28.
Świat Satyi Nayady przestał istnieć, najpierw
przegrodzony szklaną barierą, przez którą nie mogła się przebić i niczego
zrobić, buntując się przeciw temu co się działo, zdradzona przez własne ciało,
nie mogąc zrobić niczego, ani też odezwać się. Wydano jej polecenia, a ona
musiała się do nich dostosować. A potem bariera została rozbita, a ona
wyzwolona, zalały ją miliony wspomnień, których nie znała, nie pamiętała,
przypomniała sobie wszystko i to ją przerosło.
Broń wypadła jej z ręki na podłogę, a ona przestała
cokolwiek rozumieć. Ktoś ją szturchnął,
popchnął, lecz nie była w stanie się przeciwstawić, tylko upaść na ziemię,
zmagając się z własną pamięcią, nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Na pewnym
poziomie nadal rejestrowała otaczającą ją rzeczywistość, lecz nie potrafiła
zrobić już niczego, gdy wszystko to niej wracało. Budzyńska krzyczała, że nie
ma z tym nic wspólnego, nie wie co się stało, lecz jej baza danych straciła
nagle obiekty, sieci relacji wzajemnych pękły i nie utworzyły się na nowo.
Satya leżała na podłodze promu, jej wzrok był pusty.
Stała nad nią Deveraux gotowa do niej strzelić, lecz nie czuła takiej potrzeby.
Miała przed sobą kogoś pozbawionego kontaktu z otoczeniem. Gdy pchnęła Nayadę,
ta pozostała w tej pozycji, nie zwracając uwagi, iż leje się na nią krew agenta
Coertzee, która trysnęła przez podniesioną osłonę hełmu. Zginął na miejscu, nie
mając szansy odezwać się słowem. Doskonale zrozumiał, jaki rozkaz wydała Satyi
Budzyńska, używając słów kodowych. Satya na pewnym poziomie wszystko pamiętała.
- Co jej zrobiliście? – krzyknął Kowalski. Przykładał
broń do głowy Budzyńskiej.
- My? Absolutnie nic, to wszystko wasza robota! Nie
miałam pojęcia, że go zabije!
Ktoś ją szarpał i popychał, lecz jej już nie było.
Przestała właśnie istnieć wraz ze swoją osobowością pogrążając się w mroku.
- Ona nie reaguje na bodźce – mówiła Vasquez. – Oczy
nie podążają za światłem.
- I dobrze jej tak, pieprzona zdrajczyni! –
komentował Baumannn.
- Co ty jej zrobiłaś?
- Nic. To wasze służby, to CIA ją zaprogramowało, od
dziecka kodując jej określone zachowania – mówiła Budzyńska, której Kowalski
wciąż przyciskał broń do głowy. – Macie taki program, kiedyś nazywał się MK-Ultra,
teraz nazywa się zapewne inaczej, odnieśliście wspaniałe sukcesy w kodowaniu
behawioralnym. W końcu jedyny agent, którego nie można wykryć, to agent
nieświadomy, nieprawdaż? Zakodowano jej wzorce zachowań, słowa klucze,
następnie zlecano zadania, po ich wykonaniu kasując je z pamięci. My ją po
prostu przejęliśmy kodując jako podwójną agentkę!
- Co?
- Nikt nie wiedział, że jest naszą agentką, nawet ona
– powiedziała Budzyńska. - Nie wiem kto z waszych wpadł na pomysł, by umieścić
ją na pokładzie, mieliśmy już zaawansowaną operację przejęcia „Von Brauna”. Gdy
dowiedzieliśmy się, że będzie na pokładzie, a wraz z nią agent CIA, wysłany po
to, by ją nadzorować, nie mogliśmy zmienić już planu. Podjęliśmy jedynie działania
na wypadek, gdyby coś nie wyszło i ją zakodowaliśmy, ale nie wiem jak udało wam
się przeżyć!
- Kurwa! Zabijmy ją, Kowalski!
- Co ty pieprzysz! - zawołał kapral do Budzyńskiej. -
To ona nas ocaliła, gdy „Von Braun” stracił zasilanie!
- Sprzeczne priorytety, to zawsze był problem w
przypadku przejmowania takich agentów. Nie wiem co się jej stało.
- Chętnie bym zapytał, ale nie jestem w stanie –
wycedził Kowalski, wskazując na Satyę.
- Nie mam z tym nic wspólnego, operacja „Von Braun”
nie była moja. Informacje na jej temat otrzymałam tuż przed wyruszeniem do
Krasnajej Zwiezdy, gdy okazało się, że się tam pojawiliście…
Mówili coś jeszcze i krzyczeli, lecz Satyi było to
obojętne. Pamiętała wszystko, począwszy od dzieciństwa, gdy ich dom odwiedzali
ci dziwni mężczyźni, aż po dzień gdy zabrano ją do ośrodka, gdy jej ojca
aresztowano za zdradę. Nagle wróciły sesje, treningi, zadawany jej ból i
przyznawane przyjemności, pierwsze zadania, jeszcze w szkole i później. Jej
związki. Te o których pamiętała, nie trzech a czterech mężczyzn, czwartego z
którym polecono się jej związać po śmierci Tomasza, starego wykładowcę
podejrzewanego o hippisowskie sympatie, z którym musiała chodzić do łóżka i
raportować jego poglądy. Pamiętała wskazywanie kolejnych studentów, prowokowanie
ich na polecenie prowadzących agentów, których oskarżano na tej podstawie o
zdradę i aresztowano. Pamiętała inne zadania, podrzucanie narkotyków, to co
polecano jej robić z kobietami. I wreszcie innych ludzi, którzy pojawili się
pewnego dnia, mówiąc o przodującym ustroju, dla których zdobywała inne
informacje, wszyscy kasujący jej umysł jak procedurę w eniaku. Zmieniający krok po kroku jej matematykę.
Coertzee, jej osobisty nadzorujący na ISS, da jej
zadanie pilnowania Shelbyego, ustalenia co tamten knuje, w jaką grę wciąga NASW
Satyę, co jest właściwie celem misji. Odwiedza ją tamtej nocy na ISS, koduje
ją, zlecając zadania. Pamięta jak na ISS pierwszy napotkany oficer podał jej
sekwencję, a gdy szli do jej kajuty uprzedził, że ma reagować na wywołanie
sekwencją ruchów, której użyła potem Budzyńska. Powiedział, że ma ukryć swą
tożsamość i zapomnieć całkowicie o wszystkim, tak długo jak nie zostanie
zagrożona i zdemaskowana.
Lecz została zdemaskowana, a wówczas jej kodowanie
gwałtownie się uruchomiło. Pamięta jak stoi i rozmawia z Shelbym, który znowu
ją przepytuje. I zaczyna się zastanawiać nad jej zmieniającym się charakterem,
nad faktem, że nie panikuje, wcześniej zaś była pełna nerwów. Pyta czy słyszała
o programie CIA, który pozwala wpływać podprogowo na innych, a oni o tym nie
wiedzą. Podejrzewa Coertzeego, zaczyna rozumieć jego grę. Zadaje jedno pytanie
za dużo, bez zastanowienia, zauważa, że ktoś taki może, nawet nie wiedzieć, że…
Więcej nic już nie mówi. Satya wyłącza zawór i zatrzaskuje go w środku, zajmuje
jej to 20 sekund i wraca na swe miejsce i pracując dalej wraz z Everettem,
zapominając natychmiast o tym co uczyniła.
Wszystko wraca, gdy Budzyńska ją uwalnia. To co
kazano jej robić, to jak wykorzystali ją Coertzee i jemu podobni, co jej uczynili
i do czego przez te lata zmusili. To oni wzięli jej bazę relacyjną i
wykorzystali w swej wojnie, a ją zmienili w broń. Wszystko to spływa na nią w
ułamku sekundy i po raz pierwszy w życiu jest wolna, może podjąć decyzję jakiej
nie podjęła w swoim życiu. Strzela Coertzeemu w głowę, człowiekowi, który jest
jednym z tych, którzy jej to uczynili. I jednocześnie zabija sama siebie, nie
radzi sobie z falą wspomnień, jej umysł zapada się do środka.
Lecz pamięta jeszcze jedno. Ciemną istotę o płonących
oczach, która prosi o jej pomoc. O ratunek, bowiem to co nadchodzi, jest
przerażające. Wie, że ta istota jest po jej stronie, chce jej pomóc,
powstrzymuje energię „Von Brauna” przed całkowitym wygaszeniem podczas rzutu
fotonowego i ocala ich wszystkich, choć sporo to ją kosztuje. Rozmawiały o tym,
gdy ją ujrzała. Lecz więcej nie pamięta, prócz tego, jak bardzo Zjawa Cienia lęka
się tego, co się zbliża, bo wie co się wydarzy i usiłuje to powtrzymać, lecz
nie może, bo wszystko już od dawna nie zależy od niej. Ocal nas. To jej słowa. Satya
nie powtórzy ich nikomu, bowiem nie jest w stanie utworzyć z nikim w sieć
relacji. Z jej ust cieknie ślina.
- Co jej się stało? – zapytał Walter patrząc w lufę
karabinu Baumannna. – Nie podejrzewałem, że jest po twojej stronie.
- Ona również – powiedziała Budzyńska. Kowalski nagle
ją szarpnął.
- Przestań gadać! – krzyknął. – Powinienem cię zabić
tu i teraz!
- Ale nie zrobisz tego – stwierdziła, nie odwracając
wzroku. – Jestem twoim zyskiem z tej misji i wartością dodaną. Masz oficera GRU
z bezcenną wiedzą, a przede wszystkim coś więcej niż suche dane, które
chcieliście zdobyć. Masz kogoś, kto należał do zespołu badającego Mrok.
- Co badającego?
- Ciemną Materię. Masz także kogoś kto jej dotknął i
kogo zona wypuściła.
- Zabijmy tę dwójkę, Kowalski – poradził Baumannn. –
Kto wie, czy nie mają jakiejś bomby, żeby wysadzić nas na „Von Braunie”.
- Zabijcie nas, a bomba wybuchnie wcześniej –
powiedziała Budzyńska.
- Nie mogę ci wierzyć – warknął Kowalski.
- Nie możesz. Więc zastanów się, czy zabiłabym swoich
ludzi, gdybym chciała po prostu wysadzić wasz statek. Rusz głową i niech twoje
uczucia z powodu tego co spotkało Satyę Nayadę nie rzucają na nie cienia. To
nie ja jej to zrobiłam tylko twój Sojusz Wolnych Narodów uczynił z niej
marionetkę. Wasze społeczeństwo pełne jest takich osób, FBI dzięki nim
kontroluje tę waszą śmieszną demokrację.
Spoglądał w jej zielone oczy, po czym poluźnił uchwyt
i pchnął ją na powrót na siedzenie. Obok marines odciągali ciała dwóch Rosjan
potwierdziwszy ich śmierć. Wszystkie strzały były śmiertelne celne, wykonane z
przyłożenia, których nie miały szansy zatrzymać żadne osłony ani kamizelki.
Proste i szybkie chirurgiczne cięcia i trafienia w serce.
- Na waszym miejscu zastanowiłabym się nad tym
strzałem – powiedziała wprost do wymierzonej w nią lufy. – Jeśli chcecie mieć
oczywiście szpiega, który będzie mówił i wyjawi całą swą siatkę wraz ze
stopniem infiltracji CIA.
Patrzył na nią, a ona nie wyglądała na przestraszoną,
rozważywszy za i przeciw, zyski i straty.
- Zdradzasz swoich – powiedział w końcu. – Nasz
wywiad nie wypuści cię z rąk. Nie sądź, że obejdą się z tobą jak z jajkiem.
- Nikogo nie zdradzam – odparła. – Dzieją się rzeczy,
o których nie masz pojęcia. Poradzę sobie.
- Chętnie by nas zabili – zauważył Walter.
- Dziwisz się? Jesteśmy ich wrogami. To imperialiści
– odparła. – Czują do nas to samo co ty do Polaków.
- Zamknijcie się i nie próbujcie gadać! – zażądał
Kowalski.
- Kapralu, przypominam, że ciągle jeszcze mam do
wprowadzenia pewne kody i nie możecie mnie do tego zmusić, więc chwilowo
jesteście zależni jeszcze od tego kaprysu – powiedziała. – Więc na razie
pozwólcie, że dokończę tę rozmowę, albo po prostu zwyczajnie się odpierdolcie –
jej oczy błysnęły wyzwaniem.
Walter obserwował całą tę sytuację, czując panujące
napięcie. Patrzył na podłogę, gdzie leżała Satya Nayada sprowadzona wyłącznie
do podstawowych funkcji życiowych, oddychająca szybko, nie reagująca na żadne
próby kontaktu. Vasquez pochylała się nad nią, lecz nie była w stanie niczego
uczynić.
- Co z nami zrobią? – zapytał Walter, podnosząc
wzrok.
- Wrzucą do cel i przesłuchają przy użyciu rozmaitych
metod – powiedziała Swietłana. – Od ciebie dowiedzą się wszystkiego, nie umiesz
niczego ukryć, lecz nie wiem czy w to uwierzą. Nawet tym tutaj trudno było
uwierzyć, że zona przerzuciła nas na Ziemię, do bazy maoistów. Aspekty, stożki
i wreszcie sam Kompleks nie będą dla nich czymś prawdziwym.
- Nie znają zony.
- Poznają – powiedziała z błyskiem w oku.
- Co masz na myśli?
- Maoiści to teraz jaźń kolektywna – powiedziała. –
Jak sądzisz co teraz sądzą? Jeśli wszystko się powiodło, ich baza zajmująca się
eksperymentowaniem z Mrokiem i zmiennymi została zniszczona, przez oddział
Sojuszu i Związku. Wniosek może być tylko jeden, ich wrogowie się zjednoczyli.
Sojusz spotka teraz coś więcej, niż tylko proste anomalie grawitacyjne i walki
w Australii, zaczną się zmagać z całą potęgą tego, o czym nie mieli pojęcia.
Wkrótce zmierzą się ze zmiennymi i tworami, zaadaptowanymi do ich taktyki
walki. Maoiści w jakiś sposób zdobyli część mocy zony i ją zaczynają nad nią
panować.
– Mówiłem wam już wtedy, to jest zagrożenie, które
wszyscy muszą pokonać – zauważył.
- Zona rośnie w siłę – przyznała. – W tym
rzeczywiście się nie pomyliłeś. Dzieją się rzeczy, o których nie mamy pojęcia.
Cokolwiek tam jest, jest już na nas gotowe. Gdzie ona cię zabrała? – zmieniła
nieco temat.
- Kto?
- Ciemna Pani.
- Do jednego z aspektów – odpowiedział. – Z mojej
perspektywy to wszystko wydarzyło się cztery dni temu.
- Po co?
- Nie mam pojęcia – powiedział. – Znowu powiedziała
te same słowa… O tym, co nadchodzi… Znowu spotkałem tam Barię. I generała.
- Spotkałeś generała Mrok? – jej oczy się
rozszerzyły.
- To szaleniec – powiedział. – On chce tej mocy dla
siebie. Zastawił pułapkę na Ciemną Panią. Nie wiem czy jej nie zabił – opowiedział jej o tym, co ją
spotkało.
- Nie wiem w co gra generał – powiedziała po chwili.
– Muszę nad tym pomyśleć… ale jestem pewna jednego, Walter. To jeszcze nie
koniec. Również dla nas.
- To znaczy?
- Cokolwiek się dzieje, zona się o ciebie upomni.
Jesteś częścią tego wszystkiego – wstała. – I nie zostawi cię byś zgnił w
jakiejś celi w kosmosie.
- Zona?
- Ta z ciemną twarzą i o płonących oczach.
- Zawsze chciałem zobaczyć kosmos.
- Więc dopilnujmy, aby nic ci tego nie uniemożliwiło.
Mam jeszcze pół minuty by nie dopuścić do wybuchu Burana, a imperialiści zaczynają
się już denerwować.
Dwie godziny później zakończyli dokowanie do „Von
Brauna”, który znajdował się daleko od marsjańskiej atmosfery. Statek trzymał
się setki mil od miejsca, w którym go pozostawili, gdzie jak planowali, kilka
godzin temu miał na nich czekać. Szalała tam teraz burza jonowa, obszar
zakłóceń uniemożliwiających funkcjonowanie jakiemukolwiek urządzeniu Sojuszu,
pełna pozostałości po zaciekłej bitwie, jaką tu stoczono. Jej ślady widoczne
były doskonale na poszyciu „Von Brauna”, a Jones nie potrafił odebrać sobie
przyjemności patrzenia na kosmos przez pancerne szyby Burana, wspomagając się
oczami podczas dokowania ciężkim i nieruchawym promem. Okręt Sojuszu miał
rozerwane poszycie, w jego burcie ziała wyrwa, a nawigator nie mógł się nadziwić,
jak udało się mu przetrwać. Wreszcie kołnierz desantowy trafił w zaczepy i prom
połączył się z uszkodzonym statkiem, a on mógł odetchnąć i przestać spoglądać
wprost w dziury oraz wyrwy w kadłubie. Dokowanie przebiegło udanie, na
szczęście ten aspekt techniki był wspólny dla Sojuszu i Związku. Wyłączał po
kolei urządzenia, spoglądając z niepokojem na telemetrię. Do przybycia wrogich
Wostoków i Woschodów pozostały minuty.
Gdy wreszcie otworzyła się śluza, odetchnęli z ulgą
ciężkim powietrzem, wkraczając na pokład opuszczony nie tak dawno temu.
Arciniegas już na nich czekała, trzymając w ręku pistolet, a obok niej stał
Mellier z karabinem gotowym do strzału, za ich plecami krył się Everett.
- Mówiłem, że to nie pułapka – powiedział.
- Jeszcze nie zdecydowałam, czy kogoś nie zabiję –
poinformowała upojona zwycięstwem dowódca statku. – Co z „Lincolnem” Jones?
- Przepraszam, że straciłem twój statek, Arci –
powiedział mijając marines i ich jeńców, wchodząc na pokład. – Ale w zamian
przywiozłem najnowszy model Burana.
- Gówno mnie to obchodzi – powiedziała. – To już nie
mój statek, straciłeś swój prom.
- Co takiego?
- Gdzie pozostali? – zapytała wpatrując się w grupę.
- Nie wrócą, pani porucznik – poinformował Kowalski.
- Kapitan – poprawił Mellier.
- Co? – zapytał Scobee.
- Połączyliśmy się wreszcie z Hermesem – powiedział
Mellier. – Kiedy was nie było „Von Braun” zestrzelił im krążownik. Właśnie
przyszły rozkazy. Porucznik Arciniegas przywrócono stopień komandora.
Zatwierdzono też objęcie przez nią dowództwa nad „Von Braunem”
- Aldrin działa nieco na wyrost – skomentowała
komandor Arciniegas, kapitan statku Sojuszu Wolnych Narodów, USS „Von Braun”,
myśląc, iż nawet nie wie, czy przywożona przez nich amunicja jest wystarczająco
potężna, by uzasadniać ten rozkaz. Lista zostawiona przez Sikorskiego nie była
kompletna, wypisał jedynie osoby, która miał okazję poznać. Admirał miał jednak
jaja, skoro podjął takie działania, nie czekając na pełen raport. Przysunęła
się bliżej spoglądając na wyprowadzaną ze statku Satyę – Co jej jest?
- Katatonia – powiedział Kowalski. – Chyba.
- A ta dwójka? Co robi na moim statku?
- Jesteśmy celem waszej misji – powiedziała Budzyńska
zdejmując hełm, patrząc nad jej ramieniem, w kierunku Everetta. – Jesteśmy
wiedzą o Ciemnych Materiach.
- Nie wiem kim jesteście, ale na pokładzie będziecie
w kajdankach – warknęła Arciniegas. – Najpierw musicie mnie przekonać, że nie
powinnam wyrzucać was przez śluzę.
- Pani kapitan… - usiłował wtrącić Everett.
- Ty jesteś Arciniegas? – Budzyńska patrzyła jej
prosto w oczy. – Nie wiem jak udało ci się zestrzelić „Korolowa”, ale wiele
osób straci z tego powodu życie. Ten okręt miał być niezniszczalny i wygrać
wojnę w kosmosie dla Związku. Najpierw Antarktyda, teraz to. Admirał
Tiereszkowa nie daruje ci tego. Każdy kapitan Kosmfloty będzie cię chciał
dopaść.
- Niech przyjdą – brzmiała krótka odpowiedź.
Everett przecisnął się do przodu. Usiłował uzyskać od
Satyi jakąś odpowiedź, ale tamta nie reagowała. Jej oczy pozostawały martwe.
- Co się działo na dole? – zapytał patrząc na
marines. – Straciliśmy przesył danych…
- Czas się kompletnie popieprzył. I inne rzeczy –
rzekł sucho Kowalski. - Nie wiem gdzie byliśmy. Może w Hindukuszu. Uważajcie na
nią, odpaliła tam bombę atomową.
- Co takiego?
- Proszę jej zapytać – powiedział. – Ona jest tym co przywieźliśmy.
Oby była tego wszystkiego warta – wskazał głową Budzyńską, po czym ruszył w
głąb statku. Marzył aby zostawić to wszystko za sobą, a po przybyciu na ISS
upić się i zapomnieć. Wiedział, że wszystko wróci jeszcze ze zdwojoną siłą,
łącznie ze śmiercią towarzyszy, nie tylko z powodu czekającego go pisania
raportów i składania wyjaśnień.
Arciniegas wpatrywała się wrogo w Budzyńską oraz
Waltera.
- Zapytam tylko raz. Co się wydarzyło na dole i z
jakiego powodu nie widzę tu majora Gow?
- Mieliście pecha imperialiści – odpowiedziała
Budzyńska. – Wpakowaliście się w sam środek nieznanego. Wasza wojna właśnie
wkroczyła w nową fazę.
- Lepiej przestań mówić zagadkami – warknęła
Arciniegas. – Kim jesteście?
- To nieco skomplikowane.
- Komplikacje nie mają miejsca na moim statku.
- Przyjmijmy więc, że jestem major Swietłana
Budzyńska. Do niedawna członek specjalnej grupy w GRU odpowiedzialnej za
zajmowanie się wszystkim związanym z zoną…
tym co wy nazywacie anomaliami i strefami rażenia. Wraz ze mną jest młodszy
lejtnant Karol Walter. Niegdyś zwiadowca Drugiej Armii Ludowego Wojska
Polskiego. Tyle na początek.
- Prędzej czy później powiecie wszystko. Mamy całkiem
niezłych specjalistów od przesłuchań – powiedziała Arciniegas. Ta kobieta
zupełnie się jej nie podobała. W jej oczach nie widać było strachu.
- Zapewniam was, że ja im wiele nie powiem. A to co
powie im lejtnant Walter może ich mocno zdziwić. Nie wiem czy nawet doktor
Everett w to uwierzy.
- Co się dzieje na dole? – zapytał Everett. – Tam
rozrasta się anomalia…
Budzyńska spoważniała.
- Przylecieliście w bardzo niewłaściwym momencie.
Naukowcom z Krasnajej Zwiezdy udało się wreszcie w praktyce wygenerować mikro
efekt zony. A wówczas stało się coś czego nikt nie przewidział, wynurzyły się z
niej twory, choć nie powinno ich tam być, dopóki wskutek adaptacji gatunkowej
nie przystosują się miejscowe gatunki. Z bazą stracono łączność, więc posłano
do niej wojsko z pozostałych baz, aby ją odbić. Lecz wówczas na orbicie Marsa
pojawiły się drony NASW, a coś niewidzialnego dla radaru przypuściło atak
atomowy. Sojusz i Maoiści działający ramię w ramię? Nie mogliśmy do tego
dopuścić.
- Kto?
- Maoiści potrafią już nie tylko zaburzać grawitację.
Hodują własne twory, odporne na naszą broń i używają ich przeciw nam. Spytajcie
swoich żołnierzy, którzy znaleźli się w środku tego wszystkiego. Na miejsce
wysłano specnaz, jednak okazało się, że tamci osiągnęli już stadium, gdy nasze
kule nie potrafiły im wiele zrobić. Potrafią także zaginać przestrzeń, gdy
utworzono zonę połączyli z nią swoje własne zmienne przypuszczając na nas atak.
Choć nie do końca potrafili to kontrolować – uśmiechnęła się. – Teraz jestem
pewna, że nie działaliście razem, lecz gwarantuję wam, że Moskwa będzie innego
zdania. Zwłaszcza, że przepadła cała baza i najpotężniejszy statek Kosmfloty. Z
drugiej strony wdowa Qing sądzi teraz, że pracujecie razem z Moskwą. Obawiam
się, że Sojusz czekają ciężkie czasy…
- Hindukusz – powiedział nagle Everett. - Tam tydzień
temu miała miejsce potężna eksplozja jądrowa. Zrównała z ziemią masyw górski.
Co Kowalski mówił o czasie?
Budzyńska zmrużyła oczy.
- Zastanawialiśmy się czemu nagle was zaatakowali
tymi anomaliami. I wygenerowali huragan. Ciekawe. Zona rządzi się swoimi
prawami, może skutek wyprzedził przyczynę?
- Co wy do cholery kombinujecie? – zirytowała się
Arciniegas. – Po co przerzucacie flotę na Ziemię?
- Zapytajcie admirał Tierieszkowej – powiedziała
Budzyńska. - Lot „Von Brauna” zdenerwował wiele osób, gdy ten wasz prom zerwał
rozejm. Może zapragnęła wydać wam bitwę przy użyciu „Korolowa”? Pojawić się
znienacka w przestrzeni ISS i zniszczyć waszą bazę? A potem posłać flotę?
- Musiałaby być popieprzona. Nawet my nie próbujemy
zaatakować w ten sposób Ałmaza – pokręciła głową Arciniegas.
- Już dawno straciliście chęć wygrania wojny –
powiedziała Budzyńska. – Chcecie ją jedynie zakończyć. Żaden z waszych
kapitanów nie chciał się poświęcać, zresztą do czasu „Von Brauna” nie
potrafiliście odskakiwać bezpośrednio po przybyciu na miejsce. Ten wasz
stateczek zmienił losy całej wojny – rozejrzała się. – Ktoś opracował plan jego
przejęcia, wyobraźcie sobie co go teraz spotka, jakim szokiem było dla
wszystkich, gdy nie udało się go złapać na zaplanowanej pozycji z martwą
załogą. A potem pojawił się na orbicie Marsa. Nie było wyjścia, by ocalić
badania i dopaść „Von Brauna”, trzeba było użyć przedwcześnie „Korolowa”.
Mieliśmy tylko kwadrans na zaokrętowanie.
- Co wy tam właściwie badaliście? – wtrącił się
Everett.
- Zonę. I
to, z czym się komunikuje.
- Komunikuje? – jego oczy rozszerzyły się ze
zdziwienia.
- Wy naprawdę nic nie wiecie? – Budzyńska miała
kpiący uśmieszek. – Ze wszystkich zon wydostaje się jakiś sygnał. Spektrum
ciemnej energii, skierowane w głęboki kosmos. Zdaje się, że udało wam się
ukraść nieco danych, które spływały do Krasnajej Zwiezdy ze wszystkich miejsc,
wiecie już chyba dokąd skierowany jest sygnał?
- Do tego co gasi gwiazdy – powiedziała Arciniegas.
- I zmierza w tę stronę. Podejrzewam, że admirał
Tierieszkowa zna już wyniki wyliczeń. Od dwóch lat specjalny zespół sprawdzał
dokąd kieruje się to coś… choć nie porusza się w linii prostej, nie da się
ukryć, że zmierza ku nam. Lecz jeśli z Gwiazdy Barnarda dotrze do Alfy
Centauri, dalej da się już taką linię wyrysować. Wiedzie wprost na Ziemię. Może
Tierieszkowa już o tym wie i chce to powstrzymać? To zmierza wprost na
terytorium Związku.
- Co takiego? - zapytała Arciniegas.
- Nie wiem czy już wiedzą dokładnie gdzie, ale ja się
domyślam – powiedziała Budzyńska. – Czy te wasze eniaki wyliczyły już dokładnie
współrzędne?
- Tak, tuż przed waszym przybyciem na pokład – odparł
Everett. – Do…
- Do miejsca położonego tuż pod Warszawą. Kilka mil
na południe. Zwanego niegdyś Królewską Górą. Mam rację? – zapytała.
- Na południe od Warszawy – przyznał. – Co tam jest?
- Nie mam pojęcia. Już nie. Wiem co było tam niegdyś
– odpowiedziała. Popatrzyła w zamyśleniu na Waltera. – I być może gdzieś wciąż
jest w jakimś nieznanym punkcie czasoprzestrzeni, skoro stożki i płaszczyzny przetrwały. Wiem jedno. To
nadchodzi.
- Co takiego?
- Dowiemy się. Już wkrótce. Nieprawdaż?
- Nie wiem jeszcze ile czasu mamy.
- Ja również. Ale obawiam się, że niewiele.
Rozległ się trzask interkomu i usłyszeli głos
Triptree.
- Kapitanie, powinniśmy się stąd zabierać. Woschody i
Wostok są już prawie w zasięgu odpalenia rakiet, naładowaliśmy generator i
wyliczyliśmy dane rzutu.
Arciniegas podeszła do ściany i zdjęła z niej
słuchawkę.
- Zaraz będę. Wynosimy się stąd – popatrzyła na
zebranych. – Tutaj nic więcej nie zdziałamy. Pora wracać do domu.
Niecałe dwie minuty później przestrzeń wokół „Von Brauna” zaczęła falować, po czym statek zniknął w błysku jasnego światła skacząc ku ISS.
Tu kończą się „Jasne światła”. Dalsza opowieść
poprowadzi na powrót ku Dzikim Polom i Warszawie, gdzie rozegra się „Blask
Ciemności”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz