- Zbyt
łatwo daliście się zaskoczyć, niezbyt to chwalebne dla marines – stwierdził
Sokoliński.
- Nie
spodziewaliśmy się, że ktoś wbije nam nóż w plecy – odparł Kowalski. Nie
odwracał się, wpatrując w ciemność tunelu nieopodal, zastanawiając się z której
strony kryją się spadochroniarze. Jednocześnie ręką skrytą za plecami
przekazywał znaki.
- Tunel,
którym przyszliście – poinformował go w słuchawce głos Deveraux. - Co najmniej
dwóch. Nie mam czystego strzału.
-
Usiłujesz grać na czas, sierżancie? - zapytał Sokoliński.
- To ty
zacząłeś tę rozmowę – odparł Kowalski.
-
Rozmawiamy, bo nie wszystko jest dla mnie oczywiste – odpowiedział pułkownik.
Nie dane było jednak Kowalskiemu dowiedzieć się jaka, bowiem gdzieś z tyłu
rozległy się przytłumione eksplozje.
- Sytuacja
zdaje się wymykać spod kontroli – powiedział po dłuższej chwili Sokoliński.
- Masz z
tym coś wspólnego? - zapytał Kowalski.
-
Chciałbym powiedzieć, że wziąłem was w dwa ognie, ale niestety nie.
- W takim
razie nie zastrzel mnie, kiedy będę to sprawdzał – rzucił i zaczął się
podnosić.
-
Kowalski, potrzebujemy tej stacji – usłyszał Sokolińskiego. - Utrzymaj ją,
udzielimy ci wsparcia.
- Uważajcie,
żeby nie trafiła was zabłąkana kula – poradził sierżant, po czym biegiem ruszył
w stronę, z której dobiegły go eksplozje. Po drodze wydawał rozkazy.
Zorientował się, że dźwięk dochodził z północnego tunelu, prowadzącego wprost
na pozycje w stronę stacji oznaczonej na jego mapie jako Plac Teatralny. Jeśli
dobrze zapamiętał mapę tuneli, nie było innego sposobu by dotrzeć do tego
miejsca, niż zataczając łuk pod ziemią, daleko poprzez stacje leżące na
północy. Co rzeczywiście wykluczało podstęp ze strony SBS, choć przez chwilę
zastanawiał się, czy nie jest to możliwe. Biegł przez peron roztrącając ślady
ogniska, a ludzie zeskakiwali na torowisko, kryjąc się za załomami. Rozległa
się kolejna dźwięk ewidentnie będący odległą detonacją ładunków wybuchowych. Wykrzyczał
rozkazy i ujrzał jak Jackson i Evergreen zajmują pozycje u wylotu tunelu,
nieopodal prowizorycznej barykady, przygotowanej przez miejscowych. Pozycjometr
pokazywał, iż od Placu Teatralnego dzieli ich ledwie ćwierć mili. Odległość,
którą wróg przemierzy w mgnieniu oka. Wskazania falowały nie dając jasnego
odczytu. Vasquez już była obok, pozbawiona większości swych elektronicznych
zabawek, odczytywała informacje z niewielkiego ekraniku.
- Mów mi
co się dzieje – polecił.
- Ktoś
wpakował się na nasze miny – poinformowała. Chwilę wcześniej Jacko wrócił ze
stacji, gdzie prowizorycznie zaminował peron, zgodnie z rozkazem nie wkraczając
na samą platformę stacji.
- Słyszę,
powiesz mi coś więcej? - zirytował się.
- Nie
uruchomili czujników powierzchniowych – odparła. - Powiedziałabym, że to cie…
poprawka, idą po suficie i ścianach. Mam zakłócenia grawitacji, czujniki
głupieją. To Kolektyw!
- Dobra.
Do wszystkich, będziemy mieli gości – poinformował. Powinniśmy być im
wdzięczni, że nie otwierają przejścia bezpośrednio na nasze pozycje. A
Sokolińskiemu, że nie wyłączył nam całej sieci. - To maoiści! - krzyknął na
użytek Dowgiłły, który ściągnął właśnie szóstkę swych ludzi i zajmował wraz z
nimi pozycje strzeleckie. Kowalski ogarnął wzrokiem całość wyjścia z tunelu.
Barykada broniona przez hardimany, brak przenośnych działek, do tego wyjścia z
pozostałych tuneli skąd może uderzyć wróg, gdzie muszą pozostawić kogoś w
odwodzie. Na szczęście Dowgiłło znał się na swej robocie, podobnie jak on
pozostawiając część ludzi na straży pozostałych wyjść. Bo apasze pędzili w ich
stronę wszyscy, jakby szczęśliwi, że oczekiwanie się skończyło, porzuciwszy
poprzednie pozycje rwali się do walki. Trzeba uważać na ich strzały,
stwierdził, niekarni i niewyszkoleni otworzą ogień jako pierwsi i nie wiadomo w
co trafią. Stając się tym samym mięsem armatnim.
- SBS
wchodzi na stację – poinformowała
Deveraux. - Mogę zdjąć Sokolińskiego.
To
pieprzone miejsce było nie do obrony, stwierdził.
- Jeśli
chcecie pomóc, to pilnujcie nam pleców – rzucił na częstotliwości, na której
wywołał go uprzednio pułkownik. - Nie pchaj się do przodu, miejscowi mogą się
zdenerwować – nie było jednak odpowiedzi.
- Dużo ich
– powiedziała Vasquez. - Czujniki ruchu i masy wariują.
- Ile?
-
Pamiętasz co działo się na górze?
A zatem
przeciwnik w nieskończonej liczbie wreszcie nadszedł. Przymknął na chwilę oczy.
Zatem tu będzie ostatni bastion.
-
Przygotuj się Dziwka – polecił Deveraux. - Musicie zacząć się wycofywać –
zaczął mówić do Haki, gdy uświadomił sobie bezsens tych słów. Nie mają się
gdzie cofnąć, czekają na nich cienie. Mrok nie pozwoli im przejść. Nim skonczył
zdanie z tunelu dobiegły strzały. - Co się dzieje? - zapytał Vasquez, ta jednak
posłała mu gniewne spojrzenie. Bez dronów, mogła jedynie bazować na odczytach
czujników na pozycjometrze, które skanowały otoczenie, nie były jednak w stanie
podać jej zwykłych informacji.
- Ciężki
kaliber. I kałasze – z pomocą przyszedł mu Dowgiłło. - RKM, teraz granatomiot…
to specnaz – jego żołnierze zaczęli szeptać między sobą, a on skinął głową. -
Dlatego to tak długo trwało. Zajmowali Kordon, wzięli Wileniak, atakują linią
wojenną… Związek walczy z Kolektywem!
Albo to
Kolektyw ze Związkiem, nie miało to jednak znaczenia, liczył się jedynie
końcowy rezultat.
-
Przestali nadchodzić – poinformowała go Vasquez. - Nie minęli linii czujek na
granicy stacji. Zdaje się, że walczą… na całego – jakby na powierdzenie jej
słów wszystko nagle zadrżało, gdy z daleka nadszedł dźwięk potężnej eksplozji.
-
Przeciwpancerny – rzucił jeden z żołnierzy Dowgiłły.
- Tunel ze
Wschodniego. Druga linia – powiedzieli praktycznie jednocześnie Kowalski i
Dowgiłło. Skoro Kolektyw uderzył i natknął się na specnaz, za chwilę nadejdzie
drugi atak. Armia Czerwona ruchem wyprzedzającym rzuci siły by zająć Stację
Zwycięstwa. A oni się tu nie obronią. Z tą myślą odwrócił się, by dostrzec
zmierzającego w jego stronę szybkim krokiem Sokolińskiego, a obok niego kilku
spadochroniarzy. Za nim szedł Baumann.
-
Problemy? - zapytał pułkownik, zatrzymując swych ludzi. Piątka strzelców
wycelowała swe karabiny, gdy szedł do przodu.
- Tylko
jeśli je przynieśliście – Haka już szła w jego stronę, a Sokoliński przyjrzał
się jej z zainteresowaniem.
-
Miejscowe siły… powstańcze – przedstawił ją Kowalski.
-
Pułkownik Janusz Sokoliński, Samodzielna Brygada Spadochronowa – nie pozostał
dłużny pułkownik i zasalutował.
-
Towarzysz sierżant Jewgienij Dowgiłło, Dziewiąta Kompania Drugiej Armii Wojska
Polskiego – po czym przytknął palce do swej głowy dowódca sił LKPRR. Nagle obaj
stanęli wpatrując się w siebie jakby zdziwieni. Do Kowalskiego dotarło co się
właśnie stało. Obaj oddali sobie honor w identyczny sposób, zupełnie inny niż
reszta wojsk Sojuszu i Związku. Dwoma palcami, a nie całą ręką.
- Który
dowodził ostrzałem artyleryjskim i z którym walczyliśmy o Fort Alamo –
uzupełnił więc jedynie. Sokoliński nie drgnął, lecz zmierzył podchodzącego
czujnym spojrzeniem. Stali na wprost siebie, a w tle słychać było wybuchy.
-
Straciłem kilku ludzi – powiedział wreszcie. - I przyjaciół.
- A ja wielu
żołnierzy – odparł Dowgiłło. - I towarzyszy broni.
- Skoro
jeszcze do siebie nie strzelacie, to może pocze… - zaczął Kowalski, lecz
Sokoliński przerwał mu wskazując w jego stronę palcem.
- A teraz
do kogo będziecie strzelać? - zapytał. - Poczekacie aż przebiją się tu wasi
rosyjscy towarzysze i pomożecie im w walce?
- Będziemy
bronić tego miasta i jego mieszkańców – odparł Dowgiłło spokojnie. - Jesteśmy
polskim wojskiem.
- To my
jesteśmy polskim wojskiem! - zaperzył się Sokoliński.
- Więc
iddźcie sobie na górę do pieprzonych Polaków! - przerwała im gniewnie Haka. - I
zgińcie razem z nimi! Zaraz będą tu…
- Na razie
zajęli się sobą – powiedział uspokajająco Kowalski, spoglądając na odczyty
pozycjometru. Czujniki w tunelu prowadzącym do Dworca Wschodniego wciąż
milczały. - Ale ma rację. Nie mamy czasu. Co zamierzasz, Janusz? - zapytał
pułkownika. - Po co tu przyszedłeś?
- Dupa z
ciebie a nie konspirator, Ted – powiedział Sokoliński. - Zapomniałeś w tym
swoim Iowa o wieloletniej tradycji, ukrywania swych posunięć i trzymania ich w
tajemnicy. Myślałeś, że nikt nie zauważy, ze zabierasz ze sobą swój oddział?
- Ty
zauważyłeś. I przyprowadziłeś ze sobą swój oddział – Kowalski spojrzał na
nachmurzonego jak zwykle Gmurczyka i jego towarzyszy, z pomalowanymi na czarno
twarzami i ledwie widocznymi białkami oczu. Tyle nas pozostało, uświadomił
sobie, garstka z korpusu ekspedycyjnego, który dobę temu przybył do Warszawy.
Ile razem, piętnaście, szesnaście osób? - W jakim celu? - ponowił pytanie.
- Mam
utrzymać tę stację – odpowiedział Sokoliński.
- Widzisz,
że to niemożliwe.
- Widzę.
Ale jeśli tego nie zrobię… bomba wybuchnie w tym miejscu – wyjaśnił. - A
wolałbym móc dostarczyć ją bezpośrednio na drugą stronę Wisły.
- Grieve
dał na to zgodę? - zapytał Kowalski.
- To jedyna
taktycznie słuszna decyzja – odparł wymijająco pułkownik. - Sam potwierdziłeś
nam obecność Berii.
- Nie
wiadomo, czy ładunek zadziała.
- Światło tak
mówi.
- Wiesz co
się stanie z tunelami, jeśli dojdzie tu do eksplozji? - zapytał Kowalski. -
Nawet pół kilotony zapali te tunele i wszystkich, którzy się tu znajdują.
- Konwent
zamierza podnieść zasłony termiczne – odpowiedział Sokoliński. - Oddzielają nas
od drugiego brzegu. Od Dworca Wschodniego. Poślemy tam pociąg z zapalnikiem
czasowym. Nasze drony zbombardują wejście do…
- Jakie
zasłony? - zapytała z niedowierzaniem Haka.
-
Mieliście tu przegrody zamykające tunele, mające je ochronić gdyby uderzenie
atomowe dotarło do pierwszych stacji – wyjaśnił Sokoliński.
- To co
mieliśmy to zwykłe wrota – prychnęła. - I już ich nie ma. Były wyłamane przez
Konwent, gdy atakował Kordon. Nie dali rady przejść z Wileniaka, przedostali
się za Karową. Tych wrót nie ma, przedostaliśmy się tym tunelem tutaj, gdy
uciekaliśmy ze Wschodniego!
- Nie ma
wrót? - Sokoliński zmrużył oczy. - Ktoś może to potwierdzić?
- Idź
sobie potwierdź – pokręciła głową pokazując
w kierunku, z którego dobiegały eksplozje. - Konwent wam to powiedział?
- Wrót
niet – dodał nagle Łowca. - Tam miny.
- Jakie
miny? - zaciekawił się Dowgiłło.
- Tunel
zaminowany, wpieriod – odparł tamten. - Kiedy zona powstała, kiedy ja był
jeszcze… - pokręcił głową. - Miny są, ja ich nie odpalił, nie zdążył. Ja był
uże i sprawdzał. Mrok wołał, ale ja uszedł.
-
Rozumiesz coś z tego? - zapytał Kowalski.
- Prawie
wszystko – mruknął Dowgiłło.
- Wasz
człowiek… nie wydaje się wiarygodny – stwierdził Sokoliński. Wybuch rozległ się
nieco bliżej, a Kowalski rzucił okiem na pozycjometr, jednak czujniki w tunelu
wciąż milczały. Mimo to jasne było, że na Teatralnym trwa zaciekła walka, a na
krańcu peronu, w ciemności widoczne były rozbłyski odległych strzałów.
- Mrok
jest dla ciebie wiarygodny? - zapytał pułkownika.
- Powiedz
mi… - zaczął Sokoliński. - Te nieśmiertelniki, które mi oddałeś… nosiły cienie?
- Twoi
spadochroniarze – potwierdziła Deveraux. - Ale nie byli już ludźmi. Zmienił
ich. Nie powiedział o tym?
- Przyznał
się do walki z nami – przyznał pułkownik. – Ale nie do zmiany ich w…
- Podobno
zmieniają tych, którzy tego chcą – wyjaśniła Deveraux. - Ci, którzy się
opierają… wracają z martwych jako cienie. Ale nie służą mu długo. Szybko się…
ważne, że nie ma w tym ich woli.
-
Rozumiem, co czujecie pułkowniku – powiedział Dowgiłło. - Właśnie zmienia moich
ludzi… tych, którzy ocaleli z bitwy między nami. A ja nic nie mogę uczynić.
- Ale ja
mogę – powiedział w zadumie Sokoliński. - Kowalski, zbieraj wszystkich tych
ludzi.
-
Pułkowniku?
-
Otrzymałem swoje rozkazy – powiedział powoli Sokoliński. - Jestem gotów je
wykonać, nawet jeśli mi się nie podobają, ale na pewne rzeczy… nie mogę pozwolić.
Może i oczarował generała Rowickiego, ale my jesteśmy tu dłużej. Z pewnymi
rzeczami zwykły żołnierz, którym jestem, nie może się zgodzić.
- Co ty do
cholery mówisz? - zapytał Kowalski.
- Właśnie
to, co słyszysz. Coraz bardziej sypie się ta jego opowieść, nie wątpię, że chce
pokonać Berię, lecz pragnie uczynić to naszymi rękami. A cena jaką zapłacimy za
to wszystko – pułkownik westchnął. - Najgorsze jest to, że ma rację. Nagrodą
będzie Polska, wolna i potężna, podniesie się z kolan i stanie się mocarstwem.
Krajem zwycięskiego Mroku. Lecz wiesz co, Kowalski? Ja nie chcę takiej Polski.
Bo ja nie zapłacę tej ceny. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi,
narodów i państw, która jest bezcenna. Tą
rzeczą jest honor.
- Czy ty wiesz co ty właśnie mówisz?
- zapytał Kowalski. - Jesteś o krok od zwycięstwa i...
- Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy tego
nie powiedzieli – odparł dumnie Sokoliński. - Nie bylibyśmy Polakami, prawda
Gmurczyk?
- Tak jest, panie pułkowniku.
- Powiem ci co dalej Kowalski –
zaczął Sokoliński. - Nie będę walczył przeciw swoim, ale nie będę także stał
razem z nimi z Mrokiem. Niech pani zbiera swoich ludzi – zwrócił się do Haki. -
Ruszamy stąd wszyscy.
- Dokąd?
- Na razie na następną stację. A
jeżeli Konwent postanowi wam coś uczynić, będzie musiał zaatakować nas. A skoro
nas zaatakuje… - jego oczy błysnęły. - Światło dowie się, ile kosztują jego
czyny i kłamstwa. - spojrzał na Dowgiłłę. - Zabieramy tych ludzi. Jeśli chcecie
wrócić do swoich, nie będę wam przeszkadzał.
- Jesteśmy wśród swoich.
- My również. Nie patrz tak na mnie
Kowalski – powiedział pułkownik. - Myślisz, że przez ostatnie godziny nie
widziałem co się tutaj dzieje? Jak ci wszyscy ludzie żyją w lęku? Jak proszą
nas szeptem o pomoc? Jaką nadzieję wzbudza w nich białoczerwona flaga na naszych
mundurach, choć dziwią się, że orzeł nie ma gwiazdy a koronę? Walter miał wtedy
rację, my i oni… my wszyscy jesteśmy… tym samym. Nawet gdy stoimy tu razem,
podzieleni.
- Razem, podzieleni – podchwycił
Dowgiłło. - Rozumiem. Ocalimy… nas.
- Nie wiem czy nie popełniam błędu –
Sokoliński spojrzał na niego dziwnie. - Ale mogę liczyć, że nie strzelicie nam
w plecy?
- Tak. Ale nie będziemy zbyt
przydatni w walce z Konwentem – odrzekł sierżant. - Nasza broń nie działa na
cienie. Choć, może jest nadal skuteczna przeciw tworom i maoistom.
- Walter – przypomniała Deveraux.
- Nie wiemy co jest na Nowym Świecie
– stwierdził Kowalski. - Wiemy co nas czeka na Napoleona. Przykro mi.
- Jeżeli bawicie się znowu siecią to
przestańcie – rzuciła do nich Vasquez. - Skoro generał kazał nas odciąć…
- To nie Grieve. To Rowicki –
wyjaśnił Sokoliński.
- Rowicki? - zapytał zdziwiony
Kowalski.
- Nieistotne kto, ważne że ktoś
wyłączył wszystko – powiedziala Vasquez. - Właśnie przestało działać. Jest
tylko nasza lokalna sieć i na razie się nie podniosła. Zupełnie jakby matematyki
Sojuszu w ogóle nie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz