niedziela, 19 lutego 2023

Jasne światła: Rozdział 17

 17.

Ciało Arciniegas ją zdradziło, nie była w stanie unieść ręki ani złapać oddechu. Wokół tryskały iskry elektryczne, dwa monitory eksplodowały, zaś ona nie mogła niczego uczynić, gdy dźwięk ciągłego alarmu świdrował jej mózg. Potem niespodziewanie wszystko wróciło do normy, odetchnęła głęboko i zamrugała oczami. Światła zamigotały i przyjęły czerwoną barwę. Gdy monitory przestały migotać jej wzrok zaczął się wyostrzać. Poczuła ból po uderzeniu o zagłówek. Hagen także potrząsał głową, zaś Mellier usiłował zorientować się w sytuacji. Triptree została najpoważniej ranna, z jej twarzy ciekła krew, po tym jak wbiły się w nią odłamki szkła. Zegar misji włączył się ponownie, a ona stwierdziła, że od momentu gdy ostatnio na niego patrzyła, rozmawiając z Everettem o dystorsji, minęło zaledwie 5 sekund. Słuchawka zwisała bezładnie z jej fotela, pociągnęła więc za kabel, spoglądając na odczyty pojawiające się na panelach. Zaczęła działać automatycznie nim jeszcze miała szansę stwierdzić co się stało.

- Wystrzelić pozostałe Aegisy, procedura osłona bojowa, zachowanie defensywne.

Mellier nawet nie próbował dyskutować.

- Aegis jeden i dwa w przestrzeni, odpalone – zameldował po chwili. – Bellerefonty w wyrzutni.

- Ładuj Phaetona.

- Mamy osłonę, potrzebujemy ofensywy – zaczął.

- Na razie nie widzę co się dzieje – warknęła. – Potem możemy do czegoś strzelać. Potem wystrzel wszystkie Bellerefonty, przekieruj smycz na Pegaza, procedura ofensywna taktyka dowolna po potwierdzeniu. Rozpocznij ładowanie wiązki. Triptree!

- Tak, jest procedura…

- Tiptree, dajesz radę?

- Tak jest – jej głos przestał zdradzać objawy zagubienia.

- W takim razie czemu nie możemy złapać namiaru? – rzuciła gniewnie, gdy skaner złapał na chwilę obraz rozproszonego odczytu.

- Nie wiem… Jakby tego czegoś tam nie było.

- Hagen!

- Zabieram nas stąd! Silnik manewrowe nadal działają – usłyszała w odpowiedzi. – Statek nie do końca reaguje poprawnie.

- Co to jest do cholery? – spoglądała na widoczny na radarze migający obraz obiektu, którego nie było tam jeszcze 15 sekund temu. Skaner taktyczny i pozostałe czujniki z jakiegoś powodu miały wciąż problem z odczytem, po chwili zrozumiała dlaczego.

- To coś się materializuje – w tej samej chwili pojął to także Mellier. – To…

- To nie jest rzut fotonowy, to grawitacja – powiedziała Arciniegas.

- Tak, otworzyła się studnia grawitacyjna – Hagen miał zaciśnięte zęby. – Nie mogę się z niej wyrwać… Gdybyśmy nie ruszyli się tuż przed tym, rozerwałoby nas na strzępy.

A dzięki temu, że kazałam mu odpalić silniki, znaleźliśmy się na krawędzi oddziaływań i dopadło nas jedynie przeciążenie. Kilka mil bliżej i rozerwałoby nas na strzępy, a kompensatory bezwładności nie miałyby szans z tyloma g. Znowu miałam szczęście, pomyślała. Chwyciła widoczną bezładnie słuchawkę i odłożyła ją na miejsce, niemal w tej samej chwili zadzwoniła.

- Nie teraz – powiedziała.

- Nie wiem co robicie, ale następnym razem uprzedzajcie – usłyszała głos Gellerta. – Może panią to zainteresuje, ale poszło mi kilka układów z płytami scalonymi. Chwilowo nie jesteśmy w stanie wykonać rzutu fotonowego.

- Potrzebujemy jak najwięcej mocy w silnikach manewrowych i wyrzutniach. Będę używać wiązki, więc proszę przekierować na nią zasilanie. – odpowiedziała. – I proszę się postarać byśmy mieli możliwość odwrotu – rozłączyła się i wcisnęła przycisk wywołania pomieszczenia eniaka, nie dając Gellertowi szansy na wygłoszenie zwyczajowego komentarza. Everett po chwili odebrał. – Może mi pan powiedzieć coś więcej o tym zjawisku? – zapytała.

- Nic mi nie jest, dziękuję – powiedział. – Coś jest w studni grawitacyjnej i nas przyciąga, ale to oddziaływanie ustaje – przyglądała się obiektowi nabierającemu kształtów na ekranie.

- Aegisy nie są w stanie wyrwać się ze studni grawitacyjnej – poinformował Hagen.

- Bądź gotów do wystrzelenia kolejnych dronów – odparła. – I wystrzel Phaetona, chcę mieć jak najszybciej namiar na to coś, żebyśmy mogli zacząć strzelać.

- Strzelać? – gdy usłyszała głos Everetta uświadomiła sobie, że wciąż nie odłożyła słuchawki. – Ale nie może pani strzelać do studni grawitacyjnej, to nie jest anomalia, to zjawisko naturalne.

- Hagen, zwiększ odległość, odchodź jak najszybciej nad Utopie Planitię – poleciła widząc, że wskaźniki mocy silników manewrowych skoczyły dzięki cudownej interwencji Gellerta. – Doktorze, to nie jest zjawisko naturalne, to wróg – dodała i odłożyła słuchawkę. Zdołała już zebrać myśli. – Wystrzelić dwie rakiety ASAT, załadować do wyrzutni TOW – w myślach przeliczała niewielką ilość pocisków przenoszonych przez „Von Brauna”, którym najchętniej nie podejmowałaby w ogóle walki, wiedziała jednak, że za chwilę nie będzie miała wyjścia. Musiała jak najszybciej zacząć strzelać choćby pociskami niekierowanymi w miejsce, gdzie znajdował się obiekt pojawiający się w ich przestrzeni.

- Mam skolejkowane Sidewindery – poinformował Mellier. – Nie zdążę przeładować…

- Ładuj. I zainicjuj procedurę odpalenia pocisku Cruise.

Zgodnie z przewidywaniami Triptree zareagowała.

- Kapitanie… Odpalanie pocisku jądrowego w kierunku czegoś o czym nie mamy pojęcia… - zaczęła.

- Mamy – warknęła Arciniegas. - To coś wyeliminowało już trzy statki Sojuszu – przez myśl przemknęło jej nagle, że być może kapitanowie tamtych Apollo zrobili to samo, otworzyli ogień do tajemniczego zjawiska, uwięzieni w przyciąganiu grawitacyjnym i w rezultacie złapani zostali w pułapkę wybuchu własnych pocisków. Skaner pokazywał, iż udało im się oddalić jedynie na sześćdziesiąt sekund. – Mellier, wiązką energetyczną  strzelaj w to miejsce, gdy tylko ustabilizujemy lot – widziała, iż Hagen walczy wciąż ze sterami, choć kompensatory sprawiały, że nie odczuwali oddziaływań.

- Odpalone dwa ASAT – poinformował Mellier, gdy pociski ASM-137 pomknęły w kierunku zjawiska. – Nie mają na razie namiaru na cel. Cruise gotów do strzału za trzy minuty, Bellerefonty za 15 sekund, wiązka zaraz będzie – spojrzała na zegar. 25 sekund. Tyle minęło od chwili gdy część monitorów i paneli szlag trafił. Jeśli przeżyją będą mieli szanse ocenić awarie.

Mellier cos do niej mówił.

- Prosiłem o więcej informacji na temat tego zagrożenia – w jego głosie nie wyczuwała śladu niedowierzania jakiego spodziewać się mogła po Triptree.

- „Bolivia”, „France” i „Iceland” poleciały sprawdzić z jakiego powodu tamci jonizowali przestrzeń ładunkami jądrowymi – powiedziała. – Tu zrobili to samo. Nie wiem w jakim celu ale, to co się pojawiło to…

- Mam odczyt – powiedziała Triptree.

- … Behemot. – dokończyła patrząc na skaner. Matematyka rozpoznała zagrożenie i umieściła 165 mil od nich czerwoną kropkę, rozpoznając emisję sygnału transpondera Związku.

- Ale to niemożliwe – zaczął Hagen. – To wzięło się znikąd, to oznacza iż…

- Skurwysyny potrafią skakać poprzez przestrzeń. Mellier, namiar dla ASATów! Odpal drony i wiązką ognia! Triptree, cisza radiowa! – wciąż nie miała pojęcia z jakiego rodzaju statkiem ma do czynienia, ale świadoma była jednego, że jedynym sposobem aby przetrwać, było przerwanie łączności z Pegazem i wykorzystanie niewidzialności „Von Brauna” oraz szybkości matematyki. Z jego uzbrojeniem i pancerzem, nie miała nawet możliwości stawienia czoła Wostokowi, nie mówiąc już o Sojuzie.

Wiele rzeczy zaczęło dziać się jednocześnie, a Arciniegas musiała wykazać się nagłym podziałem uwagi. Wystrzelili pozostałe Bellerefonty, które uzbroiły się i otrzymały z matematyki „Von Brauna” ostatnie informacje o rodzaju celu, następnie odcięły połączenie radiowe i zaczęły koordynować się za pośrednictwem Pegaza. Aegisy zajęły pozycje obronne wokół macierzystego statku, przygotowując się do odparcia ataku, gdy niespodziewanie eniak zidentyfikował przeciwnika.

- Klasa „Progress” – poinformował Mellier. – Co to do cholery jest klasa Progress?

- Behemot – powiedziała, odczytując dane ze swojego ekranu, wiedząc już iż wpakowali się po uszy. Okręt o którym mówił jej Christiansen, o którym nie wiedziano nic konkretnego, znano jedynie nazwę nadaną mu przez tamtych, skąpą informacje z danych wywiadowczych, będącą bardziej plotką. Fatamorganą, która właśnie zmaterializowała się przed ich oczami, sprawiając iż każdy z nich rozważał właśnie implikacje faktu, iż przybył tu w tajemniczy i nieznany sposób, najwyraźniej dokonując przemieszczenia poprzez przestrzeń w sposób analogiczny do rzutu fotonowego. Sojusz stracił właśnie swą największą przewagę w kosmosie, pozwalającą okrętom NASW pojawiać się w każdym punkcie Układu Słonecznego, nawet jeśli oznaczało to potem długie tygodnie oczekiwania na zakończenie obliczeń niezbędnych dla rzutu i naładowania generatorów kwantowych. I co gorsza ten statek nie miał takich ograniczeń, prawdopodobnie skacząc w ciągu ostatnich dni co najmniej kilka razy, kpiąc w żywe oczy z eniaków. Jeśli tamci mieli możliwość wyposażenia swoich statków w takie urządzenia… nagle uświadomiła sobie, że jeśli to jest powodem przerzucania floty na Ziemię, NASW może zostać rozniesiona w pył, nie mając nawet pojęcia co się dzieje, gdy w przestrzeni Sojuszu w studniach grawitacyjnych zmaterializują się okręty przeciwnika. I co gorsza nie uda się poinformować o tym fakcie „Deep Space”. Stracili łączność nie tylko z Gowem na powierzchni, lecz również z siecią Hermes. Była przekonana, że to także sprawka Behemota.

Matematyka nie wiedziała o wrogim okręcie nic konkretnego, niedostępne informacje uaktywniły się po wykryciu sygnału transpondera, który zdołano już najwyraźniej wyodrębnić z szumu informacyjnego sieci ISS, powstałego po zniszczeniu trzech okrętów. Nadano mu kodową nazwę Progress i w pakiecie danych z Hermesa przypłynęła ona podczas ostatniej aktualizacji.

- Zagłuszają nas – powiedziała Triptree. – Mogę połączyć się jedynie z dronami w naszym zasięgu.

- Wiązka gotowa – poinformował Mellier.

- Strzelaj!

Teraz dopiero miała okazję przyjrzeć się Progressowi, choć nie była w stanie uwierzyć w odczyt wykonany przez Phaetona mknącego w kierunku obiektu. Rozmiarami przewyższał wszystko co znała, od „Von Brauna” większy był dziesięciokrotnie, co akurat nie było trudne, lecz w pełni jasne stało się dlaczego Christiansen twierdził, że nawet Apollo nie będą w stanie mu się równać. Był dużo dłuższy niż „Alliance’s Star” i przez chwilę zastanawiała się jak wielką musi mieć załogę. Skupiła się jednak momentalnie na rzeczach bardziej przyziemnych, spoglądając na rozmieszczenie wyrzutni rakiet, których nie była w stanie policzyć na obrazie poklatkowym przesyłanym przez Phaetona, dziwnych konstrukcjach na jego kadłubie i licznych wieżyczkach działek.

- Ściągnij Phaetona! – poleciła, wiedząc że za chwilę padnie ofiarą nieznanego mu przeciwnika, bowiem matematyka nie znała statku tego typu, nie posiadając tym samym procedur związanych z manewrowaniem w jego pobliżu. Gdy Triptree nawiązała połączenie radiowe, a Arciniegas wpatrywała się w ogromny statek przeciwnika, wystrzelili w jego kierunku wiązkę energetyczną. Termoodczyty trafienia rozlały się na skanerze, kiedy promień cieplny skupił się na burcie przeciwnika. Temperatura miejscowa kadłuba wzrosła w ciągu milisekund o kilka tysięcy stopni. Moment później wiązka wyładowała się, a oni odrzucili rozgrzany pręt, nie mając sposobu by ostudzić go w przestrzeni kosmicznej. Dzięki kriochłodzeniu natychmiast wprowadzony został do lufy kolejny, i umieszczony między kryształami. Generator rozpoczął ładowanie do kolejnego strzału.

- Brak efektu – poinformował Mellier, lecz doskonale mogła dostrzec to sama. Podłużny kształt Progressa zakończony potężnymi silnikami składał się z kilku połączonych ze sobą modułów, z których każdy był silnie opancerzony. Nie mogła pojąć jak mogli przegapić budowę takiego giganta w fabrykach Ałmaza, który powstawać musiał wiele miesięcy.

- Kolejny strzał wyceluj w te wyrzutnie rakiet – poleciła mając nadzieję, że uda się jej wysadzić przynajmniej jedną z nich. Wówczas jednak plunęły one ogniem odpalając pociski, a skaner zaroił się nagle od licznych kropek.

- 12 pocisków niekierowanych KT – zawołał Mellier. Behemot oddał właśnie pierwszą salwę, jednorazowo strzelając rakietami w ilości praktycznie równej połowie arsenału jaki posiadał „Von Braun”. – Strzelają na linii ASATów naszym kierunku!

- Co ze studnią grawitacyjną?

- Zniknęła. – okręt ustabilizował swą pozycję po zakończeniu czegoś, co było odpowiednikiem rzutu fotonowego.

- Hagen, zmiana pozycji, ustawiaj się dziobem do celu i wyłącz silniki – poleciła zostawiając mu wszelkie manewry, polecając nie dopuścić by wróg skorzystał z termonamierzania, łapiąc odczyt z silników rufowych. Na ekranie niebieski kwadrat przemieścił się po elipsie korzystając ze swej zwrotności, a w jego kierunku pomknęły kolejne czerwone kropki, gdy Progress odpalał następny salwy rakiet niekierowanych, wystrzeliwując po cztery z kolejnych wyrzutni. Przeszedł ją dreszcz, gdy straciła rachubę pocisków jakie znalazły się w przestrzeni w ciągu kilku sekund, którym schodzili właśnie z drogi. Rakiety nie miały szans w nich trafić, powodowały jednak, że musieli przed nimi uciekać, zmieniając pozycję. Oddalali się tym samym od Behemota.

- Zdjęli ASAT – poinformował Mellier, gdy pierwszy z pocisków znalazł się poniżej mili od Behemota zagrały działka NR rozmieszczone na jego burtach. Ogień osłonowy skupił się na nadlatującej rakiecie i spowodował jej eksplozję, gdy strzelcy Progressa zaliczyli trafienie. Drugi pocisk jakimś cudem minął ogień zaporowy, korzystając z braku wstrzelania załogi i eksplodował uderzając w kadłub, naprowadzony sygnałem transpondera. Nie spodziewała się, że uda im się trafić.

- Hagen, zmień kurs – powiedziała Arciniegas czekając na efekty eksplozji. Myślała głośno. – Zbliż się do nich.

- Co takiego?

- Musimy ich nieco zmylić  - działania wroga układały się w jakiś wzór, nie usiłował podążyć za nimi, by ich zestrzelić, pozostawał wciąż w miejscu materializacji. Nie wiedziała jeszcze dlatego, lecz wydawało się jej to ważne.

- Rozwaliliśmy im jedną wieżyczkę. I nic po za tym – powiedział Mellier, po czym zawołał: - Kurwa! Rakiety Ch! – dwie sekundy później zameldował. – Zdjęli nam Phaetona! – pociski naprowadzane radiowo pozbawiły ich właśnie wsparcia zwiadowczego. Tym razem było ich zbyt wiele, by każdy z nich dał się oszukać wystrzeliwanym pakietom energetycznym.

- Daj sygnał Bellerofontom do ataku kontaktowego.

- Kapitanie…

- Jakie złe wiadomości tym razem?

- Tam jest zjonizowana przestrzeń – przypomniał.

- Skurwysyny stworzyli sobie martwy obszar – zaklęła. Nic z układem wyposażonym w zapalnik elektroniczny nie ma szans się przedrzeć. Na szczęście tę lekcję Sojusz odrobił już dawno temu, jednak po raz pierwszy statek wroga otoczył się polem uniemożliwiającym działanie dronów i bliskie podejście innego statku. – Wyznacz mi granice tego pola. Co oni do cholery kombinują?

- Strzelają – poinformował. – W naszym kierunku leci osiem rakiet Ch33.

- Zmiana pozycji – powiedziała, choć Hagen już zareagował.

Rakiety złapały namiar na „Von Brauna” w momencie gdy na ułamek sekundy nawiązał połączenie z Bellerofontami, wspomagając się czujnikami termonamierzania pomknęły w jego kierunku nim odcięli wszystkie możliwe do namierzenia źródła. Arciniegas nie zareagowała, polecając Hagenowi zmienić kurs i skierować się na niższą orbitę, okrążając Behemota. Matematyka statku wciąż nie mogła pomóc, w bazie nie było więcej informacji na temat wrogiego statku. Eniak kodował właśnie w pamięci rozpoznane wieżyczki i wyrzutnie przeliczając pola ostrzału na podstawie dostępnych danych. Progress odpalał kolejne rakiety niekierowane i przy ich pomocy oraz wspomagając się salwami z działek likwidował kolejno czujniki rozrzucone przez Phaetona przed jego zestrzeleniem, podobnie jak oni wcześniej zniszczyli miny magnetyczne. Wciąż nie mieli pełnego obrazu wrogiego statku, zdołali rozpoznać go jedynie od strony sterburty i górnego poszycia, gdzie zidentyfikowali sześć stanowisk artyleryjskich, spośród których trzy strzelały salwami pocisków KT, a jedna rakietami Ch33. Pozostałe dwie na razie milczały, osłonę zapewniało dwanaście wieżyczek strzeleckich z działkami NR. Czystym przypadkiem wyeliminowali jedną z wyrzutni, nie zidentyfikowali jeszcze odpowiedzialnych za wystrzelenie pocisków jądrowych. Jeżeli na okręcie rozmieszczono wszystko symetrycznie, prawdopodobnie ukryto je gdzieś w spodniej części kadłuba. Nie widziała możliwości stawienia czoła Progressowi i podjęcia z nim walki, wydawał się w pełni osłonięty przed możliwością ataku rakietowego, gotów przechwycić wszystkie pociski, którymi była w stanie strzelać jedynie pojedynczo. Nawet kilka okrętów klasy Apollo miałoby z tym problem, jedyną szansą mogła być połączone skupienie wiązek energetycznych i podniesienie temperatury w silniku Progressa, jednak oni dysponowali zbyt małą mocą aby uczynić jakiekolwiek większe szkody. Jedyne co im pozostało to ucieczka, to oznaczałoby jednak porzucenie grupy desantowej. Uświadamiała sobie właśnie boleśnie, że być może właśnie to będzie musiała za chwilę uczynić.

Rakiety Ch33 szły wprost za uciekającym mknącym „Von Braunem” nie gubiąc celu, lecz wówczas do gry weszły Aegisy uaktywniając procedury obronne. Drony zgrały się za pośrednictwem Pegaza i pomknęły by przechwycić pociski. Jeden z rozrzucił pakiety energetyczne i opiłki metalu zakłócając pracę czujników rakietowych, z których większość dała się nabrać i zmieniła kurs, po chwili eksplodując w przypadkowych miejscach. Trzy rakiety mknęły nadal za umykającym źródłem ciepła, w ich kierunku ruszyły flary wystrzelone przez drony, gdy matematyka bezbłędnie ekstrapolowała kurs przechwytujący przed ich dziobem. Po chwili znalazły się bezpośrednio przed czujnikami rakiet zakłócając ich pracę, powodując wybuch. Po wyeliminowaniu zagrożenia Aegisy popędziły w ślad za statkiem, który wyłączył już silniki mknąc siłą bezwładności i znikając tym samym z radarów Progressa, roztapiając się w tle zakłóceń i fałszywych źródeł rozłożonych przez drony.

Coś nadal nie dawało Arciniegas spokoju, choć nie miała czasu się nad tym zastanawiać, gdy w ich stronę Behemot posłał kolejne rakiety.

- Sześć impulsowych – poinformował Mellier. – Szeroki kurs przechwytujący, idą wprost na nas – tym razem wróg wstrzeliwał się w miarę dokładnie w obszar przestrzeni, w którym jak podejrzewał znajdował się „Von Braun”, gdzie rakiety eksplodują tworząc w kilku miejscach impulsy elektromagnetyczne, wzajemnie obejmujące spory rejon. Wiedzieli, że w ten sposób ich wykurzą, bowiem jedynym sposobem by ocalić elektronikę była ucieczka. Hagen znowu uruchomił silniki, co sprawiło iż pojawili się na ich radarach i odpalono kolejne cztery pociski Ch33, które natychmiast jako podstawowe zagrożenie zidentyfikowały Aegisy. Zabawa w kotka i myszkę trwała w najlepsze, za chwilę Behemot zacznie osaczać ich rakietami, usiłując zapędzić w obszar, z którego nie będą mogli już uciec, otoczeni przez rejony pełne wyładowań elektromagnetycznych i zjonizowanej przestrzeni, gdzie zostaną w końcu trafieni. Plan ten psuł jedynie zapewne fakt, iż Progress miał problem z utrzymaniem stałego namiaru na „Von Brauna”. Nie było to jednak do końca pewne.

- Impulsowe prosto na nas – powiedział Mellier zdziwionym tonem. – Skąd oni wiedzą gdzie jesteśmy? Przecież nic nie nadajemy.

Arciniegas zaklęła.

- Aegisy – powiedziała. – Trzymają się w pobliżu nas, nie widzą „Von Brauna”, ale wiedzą że tu jesteśmy, bo pilnują nas drony obronne. Strzelają więc w rejon gdzie jesteśmy. Pozbądź się ich!

- Co? Stracimy defensywę…

- Poślij je wszystkie do obrony Pegaza, niech ustawią się wokół niego. Co z Bellerefontami?

- Czekają na rozkazy. Nie próbowali ich zestrzelić.

To już było ciekawe. Behemot nie próbował trafić dronów nie podejmujących działań bojowych, co powinno być jednym z jego priorytetów. Nawet nie mogąc się zbliżyć i przedrzeć przez zjonizowane pole drony były w stanie poważnie mu zaszkodzić, z prędkością przewyższającą wielokrotnie tę jaką mógł osiągnąć wrogi statek były w stanie znaleźć się na jego rufie i odpalić salwę w silniki, a zdolność powstrzymania nadlatujących rakiet działkami NR i zmyłkami spadała wprost proporcjonalnie do ich ilości. Spojrzała znowu na ekran, pełne kropek i licznych zakłóceń, w dużej mierze nieczytelny po zniszczeniu czujników Phaetona. Aegisy wyeliminowały kolejne cztery rakiety Ch33 i odchodziły ku Pegazowi umykając z pola walki. Nie łudziła się, że wróg uzna, że „Von Braun” również ucieka, jednak kolejne strzały nie układały się w znany jej wzór. Behemot wcale na nich nie polował i nie usiłował zlikwidować zapędzając rakietami niekierowanymi do miejsca, gdzie unieruchomi ich impulsem elektromagnetycznym. Sprawdziła pozycję zajmowaną przez Progressa.

- A skurwysyny! – powiedziała, gdy dotarło do jakie plany ma dowódca wrogiego statku. – Hagen, skrócić dystans. Niska orbita, podejdź najbliżej jak się da strefy jonizacji. Mellier, chcę mieć gotowe do odpalenia Sidewindery…

- W wyrzutni mam TOW – powiedział nieco zdziwiony, wymieniając nazwę pocisków, które odpalano w kierunku namierzonego, nieruchomego celu, penetrujących pancerz.

- Co masz? – warknęła nieprzejemnie zdziwiona. – Kazałam ci wcześniej załadować Sidewindery.

- Myslałem, że będziemy do nich strzelać jak skrócimy dystans.

Zacisnęła dłonie na oparciu fotela.

- Zmiotą nas gdy tylko zaczniemy do nich z bliska strzelać – rzuciła. – Oni nie polują na nas, oni usiłują odpędzić nas jak najdalej. Hagen, rusz ten statek!

- Namierzą nas.

- Niech namierzą, zaraz im znikniemy. Myślałam, że spychają nas stąd, żeby zablokować nam możliwość przejęcia „Lincolna”, ale ustawiają się w najbardziej optymalnym położeniu do zejścia bojowego.

- Co takiego?

- Będą zrzucać desant –powiedziała. – Więc ładuj mi Sidewindery, przekaż Bellerefontom żeby startowały i zajęły się zwalczaniem celów schodzących w atmosferze. Teraz!

Na chwilę zapadła cisza. Po chwili Mellier zaklął, gdy jedna z wyrzutni „Von Brauna” przestała działać i zacięła się. Arciniegas przypomniała sobie, że nie ma nawet kogo posłać do przedziału bojowego, żeby usunął awarię. Na szczęście wiązka była prawie gotowa do drugiej salwy.

- Rakiety na linii naszego podejścia – usłyszała.

- Jakie?

- Wszystkie. Jak tylko przerwaliśmy ciszę radiową wystrzelili sześć Ch33 – świetnie, a ona odesłała Aegisy, stracili więc osłonę. - Na trasie naszego lotu walą kierunkowymi i impulsowymi. Znowu!

- Co jest, zmieniłem kurs? – zdziwił się Hagen. Po chwili do niego dotarło. – Idziemy przez płaszcz atmosferyczny zbyt szybko, zostawiamy ślad termiczny!

- Mamy jeszcze jakiegoś TOWa w wyrzutni? – zapytała.

- Jeszcze jeden – powiedział Mellier.

- Odpal z krótkim czasem wybuchu, stworzymy im źródło ciepła, może zgubimy część rakiet.

- Niektóre z nich namierzyły Bellerefonty.

- Mamy więc szansę. Hagen, podnieś nas wyżej, może tam ich zgubimy… Triptree, potrzebuję dokładniejszych odczytów.

- Nic z tego, zdjęli już wszystkie czujniki.

- Wykrywam nowe obiekty – powiedział Mellier. – Wystrzeliwują promy desantowe.

- Ile?

- Cztery. Klasa Buran.

Telemetria praktycznie nie radziła sobie z odczytem danych obszaru nad Cydonia Mensae. Część przestrzeni była zjonizowana, pozostałą wypełniały rozproszone pakiety energetyczne, rozrzucone metalowe opiłki, mknące odłamki i szczątki rakiet, a także pocisków wystrzelonych z działek NR. W ciągu ostatnich 2 minut jak podpowiadała matematyka w ich stronę odpalono ponad pół setki rakiet, arsenał przewyższający zdecydowanie wszystko co mieli na pokładzie i zdający się nie mieć końca. Żyli wyłącznie z dwóch powodów, wróg nie był ich w stanie dokładnie namierzyć a także nie wziął się na poważnie za polowanie na niewielki okręcik, usiłując go na razie jedynie przepędzić. Teraz sytuacja jednak zmieniła się, gdy „Von Braun” pędził by zagrozić promom desantowym. Na szczęście radar tamtych zapewne już dawno szlag trafił i strzelali w dużej mierze na ślepo, rozpoznając przeciwnika jedynie na podstawie wektora jego przyśpieszonego ruchu. Skanery bojowe miały wsparcie matematyki radziły sobie nieco lepiej, wspomagane resztą czujników zdołały wyodrębnić sygnały transponderów Buranów, które właśnie uruchamiały silniki. Musiały być zaczepione na brzuchu potwora, dotąd przed nimi ukryte. Świadomość, iż zdołano umieścić na okręcie cztery pojazdy wielkości „Lincolna” sprawiła, że znowu uderzyła ją wielkość Progressa. Nawet „Aliance Star” nie był w stanie zabrać na pokład tylu pojazdów, jedynie jeden prom i dwa Merkury. Ile jeszcze niespodzianek czekało ich ze strony Behemota?

- Hagen przejdź kursem na krawędzi zjonizowanego obszaru, zabierz nas na rufę tego gnoja – poleciła. – Triptree, kamery skierowane wprost na niego i odczyt pasywny podczas przelotu. Co z Sidewinderami?

- Przeładowują się.

- Strzelaj do Buranów, gdy tylko będzie to możliwe – powiedziała. Musieli trafić promy nim wejdą w zjonizowany obszar, gdzie nie uda się podążyć im ani dronom, jeśli mieli dać jakąkolwiek szansę drużynie Gowa. Każdy prom wiózł zapewne pluton bojowy kosmarmii, nie mogła dopuścić by na dole zaroiło się prawie setka żołnierzy przeciwnika. – Mamy połączenie z „Lincolnem”?

- Nic nie mamy, nawet obrazu – odparła Triptree. – Nie zdołałam zmylić tych rakiet. Cztery Ch siedzą nam na dupie, ciągną się za śladem energetycznym. – system walki elektronicznej posyłający w przestrzeń zakłócenia radiowe nie mógł zmylić rakiet, które zdążyły złapać już namiar, wspomagając się termoczujnikiem zalokowanym na silniku „Von Brauna”, który wykonywał szalone manewry schodząc z drogi rakietom wycelowanym w trasę jego przelotu.

- Kończą mi się opcje ucieczki – poinformował Von Hagen. Matematyka już prawie się poddała, nieskończone wektory odejścia zredukowane zostały do kilku proponowanych tras na siatce xyz, gdzie wróg nie detonował jeszcze rakiet impulsowych. Eniak nie dawał im także szansy uniknięcia trafienia.

- Odpalam Sidewindery – zawołał Mellier.

- Hagen, kurs odejścia, jak najdalej stąd! – rozkazała. Poczuła drżenie, gdy zeszli z kursu zepchnięci z poprzedniego toru przez siłę odśrodkową spowodowaną przez wystrzelenie rakiet. Pilot nie korygował, zamiast tego skierował „Von Brauna” jak najdalej od atmosfery, usiłując przemknąć się na tył Progressa, którego mijali z odległości 125 mil. Tak blisko niego jeszcze się nie znaleźli, co natychmiast wykorzystał strzelając wprost w nich rakietami KT. Matematyka zawyła ostrzegawczo, a Hagen zmienił momentalnie kurs, by uniknąć trafienia w ciągu kilku sekund jakich potrzebowały by dotrzeć do celu. Teraz nie mogli już nic zrobić, pozostawiając walkę z Buranami Bellerefontom, z których jeden został właśnie wyeliminowany przez rakiety. Nie zdołał zgubić wszystkich siedzących mu na ogonie i eksplodował znikając z ekranu taktycznego. Dwa pozostałe po wykonaniu szerokiego łuku zgodnie z przyjętą procedurą mającą na celu zajęcie optymalnej pozycji do strzału otworzyły ogień odpalając pociski Sidewinder. W ślad za Buranami szło łącznie 12 rakiet, co pozwalało mieć nadzieję, iż uda się je wyeliminować. Behemot otworzył ogień zaporowy, a kąt pod którym strzelał sprawił, iż salwy zapłonęły żywym płomieniem gdy wchodziły w atmosferę. Kamera nie była w stanie przetworzyć ilości wydarzeń obserwowanych nad Aresem. Jednocześnie wróg strzelił pakietami energetycznymi, usiłując zmylić rakiety, które namierzyły już emisję silników promów desantowych. Matematyka zaczęła zaliczać opóźnienia, ekstrapolując tory balistyczne wszystkiego co w ciągu ostatnich kilkudziesięciu sekund znalazło się w wycinku przestrzeni nad czerwoną planetą.

Dzwonek telefonu stał się mocno natarczywy, więc Arciniegas postanowiła przestać go ignorować jak czyniła to przez ostatnią minutę. Migały przyciski z pomieszczenia eniaka i maszynowni, wybrała rozmowę z Gellertem. Przeklęła w myślach projektanta tego statku, który nie przewidział na mostku stanowiska dla oficera wykonawczego, XO takiego jak Sikorsky, mogącego zająć się komunikacją i przekazywaniem rozkazów. Najwyraźniej wyobraźnia architekta projektu była nikła, bowiem nie wziął także pod uwagę, iż „Von Braun” wplącze się w walkę z przeważającymi siłami wroga. Cel istnienia tego okrętu był jasny, dokonać z ukrycia rozpoznania, w celu wzbudzenia zamieszania oddać kilka strzałów, a następnie uciec.

- Odzyskaliśmy zdolność wykonania rzutu – poinformował ją mechanik. – Sugeruję z niej skorzystać, bowiem za chwilę nie będę już miał jak przekierowywać zasilania. Odciąłem połowę pokładów, żeby umożliwić wam strzelania rakietami i naładowanie wiązki, ale poszło nam kilka przetworników. Za chwilę nie będziemy mieli jak im oddać.

- I tak nie mamy.

- Możemy wynosić się na wyliczoną uprzednio pozycję, Everett ma gotowe koordynaty.

Zapewne to chciał jej powiedzieć, usiłując się połączyć.

- Nie ma takiej opcji. Będziemy skakać lokalnie - miała zamiar powtórzyć manewr wykorzystany uprzednio przez Christiansena podczas starcia z "Czerwonym Październikiem".

- Nie zaleca tego.

- Co takiego?

- Mówi coś o zakrzywieniu światła w soczewkowaniu grawitacyjnym. Proszę spytać osobiście.

- Nie mam teraz czasu. W takim razie proszę przygotować się na uderzenie – powiedziała i odrzuciła słuchawkę.

Sytuacja stała się jeszcze bardziej nieciekawa. Wróg wystrzelił kolejne salwy na cel biorąc dwa Bellerefonty, które mknęły za Buranami. W porozumieniu z Pegazem wybrały strategię zniszczenia promów przy stratach własnych i wchodziły w atmosferę by siąść promom na ogonie. Wszystko miało rozstrzygnąć się w ciągu kilku sekund.

- Koniec pakietów energetycznych – uprzedziła Triptree. – Za chwilę…

Nie zdążyła skończyć gdy rzuciło nimi w przeciążeniu kilku g, a ze ścian posypały się iskry. Ekrany odczytu poziomów energetycznych i oscyloskop zgasły i już się nie uruchomiły, a jej zakręciło się w głowie, gdy poczuła jak wirują, a trafiony „Von Braun” nie jest w stanie skompensować przeciążenia i wyrzucenia z dotychczasowego kursu. Do jej uszu dotarł dźwięk eksplozji, który rozszedł się po pokładzie statku. Momentalnie poczuła swąd palonej wiązki kabli, po czym powróciło normalne ciążenie. Udało się jej skupić na ekranie taktycznym, gdzie zauważyła mknące w ich kierunku kolejne dwie rakiety. I to już koniec, pomyślała, szkoda że skurwysyna nawet nie ugryźliśmy. Zamknęła oczy czekając na kolejną eksplozję, lecz ta nie nastąpiła. Z niedowierzaniem popatrzyła na ekran.

- Żyjemy? – spytała.

- Minęły nas – powiedziała Triptree, ocierając krew widoczną na jej twarzy. – Naprowadzane radarowo, zgubiły namiar w tej kaszance, Hagen wyłączył nasze silniki w chwili trafienia, chyba nie mogą złapać namiaru wśród tych wszystkich pakietów i opiłków.

Przynajmniej w tym zakresie projektant statku dobrze się spisał, dziwna konstrukcja statku sprawiała, że był niewidzialny dla radaru. Odetchnęła głęboko przyglądając się drgającej siatce taktycznej.

- Dobra robota Hagen – powiedziała. Zauważyła, że krwawi z rozcięcia na czole, ale nie mogła teraz się nad tym skupiać. – Jak nasza sytuacja?

- Wirujemy wokół własnej osi, trajektoria wynosi nas ponad Behemota – powiedział, a matematyka przekazała wyliczoną trajektorię prowadzącą wzdłuż burty Progressa, zabierającą ich na ponad 200 mil.

- Wpakowali nam dwie rakiety Ch – poinformowała Triptree. – Mamy całkowicie zniszczony pancerz ablacyjny na długości bakburty, poszły wszystkie wyrzutnie dronów…

- … i tak nie mamy już żadnych.

- Nie wystrzelimy niczego z tamtej strony w ich kierunku, nie mamy jednego z bocznych silników manewrowych, będziemy mieli problem z korekcją kursu…

- Da się skompensować – wtrącił Hagen znad swojego panelu.

- O dziwo nie ucieka nam powietrze, brak zasilania na śródpokładzie, wywaliło coś w maszynowni – odczytywała dalej Triptree.

- Mamy go! – zawołał Mellier.

Dwie rakiety minęły zaporę ogniową i trafiły w silniki Burana, który wybuchł w atmosferze. Pozostały trzy sygnały z transpondera, których tropem szło jeszcze kilka rakiet, resztę wyeliminowano lub padła im elektronika po przejściu przez zjonizowany obszar. Wrogowi udało się także trafić jeden z Bellerefontów, który nie zdołał uniknąć wybuchających na trasie lotu rakiet impulsowych i wyłączył się trafiwszy na impuls elektromagnetyczny. Drugi dron mknął jednak uparcie do celu, matematyka jakimś cudem dokonywała wyboru właściwych procedur, pozwalając mu uniknąć kolejnych ścigających go rakiet. Tym razem  z Progressa strzelano już wyłącznie Striełami, a po chwili wyrzutnie zamilkły. Najwyraźniej po wystrzeleniu setki rakiet rozładowano wreszcie zapas bojowy, bo wątpiła aby tamtym skończyły się zapasy amunicji. Po chwili okazało się, jak próżne nadzieje żywiła, wróg nie zamierzał dać im chwili oddechu.

- Impulsowe! – zawołał Mellier. Nie mogąc namierzyć „Von Brauna” w miejsce ostatniego znanego miejsca pobytu odpalono cztery rakiety.

- Hagen, w kierunku Behemota, przygotuj się do zwrotu pod ciasnym kątem i odejścia na dopalaczach na mój sygnał – poleciła.

- Czy mogę zasugerować rozważenie wykonania rzutu fotonowego? –zapytała Triptree.

- Sugestia odrzucona.. Mellier, podchodzimy na 100 mil i odpalamy Cruise, a następnie spieprzamy na konwencjonalnych. Ustaw matematykę na eksplozję w momencie dostania się pod ostrzał ich działek.

- Może nas objąć detonacja – uprzedził.

- No to musimy szybko uciekać – odparła. Na panelu dostała informację o załadowaniu wiązki energetycznej, sprawdziła więc możliwe cele. Trzy Burany weszły już głęboko w atmosferę, rakiety płonęły po wejściu pod zbyt ciasnym kątem i zbyt wielką prędkością, pozostał już jedynie Bellerefont namierzający ostatni prom.

- Mellier, promieniem w prom numer dwa, Hagen po oddaniu strzału zmień kurs! – poleciła.

Chwilę później ujrzała jak wiązka wyładowuje się w odległości kilkudziesięciu mil od Burana. Zaklęła.

- Zbyt duże rozproszenie atmosferyczne – powiedział Mellier. – Nie uwzględniłem dyfrakcji…

- Uwzględnij następnym razem!

- Niczego już nie uwzględnię, działko nie jest w stanie wyrzucić prętu, rozgrzał się za bardzo i utknął. To koniec strzelania energią.

Świetnie, słynne promienie śmierci właśnie zawiodły po raz kolejny.

- Możemy ostrzec Gowa? – zapytała.

- Niczego nie możemy – odpowiedziała Triptree. – Nie mamy nawet łączności z Pegazem.

- Za chwilę stracę możliwości ucieczki – uprzedził Hagen wykonujący gwałtowne zwroty. – Znowu odpalili w naszym kierunku Ch!

Dźwięk poinformował ją o uzbrojeniu pocisku nuklearnego. Przyjrzała się sytuacji w atmosferze, gdzie nie mogła wiele już zdziałać. Bellerefont walczył do końca, nawet gdy zawiodły wystrzeliwane przez niego rakiety, które zgubiły ślad energetyczny i spłonęły w atmosferze, przestając działać w zjonizowanym obszarze. Matematyka stwierdziwszy, że za chwilę wszystko zawiedzie wyliczyła kurs przechwytujący i odpaliła dopalacze. Dron po chwili zmienił się w kulę ognia, mknącą w kierunku celu bez możliwości zmiany swej trajektorii, nawet po tym gdy przestała działać jego elektronika. Tego pocisku nie dało się zmylić wystrzelonymi pakietami, a pilot Burana nie zmienił kursu i Bellerofont wbił się wprost w niego powodując eksplozję. Pozostały dwa promy, które schodziły ostrym kursem wprost nad Cydonia Mensae, kierując się wprost ku Krasnajej Zwiezdzie. Gow będzie miał za kilkanaście minut na głowie pół setki wrogiego wojska.

- Pegaz poderwał Harpie – zauważyła Triptree.

Dobre i to, choć wątpiła, aby nie mogące utrzymać się w powietrzu drony były w stanie powstrzymać mknące szybko Burany. Ona na „Lincolnie” nie dałaby Harpiom szansy.

- Odpalają w nas kierunkowe – zawołał Hagen. – Muszę się zabierać! – za pięć sekund jeśli nie zmienią kursu zostaliby zmiecieni z nieba.

- Odpalaj Tomahawka i wynosimy się stąd! – prawie krzyknęła, a Mellier wystrzelił pocisk Cruise. Torpeda poszła ze spodu „Von Brauna”, gdzie znajdowała się wyrzutnia przenoszonego przez nich taktycznego pocisku jądrowego do zwalczania wrogich okrętów. Jedynego, a fakt iż go posiadali mocno ją cieszył, bowiem czuła tu rękę Aldrina. O ile się zorientowała pocisk załadowano tuż przed marsjańską misją.

Tomahawk pomknął prosto do celu, uzbrajając się w sekundę po opuszczeniu luku, a „Von Braun” umykał kursem odejścia z prędkością jaka była niewystarczająca do ucieczki przed rakietami K-17M, które właśnie zaczęły wybuchać. Nagle stracili sterowność, kompensację znowu trafił szlag, zaczęło nim rzucać, a Hagen miał problem by utrzymać tor lotu. Tomahawk przetrwał falę eksplozji i leciał wprost w stronę celu, jednak dwie sekundy od wystrzelenia napotkał godnego przeciwnika.

- Skurwysyny! Odpalili Saber! - wrzasnął Mellier. Z Behemota również wystrzelono torpedę nuklearną, która uzbroiła się chwilę po starcie. Pocisk SS-22 najgorszego typu, z głowicą nie mniejszą niż 250 kiloton, pomknął wprost w stronę ostatniego znanego miejsca pobytu „Von Brauna”. Arciniegas nie miała pojęcia, czy dowódca Progressa uzbrajał pocisk od chwili przybycia na orbitę Marsa, czy też wystrzelił go nieuzbrojonego w momencie odpalenia Tomahawka. Musiała przyznać, że decyzje podejmował niezwykle szybko, w obliczu trafienia pociskiem jądrowym nie pozostał dłużny. Wiedząc że znalazł się w obliczu zagrożenia postanowił zadbać o to, aby przeciwnik nie uszedł cało.

Nie sądziła jednak, że będzie miała tyle szczęścia. W trzeciej sekundzie strzelały już działka NR kładąc zasłonę ogniową, a Progress odpalił rakiety kierunkowe z krótkim czasem detonacji. Pociski wystrzelone z NR po chwili doścignęły rakietę Saber i wyprzedziły ją. Jedna z salw trafiła Tomahawk będący pięćdziesiąt pięć mil od swojego celu.

Głowica W-80 otrzymała natychmiast sygnał od procedury sterującej i zainicjowała reakcję, powodując eksplozję taktycznego ładunku o sile 150 kiloton. Weszła w reakcję łańcuchową z nadlatującym w przeciwnym kierunku pociskiem Saber, który także momentalnie wybuchł. Chwilę później wszystko w promieniu 15 mil zostało momentalnie zniszczone. Rakiety i pociski przestały istnieć. Fala uderzeniowa pomknęła w kierunku obu statków, wraz z rozchodzącą się falą cieplną, niosąc ze sobą śmierć w postaci impulsu elektromagnetycznego, a przestrzeń zniknęła w robłysku jasnego światła, którego nic nie mogło przetrwać.

Rozdział 18 >> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz