niedziela, 13 maja 2018

Ostatni sezon „Ekspansji”

Ledwie zdążyłem sobie uświadomić, iż tradycyjnie powinienem napisać jakiś tekst o kolejnym sezonie serialu „Ekspansja”, a potem stwierdzić, iż to przecież całkowicie bez sensu, bo ile razy można chwalić tę samą rzecz, kiedy SyFy ogłosiło skasowanie serialu. Łup. Tego się nikt nie spodziewał. Trzeci sezon utrzymuje równe oceny na poziomie 100%, jest doskonały od strony artystycznej, dopracowany jeśli chodzi o szczegóły, doskonale rozwijający niedopowiedziane wątki z książki. W chwili obecnej nie ma lepszej rzeczy dla miłośników SF w telewizji. Na głowę bije wszelkie inne produkcje w rodzaju „Winnony Earp” czy „Dark Matter”, chyba że ktoś traktuje SF wyłącznie rozrywkowo, nie szukając niczego więcej. Ambitny, prezentujący złożone postawy, skomplikowaniem przedstawionego świata przebijający „Modyfikowany Węgiel” Morgana, zaadaptowany przez Netflix. What the hell then happened?
Właśnie to. Oglądalność trafił szlag, ekonomia zysku i podaży w stosunku do poniesionych kosztów inwestycyjnych okazała się być nieubłagana. Być może zawinił tu brak reklamy sprawiający, iż seria pozostaje relatywnie nieznana. Albo coraz większy stopień skomplikowania, sprawiający iż kolejnych odcinków nie dało się oglądać bez znajomości poprzednich. To nie "Gra o Tron", gdzie przejaskrawione postacie kopulują zastanawiając się komu podpiłować fotel, by zasiąść na stołku z mieczy, będąc całkowicie pozbawionymi etyki i moralności, ku orgazmicznej ekscytacji widza. Tu nie tylko wybory mają swe konsekwencje, lecz postacie świadome są wagi swych potencjalnych czynów. Nie braknie łotrów i tchórzy, bohaterów i pragnących ukryć swe działania, lecz protagoniści kierują się nie tylko pragnieniem władzy. Serial wszystkie te wątki poszerza, rozbudowując postaci, które w książkach pojawiły się później. Pokazuje ich motywacje, sprawiając iż przestają być papierowe. Lecz przede wszystkim daje nam świat przyszłości, a przypominam, jest to ten sam świat, w którym działa się akcja „Marsjanina”. Twórcy przekuli wizję spółki autorskiej znanej jako James S. A. Corey w prawdziwy świat, w którym Marsjanie nienawidzą Ziemian, Pasiarze są robolami mówiącymi własnym językiem, z trudem znoszącym grawitację. Każda strona ma charakterystyczny desing wystroju wnętrz, wnętrza stacji i statków kosmicznych nie są skryte za panelami dekoracyjnymi jak w „Star Treku”, lecz widać iż stanowią złożone maszynowe konstrukcje. Kosmos jest zimny i groźny, a ludzie podbijają go z trudem, uwięzieni w swych kombinezonach.
Przypomnijmy raz jeszcze o czym jest Ekspansja, bowiem jestem wielkim fanem tej serii, a w Polsce jak na razie ukazała się dwukrotnie jedynie pierwsza część, „Przebudzenie Lewiatana”. Cykl podjął MAG i jest szansa, że polscy czytelnicy poznają resztę tej fascynującej opowieści, o której pisałem już wielokrotnie, która po angielsku zmierza ku końcowi, po tym jak zapowiedziano ósmy i dziewiąty tom, stanowiące zwieńczenie cyklu będącego hołdem dla space oper złotego wieku SF. Autorzy postanowili opowiedzieć o drodze ludzi w kosmos, bowiem jak stwierdzili, irytowało ich, iż żaden cykl nie powiadał o początkach jego podboju, zabierając czytelnika do istniejących już imperiów. W chwili rozpoczęcia serii człowiek nie potrafi opuścić Układu Słonecznego, skolonizowany wiek wcześniej Mars i Ziemia toczą zimną wojnę o zasoby, a pas asteroid zamieszkują robotnicy wyzyskiwani przez korporacje obu planet. Ziemia powoli chyli się ku upadkowi, wzrasta gospodarcza potęga Marsa. Układ Słoneczny wrze, a wybuchnie gdy okaże się, iż na jednej z asteroid odkryto tajemniczą protomolekułę, dowód na istnienie, przybyłą miliony lat wcześniej z głębokiego kosmosu. Rozgrywka o nią, a raczej o to kto pierwszy złamie jej zagadkę i przerobi na broń rozpala Układ Słoneczny. O intrygach, spiskach i wreszcie wojnie z nią związanej opowiadają pierwsze tomy tego niebanalnego cyklu.
Serial umiejętnie ukazuje to wszystko i zbiera wspaniałe oceny. Co więc się stało? Cóż… Prócz opisywanych powyżej przypuszczeń, mogę jedynie dodać, iż nakręcono go dla fanów. Mają okazję zobaczyć drogę do wojny i ją samą w całej okazałości, podczas gdy w książce toczyła się ona gdzieś w tle. Zwykły widz w sporej części się znudził, bo poszerzanie wątków odebrało jednocześnie „Ekspansji” akcję. Jesteśmy w trzecim sezonie i gdzieś w drugim tomie cyklu, wątek protomolekuły gdzieś zniknął, Mars i Ziemia do siebie strzelają. Owszem, trzyma to wszystko w napięciu, ale gdzie do cholery to zagrożenie, kiedy obca bezrozumna forma życia zaczęła transformować Wenus? Gdzie ten strach ludzkości, która skoczyła sobie do gardeł, gdy stanęła w obliczu czegoś niezrozumiałego? No i aktorstwo… Poza Shohreh Aghdashloo i jej wspaniałym głosem, w większości papierowe.
Oglądać koniecznie. Oczywiście trwa już akcja ratowania Ekspansji, fani próbują przenieść ją do Netflixa lub Amazona, złoszcząc się na SyFy, iż nie chce mieć ambitnego serialu, od czasu zakończenia Battlestar Galactica tworząc proste fabuły. Sezon nie skończy się cliffhangerem, będzie miał otwarte zakończenie (znający książki mogą się domyślać, w którym miejscu się urwie akcja), więc dobre i to. Dostaniemy także dwa ostatnie tomy, bowiem akcja zmierza ku finałowi na skalę galaktyczną. Autorzy zapowiedzieli nową trylogią SF, zainspirowaną „Diuną” i „Lewą Ręką Ciemności”. O ile brzmi to intrygująco, a w ich wydaniu będzie zapewne bardzo udane, byłem ciekaw przyszłości świata „Ekspansji”. Bo kreacja to wspaniała i pełna życia, na miarę Wspólnoty Petera F. Hamiltona, Kultury Iaina M. Banksa (podobno też adaptują na serial) oraz innych wielkich serii SF.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz