poniedziałek, 10 grudnia 2018

Ocalenie

Peter F. Hamilton to brytyjski pisarz SF, który wyspecjalizował się w długich formach książkowych, ze szczególnym uwzględnieniem space-oper. W Polsce znany jest od dawna, choć jego rozwlekły styl i tendencja do rozciągania fabuły zdają się nie cieszyć zbyt dużą atencją. Z grubaśnych tomów Hamiltona ze spokojem można wyciąć ponad połowę bez straty dla istoty przebiegu akcji, z drugiej strony jest to jego sposób na world-building, opisywanie losów i przeżyć drugo czy trzeciorzędnych postaci, tworząc w ten sposób kompozycję w postaci obrazu ze szczegółami na poziomie nieistotnych detali. Nie znam innego pisarza, który poświęcałby pobocznym postaciom tyle miejsca, zaczynając ich historię w przeszłości nieistotnej dla fabuły, by pokazać czytelnikowi przyczyny kierujących nimi motywacji i ukazując zasady rządzące opisywanymi światami.
W Polsce dał się poznać swą pierwszą space-operą o Konfederacji, dziwacznej historii o przyszłości ludzkości, która w kosmosie musi zmierzyć się ze zmarłymi, opanowującymi ciała żyjących i bioinżynieryjną technikę. Ukazało się także kilka innych jego powieści, lecz mimo mych pomstowań na sposób pisania Hamiltona i jego rozciąganie utworów do granic możliwości przyznać należy, iż dużo lepiej odnajduje się w dłuższych formach. Jest bowiem specjalistą od wiązania dziesiątków rozproszonych wątków w jedną całość, a przede wszystkim od scen akcji. Bo gdy ta się już odkręci nie sposób oderwać się od opisów kosmicznych starać, naziemnych bitew, niczym w dawnych latach od powieści Ludluma i Clancy’ego, przejmując się losami bohaterów. Dobrym przykładem jest tu sztandarowe dzieło Hamiltona, Saga Wspólnoty, space-opera licząca obecnie trzy odrębne cykle. Dopiero niedawno drugi z nich zdołał w Polsce po latach zakończyć Mag, co pokazuje jak mało niedoceniany w naszym kraju jest ten autor. A miłośnik kosmicznego SF znajdzie tu wszystko czego szuka, intrygi polityczne, opisane z rozmachem kosmiczne bitwy, walkę o przetrwanie ludzkości i technologię oraz naukę mającą solidne podstawy.
Hamilton wyraźnie zmęczył się jednak opisywanym światem Wspólnoty, już w opisywanej jakiś czas temu dylogii o The Fallers czuć było wtórność i brak nowatorstwa. Z zainteresowaniem sięgnąłem więc po jego najnowszą książkę, Salvation, stanowiącą otwarcie nowej trylogii pod tym samym tytułem. Znajdziemy w niej wszystkie klasyczne Hamiltonowskie motywy, inwazję obcych, zagrożoną ludzkość, początkowo niepowiązane ze sobą wątki, tym razem podane jednak nieco inaczej. Miast prowadzić równoległe opowieści, które z czasem ze sobą się zbiegną, autor bawi się przeskokami w czasie, co stanowi dość ciekawą formułę, jednocześnie odsłaniając nam skrawki odległej przyszłości. Przy okazji zdaje się polemizować sam ze sobą, technologie istotne w serii o Wspólnocie, takie jak portale międzyprzestrzenne czy przedłużanie życia powracają, tym razem jednak wywierając wpływ na rozwój ludzkości w zupełnie inny sposób, działając także nieco odmiennie. Tym razem przyszłość nie jest aż tak optymistyczna, wzorem poprzednich powieści Hamilton opisuje korporacje jako decydentów politycznych. Wszystko to jednak jest szkicowane, tradycyjnie pierwszy tom stanowi jedynie rozwleczony prolog do właściwej akcji, która razem z fajerwerkami odpalona zostanie w kolejnych tomach, po tym gdy poznaliśmy już głównych bohaterów i stawkę rozgrywki.
A rzecz opisywana jest wzorem Dana Simmonsa z Hyperiona i „Opowieści Canterberyjskich”. W pierwszym wątku grupa ludzi w XXIII wieku udaje się na miejsce rozbicia odnalezionego statku obcych, na pokładzie którego znaleziono ciała ludzi. Szybko okazuje się, iż wszyscy spotkali się wcześniej i znają, a ich relacje niekonieczne są przyjazne. Każdy po kolei opowiada swą historię rozciągniętą na przestrzeni stulecia, przenikają się one wzajemnie, tworząc stopniowo spójny wątek, jednocześnie ujawniając istnienie tajemnic i spisków przyszłego świata, pełnego przemocy i korupcji. Drugi wątek przenosi nas do przyszłości odległej o tysiące lat, genetycznie zmodyfikowana post-ludzkość ucieka poprzez galaktykę ścigana od dawna przez nienazwanych obcych, którzy usiłują ją eksterminować. Obserwując dorastanie kilku postaci poznajemy stopniowo wdrożony przed wiekami plan mający na celu ocalenie homo sapiens, za który odpowiadają Święci, będący postaciami znanymi z pierwszego wątku. Jak łatwo się domyślić finał doprowadzi nas do ujawnienia tajemnic oraz genezy wydarzeń, które rozpoczęły galaktyczną wojnę.
Jak zwykle u Hamiltona czyta się to dobrze, jednakże w konfrontacji z Sagą Wspólnoty Salvation pozostawia mocno wtórne wrażenie. Trochę jakby autor zapędził się w kozi róg w świecie Wspólnoty, doprowadzając jego historię postludzkości do kresu obecned predykcji i wyobraźni, po czym chciał odpocząć, opisując ponownie te same pomysły inaczej, nie mając pomysłów na inne setiingi. Salvation niestety nie wytrzymuje konfrontacji z najlepszymi utworami Hamiltona, Pustką i Pandorą. Dostajemy kolejną opowieść o inwazji i zagrożeniu ludzkości, tradycyjnie zakończone cliffhangerem w najciekawszym momencie. Oczywiście sięgnę po ciąg dalszy, jednak z pełnym poczuciem, iż dostaję odgrzewanego kotleta, gdzie w drugim tomie ludzkość stanie na krawędzi zagłady, a w trzecim nadludzkim wysiłkiem wydostanie się z opresji i powróci do Nowego Jorku pokona przeciwnika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz