sobota, 1 listopada 2014

Cthulhu human resources managing

Halloween był dobrym dniem na rozpoczęcie, więc nawet jeśli się zakończył, pozostańmy w tym klimacie. Neil Gaiman popełnił swego czasu opowiadanie "Studium w Szmaragdzie". Tytuł w oczywisty sposób nawiązuje do sławnego opowiadania (czy też raczej książki) sir Arthura Conan Doyle'a, w którym Sherlock Holmes podąża tropem zabójcy pozostawiającym za sobą ślad w postaci napisu "Rache", słowa po niemiecku oznaczającego zemstę. W historii tej słynny detektyw po raz pierwszy spotyka Johna Watsona, zadziwiając go swą sztuką dedukcji, jako "Studium w Różu" zostało to przetrawestowane przez Moffata w sławnym już serialu "Sherlock" z Benedictem "Dr Strangem" Cumberbatchem (notabene warto wyguglać i zobaczyć dwie wersje tego odcinka, by zobaczyć jak ewoluowała koncepcja serialu, bo kręcili go dwa razy). Kończąc dygresję, czytając Gaimana w najlepszym stylu Conan Doyle'a orientujemy się szybko, że jesteśmy w świecie alternatywnym wiktoriańskiej Anglii, w której 700 lat wcześniej coś się stało. A mianowicie Great Old Ones (jakoś mnie ci polscy "Przedwieczni" nieco denerwują) wyleźli i pokonali ludzkość. Protagonista prowadzi śledztwo, w świecie opanowanym przez cthulhopodobnych, opisując je w pierwszej osobie, lecz dociera do nas, że nie jest to John Watson, co prowadzi nas do świetnego zakończenia. Nie będę spoilował, opowiadanie było dawno temu w "Nowej Fantastyce", drukowano je także w zbiorze "Rzeczy ulotne" wydanym przez MAG. Koncepcja świata alternatywnego, w którym Cthulhu opanował ludzkość i wraz z pomiotami robi sobie tu managing zasobami ludzkimi, opisana jest mocno przerażająco. Oczywiście to mało historyczne, ale tworzenie alternatywnych historii nie zawsze polega na wybieraniu punktów w czasie i wprowadzaniu zmian, a zabiegi takie jak Gaimanowski wychodzą dużo lepiej niż w przypadku prób 300 lat konstruowania alternatywnej rzeczywistości krok po kroku jak w rodzaju militarnych potworków w rodzaju "Szturm przez Gruzję". Lepiej to wychodzi, gdy alternatywna rzeczywistość jest umowna, jak u Gaimana i stanowi tylko dekorację. Jeśli komuś spodobał się klimat, to warto sięgnąć jeszcze po Newmana "Anno Dracula", czyli historię wampirów w tejże wiktoriańskiej Anglii. Ale o tym kiedy indziej.
Na zakończenie walniemy obrazek Cumberbatcha. Lepiej nie prowokować Cthulhu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz