- Przybyliśmy do Kompleksu –
poinformował Mrok. – Idziecie, Walter?
Walter nagle odzyskał władzę nad
swym ciałem i poczuł, że może się ruszać. Wciąż znajdował się przy szybie,
która zaczęła matowieć, a znajdująca się za nią w zbiorniku istota zniknęła
sprzed jego oczu. Mimo to przez chwilę pozostawał wpatrzony w zbiornik, nim
odwrócił się by podążyć za generałem. Budzyńska stała przy drzwiach, nadal
trzymając w ręku karabin. Była wyraźnie mocno spięta. Zatrzymał się tuż przy
niej.
- Dalej mu wierzysz? – zapytał. – Wszystko
co mówił, było kłamstwem. Nawet jego słowa o Ciemnej Pani.
- Jestem tu, Walter – zauważył Mrok.
- Skoro przybył do Warszawy i
założył Konwent jako początek wyzwalania Polski przez Kompleks, czemu mimo tej
technologii ludzie żyli na takim poziomie? – Walter pominął go i mówił do
Budzynskiej. - Czemu uciekamy z niej z bombą imperialistów i ładunkami
jądrowymi? Czemu…
- Czy wy usiłujecie zbuntować
Swietę, przeciwko mnie? – Mrok zdawał się być rozbawiony. – Nawet po tym jak
zastrzeliła tę waszą snajper z Sojuszu, czym wyraźnie zadeklarowała po której
stronie się opowiada? Walter, Walter… Ale pytania są doskonałe, znajdziecie tu
na nie odpowiedź – dodał. – Wszystko to było kwestią pewnej taktyki i
strategii, nie mogliśmy zbyt wcześnie ujawnić swej potęgi. A co do bomb…
niebawem zobaczycie – wstał i wówczas drzwi się otworzyły. Wyszedł jako
pierwszy, a oni podążyli za nim.
Nie wiedział czego spodziewała się
Budzyńska, on na pewno nie sądził iż trafi do pustej hali, w której powoli
zapalały się światła. Znajdowali się na platformie przypominającej peron, po
przeciwległej stronie ustawiony był identyczny pociąg, jak ten, którym przybyli.
Hala nie była duża, a tory wznosiły się ku górze, biegnąc ku jasnej plamie
światła, gdzie najwyraźniej tunel w którym się znajdowali wychodził na
powierzchnię. Na peronie stały jakieś rozmaitego rodzaju środku transportowe i
coś co przypominało urządzenia sterujące. Walter przez chwilę nie miał pojęcia
co mu w tym wszystkim nie pasowało, po czym olśnienie spłynęło nań
jednocześnie. Było niezwykle cicho, gdy był poprzednio w Kompleksie nawet
wówczas słyszał szmer pracujących urządzeń i gwar. Na peronie nie było nikogo,
wydawał się z dawna nieużywany i opuszczony. Gdy odetchnął poczuł dziwny
zapach, który natychmiast na myśl przywołał mu opuszczone domostwa na Dzikich
Polach.
- Tu nikogo nie ma! – powiedziała w
tej samej chwili Budzyńska.
Mrok nie wydawał się poruszony tym
stwierdzeniem. Podszedł do urządzeń, starł warstwę kurzu i manipulował przy
nich.
- Ależ oczywiście – powiedział, nie
zwracając na nią uwagi. – To tylko fasada i wydmuszka. Zapomnieliście, że już
za waszych czasów Kompleks mieścił się pod ziemią? Teraz to prawdziwe olbrzymie
miasto, zaraz tam się udamy. Na powierzchni pozostawiono tylko pewne rzeczy
przez wzgląd na dawne czasy, dla przybywających… - spojrzał odruchowo w
kierunku tunelu, z którego przybyli, lecz panowała tam cisza. – Dla tych,
którzy znają drogę. Jak myślicie czemu pozostawiono tory i zwykły pociąg? Tylko
ze względów sentymentalnych, przecież już za waszych czasów rozwijano transport
grawitacyjny i magnetyczny.
- Który tu rok jest teraz? –
zapytała niepewnie.
- Trudno powiedzieć, przecież czas
subiektywny płynie tu szybciej, nawet jeśli to miejsce znajduje się poza
czasem… Zapewne są lata dziewięćdziesiąte XXI Wieku. To ponad wiek od waszych
czasów, sto lat nieprzerwanego rozwoju nauki i techniki. Chodźcie zobaczyć do
czego doszli w tym czasie, podczas naszej nieobecności – oderwał się od
urządzeń, a Walter usłyszał jakiś szmer. Odwrócił się by zobaczyć opadające z
góry metalowe ramiona, zakończone pulsującymi niebieskimi światłami. Pojawiły
się znikąd, bowiem gdy poprzednio patrzył na sklepienie hali był przekonany, że
jest ono jednorodne. Ramiona opadły z obu stron pociągu, którym przybyli i
zawisły w pewnym oddaleniu. Po chwili zaczęły się unosić, a wraz z nimi podniósł
się pociąg, choć pojazd nie dotykał ramion. Nawet dla Waltera było jasne, że to
jakaś forma transportu, która przenosi gdzieś ładunek, przesuwając się w
kierunku plamy światła.
Wówczas Budzyńska nagle zaczęła
strzelać.
Spod pociągu spadła ciemna sylwetka,
z wyglądu przypominająca człekoształtną. Skoczyła na peron i popędziła susami w
kierunku wyjścia, skacząc przed siebie, lecz nie w pozycji stojącej.
Przemieszczała się niezwykle szybko, między peronem a ścianami, odbijając się od
nich, a serie pocisków wystrzeliwane z kałasznikowa nie były w stanie za nią
nadążyć. Po chwili umilkły gdy skończyła się amunicja. Mrok uniósł rękę, lecz
po chwili ją opuścił.
- Do diabła! Maoiści-kolektywiści! –
powiedział zirytowany. – Jak długo siedział pod tym pociągiem? Mój błąd, że go
tu sprowadziłem… - popatrzył na Budzyńską, po czym nagle się rozpogodził. – W
sumie to może być nawet ciekawe.
- Uciekł! – zawołała.
- Spokojnie – powiedział. – Nie na
darmo uprzedzałem Zhana, że są tu rzeczy, którym nie da radę nawet ich
Nieskończona Armia – uśmiechnął się. – Nie miałem tego w planach, ale co
zrobić… Pewne rzeczy będzie niestety musiał rozwiązać Kompleks – obejrzał się w
kierunku tunelu, którym przyjechali. – Chodźmy, nie zostało wiele czasu.
- Ten maoista… - zaczęła Budzyńska.
- Będzie chciał sprowadzić posiłki –
przyznał Mrok. – Wiem. Nawet jeśli uda mu się w tym miejscu otworzyć zaburzenie
przestrzeni to bez znaczenia. Wkrótce przekonacie się dlaczego.
Ruszył, a oni oboje podążyli za nim
w kierunku podestu na krańcu peronu, na który weszli, gdyż jak się okazało nie
zmierzali do wyjścia. Walter spojrzał poszukując transportowanego pociągu, lecz
gdzieś w międzyczasie zniknął, a on nie był w stanie dostrzec miejsca, do
którego mógł być zabrany, ani żadnego innego pomieszczenia. Tymczasem Mrok
powiódł ich do ściany, gdzie znajdowały się metalowe drzwi, które gdy przyłożył
do nich dłoń, rozsunęły się z cichym szelestem. Wkroczyli do korytarza, w
którym powoli zapalało się oświetlenie, gdy szli nim dalej. Oświetlały go
panele wzdłuż ścian i na suficie. Powietrze było suche i sterylne, a choć
Walter nie znał także tego miejsca, wyglądało na równie opuszczone jak peron,
na który przybyli.
Mrok zdawał się nie być do końca
pewny drogi, czasem unosił rękę i zdawało się, że w powietrzu pojawiają się
polskie litery. Wreszcie po kilku minutach dotarł do miejsca, gdzie kazał im
poczekać. Następnie wszedł do pomieszczenia, gdzie dostrzegli szereg urządzeń
przypominających Walterowi urządzenia cybernetyczne imperialistów, które były
częściowo wyłączone. Przy działających zaczął coś robić, spoglądając na
monitory.
- Skończyły ci się naboje –
powiedział głośno Walter, a słowa poniosły się echem po pustym korytarzu.
Spojrzała na niego wrogo.
- Walter… - powiedziała wreszcie, a
jej głos niósł w sobie jakąś niepewność. Popatrzyła na karabin trzymany w ręku,
po czym opuściła go na podłogę.
- Nie widzisz, że w tym miejscu od
lat nikogo nie było? – zapytał, lecz wówczas pojawił się Mrok.
- Walter, Walter… dalej siejecie
zwątpienie u naszej drogiej, Swiety? – zapytał z dezaprobatą. – Obiecałem wam
moja droga, że dołączycie do swoich w Kompleksie i tak się stanie. Chodźcie ze
mną, wszystko się wyjaśni.
Wyminął ich i podążył dalej
korytarzem, nie oglądając się za siebie. Budzyńska stała przez chwilę
niezdecydowana, po czym drgnęła i podążyła za nim. Walter popatrzył na leżący
karabin, po czym wziął go do ręki i przeładował. Odpiął magazynek. Był pusty,
podobnie komora nabojowa. Zważył broń w ręku, po czym rzucił ją i podążył w
ślad za nimi. Nic innego mu nie pozostało.
Szli korytarzem przez dłuższy czas,
mijając rozmaite pomieszczenia, nie spotykając nikogo. Były ciemne, zazwyczaj
zamknięte rozsuwanymi drzwiami, choć gdy Walter podszedł bliżej jednego z nich,
otworzyły się, a w pomieszczeniu zaczęły zapalać się światła. Nigdzie nie
dostrzegł jednak niczego, co mogłoby być bronią, podobnie nie rozpoznawał tego
miejsca, które było zupełnie inne od Kompleksu, w którym spędził kilkanaście
tygodni z jego perspektywy ledwie niecałe cztery miesiące temu. Nie poznawał
zupełnie korytarzy, w których światła zapalały się gdy się nimi przemieszczali,
a gasły gdy odchodzili, nie widział śladu urządzeń, które wtedy udało mu się
zniszczyć. Wreszcie uświadomił sobie co go tak niepokoiło, pomieszczenia do
których zajrzał zdawały się opuszczone dość nagle, a w wielu miejscach
pozostały ślady świadczące o obecności ludzi, takich jak kubki, czy odsunięte
siedziska, choć wyraźnie porzucono je bardzo dawno temu.
Wreszcie dotarli do końca korytarza,
gdzie Mrok wkroczył do niszy i odwrócił się w ich stronę.
- Generale… - zaczęła Budzyńska.
- Jedziemy na górę – powiedział. –
Zapewniam was, że zaraz wszystko zrozumiecie.
Budzyńska poprawiła ręką kołnierz,
zdawała się być spocona. Rozpięła guzik. Wraz z Walterem weszła do windy, a
nieistniejące drzwi nagle się zamknęły. Stali bez ruchu, nie czując aby się
przemieszczali, lecz gdy ponownie pojawiło się wejście zalało ich słoneczne
światło.
Znaleźli się w pomieszczeniu
zupełnie niepasującym do sterylnego podziemnego wnętrza, a gdy Walter przestał
mrugać oczami zorientował się, że jest w przedwojennym budynku, w pomieszczeniu
jakie znał z naziemnej części Kompleksu. Z dziwaczną podłogą z drewnianych
deseczek ułożonych na ukos, z meblami pochodzącymi z dawnej epoki, z oknem
podzielonym ramą na niewielkie okienka, za którymi widać było zieleń i błękitne
niebo.
- Dalej, wyjdźcie na taras,
spójrzcie na Królewską Górę – zachęcił Mrok.
Budzyńska ruszyła pierwsza, a Walter
za nią, już po drodze przez pomieszczenie orientując się, że coś jest nie tak.
Ściany porastała zielona narośl, a tapeta odchodziła. Z czerwonego pluszu na
krzesłach wystawały sprężyny, jedynie biblioteczka z książkami dzięki drzwiczkom
stawiła opór upływowi subiektywnego czasu. Budzyńska podeszła do drzwi prowadzących
na taras, nim otworzyła je znowu otarła pot z czoła i zaczęła zdejmować kurtkę.
Odetchnęła głęboko. Gdy wyszli na taras ich oczom ukazał się Kompleks w całej
okazałości.
Nie byli wysoko, a Walter
rozpoznawał tonące w zieleni budynki, ulice biegnące pod kątem prostym, lecz
wiedział już, że niegdyś tętniące życiem miejsce, pełne willi w starym stylu i
domów zostało opuszczone. Porastała je roślinność, niektóre kryły się
całkowicie pod warstwą zielonych liści. Była w tym jakaś nielogiczność i niezrozumiałość,
bo z jednej strony słońce stało w miejscu, nie było wiatru, owadów, nic się nie
poruszało, a jednak dla budowli czas zdawal się pójść naprzód. Ząb czasu
nadgryzł wszystko, a roślinność w tajemniczy sposób wzięła co swoje.
- Co tu się stało? - Budzyńska
odwróciła się spoglądając na Mroka. Na jej twarzy było znać teraz coś więcej
niż niepokój.
- Zapewne to samo, co dzieje się
teraz z wami – odpowiedział generał, a ta zdawała się nic nie rozumieć. Jej
skóra była czerwona. Powoli osunęła się na kolana i zaczęła szybko oddychać.
Walter odruchowo rzucił się w jej kierunku, wówczas jednak silny chwyt osadził
go na miejscu.
- Walter, nie chciałbym was znowu
unieruchamiać. Nie próbujcie jej dotknąć, jeśli chcecie przeżyć – usłyszał.
- Co jej zrobiłeś? – szarpnął się,
patrząc na Budzyńską, a Mrok go puścił i podszedł bliżej. Zatrzymał się nad
Budzyńską, która upadła na ziemię i wiła się, usiłując złapać oddech.
- Nic – powiedział Mrok. – Spełniłem
jej obietnicę. Dołączy do Kompleksu. Cofnijcie się, Walter. Ochraniam nas, ale jeśli
jej dotkniemy, może okazać się, że pożre także nas.
- Pożre? – zawołał Walter.
- Kompleks – wyjaśnił Mrok.
Budzyńska rzucała się, na tarasie, gwałtownie a pod jej skórą twarzy zdawało
się coś poruszać, setki drobnych kropeczek. Nagle opadła i przestała wierzgać,
a kropki zaczęły świecić, nabierąc barwy. Stopniowo zmieniały się w czerwień.
Walter nagle zrozumiał.
- Rój! – patrzył na to co się z nią
działo, z przerażeniem.
- Nie inaczej – pokiwał głową Mrok.
– Ale nam raczej nic nie grozi, chyba że spróbujecie jej dotknąć. Nasza droga
Swieta nie miała najmniejszych szans, nosiła go od początku w sobie.
- Co nosiła? – zapytał Walter,
patrząc jak ciało Budzyńskiej ogarnia światło, a kropeczki zdają się pochłaniać
jej mundur.
- Rój. Nanity – wyjaśnił Mrok. – Te
małe mikromaszyny, które powstały w Kompleksie i wszczepiono je w ciała
wszystkich mieszkańców. Stały się dużo doskonalsze niż w czasach naszej drogiej
Swiety. I sprawiły, że w Kompleksie nie ma już nikogo. Nie byłem pewien do końca
jak zareaguje dawna generacja nanitów. Może to też dlatego, że wyłączyłem pole…
- Pole? – Walter zapytał mimowolnie,
spoglądając jak znikają ciało Budzyńskiej zniknęło całkowicie w morzu
czerwonych kropek, które poruszały się niezwykle szybko.
- Pole ochronne, Walter – powiedział
Mrok. – To samo, które trzymało niegdyś twory na dystans, swego czasu
zmodyfikowałem je nieco, by pozbyć się roju z Kompleksu. Teraz wyłączyłem je,
więc będzie mógł wlecieć do środka. Być może to sprawiło, że się zmieniła, ale
w sumie zastanawiałem się od jakiegoś czasu co z nią zrobić gdy przestanie być
użyteczna – westchnął. – Nie przewidziałem jej obecności, ale skoro przybyła z
Sojuszem do Warszawy, a ja udawałem przedstawiciela Kompleksu, nie mogłem
pozostawić jej ich rękach, w końcu była to kwestia mojej wiarygodności. Nawet
się przydawała…
Ciało Budzyńskiej rozpadło się na
świetlny rój, który wzniósł się ponad taras, po czym zniknął na tle
niebieskiego nieba.
- Zaraz przywoła swych pobratymców –
powiedział Mrok.
- Zabiliście ją – Walter zacisnął
pięści.
- Ależ skąd – odparł Mrok. –
Sprawiłem, że wróciła do domu.
Walter usiłował skoczyć w kierunku
tamtego, lecz znowu został unierochomiony. Cień generała sięgał do niego.
- Wkrótce przybędzie tu Rój, ale nam
nic nie grozi, chyba że dotkniecie sami nanitów – powiedział Mrok. – Chronię
nas przed nim. Ale inni nie będą mieli tyle szczęścia. Kiedy Beria podążył za
nami myślałem, że załatwię to inaczej, pozbawię go wsparcia, a następnie zmuszę
by spoglądał na swą ostateczną przegraną. Zostawiłem celowo otwarty tunel,
jedynie opóźniłem trochę jego przybycie, ale Kolektyw zmienił mojej plany,
otwierają właśnie przejście. Nie mam czasu, sił i środków by się z nimi wszystkimi
mierzyć, więc zrobi to Rój. Niestety przy okazji pozbędzie się też drogiego
Ławrientija, choć szkoda, że nie ujrzę jego miny – stał z uśmiechem.
Nagle zaczął narastać jakiś hałas,
zbliżając się coraz bardziej. Mrok zmarszczył brwi i podszedł nieco bliżej
krańca tarasu, a wówczas ujrzeli z Walterem jak tuż nad budynkami, na tle
błękitnego nieba przemknął jakiś obiekt wyposażony w silnik odrzutowy.
- Co do diabła? – zapytał generał.
- Powiedziałbym, że dron Sojuszu –
odparł Walter. Wówczas Mrok nagle zaczął się śmiać. Wówczas nieopodal rozległ
się wybuch eksplozji. Walter odruchowo skulił się szukając zagrożenia.
Mrok spoważniał.
- Jak słyszę, Ławrientij już
przybył. Wiecie co w tym takiego śmiesznego, Walter? Naprawdę, nie sądziłem, że
do tego dojdzie. Są tu maoiści, imperialiści, jest i Związek. I znowu będą ze
sobą walczyć. Mimo, że ich świat się skończył.
- Świat się skończył?
- Walter, Walter – Mrok znowu miał
pobłażliwy ton. – Zapominacie, że czas płynie tu szybciej. Opuściliśmy Warszawę
w ostaniej chwili, bo już jej nie ma. Nie istnieje jak sądzę od wielu dni, bo
świat jaki znacie dobiegł końca, a wszechświat przestał istnieć. Jego istnienie
zakończyło, to, co nadeszło. To z tego powodu tu przybyliśmy. Mieliście rację w
jednym. Wszystkie rzeczy robiłem tylko w jednym celu. Zamierzam stać się
prawdziwym Bogiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz