowaniu bomby i Rowickiego, a przede wszystkim grupy
Kowalskiego, której mu niezmiernie brakowało. Jej doświadczenie bojowe byłoby
wręcz nieocenione. Zastanawiał się jak przebić się i przyjść im z pomocą, był
bowiem przekonany, że stawiają czoła Konwentowi i Kolektywowi samotnie. Gdy
dowiedział się, że atak tego ostatniego wyhamował, był niezmiernie ucieszony.
Umocniwszy się na Dworcu Zachodnim, stąd kierował działaniami. Porucznik Ethan
ze swym oddziałem dotarł na Chałubińskiego akurat by zobaczyć jak na stację
wpada dziwny pociąg przypominający pocisk. Wjechał na tor prowadzący ku
Dworcowi Głównemu, ignorując całkiem trwającą na stacji walkę między
spadochroniarzami, marines i Konwentem.
Wu Shu
Zhan cofnął swe siły z Żytniej, natrafił bowiem na zaciekły opór na Stacji
Berii, stawiany przez Konwent. Więź Kolektywna została rozerwana, a prócz
cieni, które rozrywały dystorsje grawitacyjne były tam twory, odporne na siłę
ciążenia. Jednak nim miał szansę uderzyć tam ponownie, zadano mu nieoczekiwany
cios. Na Stacji Teatralnej, którędy wiódł swe siły ku Stacji Zwycięstwa, z
bocznego tunelu uderzył specnaz. Cios było nie tyle nieoczekiwany i
zdradziecki, co bolesny, bowiem tym razem stawił czoła elicie Armii Czerwonej.
Nieporadna na górze, gdzie jego siły chroniła Druga Armia, dysponująca
doświadczeniem w walkach z tworami, operująca kombinowanymi atakami artylerii,
piechoty i lotnictwa, w tunelach specnaz okazał się niebezpiecznym przeciwnikiem.
Choć na górze Wu Shu Zhan stracił w ciągłym ataku na pozycje wroga
nieprzeliczoną ilość ochotników, nie przejął się tym, bowiem atak ten miał na
celu związanie tamtych walką, którą okupili olbrzymimi stratami. W ciasnej
przestrzeni tuneli nie mógł jednak rozwinąć swych formacji, ani poprzez Kwiat
Lotosu posłać swych eszelonów, na Zwycięstwa rozpętała się więc walka
pozycyjna, która wybuchła wraz z eksplozją min, na które tu trafili. Mimo
przerzucania kolejnych jednostek, specnaz ogniem zaporowym trzymał ich w
szachu. Co gorsza pociski, jakimi dysponowali, okazały się być skuteczne
przeciw generacjom jakimi dysponował.
Tymczasem
na stacji Żelaznej Bramy panowała niepewność, bowiem zewsząd dobiegały odgłosy
walki. Cienie cofnęły się w dużej mierze na Stację Berii, lecz pozostałe nagle
zostały zastrzelone, a wraz z nimi ludzie o czarnych oczach. Sokoliński powiódł
tunelem serwisowym swój oddział wraz z Haką na Stację Berii, po drodze
podrywając ludzi do walki. Tam uderzyli na niczego nie spodziewające się cienie
i Kolektyw, stracił kilku apaszy i dwóch spadochroniarzy. Ludzie widząc apaszy
posłuchali ich wezwania i dołączyli do walki przeciw poplecznikom Konwentu,
których znaczna ilość znajdowała się na stacji. Sokoliński ruszył stąd tunelem
serwisowym na Dworzec Główny, podczas gdy pozostali odzyskiwali stację i
stawiali czoła niedobitkom Kolektywu, usiłującego przebić się na Zwycięstwa, by
zajść specnaz z nieoczekiwanej strony. Na stację Nowy Świat dotarł mieszany
oddział prowadzony przez Vasquez. Nie odnaleźli śladu Waltera, lecz opanowali spalinową
drezynę, na której ulokowała się Deveraux mogąc wreszcie nie nadwyrężać nogi i
celnymi strzałami raziła wrogów. Di Stefano uruchomił platformę i ruszyli w
stronę Dworca Głównego.
Na Dworzec
Główny od strony Napoleona uderzył Kowalski, a wróg bronił się w tym miejscu
zażarcie, chroniąc tunelu prowadzącego na południe. Dowgiłło związał walką
ludzi Konwentu, lecz kule padały gęsto. Na miejscu zginęli Arpad oraz Genova,
Yutani został zabity osłaniając ich przed atakiem ciemności, która zstąpiła z
sufitu i przyoblekła się w postać mrocznej istoty, sięgającej pułapu.
Na
powierzchni trwała zażarta bitwa, a siły Sojuszu dziesiątkowane były przez
natarcie artyleryjskie, zaś salwa za salwą ryła ziemię, naprowadzana przez
obserwatorów znajdujących się w oddziałach szturmowych. Stackman odpowiedział
nalotem lotniczym, lecz pozbawione koordynancji sieci drony pomknęły sterowane
jednostkową autonomią. Natrafiwszy na zaporę przeciwlotniczą rozpoczęły swój
taniec unikając pocisków, lecz mimo aktywnego systemu unikania kolizji, nie
miały szansy uciec przed zderzeniami i seriami rakiet. Połowa sięgnęła celu,
ledwie ćwierć z nich zdołała odpalić salwę ku wyrzutniom Grad. W drodze
powrotnej dosięgły ich pociski Strieła wystrzelone z pozycji nad Wisłą. Jeden z
nich osiągnął skutek uboczny, czego jednak nie był świadomy Stackman, gdyż
płonący wrak spadł i eksplodował prosto w lesie, niszcząc jedną z wież
Panczernina. Związek został pozbawiony swej cudownej broni, jednak wówczas już
nikt prócz naukowca nie był tego świadomy, bowiem Towarzysz Przewodniczący
utrzymywał łączność wyłącznie ze Stawką. Sztab zaś śledził lot rakiet, mających
przynieść zagładę Sojuszowi. Stackman o tym nie wiedział, stracił większość
lotnictwa, a nacierający przez martwy obszar uderzyli właśnie na skarpę, na
której kryli się Francuzi. Zagrał ostrzał cyberdynów, w powstałym chaosie inny
oddział wroga przedostał się pod skarpą do stacji Fabrycznej, planując wkroczyć
do tuneli. Stackman przerzucał 82 Regiment, wzywając Grieve’a by uświadomić mu,
iż ich okno zostanie wkrótce zamknięte. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że
być może nikt nie przybędzie ich ewakuować, gdyż Sojusz nie odpowiada. Gdy na
radarach ukazały się kropki sygnalizujące przybycie wrogiego lotnictwa, sięgnął
po rezerwy dronów.
Kolektyw
przebił się przez Teatralną, jednak na Zwycięstwa już był specnaz. Na
desantowców uderzył zaś bez ostrzeżenia mroczny anioł śmierci. Gdyby był wraz z
nimi ktoś z mieszkańców Warszawy, lub jakiś żołnierz Drugiej Armii,
opowiedziałby im legendę o Ciemnym Panu, małżonku zjawy prześladującej
stalkerów. Lecz nie było przy nich nikogo takiego, nie mieli pojęcia kim jest
stwór, który pojawił się znikąd w ciemności i zabija ich po cichu, znienacka,
po kolei. Łowca miał w sobie wyłącznie żądzę mordu, głos Mroku zagłuszyło
wezwanie Dzikich Pól i zony, które śpiewały do tego, co krzyczało ponad Ziemią,
wołając ciemne materie do siebie. Resztki normalności zachował wyłącznie z
powodu szeptu w jego umyśle, wzywającego go do siebie. Wreszcie podddał mu się
i popędził na południe, przez Napoleona, ku temu co go wołało, zmierzając ku
Dworcowi Głównemu, wraz z pociągiem, który przemieszczał się pod ziemią od
strony Chałubińskiego. Ciemny Pan zostawił za sobą kilkadziesiąt trupów, a przybyli
kolejni desantowcy, nie byli w stanie pojąć, jak ktoś mógł zabić ich towarzyszy
przy użyciu noża i strzał. Wówczas za ich plecami rozległy się eksplozje.
Merynos
poświęcił się wysadzając w powietrze, po tym jak śmiertelnie ranny Złoj
doprowadził go tutaj, zraniony po drodze w walce ze specnazowcami. Przeczołgali
się tunelem serwisowym ku linii wojennej i podłączyli przewody. Merynos
wiedział, iż nic już innego mu nie pozostało, nie szukał odkupienia, gdy
proponował Hace, że to uczyni. Wysadził miny założone lata temu przez
Dziewiątą, których nie zdetonował Arkuszyn ocalając wówczas Wileniak. Umarł z
ulgą. Złoj zadowolony, iż ginie za Warszawę.
Ładunki
założone w szybach wywierconych lata temu wyrwały dziurę, przez którą zaczęła
wlewać się woda. Wpadła do środka wraz z węgorzami, po czym popłynęła w dół, ku
niżej położonym stacjom, położonym na prawym brzegu Wisły i zaczęła zalewać
Wileniak oraz Dworzec Wschodni. W pozostałej części metra podnosiła się powoli.
Nie wydostała się poza zwycięstwa, lecz powstrzymała mobilność specnazu, utopiła
desantowców na linii wojennej, którzy pozbawieni wsparcia ulegli Kolektywowi.
Wu Shan Zhan rzucił swe siły ku Dworcowi Głównemu, gdzie uciekał swym pociągiem
Mrok-Światło, prowadząc go do bramy, mając tajemnicze źródło mocy. Kowalski
zbliżał się do Dworca Głównego, gdzie wróg bronił się zajadle. W całej
Warszawie toczyła się walka, nad którą nikt nie panował.
Podczas
gdy na Dworcu wciąż toczyły się walki niewielka grupka prowadzona przez Gerbera
przedostała się od strony Koszykowej tunelem serwisowym. Po drodze zabijali
wszystkich przedstawicieli Konwentu, których spotkali. Nie liczyło się dla nich
już nic, prócz pragnienia wydostania się z podziemnego miasta i przetrwania.
Gerber czuł się nieśmiertelny, wiedział, że ocaleje, nieważne co miało się
wydarzyć.
Wszyscy
walczyli i ginęli, rakiety mknęły by zniszczyć Sojusz, a wigilia zagłady
przeradzała się właśnie w jego święto, podczas którego trwała bitwa o wszystko
i o nic. Świat miał spłonąć lub przepaść.
Tak oto
okazało się, że Powstanie było całkowicie bez sensu, choć gdyby zapytać
walczących, usłyszałoby się w odpowiedzi, iż było potrzebne. Jednak rozpętując
je nikt nie miał pojęcia, iż w metrze zapanował zamęt, gdy Kolektyw ruszył do
walki ze Związkiem i Konwentem, Konwent stanął przeciw Sojuszowi i Konwentowi,
zaś Związek… tak samo jak pozostali walczył przeciw wszystkim.
W chaosie
i zamieszaniu z linii kolejowej na Nowym Świecie wypadł w strugach wody czarny
pociąg, ostrzeliwując się z działek umieszczonych na każdym boku.
Warszawa płonęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz