wtorek, 28 listopada 2017

Discovery

Minęły już prawie dwa tygodnie od zakończenia emisji pierwszej części pierwszego sezonu nowego Star Treka, można więc spojrzeć na Discovery chłodno i spróbować ocenić jak udał się eksperyment polegający na przeniesieniu serialu w nowe czasy, z jednoczesną próbą zachowania tego co w serii było najlepsze. Zwłaszcza, że w ostatnim odcinku zasygnalizowano, iż załoga USS Discovery w kolejnych odcinkach odważnie kroczyć będzie przez multiwersum...
Jak w przypadku każdej serii, w której dokonuje się zmian, ortodoksyjni fani jęli toczyć pianę z pyska, zwłaszcza gdy serial naruszył niebezpiecznie kanon od strony technologicznej. Akcja Discovery toczy się na dekadę przed oryginalną serią, zaś poziom zaawansowania technicznego przekracza mocno odległe o wiek czasy następnego pokolenia. Zabieg był to ryzykowny i jak najbardziej logiczny, kręcąc serial w roku 2017 nie można oczekiwać, że widz zaakceptuje pastelowe barwy świetlanej przyszłości lat sześćdziesiątych XX wieku. Tę kwestię zostawmy z boku, choć dla fanatyków zmiany te są równie nieakceptowalne jak wycięcie części wątków z „Władcy Pierścieni”.
Dużo ciekawsza jest próba ożenienia Star Treka z Battlestar Galactica. BSG nomen omen ze Star Treka się wywodzi, wojna stanowiąca zwieńczenie dwóch ostatnich sezonów DS9 i coraz mroczniejsze wątki, których nie można było umieścić w Star Treku, zaowocowały rozwinięciem w opowieści o ludziach i cylonach. Ron D. Moore uwolniony od ograniczeń kanonu Star Treka udanie rozbudował kwestie dylematów i zmęczenia wojną na wyniszczenie przeciwnika. DS9 opowiedziało historię starcia idealistycznej Federacji i paranoicznego Dominium ukazując, iż podczas wojny idealizm umiera pierwszy. A przy okazji zatraciło po drodze to, co stanowiło o sile Star Treka. Opowieść o eksploracji, badaniu wszechświata i spotkaniu nieznanego. W Voyagerze zastąpiono ją w połowie serialu komiksową kopaniną, coraz mniej brakowało w tym wszystkich fantastyczno-naukowej refleksji. Próba przywrócenia konwencji w Enterprise zakończyła się wywrotką serialu i zmianą klimatu, który zniechęcił fanów i skutkował przerwą w kręceniu Star Treka na 12 lat.
Trzeźwo myślący fan Star Treka nie miał więc prawa oczekiwać, iż po upływie dekady dostatnie w nowej rzeczywistości telewizyjnej ten sam produkt, opakowany w nowe dekoracje. Co nie znaczy, iż nie jest nieco zawiedziony, bowiem przecież właśnie za to niegdyś pokochał Star Treka, dzięki któremu zaintesował się nierzadko na poważnie fantastyką czy nauką, został fizykiem bądź pracownikiem NASA. Tym razem dostajemy opowieść o wojnie, cofamy się do czasów gdy Klingoni byli największym wrogiem Federacji, a nie jej sojusznikiem. Klingonom po raz kolejny już zmieniono wygląd odchodząc od kanonu, to kolejna rzecz, którą trudno przełknąć fanom. Dostaliśmy więc pozornie stary produkt w całkowicie nowym opakowaniu, twórcy zamiast kreować kolejną markę zdecydowali się na reformę starej, pragnąc zagrać na sentymencie fanów. Niestety zatrzymali się w połowie drogi i stworzyli historię, która nijak nie pasuje do poprzednich elementów układanki. Dotychczasowe seriale starały się bowiem zachować ze sobą spójność, co czasem prowadziło do absurdu, gdy kręcony na początku XXI wieku Enterprise, dziejący się o 100 lat wcześniej niż oryginalna seria powstała w latach sześćdziesiątych, musiał być mniej zaawansowany technologicznie. W Discovery ograniczenia te odrzucono, czy też raczej przemilczano. Wyzwolony z kanonu Star Trek mocno się zmienił i w tym aspekcie wyszło mu to na dobre.
Co dostaliśmy w nowej wersji przygód załogi statku Federacji? Nową opowieść zdominowała wojna, ukazywana przez ruchomą kamerę, w ciemnych tonacjach, być może nie tak mroczna jak konflikt Federacji z Dominium, lecz dużo bardziej brutalna. Wojna o zaskakującym przebiegu, z jednocześnie ukazaną rozgrywką wewnątrz Imperium Klingońskiego, do tego całkowicie nieprzewidywalną. Po stronie Federacji mamy złamanie dotychczasowego schematu. Głównym bohaterem nie jest kapitan ani główna osoba z mostka, co zmienia całkowicie dotychczasową perspektywę. Kapitan Lorca to człowiek o tajemniczej przeszłości i niejasnych motywach, w sobie tylko znanych celach manipuluje umiejętnie załogą i Gwiezdną Flotą. Nauka go wyraźnie nudzi, jest człowiekiem wojny a nie eksploracji, do tego ma na sumieniu swą poprzednią załogę i zdaje się tym nie przejmować. Finał ostatniego odcinka rzuca na tę sprawę nieco światła, zgodnie z najpopularniejszą teorią Lorca nie jest tym, kim się wydawał, a my oglądaliśmy całkowicie nieświadomi realizację jego tajemniczego planu związanego z najbardziej znanym w Star Treku światem alternatywnym… Twistem scenariuszowym autorzy zapewnili fanom dziesiątki pytań, sprawiając iż wielu z nich zakwestionowało nawet swą wcześniejszą wściekłość na brak zgodności z kanonem. Nie wiadomo bowiem czy dotychczasowe odcinki miały miejsce tej samej linii czasowej co pozostałe seriale. Choć temat wojny z Klingonami był nośny i zapowiadał się na wątek, który udźwignie cały sezon, rozwój wydarzeń okazał się zaskakujący. Tym sposobem Discovery zaczęło zmierzać w nieznane. Być może okaże się nim multiwersum, choć kierunek to niebezpieczny. Po Sliders czy Quantum Leap trudno opowiedzieć w tym temacie coś nowego, a zaginiony w nieznanym statek Gwiezdnej Floty wałkowaliśmy przez siedem sezonów. Pozostaje wzorem czołówki Enterprise zanucić „I’ve got faith to believe”.
Bo mimo wszystko to nadal Star Trek. Choć akcja jest tu szybsza, związki i konflikty nie są budowane w tempie całego sezonu lecz kilku odcinków, jest miejsce na szczątkową naukę i dylematy moralne oraz etyczne. No a odcinki z Harrym Muddem nawiązują do najlepszych tradycji serialu, umiejętnie opowiadając po raz kolejny o pętli czasowej. Gdyby chodziło o nowy serial SF, po tych 11 odcinkach można by pokusić się już o ocenę. To jednak Star Trek, tradycja zobowiązuje i przynosi większe oczekiwania. Warto przyglądać się eksperymentowi o nazwie Discovery i zobaczyć co z niego wyniknie, choć oczywiście nie należy się spodziewać nieoczekiwanego. W końcu to nadal Star Trek i na tym też polegają jego słabość i siła. Ze wszystkim co go ogranicza i napędza, dając twórcom mocne oparcie i krępując ich więzami, których nie mogą zerwać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz