wtorek, 2 października 2018

Materie pierwotne

Jak wspomniałem kilkukrotnie jestem coraz większym fanem twórczości Adama Przechrzty. Sprawiają to erudycja autora lecz przede wszystkim jego rusofilia, która połączona z wiedzą historyka i znajomością języka oraz kultury dają lekturę obfitującą w detale i szczegóły. A przede wszystkim jakże inną od zwyczajowej lektury polskich książek nie tylko fantastycznych, w których mamy z Rosją i Rosjanami wyraźny problem. W pewnym sensie pisarstwo Przechrzty przypomina pisatielstwo Mariusza Wilka, który zdołał przełożyć rosyjskość na sposób prowadzenia opowieści językiem. Obaj pokazują rzeczy, które może dostrzec jedynie ktoś, kto zdołał wznieść się ponad prosty podział my i ruscy, jaki od lat funkcjonuje w polskiej kulturze.
Trylogia „Materia Prima” zabiera nas do alternatywnej rzeczywistości końca belle epoque, tuż przed wybuchem I Wojny Światowej. Tylko, że ta wojna raczej nie wybuchnie, bo gdy mocarstwa prężyły już swe muskuły i gotowe były do walki, wydarzyło się coś. Choć ma nieco inną nazwę niż w jego poprzedniej powieści „Wilczy Legion”, zasadę działania ma tę samą i nazwać możemy tę rzecz magią. Do naszego świata zaczynają przybywać demony, materia prima umożliwia złączenie magii z nauką… choć szybko okazuje się, że to nie jest magia. Kto nie czytał finału Wilczego Legionu, niech przeskoczy do kolejnego akapitu, bo SPOILER ALERTna pierwszych już stronach Przechrzta odkrywa przed nami, to co było finałem tamtej powieści. Wymiary równoległe dokonały czegoś na kształt koniunkcji, zabieramy z tego drugiego energię, zmieniając ją w magię, zaś przyciągamy istoty wygnane tam niegdyś przez Stwórcę. Świat to skomplikowany, rządzący się swymi zasadami, a istoty które stamtąd przychodzą to te same demony, które opisywał w „Wilczym Legionie” i widać mocne rozwinięcie pomysłu, choć obie powieści nie mają z sobą wiele wspólnego SPOILER ALERT END.
Trylogia zabiera nas do alternatywnego świata, w którym w miejscach przebić i połączeń obu rzeczywistości zaczynają funkcjonować zony, strzeżone przez dziarskich carskich żołnierzy. A magowie niczym stalkerzy penetrują te dziwne miejsca szukając skarbów. Widać Przechrzta dobrze się bawił tymi nawiązaniami, lecz na tym podobieństwa się kończą. Z właściwym kunsztem, dzięki znajomości rosyjskiej kultury, opisuje początki przyjaźni polskiego maga i carskiego oficera, których los styka ze sobą w warszawskiej zonie. I przyznam, że ten pierwszy tom czytało mi się najlepiej. Czułem się jakbym na powrót znalazł się pośród starych znajomych z „Gambitu Wielopolskiego”, honorowych oficerów cara z Konwoju, zasad społeczeństwa XIX wieku, które dostosowuje się do zmian świata. A jednocześnie Przechrzta jak zawsze dobrze przeprowadził kwerendę zabierając nas na ulice Warszawy, zamieszkałej nie tylko przez mieszczan, lecz także fest ferajnę i bandyterkę Papy Tasiemki. Gdzie mało kto mówi o niepodległej Polsce, wszak w owym czasie myśleli o niej tylko szaleńcy, a zwykli ludzie w 1914 roku dziękowali szczerze carowi za ocalenie przez atakiem niemieckich wojsk.
Magia i zmiana historii świata nie powstrzymują biegu wydarzeń, które rozpędzają koło dziejowe historii. Wojna wybucha, w kolejnym tomie w Warszawie stacjonują Niemcy, jednakże działania rosyjskiej ofensywy stają się dużo bardziej skuteczne niż w rzeczywistości. Rzecz jasna łatwo domyślić się dokąd to wszystko zmierza. W trzecim tomie między armiami obu mocarstw stoi Rzeczpospolita Warszawska, skazana na zmiażdżenie przez jedną z armii, bo musi opowiedzieć się po którejś stronie, sama nie mając szans. W Rosji nadal panuje car, rewolucja nie wybucha, po ulicach kroczą demony, magia staje się wunderwaffe używaną przez walczących, choć nekromanci nie do końca pojmują z czym mają do czynienia. A Rzeczpospolita Warszawska ma własny plan, by zagrać gambit o nazwie Polska…
A wszystko to gdzieś w tle, bowiem na pierwszym planie opisywane są awanturnicze losy obu przyjaciół, rozdzielonych przez fronty, spiski i zamachy na ich życie, gdy zgłębiają tajemnice wymiaru kolidującego z naszym. I czyta się to wszystko niezwykle przyjemnie, historię alternatywną z magią w tle, stanowiącą rodzaj urban fantasy, czy też polskiego magic steam punka, gdybyśmy próbowali rzecz kategoryzować. Przechrzta dzięki swemu wykształceniu i zainteresowaniom jest pisarzem niezwykle oryginalnym, który w polskiej fantastyce wytworzył własną niszę. I z tego powodu warto go poznać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz