9.
Satya czuła się zażenowana i
niepotrzebna, nie wiedziała które uczucie było bardziej dojmujące. Na jej
uniformie znajdowały się wymioty, nie była w stanie się ich pozbyć, gdyż
miejsce o którego odnalezienie wcześniej zadbała, było nieczynne i niedostępne.
Wydawało się, że wszyscy na nią patrzą, docierało do niej, że zupełnie słusznie
traktują ją jak piąte koło u wozu. Wszyscy wokół zdawali się mieć jakieś
zadania, podczas gdy ona była zupełnie zbędna. Ból głowy nie pozwalał jej
podnieść się z fotela. Myśli krążyły chaotycznie, utwierdzając ją w
przekonaniu, że powinna zrobić coś by stać się użyteczną, nie miała jednak
zupełnie pojęcia, co uczynić To nie było znane jej środowisko, lecz otoczenie
pełne przeklinających dosadnie obiektów, nie znajdujących z nią wspólnego języka.
Gdy otworzyła oczy przez chwilę znajdowała się w zupełnej ciemności, potem
jasne światło lamp rozbłysło wypełniając jej oczy bólem, uświadamiając jej, iż
skronie pulsują przeraźliwym uczuciem wbijania w nie gwoździ. Gdy odpięła się
od fotela, omal nie pofrunęła ku sufitowi. Kiedy dotarło do niej, że popełniła
błąd, grawitacja skierowała ją ku podłodze, a żołądek podszedł jej do gardła.
Postanowiła tam zostać, zwłaszcza że jeszcze dwukrotnie zapadała ciemność, a
bezpieczna podłoga zdawała się tracić swą właściwość stałego punktu oparcia.
Mimo to trzymała się dobrze, lecz spróbowała wstać. Potem sytuacja wymknęła się
spod kontroli, a ktoś chwycił ją za ramię i posadził ponownie w jej fotelu. Po
tym wszystkim zamknęła oczy i usiłowała udawać, że nie ma jej w tym miejscu,
dochodząc powoli do siebie.
- W porządku? – zapytał jej znajomy
głos.
- Nie – odpowiedziała Kowalskiemu.
Za nim dostrzegła rozmawiającą z majorem Gow Arciniegas, która zdawała się
trzymać świetnie i wyraźnie dobrze bawiła całą sytuacją. Ich oczy się spotkały,
a nie wiedzieć czemu Satya pomyślała o niej suka, po czym sama się tego
zawstydziła.
- Ile widzisz palców? – indagował
ją Kowalski.
Nie miała ochoty mu odpowiadać,
patrząc z zawiścią na poruszającą się ze sprawnością gazeli oficer NASW, z jak
zawsze niedbale rozpiętym mundurem. Odetchnęła głęboko, wiedząc, że będzie
musiała zmierzyć się z życiem i nie uniknie faktu, iż wszyscy widzieli co się
jej przydarzyło, a marines już jej nie darują, ze swoim koszarowym poczuciem
humoru.
- W porządku – powiedziała
niechętnie. Rozległo się wołanie Everetta, Kowalski gdzieś zniknął, a ona
siedziała na fotelu, marząc o tym, żeby zapaść się pod ziemię. Stopniowo
orientowała się, że nikt na nią nie patrzy, ani nie interesuje się jej stanem,
nie ona jest tu najważniejsza, ani to co się jej przydarzyło. Uświadomiła
sobie, że coś musiało się stać i przestawiła natychmiast swą osobistą bazę
danych na gromadzenie informacji w celu późniejszej analizy. Musiała przede
wszystkim się przebrać, lecz gdy wreszcie wstała, problem przerósł ją
logistycznie, choć zdołała się wymknąć na korytarz i dotrzeć do miejsca, w
którym chciała jak najszybciej pozbyć się tego co miała na sobie. Nie była w
stanie tam wejść, bo Evergreen i O’Hara blokowali korytarz pomstując na niskiego
mężczyznę, który zabronił im uruchamiać zawór z wodą. Po chwili zorientowała
się do czego ta woda jest im potrzebna i cofnęła się blednąc, uderzając plecami
o Baumanna.
- Chcecie założyć się kto ma
gorzej? – zapytał głośno zupełnie ją ignorując. – Musimy sprzątnąć cały ten
cholerny komputer z jego krwi.
- Wal się, chodź zdejmij gościa
nabitego na maszynę na wysokości kilkunastu stóp – odciął się O’Hara. Satya
zrejterowała, przecisnęła się do swego cichego kącika i zaczęła żałować, że nie
zajęła się botaniką. Dotąd trzymała się dzielnie, mimo faktu, że choć była
domatorką porwano ją w kosmos. Teraz nadeszła pora by panikować, coś się
zepsuło, kosmos był tuż za jej plecami, od olbrzymiej i niezmierzonej
przestrzeni pozbawionej możliwości przeżycia dzieliły ją cienkie ściany. Doszło
do awarii, ktoś zginął, a ona będzie następna.
- Proszę się nie denerwować –
pochylił się nad nią Coertzee. – Sytuacja jest już pod kontrolą.
- Czyżby? – zapytała z
powątpiewaniem. – Wszyscy zginiemy.
- Na razie zginęło siedem osób wraz
z kapitanem – nim zdołała uświadomić sobie powagę sytuacji mówił dalej. – To co
nam pozostaje to jedynie żal. Fatalna sytuacja nie pozwala na nic więcej. Ma
pani rację, widać jak iluzoryczna jest nasza pozorna władza nad kosmosem. A
teraz proszę wziąć się w garść i zapomnieć o panice. Od tej chwili będzie pani
całkowicie opanowana, nieważne co się wydarzy podczas tej misji, zachowa pani
spokój i będzie w stanie samodzielnie podejmować decyzje prowadzące do
osiągnięcia sukcesu.
Niespodziewanie dla samej siebie
poczuła, jak lęk i przerażenie ją opuszczają. Zniknęły, być może pod wpływem
jego pewnego siebie, całkowicie opanowanego głosu. Odetchnęła głęboko, nie
wierząc, że myśli jakie miała jeszcze przed chwilą ją opuściły. Otworzyła oczy
szerzej i popatrzyła na niego.
- Przepraszam – powiedziała. – Ja…
- Było, minęło i nie powróci –
odparł. – Przydałaby się pani pomoc. Eniak powoduje zwarcie systemów, właśnie
usuwamy… możliwe przyczyny, ale nie możemy znaleźć miejsca uszkodzenia. Przyda
nam się pani pomoc, zna pani jego budowę, może pani coś znajdzie.
- Nie znam kompletnie budowy eniaka
- powiedziała. – Kojarzę tylko nieco
zasad, wyłącznie dlatego, że z nim pracowałam i wykonywałam na nim obliczenia.
- To i tak dużo więcej niż w moim
wypadku – westchnął. – Każdy w tej chwili się przyda.
W ten sposób trafiła do
pomieszczenia chronionego przez zamek szyfrowy, którego podłoga i ściany
pokryte były ciemnobrązową substancją, w której raczej domyśliła się krwi niż
ją rozpoznała. O dziwo pozostawiło ją to obojętną, zignorowała zupełnie tę
niedogodność, spoglądając na urządzenie, okablowanie i płyty tranzystorowe,
milczące i pozbawione elektryczności, niknące w półmroku. Nie wydało się jej to
dziwne, choć jeszcze pół godziny widok taki spowodowalby u niej wymioty. Między
wtykami przesuwał się Everett i jeszcze jeden mężczyzna, w którym domyśliła się
jego pomocnika. Dwóch marines klęczało przeglądając elementy składowe
urządzenia, wyraz twarzy Baumanna był ponury. Gdy dołączył do nich Coertzee
zapomniała nagle zupełnie o swoim wyglądzie i upokorzeniu, dotarło do niej, że
nie jest jedyną osobą, której samopoczucie nie jest najlepsze, jednak skoro
tamci byli w stanie to zignorować, ona może również nie zwracać na to uwagi.
Rozumiała w pełni ich desperację, o ile pamiętała systemy komputerowe stanowiły
duszę statków koordynując wszystkie systemy i umożliwiając ich łączne
działanie, a co za tym idzie lot statku. Zatem klucz do ich ocalenia znajdował
się w tym miejscu. Nabrała powietrza, odetchnęła głęboko i postanowiła rozwiązać
problem od strony matematyczno-logistycznej. Odnalazła wzrokiem odcinek, gdzie
nikt nie poszukiwał przyczyny zwarcia i rozpoczęła kwerendę rzeczywistości. Nie
znała się kompletnie na elektryczności, ale założyła, iż jeśli stracili
grawitację, między nieskończoną liczbę kabli łączących eniaka mogło dostać się
jakieś obce ciało, dotykając układów scalonych i powodując skok napięcia
zakończony deaktywacją urządzenia. Cierpliwie szukała intruza, ciesząc się, że
w pomieszczeniu nie jest gorąco, bowiem procesory są wyłączone. Choć nie
pomagał jej fakt, że było duszno, mimo iż wentylatory działały.
Zadanie postanowiła rozwiązać
matematycznie, poszukując obiektu zakłócającego relację wzajemną zbioru
obiektów eniak ze zbiorem obiektów reszta statku przyjmując, iż zakłócenie
stanowić będą obiekty w postaci rzeczywistej. Wyobraźnia podsunęła jej strzępki
mózgu, fragmenty tkanki, jednym słowem wszystkie rzeczy, o których wspominano
na obowiązkowych zajęciach medycznych na studiach, w trakcie której uczono przede wszystkim
jakie działania należy podjąć po eksplozji atomowej. Życie w
postapokaliptycznej rzeczywistości nie było łatwe, nawet jeśli fakt ten od lat
starała się ignorować, nie zamierzając oglądać nawet święcących triumfów
kolejnych filmów, w której dehumanizowano siły Związku, gromione przez
dzielnych komandosów Sojuszu. Marines zupełnie nie przypominali swoich
filmowych odpowiedników z „Delta Force” czy „Sieżanta Fury i Wyjących
Komandosów”. Nie widziała ich jednak jeszcze w akcji, więc jedyne co mogła to
powtarzać sobie, że nie należy nikogo oceniać po pozorach, a ona nie mogła
dłużej grać roli panienki, którą bulwersuje powtarzane co chwilę przekleństwo.
Tak jak powiedział jej Coertzee, już nie panikowała, skupiła się na swoim
zadaniu.
Pełzanie na kolanach okazało się
jednak męczące, podobnie przeglądanie kolejnych wtyczek i samych płyt
tranzystorowych, gdyż jak powiedział Shepard zwarcie mogło zostać spowodowane
bezpośrednio w scalakach. Co gorsza jak dotąd nie udawało im się niczego
znaleźć, mimo iż Everett i Coertzee nie ustawali w badaniu pomieszczenia cal po
calu. Zwłoki drugiego z pomocników naukowca zostały zabrane, lecz wyglądało na
to, że mimo iż pozostawiły za sobą ciemną smugę, nie przyczyniły się w żaden
widoczny sposób do awarii.
- Gellert! – rozległo się wołanie
Arciniegas, która weszła do pomieszczenia. Zdjęła z siebie bluzę munduru, jak
pozostali miała na sobie koszulkę na ramionach. Temperatura na statku w ciągu
ostatniej godziny wyraźnie wzrosła.
Mechanik oderwał się od krążenia z
potencjometrem, którym mierzył właśnie poziom napięcia w układzie zasilania
eniaka. Nie musiał widzieć nawet jej miny, by pokręcić głową.
- Jeszcze nie.
- Ugotujemy się tutaj! – warknęła
wyraźnie zła Arciniegas, a Satya musiała stwierdzić, że ta kobieta wzbudza w
niej przerażenie. Nie wiedzieć kiedy przeobraziła się w kogoś budzącego
respekt, taka zmienność nastroju nie mogła być dobra. – Nie mam odczytów z
radaru, bazuję na krótkim skanie „Lincolna”, nie mogę namierzyć niczego
systemami celowniczymi, nie ma łączności, nawigacja nie działa. Daj mi coś! Nie
da się nawet ustabilizować statku, bo
silniki trzeba odpalić synchronicznie! Kto do cholery projektował tę krypę?
- Wszystko oparte jest na
centralnym sterowaniu eniaka – wtrącił Everett. - Gdy będzie uruchomiony pokaże
skrzydła.
- I to nas właśnie gubi! Oparty
jest całkowicie na komputerze, na innych statkach nie ma takich problemów! Ten
jest kompletnym wrakiem, do tego bezbronnym!
- Proszę jeszcze zrobić wykład o
wyższości komunistycznej mechaniki nad elektroniką – powiedział Shelby. – Na
pewno rozwiąże to nasze problemy.
Mierzyli się wzrokiem.
- Jak miło, role się odwróciły,
teraz pan może podogryzać – westchnęła. - Wszyscy jesteśmy zmęczeni i nie
otrząsnęliśmy się z efektów zatrucia – powiedzia. – Wyrażam po prostu swą
irytację. Dotarliśmy na mostku do miejsca, z którego nie ruszymy dalej bez
uruchomienia eniaka. Wszystko sprawdziliśmy i uruchomiliśmy, bez uruchomienia
matematyki nie zaryzykuję odpalenia silników. Na normalnym statku…
- Słyszeliśmy już.
- Nie wspomnę o tak oczywistej
rzeczy jak generator kwantowy i eniak, nie wykonamy rzutu bez wyliczenia
współrzędnych, a powrót na silnikach konwencjonalnych zajmie nam miesiące…
- Nie mamy miesięcy – powiedział
Everett. – Może nie mamy nawet kilku tygodni… Co z łącznością?
- To samo. Jesteśmy za daleko od
najbliższego przekaźnika Hermesa. Musimy podlecieć bliżej, aby połączyć się z
ISS i wezwać jakąkolwiek pomoc.
- Co zabiło Christiansena i
pozostałych? – zapytał Shelby.
- Po uszczelnieniu modułu zamknął
się zawór ciśnieniowy i zostało ono obniżone – powiedziała zmęczonym głosem. –
Po przeciążeniu stracili przytomność, a wraz z utratą zasilania ciśnienie
zmniejszyło się w ułamku sekundy. Nie mieli szansy się obudzić, zabiła ich
zapewne barotrauma.
- Zapewne?
- Nie jestem lekarzem – odparła
poirytowana. – Tylko pełniącą obowiązki kapitana z wiedzą medyczną jaką nabyłam
podczas służby w NASW. Rozpoznam objawy zatrucia dwutlenkiem węgla i
dekompresji bo już je widziałam, choć nigdy o takiej skali i takim natężeniu. Różnica
atmosfer musiała być gigantyczna, skoro ich organy uległy uszkodzeniu. Dlatego
krew wyciekła im z oczu, uszu i nosa.
- Więc to nie trucizna?
- Och do cholery! Proszę sobie
zrobić sekcję, jeśli w promieniu stu milionów mil znajdzie się jakiś lekarz! –
warknęła. – Mam na głowie co innego niż te idiotyczne podejrzenia! Gellert!
- Nie włączycie komputera –
powiedział krótko. – Powoduje skok napięcia na całym statku. Wbrew mojej wiedzy
o elektryce wszystko ulega wyłączeniu. Dopóki nie znajdziemy przyczyny,
sytuacja będzie się powtarzać, a prędzej czy później usmażymy jakiś system i
rozładujemy akumulatory.
- To na pewno zwarcie? – zapytał
Shelby. Gellert westchnął.
- Komandorze, mimo cudów jakie
wyczynia fizyka zasada działania obwodów elektrycznych pozostaje niezmienna,
indukcja… nieważne. Gwałtowny skok napięcia powinien zostać zatrzymany przez
zamknięcie obwodu bezpiecznikiem, w skrajnych przypadkach kolejnym,
odłączającym działanie całego układu, aby nie został uszkodzony wskutek
nadmiernego natężenia prądu. Podobna zasada jak przy bezpieczniku ciśnieniowym,
powinien utrzymać wyrównane ciśnienie, tymczasem nie zrobił tego. Tutaj
natężenie odłącza bezpośrednio wszystkie układy, zupełnie jakby było zbyt duże,
lub zupełnie pomijało bezpieczniki. Nie widziałem nigdy czegoś takiego, nawet
na normalnym statku – dodał z cieniem złośliwości. – Nie wiem co jest tego
przyczyną.
- A jeśli to skutek? – zapytała
Satya, a wszyscy nagle popatrzyli na nią. Poczuła się nieswojo.
- Co ma pani na myśli? – zapytał
Shelby, a Coertzee zachęcił:
- Proszę mówić.
- Nie znam się na elektryce i
systemach, ale może to nie zwarcie jest przyczyną – powiedziała. – Znam się na
procedurach programowania. Może to eniak z jakiegoś powodu odcina obwody, aby
zapobiec uszkodzeniom? Nie znam jego matematyki, ale podobne zabezpieczenie
stosowaliśmy na MIT, gdy przeprowadzono doświadczenia ze zmianą częstotliwości
taktowania i…
- Nie odcinałby całego statku –
pokręcił głową Everett. – Standardowo powinien wyłączyć sam siebie.
- Z jakiegoś powodu nastąpiło
przeciążenie po wyjściu z rzutu, zupełnie jakby nastąpił gwałtowny zwrot w inną
stronę, a potem wszystko uległo wyłączeniu – odezwał się Gellert. – I wyłącza
się nadal, gdy tylko do układu podłącza się to co powinno nim w całości
sterować. Ciekawe.
- Bardziej ciekawe, że nie jesteś
zaskoczony – zauważyła Arciniegas. – Podejrzewasz to od jakiegoś czasu.
- Podejrzewam jedynie, że przyczyna
jest inna niż zwarcie.
- I nie raczyłeś się tym z nikim
podzielić. Dlaczego? – przyglądała mu się uważnie, po czym olśniło ją i
skierowała wzrok na Shelby’ego. – Świetnie, klub paranoików zyskał kolejnego
członka. Gellert, skoro wiesz, że to nie zwarcie, dlaczego pozwalasz, żeby
tracić czas na jego poszukiwanie.
- Zawsze mogę się mylić – mruknął.
– Ale…
- Ale? Co ty właściwie mierzysz tym
swoim potencjometrem?
- Nie zgadza mi się coś w odczytach
poziomu poboru mocy – powiedział ostrożnie.
- Co takiego?
- Nie mam pojęcia – przyznał. –
Eniak nie działa, więc nie powinno być takich wskazań. Coś powoduje minimalne wahania,
jak gdyby pracował i pobierał energię. Jakby mimo odcięcia obwodów pozostało w
nich napięcie, cały czas coś zasilało. Może to nic ważnego, ale wolę to
sprawdzić, być może dlatego nie możemy go uruchomić.
Arciniegas milczała. Shelby
otworzył usta usiłując coś powiedzieć, ale wówczas odezwała się, podjąwszy
decyzję.
- Szukaj w takim razie dalej. Ale
najpierw uruchomisz eniaka…
- Ale…
- … po tym jak odetniesz go
całkowicie od statku.
Jednocześnie zaczęło protestować
kilka osób, najgłośniej Everett. Shelby poczekał chwilę nim podniósł głos.
- Nie muszę przypominać chyba, tego
co usłyszałem przed chwilę? Nigdzie nie polecimy bez matematyki.
Arciniegas wyraźnie siliła się na
spokój. Satya nie miała pojęcia o czym myśli, ale błyski w jej oczach
wskazywały, że ma ochotę posłać wszystkich do diabła, za to, że próbują z nią
dyskutować.
- Na razie nie polecimy w ogóle –
przypomniała. – Pani Nayada – popatrzyła na Satyę, a ta znowu poczuła się
niepewnie. – Jeśli to procedura odcina zasilanie, rozumiem, że można ją jakoś
wyłączyć?
- Nie mam pojęcia – powiedziała
zakłopotana Satya. – Znam się na wprowadzaniu komend proceduralnych, ale nie
wiem jak działa to tutaj.
- Te obwody spięte są ze statkiem,
ich odłączenie może być katastrofalne – ostrzegł Everett.
- To proszę zadbać aby tak nie było
– zaproponowała Arciniegas. Gestem dłoni powstrzymała protesty naukowca. –
Przynajmniej nie będzie się pan musiał denerwował z powodu demagnetyzacji.
Rozumiem pana punkt widzenia, ale proszę zapomnieć o swojej cennej analizie, w
tej chwili jeżeli nie uruchomimy matematyki, jej wyników nie będzie komu
poznać. Jeśli do pana jeszcze to nie dotarło, misja tego statku dobiegła końca,
w tej chwili walczymy o życie.
Zdaniem Satyi zabrzmiało to nieco
teatralnie, powtarzając po raz kolejny, iż mają problem, kobieta zmniejszyła
efekt dramatyzmu. Arciniegas zupełnie jakby to poczuła odwróciła się i wyszła
na ciasny korytarz, lawirując między kablami.
- Baza będzie działać – powiedział
Everett, myślami znajdujący się gdzie indziej. – Przecież to eniak, pamięć
stała przywraca go do tego samego stanu w jakim został wyłączony, mamy
zasilanie, więc nie ma demagnetyzacji.
- Doktorze – głos Shelby’ego był
zimny. Wymienił z Coertzeem zagadkowe spojrzenia.– Proszę znaleźć sposób by
odciąć eniaka od systemów statku. I sprawdzić teorię pani Nayady.
Okazało się to nie takie proste,
nie tylko z powodu protestów Everetta. Nikt z nich nie był cybernetykiem, nie
posiadał umiejętności i wiedzy z zakresu budowy i konstrukcji eniaków. Z dużym
trudem zidentyfikowali wiązkę kabli przesyłowych, wyprowadzonych wprost w
trzewia statku, które odpowiadały za przesył danych. Reszta była loterią, jak
stwierdził Everett niewiele różniącą się od próby analizowania zmian kwantowych
stanów fizyki w otaczającej ich rzeczywistości. Oznaczając kolejne końcówki
przy pomocy kolorowego ołówka Satya w myślach złorzeczyła futurystom ze
studiów, przepowiadających iż pod koniec lat osiemdziesiątych komputery osiągną
poziom umożliwiający komunikowanie się z nimi za pomocą głosu, potrafiącymi
łączyć się w sieć matematyczną bez użycia okablowania, choć oczywiście nikt nie
dopuszczał myśli, by wyeliminować operatora jako ludzki czynnik odpowiedzialny
za akceptację transmisji. Na razie jednak by wprowadzić dane do procesora
niezbędne było użycie dziurkarki i przygotowanie karty z odpowiednią procedurą,
jak dotąd nikt nie znalazł doskonalszego sposobu, bowiem próba pisania za
pomocą klawiszy systemem zerojedynkowym była mocno nieefektywna. Niestety, nie
były to samosterujące procesory systemów cybernetycznych w jakie wyposażano
drony i rakiety, które prócz wprowadzania do nich kolejnych wzorców zachowań
potrafiły same uczyć się i kodować napotkane reakcje, przesyłając informacje
poprzez sieć matematyczną do innych urządzeń.
Bardziej irytującą rzeczą niż
zajmowanie się technologiczną stroną działania matematyki były ołówki, które
łamały się nie chcąc pozostawiać śladu na grubych osłonach przewodów. Gdy
straciła kolejny, poirytowana rzuciła nim o podłogę.
- Proszę się uspokoić – poradził
Everett, cierpliwie zajmujący się nieskończonymi końcówkami z drugiej strony
płyty tranzystorowej. – Choć wiem, że to jest mocno denerwujące.
- Nie rozumiem czemu nie możemy
użyć długopisów bądź flamastrów – Satya otarła pot z czoła. Choć eniak wciąż
nie pracował wyraźnie było coraz goręcej. Nie wiedziała czy na statku coś
zawodziło, czy też był to efekt odłączenia kontrolującego system środowiskowy
urządzenia.
- Pragmatyka– wyjaśnił Everett.
Widząc jej spojrzenie wyjaśnił – Żaden przedmiot z tuszem nie zadziała w stanie
nieważkości, bo zmieni swój stan. Swego czasu wydaliśmy masę pieniędzy by
opracować uniwersalny pisak, po czym musieliśmy ciąć koszty i wzięliśmy
przykład z naszych przeciwników. Oni nie próbowali opracowywać czegoś tak
prozaicznego, po prostu zabierali w kosmos ołówki. Niestety fundusze na rzeczy
inne niż broń są mocno ograniczone.
- Wiem coś o tym – przyznała,
powracając do pracy. – Badania o innej tematyce nie dostają poparcia.
- Na przykład zmiecione na śmietnik
historii koncepcje wieloświatów i multiwersum kwantowego – zgodził się z
naukowiec wraz z Shepardem odłączający oznaczone już wiązki. – Pomijając
oczywiście fakt, iż kwantowa multirzeczywistość nas otacza, priorytet mają
tylko badania dające nam przewagę nad przeciwnikiem.
- Ma to swoje plusy – zauważył
stojący nieopodal Coertzee.
- Oczywiście – zgodził się
naukowiec. – Wojna zawsze napędza rozwój technologiczny, proszę przypomnieć
sobie I Wojnę Światową. Zaczęła się na koniach, skończyła w powietrzu i przy
użyciu czołgów, a także śmiercionośnego gazu.
- My nie pozostajemy w tyle –
mruknęła Satya. – Trzecia Wojna rozgrywa się od ćwierć wieku pod osłoną
atomowych grzybów i starcia mechaniki z elektroniką.
- Zgadza się. Ale proszę spojrzeć
na to inaczej – powiedział Everett. – Gdyby nie konieczność powstrzymania
przeciwnika nie sądzę byśmy poczynili takie postępy w cybernetyce, a nasze
eniaki zapewne wyglądałyby zupełnie inaczej, być może te giganty udałoby się
wreszcie zminiaturyzować. No i nie sądzę byśmy latali w kosmos.
- Dużo nam z tego przyszło –
zauważyła. – Przynajmniej biorąc pod uwagę naszą obecną sytuację.
- Nadal żyjemy – odparł. – Przez
swe dzieje człowiek dał liczne dowody tego co może zdziałać w pozornie
beznadziejnej sytuacji bez wyjścia. Znajduje w sobie wówczas siły i
umiejętności, o których nie miał wcześniej pojęcia.
- Niewiele ich na razie znaleźliśmy
– powiedziała. – Przykro mi z powodu pańskiej misji.
- To znaczy?
- Chyba nie uda nam się poznać
tajemnicy ciemnych materii. Jeśli nawet uruchomimy eniaka, trzeba będzie wrócić
na ISS –nie dodała, że choć w pełni rozumie jego zawód, perspektywa taka
niezwykle ją cieszy i napełnia nadzieją.
- Proszę nie być tego tak pewnym –
rzekł Everett nie odrywając się od swej pracy. Zdziwiło ją nieco takie
podejście, bowiem wedle jej opinii po tym co ich spotkało mogli postąpić w
jedyny możliwy sposób i ku temu zdawały też podążać czynności, które
wykonywali.
- Myśli pan, że kapitan Arciniegas
ma inne plany? – zapytała.
- Arciniegas nie jest kapitanem –
zachichotał Shepard.
- Tymczasowo pełni jedynie te
obowiązki dzięki decyzji Shelby’ego – wyjaśnił Coertzee. – Choć zapewne
napotyka tu dość duży opór materii, ale patrząc na nią jestem przekonany, że
sobie świetnie radzi. Biada tym, którzy wejdą jej w drogę.
- Odniosłam wrażenie, że jej
obecność peszy wszystkich – powiedziała Satya, nie dodając jak nieswojo czuje
się w towarzystwie tej kobiety.
- Nie dziwi mnie to – odparł
Coertzee. – Nikt nie wie jak z nią postąpić, swego czasu była symbolem, nie
mogą jej do końca zatopić, nawet gdyby chcieli. O ile mi wiadomo raz już próbowali,
ale murem stanęła za nią spora część oficerów NASW, cała ta grupa jastrzębi,
marząca o wojnie totalnej i zniszczeniu Ałmaza. Pozostali nie mogli jej
wyrzucić, choć zapewne niektórzy bardzo tego chcieli. Pierwsza kobieta
dowodząca statkiem, do tego flagowym okrętem Sojuszu, była pewnym symbolem –
westchnął. – Ta wojna jednak całkowicie zmieniła nasze społeczeństwo.
- Co ma pan na myśli?
- Ćwierć wieku temu w wojsku
kobiety nie pełniły służby, podobnie mniejszości rasowe. Teraz po latach walki
z komunistyczną fikcją równości nasze społeczeństwo jest tak egalitarne jak
nigdy wcześniej. Prezydent Mc Namara przesunął granice, daleko poza ustawy
Eisenhoovera. Wcześniej pewne rzeczy po prostu nie byłyby możliwe.
- Na przykład hinduska studiująca
na MIT wysłana w kosmos – cierpko zauważyła Satya. – Bibliotekarka.
- Na przykład.
- Której pracę zamietliście jednak
pod dywan. Aby nie ujrzała światła dziennego.
- Taka jest cena obrony Sojuszu.
Wydaje się pani, że ta wojna będzie trwała wiecznie?
- Nigdy się nad tym nie
zastanawiałam – przyznała. – Ostatnie dwa lata…
- … uśpiły czujność wielu osób –
powiedział. – W społeczeństwie mamy coraz więcej zwolenników zawarcia
ograniczonego pokoju i rozejmu, im bardziej pogarsza się standard życia. Zgadza
się, ekonomicznie już tej wojny nie wytrzymujemy i nie wiadomo jak długo
jeszcze ją pociągniemy. Nawet surowce przywożone z kosmosu nie dają nam
przewagi. Myśli pani, że chciałbym obudzić się pewnego dnia i zobaczyć grzyb
atomowy nad wzgórzem Kapitolu? Wielu polityków chciało już się z nimi podzielić
światem, zostawić im kontynent europejski i pół afrykańskiego, problem polega
jednak na tym, że za każdym razem kiedy się z nami ściskali, wbijali nam nóż w
plecy, czy to w Azji czy bliżej domu, na Alasce czy w Meksyku.
- Naprawdę nie ma tam rozsądnych
ludzi?
- Tam jest Beria. Uczynił to, co
było szaleństwem na granicy paranoi ich religią. Bogiem tamtych jest potrzeba
podporządkowania sobie całego świata, atomowe zniszczenie uważają za dowód
postępu. Wiele razy usiłowaliśmy dopaść tego szaleńca, za każdym razem jednak
nam się wymykał. Sprawił, że ludzie w Związku ślepo wierzą, iż żyją w
najlepszym ze światów, który chcemy zniszczyć, zatem muszą nas powstrzymać.
- Jakoś nie mogę w to uwierzyć –
przyznała.
- Ostatni rozejm zapanował, gdy
podobnie jak poprzednio wstrzymali swe działania aby nabrać oddechu – głos miał
gorzki. – Na szczęście dla nas Kolektyw okazał się dla nich ciężkim orzechem do
zgryzienia, w przeciwieństwie do nas mają z nimi wspólną granicę. Walczą z nimi
równie długo jak z nami, ale dopiero ostatni okres sprawił, że tamci zadali im
znaczne straty. Jednocześnie ich siły związały walki z hordami tych zmienionych
wskutek promieniowania istot. Praktycznie stracili wszystko na froncie
środkowopolskim, choć starają się to ukryć, padła nawet Warszawa.
- Nie byłbym taki pewien czy
odpowiedzialne jest promieniowanie – mruknął Everett.
- Semantyka, nieważne jak to będziemy nazywać – powiedział Coertzee.
- Czyżby? Mamy dość długą tradycję
niedoceniania tego co dzieje się w tych Strefach Rażenia – sprzeciwił się
Everett. – Nie mamy ich w zasadzie na naszych terenach, więc nie jest to nasz
problem. Jedynie żołnierze stacjonujący we Francji, ukryci w bunkrach i okopach
przynoszą niepokojące wieści o dziwnych istotach jakie czasem wyłażą z tamtej
strony, ze zniszczonej strefy. Ale sieć obronna niszczy je na odległość.
- To nie jest prawdziwy wróg.
- Ten wróg w ciągu ostatnich lat
zdołał pokonać ich elitarne siły i jak sam pan powiedział prawdopodobnie
zniszczył stolicę jednej z republik związkowych. Wróg o kolektywnym umyśle,
podobnie jak ktoś, kto przez lata nie był dla nas problemem, a kilkadziesiąt
godzin temu otworzył anomalię grawitacyjną nad Florydą.
- Nauczyliśmy się z nimi radzić, po
tym jak Kolektyw zaczął badać nasze możliwości obrony.
- Coś panu powiem Coertzee, bo nie
wiem czy dostrzegliście to w ramach walki na froncie cywilnym z konwencjonalnym
przeciwnikiem. Kolektyw to jest narastający problem, ignorowaliśmy ich przez
lata, Mao Tse-Tung a potem wdowa Qing rzucali przeciw obu stronom dziesiątki
słabo uzbrojonych żołnierzy, usiłując swym prymitywnym sprzętem tu i ówdzie
odpalić bombę atomową. Cieszyliśmy się, że zajmują tamtych, wiążąc ich doborowe
jednostki na Syberii czy Mongolii. Potem jednak Beria miał już tego dość,
przeprowadzili ofensywę i zgnietli ich uniemożliwiając odwrót, więc Qing posłała
tych swoich Ochotników do Mongolskiej Strefy Rażenia. Byli szczęśliwi, że
wyniszczyła swój potencjał, po czym okazało się, że dokonali niemożliwego.
Związkowi nigdy nie udało się przeniknąć do tych miejsc, a tym bardziej wrócić,
Kolektyw objawił nam się z masami wojska posiadającego zdolność komunikacji
pozawerbalnej, łączącej się kolektywnie w walce, do tego posiadającego
umiejętność tworzenia lokalnej dystorsji grawitacyjnej. I na początku nas
zaskoczyli, ale dużo bardziej tamtych, bo to nie my byliśmy głównym celem.
- Właśnie.
- Jak długo? Oni zmieniają swoją
taktykę. W jaki sposób otworzyli anomalię nad Florydą, z dala od swego
terytorium?
- Byliby szaleńcami chcąc
zaatakować serce Sojuszu. Jesteśmy w stanie zrównać z ziemią całe Chiny.
- Związek zapewne też, a jednak nie
potrafi dać sobie z nimi rady. To nie jest wróg, który posługuje się taką samą
logiką jak my, czy komuniści. To ktoś, kogo działania stały się ostatnimi czasy
kompletnie niezrozumiałe, zarówno na poziomie strategicznym jak i naukowym.
- Zmierza pan do czegoś? Chce pan
żebym przyznał, że jestem tym zaniepokojony? Jak każdy. Na razie mamy jednak
dużo bardziej groźnego przeciwnika.
- Zmierzam do czegoś – powiedział
Everett. – Do tego, że upewniam się coraz bardziej, że jest coś bardziej groźnego
niż wymiana ciosów między Sojuszem i Związkiem i rosnącym w siłę Kolektywem.
- Gdyby Kolektyw był sprytny
poczekałby aż się wyniszczymy wzajemnie, jeśli to ma pan na myśli.
- Jakoś nie możemy się wyniszczyć
od ćwierć wieku, choć w ich tradycji to krótki okres oczekiwania. Ale nie mam
na myśli Kolektywu.
- Więc co takiego?
- Ciemną materię. I
wszystko co się z nią wiąże.
Coertzee pokręcił głową.
- To są mrzonki, doktorze.
Pana osobiste obsesje, jak gdyby pan o tym nie wiedział, jak są traktowane.
Podobnie jak pana wcześniejsze teorie – zamilkł.
- W takim razie dlaczego
leci pan z nami w tę misję?
- Na razie nigdzie nie
lecę. Na razie wewnątrz martwego statki wiruję wraz z nim wokół jego osi,
usiłując uruchomić eniaka, na którym pracuje jedna z najbardziej cennych baz
danych Sojuszu, umożliwiająca analizę wywiadowczą, która z nieznanych dla mnie
przyczyn zajmuje swe zasoby innego rodzaju danymi. Lecę, bo to co znajdziemy
wśród informacji na Marsie będzie kopalnią wiedzy. Doskonale pan wie, że te
ciemne materie to tylko przykrywka dla właściwej operacji.
- Jaka jest właściwa
operacja? –zapytała Satya.
- Bez obaw, pani rola się
nie zmienia – powiedział Coertzee. – Krasnaja Zwiezda jest jedną ze stacji
przesyłowych transmisji i kodów, prócz swej działalności jest również
przekaźnikiem między ich flotą, dekodującym łączność z Ziemi. Znajduje się tam
ich urządzenie szyfrujące, które mamy zdobyć. To jest prawdziwy powód misji, a
nie coś co ma równie abstrakcyjny wymiar, jak nieistniejące wieloświaty. Z pana
reputacją i panem na pokładzie każdy uwierzy, że badamy budowę wszechświata.
Everett uśmiechnął się.
- Tak pan myśli Coertzee?
To dobrze, to znaczy, że nasza przykrywka zadziałała.
- Słucham?
- Jeśli nie wierzy mi pan
co jest właściwym celem misji, proszę zapytać Shelby’ego. Wymyślił całą tę
historię z szyfratorem dla waszych potrzeb, bo nie chcieliście wyrazić zgody na
udział pani Nayady w tej misji. Perspektywa uzyskania dostępu do informacji
wywiadu NASW oraz zdekodowania posiadanych komunikatów była dla was bardzo
kusząca.
- Co takiego?
- Nie chcieli dać zgody na
mój lot? – zapytała Satya.
- Jak myślisz, dlaczego
leci z nami Coertzee? Jako twój cywilny nadzór, to był ich warunek. Choć
pierwszy raz spotykam się z czymś takim w przypadku konsultanta powołanego do
służby.
- A ile razy spotykał się
pan z konsultantem posłanym na terytorium przeciwnika? – spytał Coertzee.
Spojrzał na Satyę. – Pani bezpieczeństwo jako cywila poza granicami Sojuszu
podczas takiej operacji leży w kompetencji CIA.
- Na pewno – powiedziała
zimno Satya, uświadamiając sobie, że stała się po raz kolejny elementem
przetargowym. – Zapewne dlatego, że jestem specjalistą, który wymyślił
urządzenie przydatne na wojnie, nie mając o tym pojęcia? Czym jestem, rezerwą
strategiczną? Dlatego muszę być chroniona?
- To nie tak...
- A jak? Czym się różnię od
moich kolegów wcielanych do wydziałów badawczych armii, gdy ich prace okazują
się przydatne? Tym, że nie znikłam jak wiele osób ode mnie ze studiów, gdy
ujawniono ich związki z terrorystami z ruchu hippisowskiego lub
pacyfistycznego? Dlatego nikt nie uświadomił mi, jak przełomową bazę
wymyśliłam, nie ufaliście mi? Po prostu udaliście, że utrącacie moją pracę, a w
tajemnicy zaczęliście ją rozwijać?
- Proszę zapytać o to
Everetta – powiedział Coertzee. – On chyba wie o tym najwięcej, prawda
doktorze? A teraz przepraszam, pozwolę sobie porozmawiać z komandorem Shelby.
Wydostał się z plątaniny
kabli, opuszczając pomieszczenie, podczas gdy Satya przełykała gorzką pigułkę.
Spojrzała z furią na naukowca, a Shepard udawał, że go w tym miejscu nie ma,
odłączając kolejne końcówki.
- Czego się jeszcze dowiem?
– zapytała czując jak coś narasta w jej wnętrzu.
- Zgadza się, to ja
zwróciłem uwagę na twoją pracę i zaproponowałem jej wykorzystanie w praktyce.
To są właśnie te zalety faktu, iż nikt nie liczy się z tobą jako naukowcem, gdy
po obaleniu twojej teorii pozostaje ci jedynie pracować dla podejrzanej
organizacji jak NASW, z biegiem czasu stajesz się jej głównym specjalistą
naukowym. Aldrin ma otwarty umysł i dał się przekonać do utworzenia bazy,
chciałem już wówczas ściągnąć cię na ISS, lecz sprzeciwił się wywiad floty z
uwagi na to co wygrzebali w twojej przeszłości i opór CIA. Gdy zażądałem twego
udziału w tej misji, stawili znowu się sprzeciwili, sam Shelby powiedział, że
jest tym zdziwiony, bowiem nigdy czegoś takiego nie widział, jednak przekonałem
wszystkich, że twoja obecność jest niezbędna, wymyślili więc z Aldrinem tę
bajeczkę, kusząc ich udziałem w potencjalnych zyskach. Wtedy weszłaś do gry, razem
z Coertzeem, co z kolei nie spodobało się Shelby’emu. Robił wszystko by utrącić
twą kandydaturę do samego końca, uznając że bierzesz udział w jakiejś
wyrafinowanej gierce CIA.
- Czym?
- Świat służb specjalnych
kieruje się nie do końca zrozumiałą logiką wzajemnej konkurencji i zwalczania
siebie nawzajem– wyjaśnił. – Shelby od początku blokował twoje przybycie,
twierdząc że nie jesteś niezbędna, mimo mojej opinii, iż twój udział jest
konieczny dla powodzenia przejęcia danych. Dopiero rozmowa z tobą go przekonała.
- Co jest do cholery
prawdziwym celem tej misji? – podniosła głos.
- Powiedział ci. Ciemne
materie. I ocalenie świata – odrzekł. – Zdaje się, że właśnie odcięliśmy
eniaka. Spróbujmy go odłączyć. To da nam chwilę, aby zająć umysły czym innym i
nieco ochłonąć.
Nim zdążyła zaprotestować
polecił Shepardowi znaleźć Gellerta i uruchomić zasilanie. Mimo prób
podejmowanych przez Satyę zbył ją półsłówkami, sprawiając, że zamilkła, dusząc
w sobie wszystko usłyszała. Wypełniła ją gorycz, gdy po raz kolejny dotarło do
niej jak przedmiotowo wszyscy ją potraktowali, a ona się temu poddawała, nie
zastanawiając się nawet nad tym co się dzieje wokół niej, dając się zapakować
do statku kosmicznego, dryfującego między Marsem a Jowiszem. Iluzje jej
dotychczasowego życia w spokojnej zieleni jej ogrodu i ciszy biblioteki sypały
się jak domek z kart.
Ciemność jej rozmyślań
rozjaśniła monochromatyczna poświata uruchamiającego się monitora kontrolnego i
szmer włączających się składowych eniaka. Światełka zaczęły migotać, dane krążyć
wewnątrz, a maszyna zbudziła się do życia. Oblicze Everetta przyoblekł uśmiech,
lecz trwało to jedynie moment, bowiem po chwili jego miejsce zajęła irytacja,
gdy wciskał kolejne włączniki usiłując dokonać uruchomienia jednej z procedur.
- Nic nie działa –
powiedział i w zamyśleniu zaczął spoglądać na urządzenie.
- Może odłączyliśmy za dużo
– zasugerował Shepard, przypominając, iż mimo faktu, iż był wyszkolonym
operatorem urządzenia, nikt nie przewidział faktu, iż stanowić będzie
samodzielnie działającą maszynę, stanowiącą jednocześnie serce prototypowego
statku. Z powyższego faktu płynęły oczywiste wnioski, pokazujące słabości
wiążące się z przekazywaniem zarządzania systemami maszynom. Ich rola
sprawdzała się wyłącznie w programowalnych cybernetycznych procesorach, w
których mogły działać zgodnie z zakodowanymi wzorcami zachowań.
Satya od dłuższego czasu
wpatrywała się w ekran, zapominając o swych uczuciach, wchodząc w relację z
językiem matematyki i ciągi zero-jedynkowe przesuwające się na monitorze kontrolnym.
- One się powtarzają –
powiedziała, dostrzegając wzorzec pośród matematyki eniaka.
- Co takiego?
- To cały czas ta sama
tablica – wyjaśniła. – To pętla, on usiłuje wykonać procedurę, nie może tego
uczynić, więc ponownie przechodzi do początku. Tylko jaka to…
- HCF. Zatrzymaj się i stań
w ogniu. Odcięcie zasilania – powiedział Everett. – Dlatego nic nie działa.
Wszystko jasne. Shepard, daj kartę uruchomienia awaryjnego.
Po chwili karta perforowana
znalazła się wewnątrz eniaka. Procedura wskazała mu ścieżkę postępowania,
zastępując dotychczasową tablicę instrukcji, polecając mu pominąć je i
przystąpić do uruchomienia systemu. Monitor rozświetlił rząd danych
świadczących o wykonywaniu powyższych poleceń, gdy matematyka statku zgłaszała
swe działanie, informując jednocześnie o awarii w postaci braku dostępu do
aktywnych systemów. Baza danych uruchomiła się i rozpoczęła analizę swej
zawartości. Everett i Shepard przyglądali się temu z wyraźnym zadowoleniem.
- Zdaje się, że problem
został wyeliminowany – powiedział naukowiec. – Teraz musimy to jedynie
podłączyć z powrotem.
- A przyczyna? – zapytała.
- O przyczynie porozmawiam
z komandorem Shelby’m – uciął krótko doktor. Satya domyśliła się, z jakiego
powodu. Procedura odcinająca zasilanie zapętliła się podczas sprawdzania czy w
obwodach zachowane jest napięcie, a w przypadku potwierdzenia dokonała wzrostu
natężenia energii, odłączającego wszystkie obwody. Co oznaczało, iż ktoś ją tam
wprowadził, dotarło do Satyi, gdy podłączała na powrót wszystkie końcówki,
mając sporo czasu na rozmyślania. Zajęło to dwie godziny, podczas których udało
się jej wreszcie ku własnej uldze przebrać, choć założyć musiała pomarańczowy
uniform technika NASW, który wcześniej należał do drugiego z pomocników
Everetta. Przeszkadzało jej to jedynie przez moment, mając do wyboru czyste
ubranie, pozbyła się tego co na sobie miała bez wahania. Coertzee powrócił wraz
z Everettem, nie odzywali się do siebie, co jakiś czas ktoś zaglądał do
pomieszczenia, lecz wreszcie naukowiec mógł podnieść słuchawkę interkomu i
zakomunikować, iż gotowi są do uruchomienia matematyki. Powyższe poprzedziła
wymiana zdań między Arciniegas a Gellertem, lecz niewiele zmieniła, bowiem
wszyscy wiedzieli, iż nie mają innego wyjścia. Chwilę po naciśnięciu przycisku
Satya obserwowała jak matematyka informuje o uruchomieniu kolejnych systemów.
Na mostku Arciniegas przyglądała się jak kolejne ekrany włączają się, a
matematyka sprawdza stan statku, żądając kodów dowodzenia. Zgodnie z procedurą
wprowadziła należące do niej, przejmując przynależne do Christiansena. Eniak
zaakceptował zmianę.
- Gdy tylko będzie to
możliwe uruchom telemetrię – poleciła Hagenowi. Osiągnęli stan, w którym na
razie załoga milcząco akceptowała jej obecność, a wydawanie rozkazów kwitowali
kiwnięciami. Nie rozmawiali, wychodząc z założenia, iż w ten sposób najszybciej
się jej pozbędą. Dokonali sprawdzenia wszystkich systemów, co sprawiło, iż
przez ostatnie godziny w zasadzie nie mieli czasu na czcze rozmyślania. Jednak
ból głowy nie zniknął, choć nieco się zmniejszył, dokuczając w podniesionej
temperaturze, którą dopiero niedawno zdołali wyregulować. Wszystko to sprawiło,
iż była zwyczajnie zmęczona.
Rozległ się terkot
interkomu, uniosła więc słuchawkę znajdującą się przy jej fotelu.
- Tu Gellert – usłyszała. –
Proponowałbym aby przyszła pani na dolny pokład.
- To nie jest najlepsza
chwila.
- To nie może czekać –
rozłączył się. Zaklęła w myślach.
- Zawiadomcie mnie, gdy
wszystko już się uruchomi – powiedziała. – Idę na dół.
- Teraz? – zapytała z
ironią Triptree.
- Tak. Mam zamiar pociągnąć
z flaszki, aby nabrać odwagi, żeby rozstrzelać pyskatych chorążych. Da sobie
pani radę, czy obudzić Sikorskiego, żeby panią nadzorował?
- Jakoś sobie poradzimy –
szybko wtrącił Mellier. Zignorowała go i opuściła mostek.
Gellert czekał na nią
pośrodku korytarza. Nie mówił nic tylko wskazał jej miejsce między rurami i
kablami, niewidoczne w oświetleniu górnych lamp. Musiała się nieco natrudzić by
tam zajrzeć, a gdy już to uczyniła, zauważyła ciemny kształt. Coś płaskiego
przyczepiono z wewnętrznej strony osłony, kryjąc przed ludzkim wzrokiem.
Połączone było z przełącznikiem kabla zasilającego.
- Co to jest? – zapytała.
- Nie mam pojęcia –
powiedział Gellert. – Wiem jedynie, że pobiera minimalną porcję energii. Ale
gdy odcinam zasilanie pracuje dalej, widocznie ma jakiś akumulator lub baterię.
Nie wiem do czego służy, bo nie jest podpięte do żadnego z systemów statku.
- To nie jest element
standardowego wyposażenia?
- Nic mi o tym nie wiadomo.
Zastanawiała się przez
chwilę.
- Powiedziałeś, że pracuje.
W jaki sposób?
- Coś zasila – wzruszył
ramionami. – Wykonuje jakąś pracę.
W jej głowie zaczęło
kiełkować brzydkie podejrzenie. Chwyciła za słuchawkę interkomu. Przez chwilę
rozważała, czy nie wcisnąć przycisku na mostek, by nieco pomiatać Triptree, ale
ostatecznie wybrała „Lincolna”. Systemy obu statków na powrót się połączyły,
choć poprzednio wyłączyło zasilanie także na promie, ale dzięki temu Scobee
usłyszał ją przez interkom.
- Zmień zasięg odczytów –
powiedziała. – Z szerokiego skanu na krótki zasięg.
- Jak krótki? – nie zadawał
zbędnych pytań.
- Lokalny. Skaner, radar,
nasłuch. Wszystko – czekała ze słuchawką aż wykona polecenie i przestroi zasięg
urządzeń badających przestrzeń wokół statku, pomiar środka kuli otaczającej wirujące
okręty.
- Mam sygnał – usłyszała po
chwili.
- Jakiego rodzaju?
- Nie wiem, coś nadajemy.
Na niskiej częstotliwości… to chyba alfabet Morsa. Kropka, kreska…
Bez słowa odłożyła
słuchawkę. Wydawało się jej, że głowa rozbolała ją jeszcze bardziej.
- Mówiłeś o tym Shelby’emu?
– zapytała.
- Nie.
- W takim razie znajdź go
jak najszybciej i przyprowadź tutaj. Bo tak samo jak i ty od początku miał
rację – powiedziała. – Ktoś na ISS lub na pokładzie tego statku nie jest tym
kim się wydaje.
Nim jednak zdążyła wydać mu
polecenie zdemontowania urządzenia i rozległo się wywołanie z mostka. Głos
Melliera zdradzał objawy zdenerwowania.
Telemetria wreszcie się
uruchomiła, a pierwszym co pokazała były podchodzące do nich od strony Marsa
cztery okręty klasy Woschod.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz