piątek, 14 lipca 2023

Ciemna Symetria: Stacja Plac Napoleona

 

Oznaki problemów pojawiły się już po kwadransie, gdy dotarli do Stacji Napoleona. Pułkownik wiódł przodem swych ludzi, by umożliwić wejście na stację ludziom, którzy opuszczali właśnie Zwycięstwa eskortowani przez apaszy. Mimo, iż nie mieli w zasadzie czego zabierać, opuszczenie Stacji okazało się niezbyt proste, zwłaszcza że sporo osób zdążyło się upić, ciesząc odzyskaną wolnością. Ludzie Haki byli jednak brutalni, naprędce zebrana drużyna uzbrojona w kałasznikowy poganiała wszystkich kopniakami, a tych którzy nie mogli iść, ponieśli ich towarzysze. O dziwo najbardziej zorganizowane okazały się dzieci, wśród których prym wiodła Anuszka, nie zdoławszy się jeszcze na powrot przyzwyczaić do apatii podziemnego życia. Tunelem poniósł się zgiełk przemieszczających kilku setek ludzi, który nie mogł ujść niczyjej uwagi, jednak nie doczekali się reakcji. Choć czujniki przestały działać najwyraźniej Kolektyw i Związek wciąż trwali w zwarciu, które rozpoczęło się pół godziny temu, bowiem nadal słychać było strzały. Trudno było powiedzieć, kto zyskuje przewagę, bowiem odgłosy walki nie zbliżały się. Na stacji jako osłona pozostali Jackson i Evergreen, którzy założyli ładunki u wylotu tunelu prowadzącego z Teatralnego. Były one zbyt słabe by przebić gruby żelbeton, jednak jeśli zawalą się podpory, być może zdołają spowolnić natarcie zwycięzców, kimkolwiek by oni się nie okazali. Dodatkowo mogli mieć nadzieję na jeszcze jedną niespodziankę, którą obiecał zająć się Łowca. Gdyby nie fakt, iż Deveraux ręczyła za przypominającego zwierzę stalkera, mówiącego niezrozumiałą mieszanką polskiego i rosyjskiego, Kowalski w ogóle nie wziąłby tego planu pod uwagę. Przekonywała go jednak, że można mu ufać, więc postanowili zaryzykować. W końcu nie mieli zbyt wiele do stracenia. W ten sposób Łowca pozostał z tyłu, przepadając w ciemność, powtarzając na odchodnym, iż nie może zbliżać się do Mroku, bowiem przyprawia go on swym wołaniem o szaleństwo. Polecił Vasquez by nie spuszczała Deveraux z oczu. Choć ledwie chodziła, widać było, iż najchętniej udałaby się tunelem w stronę Nowego Światu, gdzie przepadli ponoć Walter i żołnierz, który ją tak załatwił, od którego gwałtownie odżegnał się Dowgiłło. Kowalski z jakiegoś powodu był pewien, że bardziej niż o wyrównanie rachunków chodzi jej o Waltera. Zresztą robiła co mogła, by przekonać go, że należy udać się w pościg. Nie mogli jednak na to pozwolić. Czekała więc na stacji wraz z częścią ludzi Dowgiłły oraz trójką marines osłaniając odwrót, a Kowalski miał nadzieję, że Vasquez uda się przynajmniej przywrócić łączność. Jej zanik oraz wyłączenie sieci bojowej nie rokowały dobrze. A tym bardziej nic dobrego nie zapowiadało to, co ujrzeli na Napoleona.

- Pusto – poinformował ich Dowgiłło, odczytując znaki swych ludzi, przekazane im z przodu. Choć początkowo temu nie dowierzali, okazało się, iż zołnierze Dziewiątej poruszają się bezszelestnie, w czym pomagał im zapewne fakt, iż nie byli obwieszeni ciężkim sprzętem i oprzyrządowaniem. Kowalski rozumiał już w pełni z jakiego powodu tutejsi zwiadowcy odziani są lekko, często nawet nie nosząc hełmów. Mobilność i widoczność w pełni im to rekompensowały. Gdyby ich broń byłaby skuteczna, byliby dla Konwentu śmiertelnie niebezpieczni, bogaci o wieloletnie doświadczenie walki w strefie anomalii. Poruszali się jak koty i nie potrzebowali noktowizji czy pozycjometrów, by wyczuć kłopoty. W sytuacji gdy padła łączność i zabrakło przewagi sieciocentrycznej sił Sojuszu, byli nie do ocenienia. Szeregowy Arpad cofał się właśnie do czoła oddziału znajdującego się na szpicy, poprzedzającego właściwą grupę, znajdującą się kilka minut marszu za nimi.

- Na stacji nikogo, towarzyszu sierżancie – zameldował. Sokoliński skrzywił się lekko słysząc ostatnie słowa. Kowalski wciąż nie był przekonany, czy zaufał nieco bardziej Dowgille, zwłaszcza gdy tamten poinformował go, iż nie jest przekonany czy do końca może w pełni wierzyć swym ludziom. Wynikało to ze specyficznych stosunków panujących w wojskach Związku, gdzie wszyscy musieli sporządzać na siebie donosy. Choć powiedział im, iż uświadomił im wszystkim, iż nie ma już dla nich powrotu, nie był pewien czy wieloletnie wpajanie wrogości do imperialistów nie przyniesie odwrotnych skutków. I vice versa, mógł dodać jedynie w myślach Kowalski, zastanawiając się nad szaleństwem tej sytuacji. Chwilowo jednak wyglądało na to, że wszyscy ze sobą współpracują, zjednoczeni przez okoliczności. Choć sam nie był pewien czy Sokoliński nie pakuje ich w jakąś przemyślaną pułapkę, mimo iż nie spodziewał się po nim takiej finezji. Jednak to co uczynił pułkownik zaskoczyło go, choć z drugiej strony było dla niego w pełni zrozumiałe i wpisywało się w szaleństwo jakie swego czasu odrzuciło go od przynależenia do SBS. Szaleństwa, które na imię miało Polska i sprawiało, że spadochroniarze byli nieobliczalni w imię wyznawanych przez siebie wartości.

Teraz jednak pułkownik wyglądał na zaniepokojonego.

- Jak to pusto? - zapytał. - Kiedy tędy szliśmy… niecałą godzinę temu naliczyłem tu co najmniej trzydzieści cieni. I jeszcze dwudziestu czarnookich z kałasznikowami. Do tego…

- Nie ma nikogo… towarzyszu pułkowniku – dodał Arpad z cieniem złośliwości.

- …na straży przekaźnika i repeatera zostali Olszewski i Kłos – dokończył nie zrażony Sokoliński.

- Może ktoś ich odwołał, panie pułkowniku – powiedział Gmurczyk. - Po tym jak siadła nam łączność – przy oczach trzymał lornetkę z noktowizją. - Ma rację, nie dostrzegam żadnego ruchu.

- Gdyby padła łączność, powinni nawiązać z nami kontakt – przypomniał Sokoliński.

- O ile nie zgubili się w tunelach – mruknął Dowgiłło. - One nie zawsze prowadzą tam… gdzie powinny. Przybyliśmy na zwycięstwa drogą, która…

- Nie teraz – uciął Sokoliński. Mimo, iż przez ostatnie godziny przyjął do wiadomości to, co działo się w otaczających ich anomaliach, niektóre wytłumaczenia wciąż nie trafiały mu do końca do przekonania. Kowalski sam zresztą musiał przyznać, iż opowieść o tunelu, którego nie było, którym trafili na Zwycięstwa żołnierze Dziewiątej, a potem nie odnaleźli go już z powrotem, gdyż wiódł on na Nowy Świat, brzmiała fantastycznie. Wpisywała się jednak w pełni w opowieści o Dzikich Polach, jak zwano tu strefę anomalii i tym bardziej nie miał ochoty posyłać w tamten tunel Deveraux lub kogokolwiek innego.

Na razie jednak skupiał się na doraźnych problemach.

- Baumann, Di Stefano, powoli do przodu – polecił. - Strzelać… wedle uznania w obronie własnej.

- Bądź szybki – poradził Baumann. - Szybkie są skurwiele.

- Wiem.

- Zakładasz wrogie działanie? - zapytał Sokoliński.

- Podejrzewasz to samo – odparł Kowalski. - Nie mamy łączności, padła sieć, nie ma twoich ludzi, a stacja jest pusta. Co to może oznaczać?

Dowiedzieli się chwilę później. Dwójka marines ostrożnie wkroczyła na stację, nie napotykająć śladu żadnej aktywności. Znalazła jednak coś innego, po chwili przywołując dowódców. Po chwili obaj dotarli na niewielki peron, znajdujący się po  obu stronach sklepiającej się nad nimi łukiem stacji. Przekaźnik działał, choć nie transmitował niczego, lecz blade niebieskie światło swym migotaniem ukazywało napis North Central Positronic. Przyczyna problemu nie leżała jednak tutaj, lecz obok urządzenia, gdzie spoczywały dwa ciała. Ich skóra była szara i pozbawiona życia. Sokoliński sprawdził puls, podczas gdy Kowalski polecił rozstawić się marines i spadochroniarzom w formacji obronnej. Nie podobało mu się wylot z Napoleona oświetlony przez czerwone lampy, gdzie uprzednio dojechał drezyną. Teraz jej nie było, a w głębi stacji panowały cisza i ciemność.

- Dopadły ich – powiedział Sokoliński. - Jeszcze ciepły – podniósł karabin jednego ze spadochroniarzy.

- Nie słyszałem strzałów – zauważył Kowalski. - Co najmniej kwadrans temu, kiedy byliśmy na Zwycięstwa. Strzały z Teatralnego musiały to zagłuszyć.

- Kiedy padła łączność – mruknął pułkownik.

- Wszystko działa, po prostu nic nie jest nadawane – sierżant pokazał przekaźnik. - Zupełnie jakbyśmy mieli ciszę radiową. To bez sensu, przecież sieć powinna wymieniać jakieś pakiety.

- Musiało być ich dużo – Sokoliński zgarnął łuski leżące wokół.

- W nic nie trafili? - Kowalski szukał wzrokiem ciemnych plam na platformie.

- Kontakt – zawołał do nich Dowgiłło, pół sekundy po tym, gdy jeden z jego żołnierzy zaczął przeciągle gwizdać.

Cienie pomknęły w ich stronę parami. Jak zwykle niezmiernie szybkie, w sekundę która Kowalskiemu zajęła uniesienie broni przebyły już czwartą część dzielącej ich odległości. Sokoliński był szybszy, oddał strzał z karabinu trzymanego w ręku, jednak to nie powstrzymało przeciwnika. Szóstka cieni była już w połowie drogi do nich, gdy padły kolejne strzały. Gmurczyk, Di Stefano, Baumann i Kowalski trafili bez pudła, cienie zmieniły się w ciemne plamy, które spadły na torowisko między peronami, rozpadając się niczym woda wylana z wiadra wody. Dwa pozostałe zwolniły, jak gdyby zdziwione, po czym dosięgły ich kolejne strzały. Po chwili znowu zapadła cisza.

- To nie działa – Sokoliński rzucił na ziemię karabin Enfeld. - Coś z tym musieli zrobić.

- To ten sam karabin? – zapytał Kowalski.

- Nie – powiedział po chwili Sokoliński. – Mój był uszkodzony. Pobrałem ze sprzętu przywiezionego przez Rowickiego.

- Przynajmniej nasze są nadal sprawne – Kowalski opuścił swoją broń, polecając pozostałym zająć stanowiska obronne.

- Wybraliście sobie dziwnego sojusznika, imperialiści – oznajmił Dowgiłło.

 – Chyba przymierze dobiegło końca – stwierdził Kowalski.

- To nieco upraszcza sytuację – Sokoliński wydawał się nad czymś myśleć. Jakby na zamówienie w słuchawce rozległy się trzaski.

- Jaskółka do Kontroli – usłyszeli głos Vasquez.

- Mamy łączność? - zapytał momentalnie Kowalski.

- Nie – zaprzeczyła pośród trzasków. - Podniosłam tylko naszą sieć lokalną. Po drugiej stronie coś padło i było sprzężenie, przez to że zablokowali nas na repeaterze wycięło nam całą częstotliwość. Dlatego mamy sam szum. Jeśli…

- Czekaj, Jaskółka – przerwał Sokoliński. - Gmurczyk, odblokuj ten pieprzony przekaźnik.

- Po co nas w ogóle odcinaliście? - zainteresował się Kowalski.

- Taki miałem rozkaz – odparł pułkownik.

- Z jakiego powodu Grieve kazał nas odciąć? - indagował sierżant. - To on nas tu posłał.

- To nie on, to Rowicki – odparł Sokoliński, lecz nim zdążył powiedzieć coś więcej, obaj się skrzywili, bowiem w słuchawkach rozległ się przeciagły pisk, a potem trzaski. Kowalski pokręcił głową, usiłując pozbyć się z uszu nieprzyjemnego dźwięku, po czym spojrzał na pozycjometr, który ożył. Po chwili zorientował się, że nadal pokazuje wyłącznie odczyty z czujników rozłożonych przez nich, lecz dobre było i to. Szybki rzut okiem wskazał mu, iż czujniki na Teatralnym padły, zaś przy wejściu na Karową sygnalizują ruch.

- Jaskółka – zawołał, lecz uprzedziła jego odpowiedź.

- Widzę Kontrola. Właśnie się cofamy, ostatni wychodzą ze stacji.

Powinniśmy wziąć miny i spróbować wysadzić wszystkie tunele, pomyślał. Większość tego co mieli zużyli na wylot z Teatralnego, jeśli plan związany z Karową się nie powiedzie… a nie miał przecież szansy się powieźć, pozostaną jedynie ładunki kontaktowe jakie zostawili na stacji. To nie zatrzyma tamtych, co najwyżej spowolni.

- Baza, tu Sokół – wołał tymczasem Sokoliński, a Gmurczyk grzebał przy przekaźniku. Kowalski wyczuł ruch za plecami i obejrzał się, widząc iż na stację w eskorcie SBS i Dziewiątej zaczynają wchodzic apasze. Haka szła przodem, prowadząc pierwsze kilkadziesiąt osób. Ujrzała ciemne plamy, leżące ciała i skinęła głową, wskazując zaułek pośrodku stacji, który Kowalski wziął za przypierzenie.

- Tam jest przejście serwisowe z Żelaznej Bramy – uprzedziła. Natychmiast polecił jednemu ze spadochroniarzy objąć je nadzorem. Jest nas za mało, pomyślał, po raz kolejny, a sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej. Liczyli, że przejdą tędy  do Dworca Głównego, gdzie skręcą w stronę zachodniego węzła, gdzie znajdowały się siły Sojuszu. Cokolwiek tam uczyniłby Grieve przestalo mieć już jednak znaczenie, bo wyglądało na to, że Konwent znalazł sposób by je zneutralizować. Przez myśl przemknęło mu, że po raz kolejny zostali sami, w środku wrogiego terytorium. Otoczeni przez przeciwnika z każdej strony.

- Zatrzymaj ich na razie – poprosił Hakę, by wstrzymała narastający pochód ludzi w łachmanach, idących w eskorcie apaszy. Jakby ich karabiny mogły coś pomóc, ciekawe jak długo będą jeszcze działać nasze. Sokoliński doczekał się wreszcie odpowiedzi.

- Sokół, tu… - zatrzeszczało po drugiej stronie. - Tu Zygmunt – pułkownik spojrzał pytająco na Gmurczyka, a ten wzruszył ramionami.

- Status, Zygmunt.

- Marszałek nie żyje… siły zniszczone… nasza broń nie działa! - rozległ się nieco zdenerwowany głos.

- Powtórz. Co z Marszałkiem? - upewniał się Sokoliński.

- Zaatakowali nas, Sokół. Dotarliśmy na Dworzec Główny, kiedy uderzyli. Zabrali bombę. Wszyscy zginęli! Nasze karabiny nie działają!

Kowalski patrzył pytająco na Sokolińskiego, ten jednak skupiony był na rozmowie. W jego oczach narastał gniew, podczas gdy u Gmurczyka widoczne było niedowierzanie.

- Gdzie jesteście, Zygmunt?

- Nie wiem ilu ocalało, cofnęliśmy się na stację wcześniej – Chałubińskiego, przypomniał sobie Kowalski, przynajmniej coś przyszło z tego zapamiętywania układu tych tuneli. - Osłania nas patrol marines, ale jesteśmy odcięci! Jest ich za mało, a tylko ich broń działa na cienie! Sieć obronna nie działa! Ja… - trzaski zagłuszyły wypowiedź i wówczas sierżant pojął, że słyszy strzały. - Atakują wszystkim co mają, Marine Jeden idzie nam z pomocą, przejmuje Stacj… - przeciągły trzask zagłuszył kolejne słowa.

- Jaskółka! - warknął Sokoliński, wstając znad ciał.

- Koniec! - poinformowała. - Nie ma przekaźników między nami a nimi. Musieli je zniszczyć!

Pułkownik nie zastanawiał się nawet chwili.

- Gmurczyk! Zbierać wszystkich chłopaków! Ruszamy!

- Tak jest! - poderwał się. Kowalski zastąpił drogę Sokolińskiemu.

- Wyjaśnisz mi co się dzieje?

- Co tu wyjaśniać? - zirytował się tamten. - Zaatakowal nas, słyszałeś! Dostali Rowickiego i Bóg jeden wie ilu chłopaków! Są odcięci razem z marines, a Grieve idzie im z odsieczą. Do cholery, czemu tylko broń marines działa?

- Nie tylko – zauważył Kowalski. – Twoich ludzi też. Nie mam pojęcia. Poczekaj, uspokój…

- Nie zamierzam się uspokoić – poinformował Sokoliński. - Bierz swoich. Idziemy ratować nasze wojsko.

- A co tymi ludźmi? - wtrącił Dowgiłło. Pułkownik spojrzał nań gniewnie.

- Zdradził nas Światło – powiedział. - Wy też chcecie nas zdradzić?

- Bomba – powiedział. - Zabrał bombę.

- Skurwysyn – rzucił Sokoliński. - Posłuchaj… poszedłem za wami, żeby was zneutralizować… i sprawdzić drożność torów. Łączność odcięliśmy wam, żeby Grieve nie poinformował was, że Rowicki postanowił zająć się tym, co wiązało generałowi ręce…

- Co zrobić?

- Pozbyć się Berii. Grieve się zastanawiał, Sojusz nie wydał mu rozkazu, pozostawiając to jego ocenie sytuacji. Więc Rowicki postanowił się poświęcić, dostarczyć bombę pociągiem i wysadzić ją po tamtej stronie Wisły. Gdyby się udało… poniósł by karę, lecz…

- Chciał być pieprzonym bohaterem – powiedział Kowalski. - Zbawcą Sojuszu.

- To nie tak, jesteś jednym z nas, powinieneś zrozumieć ile znaczy możliwosć pozbycia się tego, który zniszczył nasz kraj i zmienił w atomową pustynię.

- Daliście się Mrokowi nabrać!

- Do cholery, dawał nam Polskę! A Sojuszowi zwycięstwo! - rzucił Sokoliński. - Też mi się to nie podobało, ale wykonywałem rozkazy! Tak jak i ty!

- A teraz Konwent ma bombę! Przez waszą Polskę! - odparł Kowalski.

Stojący z boku Dowgiłło chrząknął.

- Koniec końców, jesteśmy tacy samy – powiedział. - Wy, my, ten wasz Sojusz, ten Konwent i… towarzysz przewodniczący. Nie ma żadnej różnicy.

- Skoro jesteśmy tu razem i nie walczymy, to zrobiliśmy różnicę – nie wytrzymał Sokoliński. - Ale to koniec. Zostawiamy was…

- I jak mamy sobie dalej poradzić? - podniosła głos Haka. - Z tymi wszystkimi ludźmi?

- Nie wiem, my idziemy się bić – powiedział, patrząc na wbiegających na dworzec spadochroniarzy. - Ratować naszych. Kiedy zwiążemy walką cienie, będziecie mieli wolną drogę.

- Dokąd?

- Po co mu bomba? - naciskał Kowalski.

- Nie wiesz? - Sokoliński usiłował podejść do swych ludzi, lecz sierżant stanął mu na drodze.

- Nie wiem. Jest wszechpotężny, ma cienie, panuje nad fizyką, zmienia ludzi, uzdrawia ich, wskrzesza… Po co mu bomba atomowa, skoro dysponuje większą mocą, która przekracza wszystko co znamy i rozumiemy?

- Co chcesz powiedzieć?

- Nie wiem – przyznał Kowalski. - Ale przed nami jest Dworzec Główny. Tam zabrali wam… nam wszystkim bombę. I tak musimy tamtędy przejść. Nie wiem po co jej potrzebuje, ale nie powinniśmy zostawiać jej w jego rękach.

Sokoliński nagle zaczął kląć.

- Jak mogliśmy to przegapić! - rzucił wściekle.

- Co takiego?

- Te wszystkie rakiety, które znaleźliśmy na górze… którymi Związek usiłował tu strzelać i spadły tu bezużyteczne. Wymontowano im ładunki. On je zbierał… Ma tu może nawet kilkadziesiąt megaton

- Nie działają na górze, ale podobno zadziałają w tunelach – Kowalskiego nagle przeszedł dreszcz. - Co on chce zrobić?

- Masz rację – powiedział nagle Sokoliński. - Idziemy na Dworzec. Trzeba odzyskać łączność z Grievem. I odnaleźć bombę. Cokolwiek zaplanował…

- Trochę was mało, towarzyszu pułkowniku – zauważył Dowgiłło.

- Was? - Sokoliński spojrzał w jego kierunku.

- Chcieliście nas tu przed chwilą porzucić – powiedziała Haka.

- Uniosłem się – przyznał Sokoliński. - Moi ludzie giną. Zastanówmy się… Tam jest przejście na Żelaznej Bramy? Macie rację, nas wszystkich jest za mało, nie wiemy jakimi siłami dysponuje, ale rzucił je na pewno na naszych ludzi, aby uniemożliwić im odzyskanie naszej bomby… W takim razie może sprawmy, aby musiał walczyć wszędzie!

- Co ty planujesz? - zapytał zimno Kowalski. - Ci ludzie… - wskazał na apaszy.

- Mają walkę we krwi! - zawołał chrapliwie tamten. - Walkę o swoją wolność. Widzieliśmy wszyscy, że zostali zniewoleni przez Konwent i pragną pomocy! Nadeszła pora by ją otrzymali!

- Oszalałeś, nie mają szansy z cieniami! - zawołał sierżant.

- Dlatego my zajmiemy się cieniami – odparł pułkownik. - Myślisz, że nie pilnują tej bomby? Jeśli mamy ją znaleźć, potrzebujemy dywersji…

- Dywersja za cenę naszej krwi? - zapytała Haka. - Mamy zginąć w waszej wojnie?

- To wojna nas wszystkich – oznajmił Sokoliński. - Możecie tu zostać, gdy mu pójdziemy się bić, lub pójśc z nami i pociągnąć za sobą do walki pozostałych. Zajmiemy się cieniami, lecz Mrok ma jeszcze innych swych ludzi.

- Aby nie strzelili wam w plecy? Mamy tu rozpętać bunt?

- Nie bunt – pokręcił głową. - Powstanie.

W zapadłej nagle ciszy głos Sokolińskiego poniósł się echem poprzez tunel.

- Pytaliście co dalej? Nie wiem jak i dotąd was stąd zabrać, ale Konwent nie pozwoli wam odejść. Ani nikomu innemu.

- Wy nas porzucicie, więc po co się bić? - zapytała.

- Więc po co idziecie z nami? Czemu nie zostaliście na Zwycięstwa, by czekać na śmierć?

Nagle zaczęła się śmiać.

- Za nami są kacapy, chińczyki, wokół Konwent, ja prowadzę armię więźniów, pozbawionych sił… w sumie co nam pozostało? Umrzeć lub bić się o Warszawę. Ferajna nie wymyśliłaby takiego żartu.

- Więc dajcie wolność Warszawie –  poprosił Sokoliński.

- Czemu nie? - nadal się śmiała. - Nie zostało nam już nic innego.

- Jesteś w stanie ich poprowadzić? - zapytał.

Spoważniała gwałtownie.

- Jesteśmy w stanie poderwać każdą stację, jeśli tylko pozbędziecie się dla nas cieni – zapewniła go spoglądając w tył. Patrzyła na tłum, na więźniów, na dawny Wileniak, resztki Kiercelaka. I pomyślała, że jeśli ktoś ma walczyć z Konwentem, to tylko oni. Ostatni z apaszy, z tego co pozostało po mieście, którego nigdy nie poznała i nie pamiętała, o którym słyszała pod ziemią, od tych, którzy pamiętali je oraz jego tradycje.

- Więc zróbmy to - usłyszała.

- Konwent. I jego twory – wtrącił Dowgiłło. - Będziemy do nich chętnie strzelać. Warszawa to najlepszy powód by mieć za co ginąć.

- Jesteście szaleni – powiedział Kowalski, widząc jak wszystkim błyszczą oczy. – Janusz, do cholery, to są cywile! Czy ty rozumiesz, co właśnie robisz, żeby dopaść Światłę? Powstanie? W Warszawie? W ile osób? Mamy ledwie czterdzieści kilka uzbrojonych osób, z czego połowa ma broń, która nie działa na cienie!

- Dokładnie czterdzieści cztery – poinformował Gmurczyk.

- Czterdzieści i cztery – powiedział powoli Sokoliński. - To wręcz doskonała liczba. Zaczynamy!

Warszawa >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz