poniedziałek, 21 września 2015

2 września 1859, dzień naszej zagłady

Niewiele wiemy o naszej przeszłości. Gazety spłonęły, gdy nadeszła apokalipsa. Nikt nie pamięta już co stało się 2 września, gdy słońce rozbłysło. Ponoć nastąpił rozbłysk, a niebo stało się piękne. Zorze rozświetliły noc, widoczne były na całej półkuli, od Japonii aż po Karaiby. Lecz gdy wszystko zapłonęło, świat się skończył. Telegrafy nas zniszczyły, iskry wyładowań przeszły między słupami i liniami, niszcząc wszystko co napotykały na swej drodze. Gdy niebo stało się czerwone, a powietrze gorące, przetrwali jedynie ci, którzy schronili się pod ziemią. Zginęła większość ludzkości, niewielu uciekło przed zabójczym płomieniem i Flarą. Z czasem  opuściliśmy nasze schronienia w kopalniach Śląska, ponoć gdzieś daleko w Ameryce, Afryce, Chinach i Anglii żyją ludzie. Spopielony świat powoli się odrodził, lecz rośliny, które wyrosły, nie przypominają tych, które znamy. Trudno także żyć w świecie pozbawionym zwierząt. Teraz, w 150 lat później, możemy jedynie wegetować, czasem udaje nam się znaleźć jakieś zapomniane urządzenia i wynalazki, z wieku wielkiej nauki, kiedy ludzkość osiągnęła swój technologiczny szczyt. Lecz wiemy, że słońce może zdradzić nas ponownie.
To nie jest żadna książka. 2 września 1859 do Ziemi dotarła burza magnetyczna o niespotykanej sile. O ile rozbłyski słoneczne osiągają naszą planetę po 3 – 4 dniach, koronalny wyrzut masy dotarł tym razem po 18 godzinach od zaobserwowania przez Richarda Carringtona. To fakt historyczny, zaburzenia magnetyzmu spowodowały awarie sieci telegraficznych, na świecie zapalał się papier w telegrafach. Choć odłączono je od prądu, indukcja była na tyle silna, że wciąż działały. Zorzę widziano nawet w Górach Skalistych, było tak jasno, że sądzono, iż nastał dzień. Jak napisał Kurier Warszawski dzień później: „Wieczorem po 8ej, uważano na horyzoncie Warszawskim, prześliczną zorzę północną, świecącą ognistemi barwami”. Nocne niebo w kolorze ognia widoczne było nad całą Polską. W alternatywnej rzeczywistości wybuch był jeszcze silniejszy. W ten sposób narodził się świat, w którym gdy ludzie wyszli wreszcie z głębokich kopalń odkryli, że wszystko spłonęło. Jeśli ktoś chce elementów fantastycznych, może dołożyć do tego rośliny i stwory, jakie powstały wskutek promieniowania Flary. Po wyjściu z tuneli ludzie zaczęli walkę o wojnę i jedzenie, odnajdując karabiny i pistolety. Ale to rok 1859, więc żaden nie jest jeszcze ładowany odtylcowo. Zapewne przetrwał gdzieś jakiś wynalazca, który uruchomił pociągi parowe, ale technika nie poszła raczej do przodu, skoro nie było takiej potrzeby. Witajcie w steampunkowym postapo świata po Flarze.
A nieco bardziej na poważnie, burze takiego rozmiaru zdarzają się raz na 500 lat. Problemem będzie następna. Ostatnia nas ominęła, wyrzut masy z 23 lipca 2012 minął ziemię, mniejsze jak w 1989 roku, potrafiły pozbawić zasilania cały Quebec. NASA twierdzi, że powtórka tego co stało się w roku 1859, zniszczy system energetyczny uprzemysłowionych krajów. Spali na pewno transformatory wysokiego napięcia, nie będzie można ich wymienić, a polska wikipedia podpowiada, że czas produkcji jednego wynosi 12 miesięcy (oczywiście w warunkach zapewnienia dostaw surowca i energii). Sieci energetyczne są powiązane, więc w ramach reakcji łańcuchowej cały świat pogrąży się w ciemnościach. No i będziemy mieli postapo, nie potrzeba będzie ataku na Warszawę. Ci, którzy wyjdą z tuneli metra, które nie będzie jeździć, odkryją świat, w którym nic nie kupią, nie zadziała domofon, a w zimie ogrzewanie.
Pomysł nieco mocniejszego rozbłysku zawdzięczam Jeffowi Levine, resztę dołożyłem sam. W przerwach w opisywaniu alternatywnych rzeczywistości w innych utworach zamieszczać będę czasem na blogu w dziale „Inne historie świata” teksty traktujące o alternatywnym przebiegu niektórych wydarzeń. Takich nieco mniej znanych, niż klasyczne wariacje na temat świata bez Hitlera czy znanych wydarzeń historycznych.  Jako ilustrację wykorzystano rysunek plam na Słońcu wykonany przez Richarda Carringtona w dniu 1 września 1859 roku. Cytat pochodzi z numeru 233 Kuriera Warszawskiego, z 4 września.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz