Grieve
miał jedynie ułamki sekund, by opanować sytuację, która wyrwała się całkowicie
spod kontroli i galopowała właśnie wprost w kierunku niezwykle głębokiej
przepaści. Wiedział jedynie, że decyzje muszą być niezwykle szybkie.
- To nie
jest jedynie zwykła utrata łączności? - zapytał.
- Nie,
wciąż mamy potwierdzenie z urządzeń – żołnierz gwałtownie wciskał wystające
klawisze. - Nie działa jedynie matematyka… jesteśmy połączeni, ale nie ma tam
sieci! - jego głos oscylował na granicy nie zrozumienia i paniki. Grieve
uświadamiał sobie właśnie implikacje tego faktu, z rakietami
międzykontynentalnymi w wyrzutniach, bateriami rakiet Patriot, którym nie
będzie jak wyliczyć celu i robiło mu się coraz bardziej zimno.
- Uruchom sieć
ponownie polecił – przynajmniej w ich wypadku matematyka mogła procesować się o
eniaka grupy ekspedycyjnej. Pomyślał przelotnie, że statki NASW także są
autonomicznie, choć szlag trafi całą koordynację, zapewne AFCOM i inne sztaby
także mają własne eniaki, stracą tylko możliwość procesowania całości,
problemem będą wszystkie rozproszone na świecie siły naziemne. Każdy będzie
musiał radzić sobie sam, ale cholera, przecież ktoś na pewno przewidział taką
awarię, obciążenie pieprzonej sieci stało się zbyt duże… lub sabotaż,
uświadomił sobie nagle, przypominając, iż Rowicki odciął go na klastrze,
zawieszając część sieci, by nie widział co robi. Pieprzony skurwysyn z własną
gierką, o której całkowicie zapomniał. Cholera, że też wzięli tu Polaków.I
cholera, że też posłał go do tuneli, gdzie byli inni Polacy i Światło, który
mieszał mu w głowie. - Czy artyleria jest bezpieczna?
-
Reorientuję moich ludzi – Stackman oderwał się od nadawania. - Na razie brak
kontaktu wizualnego z możliwym przeciwnikiem. Mają dobrą widoczność, na ich
pozycjach jest dzień.
Zapomniałem,
że tkwimy w jakimś bąblu ciemności, pomyślał Grieve, gdy wnętrze bunkra
rozjarzało się powoli światłem monitorów. Nie ma czasu by czekać, stwierdził.
-
Generale, wie pan co robić – powiedział. - Dowództwo sił naziemnych należy do
Pana, proszę działać zgodnie z planem, w razie problemów wedle uznania, jeśli
stracimy łączność.
- Gdzie
pan idzie? - rzucił Stackman spoglądając na migoczące monochromatycznie
monitory.
- Odebrać
skurwielowi Rowickiemu dowództwo pod ziemią – odparł Grieve, szukając swej
maski, przygotowując się do wyjścia.
- On może
mieć rację – uprzedził nieoczekiwanie Stackman. - Nie mamy sieci, więc choć
odpowiemy kontratakiem na ich uderzenie… nie zdołamy powstrzymać większości
rakiet. Pozbycie się Berii może być aktem naszej…
- … kurwa,
desperacji – warknął Grieve, po czym uspokoił się. - Wiem o tym, co nie zmienia
faktu, iż w tunelach mam zbuntowanego generała i jego spadochroniarzy, którzy
bawią się półkilotonową bombę! - opuścił bunkier otwierając z wysiłkiem ciężkie
drzwi, nie czekając aż uczynią do dwaj marines stanowiący jego eskortę.
Choć na
zewnątrz widoczność nadal równała się zeru, pośród pyłu i ciemności nadal
działała łączność. Nie zdążył jeszcze na dobre wsiąść do humvee, gdy w jego
słuchawce odezwał się ponownie Stackman.
- Rowicki
nadal nie odpowiada – poinformował, po czym zaczął formalnie. - Generale, skoro
on złamał rozkazy, czuję się w obowiązku poinformować, że jego ludzie…
- … wiem –
odparł Grieve. - Ale mam tam też marines. Udało się połączyć już z Ethanem?
- Nie,
odcięli nam…
-
Przeciwnik rusza w naszym kierunku, nie mam sieci – na alarmowej częstotliwości
przerwał im głos Mallory. Automatyczne stanowiska działek nie uruchomią się
dopóki matematyka nie przeprocesuje się na nowo. Cholera, kto wpadł na pomysł,
by wspierać obliczenia eniakami w centrach dowodzenia? Powinny być kompletnie
automicznie, jak w przypadku NASW, tak jak robiła to pierwotna grupa desantowa.
Na wyciągnięcie wniosków przyjdzie czas później.
- Jest
zgoda – polecił krótko Grieve. - Za wszelką cenę utrzymać wejście do tunelu –
później przyjdzie czas by się zastanowić, w co grają Światło i Rowicki. Ale
odpowiedź nasuwała mu się tylko jedna. W pieprzoną Wolną Polskę.
Humvee
podskoczył na wybojach, a ciemność przed nim rozświetliły błyski salw z
karabinów. Spojrzał na pozycjometr, który zdołał wreszcie uruchomić się
ponownie. Brytyjczycy stawiali czoła wrogowi, który przewyższał ich
kilkukrtonie swą liczbą, lecz nie miał karabinów. Do tego postawił na frontalną
szarżę, wynik mógł być tylko jeden. Grieve spoglądał na przesuwające się
figury, przypominając sobie taktykę
stosowaną przez miejscowe wojsko, dochodząc do wniosku, że ma ona niezwykle
wiele sensu. Niewielkie oddziały zaczepne, rozdzielające hordę na mniejsze
części, wciągające je w zasadzkę, gdzie dosięgał je skupiony ostrzał. Pozwalało
to uniknąć przegrzania luf i dawało chwilę wypoczynku ludziom, które stanowiły zagrożenie
obrony przed frontalnym atakiem.
Coś jednak
było nie tak. Przeciwnik zdawał się nie zwalniać, ani nie zatrzymywać.
Przemieszczał się w kierunku pozycji 82, a linia wyznaczona przez czujnik
zbliżeniowe była coraz bliżej.
- Wróg
jest odporny na naszą amunicję, sir! - zameldowała Mallory. - Odbija się od
jego skóry! Użyjemy granatów!
Grieve
odruchowo zacisnął pięść. Eksplozje nie zatrzymają wszystkich, dojdzie do walki
w zwarciu. Potem…
- Jesteśmy
na pozycji, gotowi do udzielenia wsparcia – rozległ się w słuchawce znajomy
głos. Grieve poczuł ulgę, po czym dotarła do niego fala niezrozumienia. Humvee
pokonał na szczęście już ostatnie metry, zbliżając się do wejścia do tunelu.
- Strzelać
– polecił. Na wyjaśnienia przyjdzie czas później.
Pojazd
znowu podskoczył na wybojach, mimo sprężynowanego zawieszenia dało się to dość
wyraźnie odczuć. Kierowca wyhamował tuż przed niewielkim wzniesieniem, a Grieve
natychmiast otworzył drzwi, jednocześnie z tyłu wyskoczyła jego eskorta. Maski
ograniczały widoczność jeszcze bardziej, choć bez byłoby jeszcze gorzej. Pośród
pyłu generał dostrzegł na wzniesieniu rozbłyski w ciemności gdy ogień otworzył
pluton hardimanów, rozstawiający się właśnie na pozycji. Grieve wbiegł na
niewielki pagórek, tworzony przez gruzy i cegły, obejmując wzrokiem otoczenie.
Od strony
ruin na zachodzie nadciągały stwory rodem z koszmarów, przypominające olbrzymie
insekty, poruszające się szybko na pajęczych nogach. Od okopanych
spadochroniarzy dzieliła je jeszcze co najmniej jedna dziesiąta mili, lecz
szybko skracały ten dystans. Brytyjczycy wyrzucali właśnie granaty, część z
nich próbowala jeszcze strzelać, lecz pośród snopu iskier kule rykoszetowały od
segmentów istot, które musiały być mocno opancerzone. Mimo to kilkanaście udało
się zabić, trasę ataku stworów znaczył szlak złożony z ciał, leżących pośród
gruzowiska. Najwyraźniej dokonali tego snajperzy, bowiem co chwilę zmierzch
przecinała smuga światła, znacząca pośród pyłu tor lotu pocisku. Atakujący
minęli już linię automatycznych karabinków, które milczały nie współpracując z
czujnikami ruchu. Sieć nadal nie odzyskała pełnej korelacji.
Sytuację
zmieniło jednak przybycie marines. Choć w porównaniu z kilkudziesięcioma
spadochroniarzami osłaniającymi zachodnią flankę była ich ledwie garstka, ich
kule zaczęły siać spustoszenie wśród wroga. Kilkunastu marines skróciło dystans
i ze wzniesień pokryło przeciwnika gradem pocisków, a pierwszy szereg
atakującej fali nagle się załamał i upadł. Gdy kolejna linia stworów zwolniła
potykając się o truchło, natknęła się na zmasowany ogień ciężkich działek z
kilku hardimanów, dosłownie rozrywających je na strzępy. Dzieła zniszczenia
dopełnili snajperzy ściągnięci przez Mallory z pozostałych stanowisk obronnych,
rozlokowanych wokół wejścia do tunelu, którzy zajęli pozycję pozwalającą im na
dosięgnięcie przeciwnika i razili z zabójczą precyzją. Chwilę później
eksplodować zaczęły granaty. Atak się załamał, lecz stwory wciąż usiłowały się
przebić, żaden z nich nie próbował się cofać. Grieve sprawdził pozycjometr, bowiem
wszystko to wyraźnie mu się nie spodobało, pojedynczy atak wydawał mu się
kompletnie bez sensu, nawet jeśli uderzyło nań tyle stworów. Światło uprzedzał,
że nie kontroluje wszystkich, ale wszystko to bardzo mu się nie podobało.
Poczekał aż strzały staną się pojedyncze i ruszył w kierunku stanowiska
Mallory. Ze zdumieniem stwierdził, że zdjęła hełm, a głowę przykryła beretem,
choć w połączeniu z maską wyglądała niezbyt mądrze. Nie zamierzał jednak
zwracać na takie szczegóły uwagi.
-
Doskonała robota, Mallory – powiedział. Chętnie podniósłby głos, lecz maska mu
w tym przekazała. - Proszę przekazać ludziom wyrazy uznania, od
głównodowodzącego.
-
Dziękuję, sir – odparła. - Te pieprzone karabiny nie działają – pokazała
trzymaną broń. - Podobno nasza amunicja…
- Wiem –
przerwał jej Grieve unosząc rękę. Kolejny problem, do tego palący. I do tego
nie do końca zrozumiały. Pociski tamtych też nie zadziałały, uświadomił sobie,
choć miały ten sam kaliber. Chyba straciliśmy właśnie przewagę, jak to było w
tych broszurach, że te istoty się uodparniają?
- Dziękuję
za uratowanie dupy, poruczniku – Mallory zwróciła się do nowo przybyłego.
- Od tego
są marines – skwitował Ethan, stając obok.
- Co tu
robicie? - natarł na niego Grieve.
- Zgodnie
z rozkazem wzmocniliśmy wejście do tunelu, sir – odparł zaskoczony porucznik.
- Niech
zgadnę, przekazanym przez generała Rowickiego?
- Kiedy
padła sieć posłał nas na górę, polecając wzmocnić obronę wejścia i nawiązać
łączność– powiedział niepewnie Ethan. - Powiedział, że przyczółek w tunelu
zdołają utrzymać sami, a jeśli okaże się, że brak sieci nie jest wstępem do
ataku…
- Ten atak
to nie przypadek – Grieve myślał głośno. - To miało jedynie odwrócić naszą
uwagę. Spadochroniarze zostali sami w tunelu? - zaklął. Mallory i Ethan
spoglądali nań nierozumiejącym wzrokiem. Nic nie dzieje się przypadkiem,
Rowicki współdziała ze Światłą, żeby zająć nas rzucił tu niewielką ilość tych
potworów, a jednocześnie Rowicki pozbył się z tuneli pozostałych.
Zneutralizowali nas sprawnie i bez rozlewu krwi. - Gdzie Rassmusen?
- Został
z…
- Ethan,
rozpoznanie w kierunku wejścia do tunelu – polecił Grieve, przechodząc do
kolejnego punktu. - Sprawdzić czy nie został zawalony. Możliwość napotkania
wroga.
- Tak, sir
– Ethan najwyraźniej przeszedł do porządku dziennego nad faktem, iż w metrze
pozostali przecież spadochroniarze, podczas gdy Grieve zastanawiał się do czego
zdolny będzie Rowicki. Nie sądził, żeby doszło do otwartej konfrontacji, z
drugiej strony pozwolił na atak na swych towarzyszy broni.
- Sir,
mamy problem – przypomniała Mallory. - Skoro nasza broń nie działa na te
stwory, to cienie…
- Wiem –
mruknął Grieve, jednocześnie spoglądając na Ethana, który nie zdążył jeszcze
wydać rozkazów.
- M16
jakoś zadziały. A to ta sama amunicja – zauważył tamten. - Podobnie wasi
snajperzy…
- Większa
prędkość pocisku – odparła Mallory. - Tangosi używają karabinów ze zmienną
prędkością, przebija to te stwory, ale z tego co mówiła grupa desantowa cienie…
Założyliśmy,
że nasza amunicja działa. Zadziałała przecież zarówno na Marsie jak i tutaj,
myślał gwałtownie Grieve. Jaka jest różnica? Przecież ludzie Kowalskiego i SBS
nie mieli problemów… Dlaczego ma je 82, a nie mają ich marines? Dlaczego taka
sama amunicja nie zadziałała tamtym?
- Mallory,
przekażcie generałowi Stackmanowi jaka jest sytuacja – powiedział. - Uprzedźcie
wszystkich, że może wystąpić problem. Ja idę do tuneli – zastanowił się przez
chwilę. - SBS używa tak samo jak wy Enfeldów, prawda?
- Tak samo
jak wszyscy amunicji kaliber .223, sir – potwierdziła Mallory. - Myśli pan, że
problem jest w karabinach?
- Myślę,
że problem może mieć generał Rowicki – powiedział Grieve, po czym nagle się
ocknął. - Ruszamy, Ethan. Czy Kowalski nawiązał kontakt?
- Nie
wrócił przed naszym opuszczeniem stacji, sir – powiedział porucznik marines.
- Ilu
wziął ludzi?
- Cały
swój oddział.
Sprytne,
pomyślał Grieve. Ten sam oddział, który rozwiązałem. Ale nie był w stanie
zirytować się z tego powodu. Musiał nawiązać z nim niezwłocznie łączność i
uprzedzić, że wraz ze swoją grupą ośmiu marines stoi na drodze setki
spadochroniarzy i armii generała Mroka, a jedynym wyjściem jest usunięcie się
im z drogi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz