W roku 1858 we wsi Antoniów, w
zaborze austriackim, stanęły warsztaty narodowe, w których wybudowano w
tajemnicy potężne machiny, skryte za swymi pancerzami, metalowe statki na
potężnych kołach, zaopatrzone w potężne armaty. Napędzane siłą pary i nafty wskutek
procesu tenardyzacji, zostały wynalezione przez wielkiego wynalazcę Ignacego
Łukasiewicza. W trzech z nich, nazwanych od imion wieszczów narodowych „Adam”, „Juliusz”
i „Zygmunt”, w roku 1863 zaatakowano
twierdzę Iwangorod, przywracając jej nazwę Dęblin. To, co miało być powstaniem
wybuchłym w styczniu, objęło szybko całe Mazowsze i Podlasie. Kraj jest wolny, Królestwo Polskie wyzwolono dzięki potężnym działom i karabinom
Gatlinga. Twardochody strzegą granic państwa, kierowanego przez Naczelnika Romualda
Traugutta. Lecz kilkadziesiąt miesięcy później sytuacja odrodzonego kraju, nie
wygląda dobrze.
Trwają pertraktacje z Sasami, aby
zgodnie z Konstytucją Trzeciego Maja sięgnęli po polską koronę. Kraków wciąż
pozostaje w rękach Austriackich, bowiem w zamian za poparcie sprawy polskiej
przez Cesarza Napoleona i zaszachowanie przezeń Austrii, Traugutt musiał
przystać na respektowanie obecnego kształtu granic, co sprawia, iż oskarżany
jest o zdradę. Prusy wyczekują, Bismarck pragnął rozpętać europejską wojnę i
zjednoczyć Prusy, jednak nie może zaatakować Francji. Papież chce amputowania
gangreny, zbuntowanej córki kościoła, nie posłusznej swemu panu, carowi. Ten
zrobi wszystko, by zetrzeć z mapy zbuntowaną prowincję i uczynić z niej
przykład. Przygotował już własne twardochody i szykuje się na atak do strony
Suwalszczyzny. Polacy mogą przeciwstawić mu jedynie entuzjazm i najnowsze
wynalazki, potężny twardochód „Zawisza Czarny”, wyposażony w pociski
akumulacyjne, w którym na koła nawleczono specjalne pasy, aby ułatwić mu
poruszanie się. Naprzeciw niego stanie jeszcze większa „Imperatrica Katarina”, sporządzona na podstawie planów wykradzionych z Polski.
Na szczęście działa już system telegrafu bez drutu wprowadzony w Polsce przez
Szkota Maxwella, po ulicach krążą lekkochody na czterech kołach napędzanych
parą. Taką sytuację zastaje młody porucznik Starosławski, świeżo po ukończeniu
szkolenia we Francji, którego pierwszym zadaniem będzie znalezienie zdrajcy
sprzedającego Rosjanom najnowsze wynalazki Królestwa.
Witajcie w rzeczywistości „Orła
bielszego niż gołębicy” Konrada T. Lewandowskiego. Pisarz wszystkim doskonale
znany, znany z kontrowersyjnych opinii i wypowiedzi, wyspecjalizował się w
powieści historycznej. Można nie zgadzać się z jego zdaniem, lecz nie sposób
odmówić mu warsztatu, oraz doskonale przeprowadzonego riserczu. W książce
cieszy szereg szczegółów i fakt, jak głęboko jest przemyślana, niektóre zwroty
akcji naprawdę zaskakują. Sytuacja geopolityczna przedstawiona jest bardzo
realnie, nikt nie skacze z radości na wieść o odzyskaniu przez Polskę
niepodległości, zaborcy chętnie pozbyliby się tego problemu, lecz na przeszkodzie
stoją twardochody, a mocarstwa nie chcą pozwolić, aby inne zyskały coś ich
kosztem, Rosja zamierza swój wewnętrzny problem rozwiązać inaczej, nawet jeśli
utopi Królestwo we krwi, a przy okazji zniszczy część swych wojsk. Armią polską
dowodzi generał Emilia Plater, która nie zginęła w Powstaniu Listopadowym.
Pojawiają się także sztyletnicy, jako elitarna formacja. To mało znany epizod
Powstania Styczniowego, a szkoda, bowiem rzecz to jakby żywcem wyjęta z „Assasin’s Creed”. Sztyletnicy wtapiali się
w otoczenie, ich celem było zasianie wśród Rosjan terroru adekwatnego do tego,
jaki władze carskie zastosowały wobec Polaków. To, że walczyć zaczęli głównie
ze zdrajcami to inna sprawa, ale stali się mistrzami kamuflażu, zmieniali
stroje i mundury, nie powtarzali tych samych planów dwa razy. Ich zamachy na
wysokich oficjeli w Warszawie były głośne, a strach Rosjan uzasadniony, w
naszej rzeczywistości zabić mieli ponad 900 osób.
Realność książki sprawia, że nawet dysponując steampunkową maszynerią, Królestwo nie ma szans w starciu z Imperium, o czym bohaterowie wiedzą od początku. Traugutt jest twardym realistą, więc co go czeka. Jednakże w połowie książki, za sprawą chłopca o nazwisku Tesla, odkryte zostaje, iż świat, w którym poruszają się bohaterowie, nie jest jedyny, bowiem jest rzeczywistość alternatywna. Prowadzi nas to do moim zdaniem uproszczonego zakończenia, ale nie zmienia to mojego zdania o książce. Warto. Plastyczność wizji i brak przestojów, sprawia, że pędzimy podczas lektury z prędkością twardochodu. To jedna z bardziej udanych książek Przewodasa i z jednej strony pozostaje szkoda, że wyszła w mało znanej serii „Zwrotnice Historii”. Z drugiej, edytorsko to najlepsze z książek wydawanych na rynku, w twardej oprawie, z wyklejkami, na pięknym papierze, z wkładką w postaci numeru „Tygodnika Illustrowanego” z epoki, opisującego polskie zwycięstwa. Książkę otwierają szpalty złamane w formie francuskiej gazety, gdzie korespondent opisuje atak na Dęblin. Całości dopełniają świetne ilustracje Tomasza Piorunowskiego. NCK wydające serie nie współpracuje z Empikiem i innymi księgarniami, stąd książkę znaleźć można wyłącznie w dystrybucji internetowej. Wychodzą tu rzeczy nierówne, dotyczące alternatywnej historii Polski, więc zawita na bloga jeszcze nie raz. KTL raczej już nic po ostatniej książce „Utopie” tu nie opublikuje, uwikłał się bowiem w spór z dyrektorem.
Realność książki sprawia, że nawet dysponując steampunkową maszynerią, Królestwo nie ma szans w starciu z Imperium, o czym bohaterowie wiedzą od początku. Traugutt jest twardym realistą, więc co go czeka. Jednakże w połowie książki, za sprawą chłopca o nazwisku Tesla, odkryte zostaje, iż świat, w którym poruszają się bohaterowie, nie jest jedyny, bowiem jest rzeczywistość alternatywna. Prowadzi nas to do moim zdaniem uproszczonego zakończenia, ale nie zmienia to mojego zdania o książce. Warto. Plastyczność wizji i brak przestojów, sprawia, że pędzimy podczas lektury z prędkością twardochodu. To jedna z bardziej udanych książek Przewodasa i z jednej strony pozostaje szkoda, że wyszła w mało znanej serii „Zwrotnice Historii”. Z drugiej, edytorsko to najlepsze z książek wydawanych na rynku, w twardej oprawie, z wyklejkami, na pięknym papierze, z wkładką w postaci numeru „Tygodnika Illustrowanego” z epoki, opisującego polskie zwycięstwa. Książkę otwierają szpalty złamane w formie francuskiej gazety, gdzie korespondent opisuje atak na Dęblin. Całości dopełniają świetne ilustracje Tomasza Piorunowskiego. NCK wydające serie nie współpracuje z Empikiem i innymi księgarniami, stąd książkę znaleźć można wyłącznie w dystrybucji internetowej. Wychodzą tu rzeczy nierówne, dotyczące alternatywnej historii Polski, więc zawita na bloga jeszcze nie raz. KTL raczej już nic po ostatniej książce „Utopie” tu nie opublikuje, uwikłał się bowiem w spór z dyrektorem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz