wtorek, 8 listopada 2016

Obrazki z Imperium

Zróbmy chwilę przerwy od nazistów i ich nienagannych mundurów o magnetycznej sile przyciągania. Jeszcze ich niebawem pomielę, ale w kolejce czekają jeszcze dwa teksty, które usiłuję napisać od lata, kiedy to blog doznał autorskiego zawieszenia. Traktujące o socrealistycznym zdobywaniu kosmosu i o książce, która jako jedna z pierwszych stworzyła military SF, a przy okazji przepowiedziała przyszłość rozstrzygania konfliktów zbrojnych. Wszystko po kolei, dziś dla odprężenia ulubiony temat nr 3 miłośników historii alternatywnych. Pierwsze i drugie miejsce zajmują wymiennie rzecz jasna Naziści zwyciężający w II Wojnie i Południowcy wygrywający Wojnę Secesyjną. Ten ostatni temat jest dla nas nieco kulturowo obcy, lecz jako w tłumaczonej na nasz język głównie literaturze amerykańskiej jest znacznie ważniejszy, niż szaleństwo w jakie wpadła na kilka lat Europa, choć oczywiście wszyscy wiedzą, że gdyby Niemcy wygrali, nie byłoby fajnie. Wzmiankowane zagadnienie to Imperium Rzymskie.
Pisanie alternatywnej historii Rzymu nie jest proste i wielu autorów połamało sobie na tym zęby, choć istnieje niezliczona ilość powieściowych światów przedstawiających istniejące po dziś dzień Imperium Romanum, lub choćby niewielkie kraje, będące jego pozostałością. Opisywałem kiedyś „Quietusa” Jacka Inglota, który zwycięsko wyszedł z tej próby, choć kierowany lokalnym patriotyzmem popełnił anachronizm, tworząc silną słowiańską prowincję Imperium na kilka wieków przed zasiedleniem ziem polskich. Dobrze jednak oddał dekadencję Rzymu i jego inercję, powodowaną brakiem siły napędowej, jaką zapewniła wiara chrześcijańska. Wiara chrześcijańska, a nie chrześcijaństwo jako takie, bowiem te dwie rzeczy należy rozróżnić. To pogląd dość ciekawy, bowiem zazwyczaj przyjmowanym przekonaniem, jest uznanie, iż do upadku Zachodniego Imperium przyczyniło się właśnie chrześcijaństwo, które osłabiło je i wpędziło w długie wieki ciemności i zacofania. Prawda jest oczywiście bardziej złożona i w dyskursie naukowym nie tak oczywista, na tej stronie nie rozważamy jednak scenariuszy historycznych, a dzieła z dziedziny fantastyki. Podobny scenariusz daje nam Robert Silverberg w powieści „Roma Eterna”, czyli wieczny Rzym.
Opowieść to rozłożona na tysiąclecia, składająca się z opowiadań, których akcja dzieje się w różnych epokach w dziejach Rzymu. Każde z nich datowane jest według rzymskiej datacji, od założenia miasta, czyli roku 753 p.n.e., co zmusza do wykonywania prostych operacji matematycznych, celem stwierdzenia któremu rokowi odpowiada na przykład 1251 AUC (czyli ab urbe condita). Żeby nie było za prosto Wschodnie Imperium liczy czas od założenia Konstantynopola, bowiem Imperium w tej rzeczywistości jest także podzielone, ale po kolei. Silverberg decyduje się na usunięcie z równania całkowicie chrześcijaństwa i czyni to w sposób bardzo radykalny, bowiem zabiera jego podwaliny. Otóż Mojżeszowi nie udaje się wyprowadzić z niewoli egipskiej swego narodu. Żydzi pozostają więc niewielką sektą mieszkańców Egiptu, oddających cześć jedynemu Bogu. Nie są narodem wybranym, nie ma przykazań, nie trafiają do Palestyny, wreszcie nie ma zapowiedzi przyjścia Mesjasza. Ten nigdy się nie narodzi, co z kolei sprawi, prócz faktu że wiara nie opanuje Imperium, iż wiele lat później w Mekkce Mahomet oddawał się będzie porywał tłumy, lecz nie ogłosi się Prorokiem, bowiem zabraknie mu czynnika, jakim była monoteistyczna religia. Opowiadania w książce ułożone są chronologicznie, choć Silverberg pisał je na przez ponad dekadę w odwrotnej kolejności. Jednak taki sposób prezentacji buduje nam fascynujący obraz świata na przestrzeni wieków, w którym Imperium Rzymskie rządzi światem, choć ze zmiennym szczęściem i zmagając się z przeciwnościami losu. Należy oczywiście przymknąć oczy na niekonsekwencje, płynące z faktu, iż jest to dzieło literackie, nie pretendujące do miana rzeczywistego scenariusza historycznego. Przez ponad pierwsze tysiąc lat historia Rzymu toczy się podobnie, zostaje ono podzielone między Wschód i Zachód, które razem mają siłę by oprzeć się barbarzyńcom. W rezultacie nigdy nie upada Rzym, a między nim a Konstynopolem nasila się przez stulecia rywalizacja, gdy Imperium polaryzuje się na część łacińską i grecką. Ciekawe jednak, że autor nie idzie przy tym na skróty, nie przyjmując, iż brak średniowiecza oznaczałby szybszy rozwój technologiczny. Ten toczy się podobnie do naszego, choć niektóre z ważkich wydarzeń ulegają przyśpieszeniu. Odpowiednik naszego XII wieku to nieudane próby zdobycia Ameryki odkrytej przez wikingów. Rzym chce w ten sposób zyskać przewagę nad Bizancjum, w rezultacie w walkach z Majami ginie kwiat armii, a katastrofa finansowa prowadzi do przejęcia władzy przez Wschodnie Imperium. Przyglądamy się detronizacji Imperatora w Rzymie, na rzecz wschodniego krewniaka, który utrzymuje podział Cesarstwa. Lecz już 250 lat później Rzym znowu triumfuje, zrzuciwszy kajdany rozpoczyna renesans i w kolejnych wiekach osiąga panowanie nad światem, analogiczne do Imperium Brytyjskiego w naszej rzeczywistości, z tą różnicą, że nie ma konkurenta. Kolejne stulecia przynoszą nam odbicia niczym w krzywym zwierciadle rewolucji, upadku władzy Imperatora i narodziny Drugiej Republiki, powolny rozpad jedności Imperium panującego nad praktycznie całym światem. Jedność łaciny ustępuje miejsca językom narodowym, galijskiemu, hispanijskiemu, romańskiemy czy brytońskiemu. Niestety nie wiemy co ze Słowianami, bo najdalej sięgamy na północ do Venii czyli Wiednia, gdzie tańczy się walca. Książka pozostawia nas w przekonaniu, że sprawy przybierają powoli kiepski obrót, a Druga Republika rozpadnie się na niewielkie kraiki w okresie odpowiadającym naszemu XX wiekowi. Co ciekawe Silverberg dochodzi do podobnych wniosków co Inglot, choć nie przedstawia ich tak nachalnie. Brak chrześcijaństwa i jego zasad powoduje pustkę duchową, którą nie ma czym zapełnić. Widząc powolny upadek przedstawiciel niewielkiego plemienia żyjącego w Egipcie imieniem Mojsze postanawia przeprowadzić skuteczny eksodus i wyjście do Ziemi Obiecanej, budując na pustyni rakietę kosmiczną, którą Żydzi udadzą się na inną planetę.
Pozycja to warta zapoznania w zalewie historii alternatywnych, choć siła jej nie leży w akcji, czy udanym scenariuszu historycznych rozbieżności. Silverberg nie wpadł także w prosta pułapkę przedstawienia w krzywym zwierciadle historii przetrawestowanych wydarzeń historycznych, wiedząc doskonale, iż w całkowicie odmiennej rzeczywistości nie mają one prawa zaistnieć, gdyż determinowały je religia chrześcijańska i związana z nią polityka, tu politeistyczna. Przyglądając się niczym w mozaice różnym okresom historii Rzymu dowiadujemy się jak zapanował on nad całym światem, spoglądając oczami różnych obserwatorów, poznajemy różne punkty widzenia. To tworzy z fragmentów opowieść, choć niekompletną, dającą uczucie niedosytu, lecz w jakimś stopniu zamkniętą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz