Ta wojna
różniła się od wszystkiego co znała, to miejsce, ta bitwa, była tak krańcowo
różna od wszystkich walk jakie dotąd stoczyła. Choć ich miejscem były pustynie
i dżungle, podwodne rafy koralowe, a także kosmos, a przeciwnikami zarówno
ludzie, ochotnicy Kolektywu, jak i dziwaczne istoty zrodzone w anomalii, tu
wszystko było inne. Choć była specjalsem, żołnierzem elitarnej jednostki
wyspecjalizowanych sił zbrojnych, nawet jeśli nosiła na ramieniu jedynie
naszywkę USMC, znajdowały się tam litery NASW. To zobowiązywało. Byli jedyni w
swym rodzaju, stanowili grupę uderzeniową, chirurgiczne ostrze, tnące z
doskonałą precyzją. Które właśnie wyszczerbiało się i łamało coraz bardziej
podczas kontaktu z wrogiem.
Zapomniała
już o czasach na europejskim froncie, gdy życie wypełniała nuda, urozmaicona
alkoholem i zapaleniem trawki, przerywana alarmami bojowymi, gdy sieć
matematyczna spinała wieże i strzelała do niewidocznego wroga, usiłującego
opuścić buforową strefę nad Renem. Stała się żołnierzem doborowej jednostki,
która zamiast czyścić karabin, by żołnierzowi z nudów nie pierdoliło się w
głowie, miast tego go zwyczajnie używała. Każdy jej strzał sięgał celu, każde
pociągnięcie języka spustowego równało się zgubie, jej doskonale wyważony dla
jej potrzeb karabin siał śmierć wśród przeciwników. Teraz jednak walczyła ze
sobą ostatkiem sił, czując jak ręka powoli odmawia jej posłuszeństwa. Mrowienie
powróciło i sięgało już za łokieć, pot zalewał jej czoło. Wiedziała, że Vash
coś podejrzewa, zaciskała z całych sił wargi by nie dać nic po sobie poznać. Im
bliżej znajdowała się Dworca Głównego, tym bardziej skupiała się na oddawanych
strzałach, starając się stłumić rozbrzmiewający w głowie coraz głośniej głos.
Powtarzał jej, iż będzie miała tylko jeden strzał, by wszystkich uratować.
Ocal nas, to przybyło.
Dworzec
główny o ile pamiętała był jedną z największych stacji. Tu krzyżowały się dwie
główne linie metra, o ile dobrze zapamiętała rysunek Waltera, każda z nich
mająca dwa tory. Główna wiodła od Stacji Zwycięstwa skąd przybyli i jako
linia Marszałkowska prowadziła na południe przez Stację Plac Konstytucji do
Stacji Plac Unii Lubelski, gdzie na powierzchni stoczyli ledwie kilkanaście lub
kilkadziesiąt godzin temu walkę z siłami Związku. Druga wiodła od Dworca Zachodniego
w kierunku Nowego Światu skąd dotarli, a dalej na Dworzec Wschodni. Vasquez
była nastawiona na ostrą walkę na Nowym Świecie, bowiem nie trzeba było być
wybitnym strategiem by zdawać sobie sprawę, że tędy wiedzie jedna z dróg,
którymi nadejdzie radziecki atak na Konwent, lecz zastali tam zaskakująco małe
siły wyłącznie w postaci czarnookich. Zajmowali się barykadowaniem tunelu,
którego część zdążyli już zablokować. Nie mieli szansy stawić czoła mieszanej
grupie pod dowództwem Vash w składzie dwóch spadochroniarzy, dwóch żołnierzy
dziewiątej kompanii, strzelec marine i snajper-marine. Strzelali przede
wszystkim żołnierze Dowgiłły, pod osłoną sił Sojuszu. Deveraux chybiła, choć
starała się ze wszelkich sił nie pokazać, w jakim jest stanie. Po wszystkim
jedenastu uzbrojonych przedstawicieli Konwentu leżało martwych, a oni nie
odnieśli strat własnych. Stacja prócz tego była całkowicie opuszczona,
najwyraźniej w oczekiwaniu na natarcie ewakuowano stąd mieszkańców. Nie było
także śladu Waltera. Wróg przyjechał platformą naprawczą z dźwigiem, przy
pomocy którego udało mu się wyrwać szyny prowadzące ku Dworcowi Wschodniemu.
Podczas gdy Di Stefano uruchamiał platformę, Vash rozłożyła czujki, choć sieć
działała jedynie w bliskim zasięgu, a pozostali rozkładali miny. Poświęcili na
to ledwie kwadrans, bo więcej czasu nie było, osłaniani przez Deveraux, która
przygotowała sobie snajperskie gniazdo na platformie, uruchamianej przez Di
Stefano. Więcej czasu nie mieli, na zakończenie zniszczyli tor prowadzący od
Stacji Zwycięstwa, skąd przybyli, z której niósł się huk eksplozji pocisków i
wybuchów, a jakieś siły toczyły zażartą walkę. Na razie miny, jakie pozostawili
w tunelu nie detonowały, nikt więc nie szedł ich śladem. Pozbierali kałasznikowy
Konwentu, bowiem zdawali sobie sprawę, że ich amunicja jest na wyczerpaniu.
Następnie ruszyli do punktu zbornego jakim był Dworzec Główny, nie wiedząc co
napotkają.
Jak się okazało Kowalski dotarł tam
przed nimi i był przyciśnięty mocnym ogniem przeciwnika. Stacja była
dwupoziomowa, po estakadzie przechodził górny tor prowadzący ze Zwycięstwa ku
Unii Lubelskiej, a wzdłuż ścian bocznych biegły galerie z licznymi
pomieszczeniami. Na dole znajdował się tor z Chałubińskiego do Nowego Światu,
od którego po obu stronach odchodziły ślimaki, na których znajdowały się tory
łączące się z tymi na górnym poziomie. Powodowało to, iż stacja była niezwykle
szeroka, na planie kwadratu, wszystko podpierały liczne filary i kolumny.
Siły dowodzone przez Kowalskiego po
wejściu na stację natychmiast zostały ostrzelane przez znajdujących się na
dolnym poziomie ludzi z karabinami, wokół których kłębiło się olbrzymie
zgrupowanie cieni. Te ruszyły w ich kierunku, wspinając się po filarach,
pełznąc po estakadzie od dołu. Marines ledwie zdążyli zająć pozycję i otworzyć
ogień, który powstrzymał pierwszą falę cieni. Gdy jeszcze odpierali atak w ich
stronę poleciały granaty, rzucane z dołu, na szczęście część z nich odbiła się
od estakady. Wybuch wyrzucił w powietrze gruz, lecz przede wszystkim skrócił
pole widzenia, co sprawiło, że mieli mniej czasu na reakcję, gdy pojawiały się
cienie. Na szczęście Evergreen położył ogień zasłonowy, a Jackson oddał trzy
strzały z granatnika w kierunku, z którego nadleciały
granaty. Gdy tylko wystrzelił cienie przerwały nagle atak i skoczyły w stronę
lecących pocisków, a z dołu zaczęto do nich strzelać. Wybuchy rozległy się
poniżej estakady, więc Kowalski nie miał pojęcia co się stało, lecz raczej nie
doleciały do celu. Ta chwila dała im możliwość zajęcia pozycji przy barierach
galerii, które wzmocnili natychmiast ludzie Dowgiłły. Natychmiast rozpoczęli
ostrzał. Na dole pozycję zajmowały oddziały Konwentu i choć ewidentnie miały
gorszą pozycję strzelecką, wyraźnie nie zamierzały się cofać. Kowalski gdy wychylił się na chwilę dostrzegł
ciała w mundurach spadochroniarzy. Cienie skryły się pod estakadą, aby uniknąć
trafienia i był pewien, że szykują się do kolejnego ataku. Problemem byli
cywile, których mieli za sobą, rozbiegający się w pomieszczeniach na galerii
pod osłoną trzech apaszy dysponujących bronią. Nie miał pojęcia jak duże są te
pomieszczenia, ale zdawał sobie sprawę, iż była to duża stacja mieszkalna, więc
zakładał, że rozciągają się dość daleko i na wiele pięter.
Drugi atak
cieni nastąpił w tym samym momencie, wyskakiwały bezpośrednio na tor estakady i
mógł być szczęśliwy, że nie potrafią latać. Zgodnie z wcześniejszymi
założeniami prowadzili ogień na przemian parami, jeden strzelający, drugi
zmieniający magazynek. Problemem zaczynała stawać się kurcząca amunicja.
Dowgiłło i jego żołnierze ostrzeliwali ludzi Konwentu, kryjących się na dole.
Atak
nadszedł z nieoczekiwanej strony, bowiem nagle zorientował się, że dwóch
żołnierzy dziewiątej znajduje się poza jego zasięgiem widzenia i kątem oka
zobaczył, jak wylatują w powietrze. Unosiły ich czarne macki, jakie spadły
właśnie z sufitu wraz z istotą zrodzoną z kryjącego się tam cienia i mroku. Nim
zdążył zareagować ogień otworzył Yutani znajdujący się najbliżej i wówczas w
ułamku sekundy z sufitu wystrzeliła trzecia macka, która przebiła marine na
wylot, przechodząc przez kamizelkę impaktową jak przez masło. Evergreen
zareagował momentalnie i otworzył w stronę sufitu ogień z działka, a to co się
tam znajdowało rozprysło się spadając czarnymi kroplami na dół. Dla zranionych
przez cień było już jednak za późno, żołnierze i marine leżeli nieruchomo bez
życia. Kowalski musiał przejść nad śmiercią Yutaniego do porządku dziennego,
bowiem nastąpił kolejny atak cieni, a jemu kończyły się pociski w magazynku.
Wówczas ostrzał przejął Weyland, który wraz z Baumannem stanowili tylną straż eskortowanych
ludzi. Jako jedna z ostatnich w pomieszczeniu ukryła się Anuszka.
Potem
pozycjometr zapiszczał informując o zagrożeniu za ich plecami, choć ostrzał
zagłuszył eksplozję.
- Mamy
problem – zawołał Baumann, przekrzykując ogień. – Właśnie wpadli w pułapkę na
Napoleona! Już tam dotarli.
- Detonuj
– polecił Kowalski zmieniając magazynek.
Za ich
plecami rozległ się wybuch, a chwilę później Kowalski pojął, że mimo wszystko
popełnił błąd wysadzając jedyne posiadane ładunki burzące jakie zostawili przy
wyjściu ze stacji, by zawalić strop. Nie wiedział czy udało im się zniszczyć
żelbeton, ale z tunelu wyleciała chmura pyłu przykrywając ich wszystkich.
Skryło ich to przed ogniem Konwentu, ale oni stracili widoczność, a co za tym
idzie możliwość reakcji na szybkość ataku cieni. Gdy sobie to uświadomił, nagle
usłyszał piknięcie pozycjometru. Matematyka wstawała. Nim zdążył pomyśleć co to
oznacza, poniżej estakady rozległy się strzały.
Od strony
Nowego Światu wjechała platforma z dźwigiem. Toczyła się bardzo powoli, a
wykorzystując ją jako osłonę przemieszczał się oddział Vasquez. Na platformie
ukryta za metalową osłoną, z której wystawala tylko lufa, leżała Deveraux.
Zapomniała o swym stanie i strzelała automatycznie. Di Stefano wyhamował
platformę, by zachować dystans, a jeden z żołnierzy Dziewiątej przestawił
zwrotnicę. Platforma zjechała na boczny tor po prawej stronie, który powoli się
wznosił ku estakadzie i miejscu gdzie znajdował się oddział Kowalskiego. Dzięki
temu nie wpakowali się pod lufy przeciwnika i chwilowo zatrzymali, a skryci za wagonem
żołnierze prowadzili ostrzał. Z estakady dołączył Kowalski.
- Jest
sieć – usłyszał głos Vasquez. – Mam tylko nas. Kurwa!
- Co tym
razem? – krzyknął odruchowo, nie mając czasu patrzeć na pozycjometr. Coś znowu
najwyraźniej nie działało, nim jeszcze miał szansę by zacząć myśleć o
koordynacji działań.
- Czujki
za nami! Wszystkie miny poszły! Idą od Nowego Światu!
Sytuacja
była coraz bardziej nieciekawa, bo za plecami mieli Kolektyw lub Związek,
atakujący od Stacji Zwycięstwa. Nim Kowalski zdążył się zastanowić, co dalej
wszystko po raz kolejny zmieniło się na gorsze. Od strony Chałubińskiego
rozległ się narastający gwizd i nagle Konwent przestał strzelać. Kowalski
wychylił się by zauważyć wjeżdżający na Dworzec dziwaczny pociąg w kszałcie
torpedy. Atak wroga nagle ustał.
- Vasquez!
– zawołał. – Są zajęci! Nie strzelać! Wjeżdżajcie na górę! – następnie polecił
wszystkim wstrzymać ogień.
Przeciwnik
także działania. Pociąg wjeżdżał na stację, skręcając w kierunku wjazdu na estakadę
linii Maszałkowskiej, na tor prowadzący w stronę Unii Lubelskiej. Zwalniał swój
bieg, a wokół niego pojawiało się coraz więcej żołnierzy Konwentu, a także
cieni. Kowalski rozważał opcje i dał znaki swym ludziom, by sprawdzili stan
amunicji. Polecił przemieścić się Evergreenowi i Jacksonowi do przodu na
estakadę, by mieli lepszą pozycję do ostrzału, a za nimi jako osłona podążył
Baumann. Dowgiłło pozostał za barierami estakady w części zachodniej, skąd mógł
prowadzić w razie potrzeby ostrzał Konwentu i zaczął dawać mu jakieś znaki.
Kowalski kiwnął głową. Weyland zabezpieczał mu tył, choć zapewne bardziej
interesowało go bezpieczeństwo Anuszki. Na szczęście po eksplozji na Napoleona
panowała na razie cisza. Przekradł się do Dowgiłły, zerkając przy okazji jak
platforma Vasquez wjeżdża na estakadę o dziwo nie atakowana przez wroga, który
skupił się wokół pociągu. Gdy Kowalski ujrzał co pokazuje Dowgiłło, wszystko
zrozumiał. Przeciwnik osłaniał przybyły pojazd.
Przez to
wszystko przebił się nagle dźwięk zmarwychwstałej łączności.
-
Jaskółka, Kontrola, marine NASW, raport, ktokolwiek… - nim Vasquez zdążyła się
odezwać, Kowalski już mówił, nie myśląc już o żadnych konsekwencjach.
- Kontrola
zgłasza w sile… - nie zdążył powiedzieć nic więcej gdy usłyszał głos Grieve’a.
-
Kowalski, pozycja! – najwyraźniej pozycjonomentry wciąż nie wstały lub też
nadal byli na wyciętym przekaźniku.
- Dworzec
Główny, w sile… - zawahał się. – Siedmiu marines, dwóch spadochroniarzy i
wsparcie miejscowych. Przede mną przeważające siły… wroga… generale, Kowent…
- Konwent
jest wrogi, powtarzam czerwony – słyszał trzeszczący głos Grieve’a. – Nie
interesuje mnie teraz co odwaliłeś ze swoimi marines, na twojej pozycji jest
prawdopodobnie bomba.
-
Potwierdzam. I martwi spadochroniarze Rowickiego. Konwent przenosi ładunek do
pociągu i trzyma nas na dystans.
- Kowalski
w tym pociągu jest prawdopodobnie Światło – powiedział Grieve. – Za wszelką
cenę nie dopuść do przejęcia ładunku, jeśli się uda pozbądźcie się pociągu i
Światły!
- Proszę o
powtórzenie – powiedział zaskoczony Kowalski.
- Czego
nie rozumiesz? Zabij skurwysyna – warknął Grieve.
- Generale
– chrząknął Kowalski. – Mam na wyczerpaniu amunicję działającą na przeciwnika.
Mam tu pomoc… sił komunistycznych, ale…
- Nie
obchodzi mnie teraz czyją masz pomoc – przerwał mu Grieve. – Od Chałubińskiego
idzie do was wsparcie. Mają dla was zaopatrzenie. Atakujcie żeby zatrzymać ich
do przybycia naszych. Mamy tu totalny bajzel, bo łączność dopiero wstaje i
każdy walczy z każdym! Uważajcie na Kolektyw, bo pojawiają się znikąd.
- Na razie
za plecami mam chyba Związek… szlag! – łączność znowu zniknęła, ale nie
potrzebował już nic więcej. – Słyszeliście! – zawołał do swych ludzi, a potem
popatrzył na Dowgiłłę i swym polskim wytłumaczył mu o co chodzi. Tamten skinął
głową i zaczął wydawać polecenia swym żołnierzom, których została garstka.
Kowalski patrzył na wjeżdżającą na górę platformę. Vasquez zeskoczyła koło
niego.
- Teraz padły
nam baterie. Gdzieś mam jeszcze chyba resztkę mocy na jednej, ale zasadniczo to
już koniec.
- Szkoda,
akurat kiedy wyglądało na to, że darują nam naszą małą rebelię.
- Jestem
za, zostańmy bohaterami – zawołał Baumann ze swojej pozycji.
- Tylko
nie dajmy się zabić – zgodziła się Vasquez.
- Jeśli skierujecie
platformę na tor prowadzący na południe, będę miała ich z góry jak na widelcu –
usłyszeli głos Deveraux, wciąż leżącej za osłoną na drezynie. Po chwili
przestawili zwrotnicę i platforma przetoczyła się na tor prowadzący do Unii
Lubelskiej.
- Weyland,
na pozycje obok Debila – rzucił Kowalski. – Dziwka… Dev, prowadź ogień, ale
pilnuj pociągu. Jeśli ktoś się stamtąd wychyli, masz go zdjąć!
- Przyjął!
- Atak! –
polecił Kowalski, chwilę po tym jak wydał rozkazy.
Nim
rzucone przez oddział Dowgiłły granaty spadły z góry na pociąg, cienie już
zdążyły pomknąć w stronę filarów, by wspinać się na estakadę, gdzie usiłowali
wspiąć się przy barierach obok pozycji żołnierzy. Marines i dwaj
spadochroniarze rozmieszczeni po obu stronach galerii strzelali w kierunku
filarów i kolumn usiłując nie dopuścić ich wyżej. Eksplozja na dole spowodowała
duże straty wśród sił Konwentu, lecz gdy Deveraux wyszukiwała cele,
zorientowała się, iż pociąg obok którego spadły granaty nie nosi żadnych śladów
uszkodzeń. Wokół niej rozbrzmiewały strzały, których nie tłumiła słuchawka w
uchu, skupiała się na tym co dzieje się po drugiej stronie pociągu. Nad ciałami
spadochroniarzy dostrzegła ludzi Konwentu przenoszących metalową skrzynię i
oddała dwa strzały. Następnie zajęła się przeładowaniem, stwierdzając, iż
zostały jej jeszcze trzy załadowane wcześniej magazynki i nie ma już więcej
amunicji. Gdy ponownie pośród szalejącej bitwy złożyła się do strzału, było
nieco trudniej, bowiem ocalałe siły Konwentu prowadziły ostrzał zza zasłon, a
pociski rykoszetowały o bariery galerii. Di Stefano strzelał jej nad głową
krótkimi seriami osłaniając ją przed cieniami ona znowu namierzyła skrzynię i
jej palec zamarł.
- Walter –
powiedziała odruchowo. Był tam na dole, poganiany przez jakiegoś mężczyznę,
podnosił skrzynię wraz z jednym z ludzi Konwentu.
- Zdejmij
Mrok! – zawołał Kowalski, który najwyraźniej widział to samo i momentalnie
zrozumiała kto stoi obok Waltera, praktycznie nie myśląc namierzyła cel i
oddała strzał prosto w głowę tamtego. Gdy opuściła lufę ze zdumieniem stwierdziła,
że nic się nie stało. Tamten stał w miejscu i patrząc na nią kręcił z
dezaprobatą głową, trzymając uniesioną pięść. Otworzył dłoń i pokazał jej z
daleka jak upuszcza coś, co wyglądało jak jej pocisk.
- Kurwa
niemożliwe – mruknęła.
- Jackson
wal do niego z działka, Di Stefano osłona – usłyszała Kowalskiego. Hardiman
porzucił osłanianie platformy, a jego miejsce zajął Evergreen ustawiając się
lewej stronie, zasłoniętej od strzałów z dołu, po czym Jackson skoczył przy
pomocy serwomotorów w bok rozpoczynając nieprecyzyjny ostrzał. Ściągnął
momentalnie na siebie ogień żołnierzy Konwentu. Deveraux szybko złożyła się
ponownie do strzału, sprawdzając czy rozrzut z działka nie sięgnął Waltera,
choć była to jedynie jakaś myśl kołacząca się jej z tyłu głowy. Już oddając
kolejny strzał w stronę mężczyzny podejrzewała, że nie będzie on skuteczny i
nie pomyliła się. Mrok stał z wyrazem irytacji na twarzy, trzymając przed sobą
wyciągniętą rękę, a ogniste salwy pocisków zdawały się go omijać, skręcając tuż
przed nim na lewo i prawo. Rykoszetowały iskrami od pociągu nie pozostawiając
na nim żadnego śladu. To co robił, osłaniało także Waltera wnoszącego skrzynię
do pociągu.
Wciąż
obserwowała ich szukając momentu na oddanie strzału, tymczasem Di Stefano nad
nią wychylił się zza zasłony by zastrzelić ostrzeliwujących Jacksona, gdy nagle
usłyszała jak przestaje strzelać i pada na platformę trafiony w szyję. Przesuwając
swój celownik dostrzegła nieopodal Mroka Budzyńską z dymiącym kałasznikowem.
Mrok patrzył w kierunku estakady a na jego twarzy malowała się jakby irytacja,
zaczął unosić drugą rękę, jak gdyby zamierzał coś uczynić. Pociągnęła za spust
mając na celu kobietę i w tej samej chwili na dole wszystko na dole
eksplodowało, a platformą zatrzęsło. Zdążyła jeszcze ujrzeć pociski rakietowe
wystrzelone z dolnego poziomu prosto w pociąg, po czym padła plackiem,
uderzając hełmem o metalowe podłoże.
Od strony
Nowego Światu wkraczał specnaz w ciężkich zbrojach. Żołnierze uzbrojeni w
działka szturmowali jakby nie przejmując się stratami, nie szukali osłon,
zatrzymywali się by prowadzić ogień ciągły, a za ich plecami drugi szereg
przystawał by namierzyć cel i odpalał rakiety. Nosili zbroje pancerne
nieznanego jej typu i poruszali się niezwykle wolno, jednak swą siłą ognia
całkowicie zmienili sytuację. Trzy rakiety pomknęły w kierunku estakady. Dwie
eksplodowały na barierze w połowie stacji, trzecia trafiła bezpośrednio w
miejsce, gdzie znajdował się Evergreen, który nie miał najmniejszej szansy.
Marine w hardimanie, został wyrzucony w powietrze eksplozją, przeleciał nad
platformą i spadł na dolny poziom, a jego sygnał zniknął z pozycjometru.
-
Wstrzymać ogień – wołał Kowalski. – Kryj się!
Nawet
Baumann posłuchał, padając na ziemię, gdy nad nimi przeleciały kolejne rakiety,
uderzając w strop, a wybuch spowodował, iż posypały się gruz i odłamki. Specnaz
na tym poprzestał, zdawał się po odpaleniu ich rakiet zupełnie ignorować
obecność sił na górnym poziomie, ogranicząc się do zabezpieczenia możliwości
ataku z tamtej strony. Celem szturmu stał się znajdujący na dolnym torze
pociąg. Pociski znaczyły na nim swój ślad ognistymi iskrami, lecz zdawał się
nie odnosić żadnych uszkodzeń, nie było widać na nim nawet śladu eksplozji.
Ku
oddziałom specnazu, który wkraczał na stację w coraz większej ilości pędziły
cienie, jednak zza żołnierzy w kombinezonach bojowych wyłonili się specnazowcy
w zwykłych mundurach i kamizelkach, otwierając ogień z kałasznikowów. W
strukturze cieni zaczęły wykwitać dziury, a pociski pozostawiały w nich ślady,
niczym kamienie rzucane do wody, co sprawiło, że atakujące istoty zaczęły
zwalniać. Nie rozpadały się jednak jak po trafieniu z karabinów marines, ale
wyraźnie odnosili rany. Na dolnym
poziomie rozpętało się ogniste piekło, choć strzelano jedynie z jednego
kierunku. Deveraux znów spojrzała przez lunetę, nie widziała już Waltera ani
Budzyńskiej, pośród pocisków stał Mrok, nieporuszony, nagle jednak jego twarz
rozjaśniło coś na kształt uśmiechu. Uniósł dłoń i pokiwał zachęcająco, jakby
przywołując atakujących, następnie wszedł do środka swego pojazdu. Wówczas Deveraux
usłyszała nowy dźwięk.
Od strony
Nowego Światu w ślad za szturmującymi oddziałami specnazu, liczących już
kilkadziesiąt żołnierzy wjechał powoli czarny pociąg, kanciasty i silnie
opancerzony. Na jego przedzie znajdowało się jakieś urządzenie, które stanowiło
skrzyżowanie kołowrotu, łańcuchów i jakiegoś urządzenia. Vasquez po chwili
zorientowała się, że dzięki temu przed pojazdem można było ułożyć szyny,
przeznaczenia innych części nie była się w stanie domyślić, z przodu znajdował
się taran, który zapewne zniszczył barykadę. Jasne było dla niej co potrafią karabiny
zamontowane z przodu i po bokach pancernej lokomotywy, o kalibrze jaki
posiadały pojazdy lotnicze. Przednie działka plunęły ogniem. Pojazd Światły zdawał
sobie nic z nich nie robić i właśnie odjeżdżał wspinając się na górną estakadę
w kierunku Unii Lubelskiej, powoli przyśpieszając.
Kowalski
usiłował oszacować ich możliwości i wychodziło mu, że są żadne. Na dolnym
poziomie znajdowało się kilkudziesięciu specnazowców, a ich liczba cały czas
wzrastała. On w zasadzie nie posiadał już amunicji, a za plecami miał skrytych
na galerii cywili, nawet jeśli kilku było uzbrojonych nie zmieniało to
zasadniczo niczego, bowiem starcia tego nie mogli wygrać. Nie miał także już
najmniejszej szansy powstrzymania Światły.
Ktoś
jednak uważał najwyraźniej inaczej, bo z wysadzonego tunelu od strony Napoleona
wyskoczył nagle jakiś kształt. Nim Weyland zdążył zareagować wyminął ich i
przeskoczył przez platoformę, pędząc niczym zwierzę na czterech łapach.
Kowalski nie był w stanie uwierzyć, że widzi Łowcę, jednak nie pozostawało to
żadnej wątpliwości, choć tamten teoretycznie nie mógł poruszać się w ten
sposób. Łowca skacząc na barierkę wybił się z niej i spadł na dach przyśpieszającego
pociągu, a kule zdawały się go nie imać. Przywarł do dachu, gdy pojazd Światły
wjeżdżał na górną estakadę.
Na dole
przestawiono zwrotnicę, a pancerny pociąg znowu ruszył wjeżdżając na tor,
którym przed chwilą jechał Światło. Przed nim biegło kilkunastu żołnierzy w
pancerzach, niektórzy najwyraźniej sprawdzali czy na torowisku nie ma żadnych
min, inni strzelali w ślad za srebrnym pociągiem, aż ten wjechał na górny
poziom. Czarny pociąg wtaczał się za nim powoli, był dużo dłuższy i
masywniejszy, kanciasty i otoczony wieloma pancerzami. Na bokach prócz działek
znajdowały się nisze, w których kryli się strzelcy. Wzdłuż pociągu biegli
specnazowcy.
Strzały
znowu rozbrzmiały z tunelu, którym przybyli. Dochodziła stamtąd ciężka kanonada,
najwyraźniej wdano się z kimś w bój. Kowalski domniemywał, że to Kolektyw,
bowiem słyszał tylko i wyłącznie dźwięk jednego rodzaju karabinów. Sam miał
jednak teraz inne problemy, bowiem specnaz przypomniał sobie o ich obecności, z
uwagi na konieczność osłonięcia czarnego pociągu. Z dolnego poziomu zza osłon
otwarto do nich ogień, który rykoszetował o bariery. Zorientował się co się
święci i zaczął dawać znaki, aby wszyscy wycofali się jak najdalej, nim tamci
zaczną w ich stronę wytrzeliwać granaty, bowiem nie mieli najmniejszej szansy
ich powstrzymać.
Tymczasem
pociąg Światły wjechał w tunel na górnym torze i zniknął w tunelu w stronę Unii
Lubelskiej.
Zawiedli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz