poniedziałek, 13 listopada 2017

Drugi poziom wieży

Obejrzałem wreszcie „Mroczną Wieżę” i przychylam się do opinii większości widzów, iż film jest całkowitą porażką. Bynajmniej nie z powodu roli Idrisa Elby, który wcielił się w rewolwerowca, przedstawianego nam w książkach jako mężczyznę o aparycji człowieka znikąd, czyli Clinta Eastwooda, milczącego i opętanego swą niezrozumiałą misją. Przyznam, iż nie spodziewałem się po tej ekranizacji wiele, cykl wydaje mi się niefilmowalny, osadzony jest bowiem w światach Stephena Kinga, przewijających się we wszystkich jego powieściach. Co zostało z tego wszystkiego w filmie? Niewiele.
Siłą Mrocznej Wieży jest unikalny świat, w którym toczy się opowieść. Początkowo niewiele z niego rozumiemy, rewolwerowiec o imieniu Roland wędruje przez pustynię, w westernowej konwencji miasteczka na Dzikim Zachodzie zabija wszystkich jego mieszkańców. Na pustyni jest miejsce dla dziwacznych futurystycznych maszyn, jaskinie zamieszkują mutanty cierpiące na chorobę popromienną. Pod koniec pierwszej, cienkiej jeszcze książeczki Roland dociera do celu swej misji, dopada człowieka w czerni i dowiaduje się, iż znajduje się na początku swej drogi prowadzącej do Mrocznej Wieży. Będzie ona długa i kręta, powiedzie go przez opuszczone miasta w stylistyce „Ucieczki z Nowego Jorku”, z którego uciec będzie można pociągiem opętanym przez sztuczną inteligencję, zmierzyć się będzie musiał z wampirami, demonami, a nawet „Tym”.
Brzmi to wszystko niezbyt inteligentnie, lecz ten miks popkulturowy jest wybuchową mieszanką, którego niedookreślenie buduje świat. Coś się z nim stało, Roland mówi iż „poszedł naprzód”, odległości stały się większe, pojawiły się w nim miejsca, których nie było. Spotyka osoby, które spotkał już niegdyś, lecz one go nie poznają, zdają się odgrywać podobne role w nieco zmienionych sceneriach. Równoległe światy połączyły się i stały jednym, miał miejsce jakiś kataklizm, gdy pradawni starożytni upadli wraz ze swą technologią i wiedzą. Tyle wiemy na początku cyklu, część tej wiedzy przekazuje Rolandowi człowiek w czeni, Walter O’Dim, znany gdzie indziej jako Randall Flagg. Od niego rewolwerowiec dowiaduje się o wieży, neksusie wszystkich światów i wymiarów, znajdujących się w centralnym punkcie wszystkiego. Tam rozpoczyna się na nowo jego podróż, poprzez wszystkie światy, w kierunku pola czerwonych roż, pośród którego wzrasta wieża.
Świat opisywany odsłaniał się przed Kingiem z czasem, początkowo nie wiedział kim jest rewolwerowiec, gdy po latach poznał jego młodość, poprawił pierwszy tom. To doskonale koreluje z rozpadającymi się światami i cyklami drogi do wieży. Jeden z nich opisuje książka, inny komiks, widząc róg u boku Idrisa Elby fani powieści zrozumieli od razu, iż stanowi on ciąg dalszy. Ten Roland z pierwszej powieści jest inny, uprawia tajemniczą sztukę khef, na wyższych poziomach dzięki niej nie potrzebowałby wody i jedzenia. Z kolei w „Bezsenności” wyższe poziomy należą do wieży, która zdaje się mieścić całe światy. Ta pozorna nielogiczność jest częścią cyklu, asystentka Kinga, Robin Furth na potrzeby komiksu pisała szerokie kompendia tłumaczące budowę multiwersum. Niepotrzebnie, gdy spoglądamy oczami Ronalda, dysponujemy jego wiedzą, świat wydaje nam się bardziej bliższy, choć niezrozumiały. Jego historia pozostaje niejasna, jest opowieścią o upadku, z którego podźwignęli się niektórzy, odtwarzając historię ze skrawków. Czym jest Mroczna Wieża? Legendą. Rewolwerowcy wywodzą się z czasów Arthura Elda, króla Baronii śródświata, którzy strzegli porządku. Roland jest ostatni, pozostali zginęli podczas bitwy o Gilead z powodu zdrady Waltera. Dopiero gdy rewolwerowiec go dopadnie, dowie się, że chodzi o coś więcej. Postanawia dotrzeć do Wieży, nawet jeśli ona nie istnieje.
W filmie nie ma po tym wszystkim śladu. Roland wędruje przez upadły świat, nie mając pojęcia czym są zardzewiałe diabelskie młyny. W wioskach pozbawionych elektryczności funkcjonują portale międzywymiarowe zasilane technologią, strzeżone przez tubylców. Rewolwerowcy strzegą Wieży, a pościg za Walterem, w książce przedstawiany jako coraz bardziej bezsensowny i kosztowny, zwieńczony rozmową przy ognisku, tu kończy się epicką walką końcową. Wątki pocięto i uproszczono, psychologię postaci sprowadzono do prostych schematów. Roland rzecz jasna nie mógł pozostać odrażającym typkiem, skupionym na swej misji, stał się sympatyczny. Wszystko gdzieś przepadło, pozostała jedynie część tajemnicy. Wyjaśnienie chęci zniszczenia wieży jest trywialne, Roland na tym etapie podróży ma już świadomość, że ktoś dąży do jej upadku i spotyka łamaczy wiązki. Choć podobnie jak w książce nie ma pojęcia, iż w Mrocznej Wieży czeka wszechpotężny przeciwnik, który obawia się jedynie rewolwerowca.
Zatem nie warto, bardzo bardzo nie warto, lepiej ponownie sięgnąć po książkę. To jedne z najlepszych rzeczy jakie King napisał, zwłaszcza tom I, dziergany przez dekadę, w latach 1970-1982, będący cienkim zbiorem opowiadań. Rewolwerowiec jest nikim, człowiekiem bez twarzy, wędruje przed siebie w upadłym świecie, gdzie problem rozwiązuje się przy pomocy ołowiu. Lecz w przeciwieństwie do westernów, nie potrafi nikogo uratować, przynosi śmierć, nawet tym, którym usiłuje pomóc. Gorzka to historia i warta lektury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz