Drzwi zamknęły się za Walterem, gdy
tylko wskoczył do pociągu. W związanych rękach wciąż trzymał broń.
- Stary skurwiel… - Światło opadł na
fotel. – Czym oni strzelają? – spoglądał na swoje ramię. – Ciekawe… te pociski
nie tylko wirują wokół własnej osi, one robią to niezwykle szybko wytwarzając
mocne przyciąganie, ale to coś więcej. Własna grawitacja?
- Jeśli chodzi o naukę i przełomy
technologiczne, wielokrotnie przekonałam się, że Związek potrafi zaskakiwać – mruknęła
Budzyńska.
- To prawda – przytaknął Mrok. Złość
i irytacja zdawały się mu mijać, gdy znaleźli się w pociągu. – Nie sądziłem, że
grawitacja może zadać mi ranę. Widzę, że potrafią także zranić moje cienie. Ale
to nie wystarczy… - uśmiechnął się złowieszczo w kierunku Waltera i uniósł
ramię. Na jego oczach rana zaczęła się zasklepiać.
- Nanity – stwierdziła Budzyńska. –
Niesamowicie poszła do przodu ta technika.
- To nie nanity – odparł Mrok. – W
tym wypadku ta technika ma… inne źródło. Ale przyznaję, nanity to niesamowite
osiągnięcie Kompleksu i nawet… nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo
rozwinęła się ta technologia i do czego doprowadziła. Zobaczycie… niebawem –
pokiwał głową. – Skoro już jesteśmy przy technice i nauce… powiedzcie, Swieto,
czy kiedykolwiek w Związku, ktoś zainteresował się naturą maoistów po ich
zmianie?
- Naturą? – zastanowiła się. –
Wcześniej traktowano ich jako zdrajców, od kiedy Mao, a później Quing i jej
banda czworga wypowiedzieli się przeciw komunizmowi rewolucyjnemu ogłaszając
własną drogę, którzy po reedukacji mogli być użytecznymi zekami i rabami. Ale
po operacji w Mongolii, którą nadzorował osobiście Sierow, ogłoszono ostateczne
zwycięstwo.
- A oni wrócili – powiedział w
zamyśleniu Mrok.
- Wiem tyle, ile znajdowało się w
dokumentacji zespołu, którego byłam częścią w GRU. Zespół akademików zajmujący
się zonami doszedł jakiś czas wcześniej do tego, że one powstały gdy energia
jądrowa wyzwoliła coś, co znajdowało się w meteorycie, który zestrzelono nad
Polską – wyjaśniła Budzyńska. – Postanowiono spróbować to powtórzyć w miejscu
jak najbardziej oddalonym od Związku, żeby uzyskać wiedzę, mogącą pozwolić na
kontrolę takich zjawisk, a ponieważ w tamtym czasie próba takiego sabotażu na
terytorium Sojuszu nie rokowała pomyślnie, zdecydowano przetestować ten typ
ataku na innym wrogu, którego ciągłe szturmy wiązały zbyt dużą ilość wojska…
- Chcieliście stworzyć zony… w
innych zamieszkałych miejscach? – zapytał Walter z jakby niedowierzaniem w
głosie.
- Związek chciał, Walter, twój kraj,
twój komunizm, którego tak bronisz – prychnęła Budzyńska. – Mówię ci co
czytałam później. Próba się powiodła, zona powstała, a radzieckie oddziały
uderzyły, by zniszczyć maoistów, którzy mając za plecami zonę nie mieli dokąd
uciekać. Marszałek Sierow osobiście miał na granicy zony zmiażdżyć oddział
chroniący Quing. Następnie zagoniono pozostałych przy życiu, by zredukować
liczbę z kilkuset milionów maoistów do kilkudziesięciu tysięcy i zmuszono do
marszu do środka zony, uznając, iż większość zginie, a jako twory wróci tylko
część, która w ten sposób uniemożliwi imperialistom atak od strony Mongolii.
- Kilkaset milionów? – powtórzył
Walter.
- Idealna taktyka i ostateczne
rozwiązanie – odparła ze spokojem Budzyńska.
- Szanuję rozmach tej metody –
pokiwał głową Mrok. – Zapewne chcieli to powtórzyć później z Sojuszem?
- Kiedy zaczęło być jasne, że ciemna
energia komunikuje się z czymś co zwiększa aktywność w zonach i gasi gwiazdy
zmierzając w naszym kierunku, skupiono się na innego rodzaju badaniach – odparła
Budzyńska. – Stąd pomysł utworzenia zony na Marsie. Bo wiadomo było już wtedy,
że to coś więcej, więc nie chciano dać dostępu do niej imperialistom, którzy w
swej głupocie nie zauważyli, z czym mają do czynienia.
- Bo maoiści wrócili z nowymi
zdolnościami – pokiwał głową Mrok.
- Stało się jasne, że gdyby Związek
je posiadł, zyskałby przewagę nad imperializmem – przytaknęła Budzyńska. – Stąd
w tym kierunku szły badania nad dotarciem do wnętrza zony. Do tego wzrastająca
aktywność polskich zon i istnienie
południowej, która…
- … która ewidentnie wskazywała, że
ktoś kontroluje to wszystko, wytyczyło jasny kierunek podejrzeń Berii –
uśmiechnął się Mrok. – I usiłował otworzyć własną na Marsie, a tymczasem
przeoczył, że to nie maoiści wrócili…
- Co takiego? – zdziwiła się
Budzyńska.
- Cokolwiek by Zhan nie mówił i
kimkolwiek by nie był, oni nie są zmienionymi maoistami – powiedział Mrok. –
Mogą tak twierdzić i się tak zachowywać, bo ta zdrada jest w ich stylu… ale
jestem w stanie wyczuć i kontrolować wszelkie istoty zmienione przez ciemną
energię, materię, jakkolwiek to nazwiemy, które przekształciły warunki w
zonach. Oni nimi nie są. Na pewno nie ewoluowali i nie powstali z Mroku.
- Więc czym są?
- Dobre pytanie – odparł. –
Cokolwiek wróciło z zony… najwyraźniej przyszło bezpośrednio z niej… z daleka.
I podaje się za maoistów. Niestety ta ciekawostka pozostanie chyba nie
rozwiązana – stwierdził. – Właśnie pozbywam się ich z Warszawy. Za grosz
finezji w ich działaniach, tylko atak frontalny. Wygląda na to, że w Warszawie
walczą właśnie wszyscy z wszystkimi…
- Co z moimi… co się dzieje na
Stacji Berii?
- Wszyscy zginęli – powiedziała
Budzyńska z uśmiechem. Zignorował ją.
- Zdaje się, że jak wszyscy
pozostali w tym mieście. Walczą – odparł Mrok. - Cóż, na tym etapie nie zmienia
to już naszych planów, ale muszę zająć się pewnymi sprawami. Wybaczcie –
zamknął oczy i opadł na fotel, a przez chwilę wyglądało jakby zasnął, lecz
gałki jego oczu i mięśnie twarzy zdawały się poruszać w szybkim tempie. W jego
ubiorze pozostała dziura na ramieniu, lecz prześwitywało przez nią ciało i nie
było znać śladu rany.
Walter rozejrzał się. Wewnątrz
pociąg także nie przypominał mu niczego co dotąd w swym życiu zobaczył, różnił
się od technologii Kompleksu i imperialistów, które miał okazję poznać przez
kilka ostatnich miesięcy swego życia. Wewnątrz pociągu było jasno, choć nie
dostrzegał żadnego światła, nie było tu szyb, okien, a wejście zniknęło tak
samo szybko jak się pojawiło. W tylnej części na fotelu siedział Mrok, przodem
do kierunku jazdy. Walter miał do dyspozycji siedzenie z boku, po prawej
stronie, nieopodal miejsca gdzie znajdowało się wcześniej wejście. Na wprost
niego siedziała Budzyńska, bawiąc się od niechcenia kałasznikowem. Pomyślał, że
nie pasuje on do tego wszystkiego i techniki kompleksu, a to wszystko jest tak
sprzeczne ze sobą, ten pociąg, nie posiadający żadnych widocznych mechanicznych
części i kałasznikow, broń z zupełnie innego miejsca. Kompleks, o ile pamiętał,
w czasie gdy w nim przebywał, dysponował zaawansowanymi broniami grawitacyjnymi
i sonicznymi, jednak tutaj nie dostrzegał żadnej. Z drugiej strony patrząc na generała
można było stwierdzić, że posiadł on umiejętności, które sprawiały, że taka
broń nie była mu ona w ogóle potrzebna.
Walter spojrzał w prawo, gdzie w powietrzu zdawały się wisieć świetlne
prostokąty, na których zmieniały się liczne znaki, dostrzegał także coś na
kształt mapy, a po chwili uświadomił sobie, że są to tunele metra. Zastanowił
się dokąd jadą. Odpowiedź przyszła po chwili.
- Mała przerwa w podróży – generał
podniósł się z fotela, a Walter uświadomił sobie w tym momencie, że nie odczuł
w ogóle żadnego przeciążenia podczas jazdy, zupełnie jakby nigdzie się nie
przemieszczali. – Zabieramy nasz ładunek.
W ścianie obok pojawiły się drzwi, a
Mrok stanął przy nich.
- Tutaj też dotarło zamieszanie –
powiedział. – Ci wasi imperialiści zaczynają mnie irytować – spojrzał na
Waltera.
Ten uniósł się nieznacznie,
dostrzegając jednoczesny ruch Budzyńskiej. Była gotowa chronić generała za
wszelką cenę, choć Walter nie miał pomysłu co może zrobić. Nie posiadał broni i
wciąż miał związane ręce, a fakt, iż tamten przeżył postrzał z karabinu
snajperskiego Związku sprawiał, że doskonale zdawał sobie sprawę, iż wiele nie zdziała.
Gdyby tylko miał broń Sojuszu. Jeśli cokolwiek mogło zrobić tamtemu krzywdę, to
być może pociski, które unicestwiały cienie. W tej chwili jego myśli uciekły do
wszystkich, którzy pozostali na Stacji Berii, otoczonych ze wszystkich stron, w
pułapce wrogich sił. Budzyńska miała rację, nawet jeśli ewidentnie skłamała by
go zranić. Zapewne już nie żyli.
Wyjrzał przez drzwi, dostrzegając
dwóch ludzi Konwentu przenoszących dużą skrzynię, kierowali się w kierunku
pociągu. Nagle jeden z nich poleciał do tyłu, a chwilę później drugi, jak gdyby
odrzucony jakąś sporą siłą. Walter przez chwilę nie rozumiał co się stało, a
potem gdy widok za drzwiami zasnuł dym, a na ścianie pojawiły się iskry,
zrozumiał, że zostali postrzeleni, choć nie usłyszał żadnego dźwięku.
- Dość tego! – powiedział Mrok. –
Chodźcie Walter, łapcie za skrzynię! – i wyszedł na zewnątrz, a Walter chcąc
nie chcąc podążył za nim. Po wyjściu z pociągu nagle skrzywił się, gdy z
całkowitej ciszy wszedł w hałas prowadzonego ostrzału. Odruchowo skulił się,
jednak dostrzegł iż Mrok stoi jak gdyby niczym się nie przejmował na peronie i
odwraca w kierunku, z którego nadlatywały pociski. Te zdawały się go nie imać i
omijały go, mimo iż uderzały w pociąg. Kiwnął na Waltera i nagle jego więzy
spadły, a on nawet się zbytnio nie dziwiąc podszedł do metalowej skrzyni i
poczekał, aż zbliży się jeden z mężczyzn z czarnymi oczami. Obaj unieśli
skrzynię, a czując ciężar Walter zastanowił się co w niej jest. Spojrzał ponad
pociąg, dostrzegając górny poziom, z którego padały strzały. Tak jak mu się
wydawało, był na Dworcu Głównym, a słysząc dźwięk karabinów był przekonany, że
te należą do imperialistów. Za barierą na górnym poziomie trudno było cokolwiek
dostrzec, prócz rozbłysków prowadzących ostrzał, którzy skupiali się jak
zauważył na celowaniu do cieni, wspinających się wzdłuż kolumn.
- Pośpieszcie się! – warknął Mrok, a
w dalszej części pociągu otworzyły się inne drzwi. Walter ruszył w tamtą
stronę. Wkroczył do środka i hałas zniknął, a jego miejsce zastąpiła
wszechobecna cisza. Położył skrzynię i rozejrzał się, po czym zmartwiał. Całą
przestrzeń tej części pociągu wypełniały ładunki i to, co rozpoznawał jako
głowice jądrowe. Znajdowało się ich tu kilkadziesiąt, ułożonych na podłodze i w
skrzyniach. Walter obrócił się gwałtownie i wyszedł szybkim krokiem na
zewnątrz, akurat by usłyszeć strzały z kałasznikowa. Budzyńska strzelała
wychylając się zza pociągu.
- Mam cię! – zawołała ucieszona,
lecz w ogniu walki Walter nie był w stanie dostrzec kogo trafiła.
Wówczas na chwilę ogłuchł, gdy tuż
nad nim nastąpiła eksplozja. Coś wybuchło uderzając w pociąg. Padł na ziemię,
ale zorientował się, że nic mu się nie stało. Przez piszczenie w uszach
przebijały się strzały i wybuchy. Zorientował się, że Mrok coś woła.
- Do pociągu!
Chwilowo było to najbezpieczniejsze
miejsce, wiec wskoczył w wejście obok Budzyńskiej, wprost w dojmującą ciszę. Za
nim wszedł Mrok, po czym odwrócił się i odepchnął usiłującego wejść za nim
przedstawiciela Konwentu. Drzwi się zamknęły, znikając bez śladu. Mrok odwrócił
się ucieszony.
- Nie są ci już potrzebni –
powiedział Walter. W uszach mu piszczało. Tamten przez chwilę wyglądał jakby
nie wiedział, o czym mówi.
- Dajcie spokój Walter – odparł. –
Konwent to była tylko fasada. Spełniła swój cel. Swieto, on tu jest. Beria!
Wstała z fotela.
- Jak możemy… - zaczęła.
- Niech podąża za nami – mówił
ucieszony Mrok. – Niech zobaczy co się stanie! To będzie jego ostateczna
porażka!
- Co się stanie? – przerwał Walter.
- Ostateczne zwycięstwo Kompleksu –
generał spojrzał na niego po chwili i spoważniał. – Jeśli będzie przy tym
obecny, zobaczy swą przegraną i Związku… umrze świadom tego wszystkiego.
- Po co wam tyle ładunków
nuklearnych? – rzucił Walter. – Kompleks nie jest wystarczająco potężny? Nie
macie innej broni? Władzy nad fizyką?
- Zobaczycie, Walter – odpowiedział
powoli Mrok. – Na własne oczy doświadczycie… tego co się wydarzy. Gdyż to
przybyło.
- Co przybyło? – Walter nie dostał
jednak odpowiedzi, a Mrok z uśmiechem opadł na fotel. Spojrzał więc na
Budzyńską. – Powiedział ci cokolwiek? Czy ty nie widzisz, że on okłamał
każdego? Ciebie też okłamuje!
- Zabiłam tę twoją snajperkę –
odpowiedziała tamta.
- Co takiego? – nie zrozumiał.
- Przed chwilą na stacji –
powiedziała. – Devereaux nie żyje. Cierp, Walter. To dopiero początek tego, co
czeka cię w Kompleksie.
Walter wpatrywał się w nią w
milczeniu, czując jak wzbiera w nim nagły gniew.
- Uważaj Swieto – powiedział Mrok. –
Bo Walter gotów rzucić się na ciebie. W razie konieczności…
- … postrzelę go w nogę – dokończyła
Budzyńska. Walter zacisnął pięści i odetchnął głęboko.
- Oj Walter, Walter – powiedział
Mrok. – Zdaje się, kolejna kobieta w waszym życiu zginęła… ale wiecie, że nie
wszystkie spotkał ten los? Jedna wciąż istnieje i działa przeciwko mnie, sądząc
zapewne, że o tym nie wiem.
- Co takiego?
- Ciemna Pani, Walter. Zdaje się tak
ją nazywacie? Jest w tym pociągu. Może chcecie zobaczyć jak naprawdę wygląda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz