poniedziałek, 5 lutego 2018

Dziewięciu książąt

W dobie dobiegającej końca „Gry o Tron”, do niedawna pełnej zwrotów akcji i spisków, morderczych knowań i knujących wzajemnie członków rodziny, usiłujących pozbawić się życia by zająć swe miejsce na tronie, przeciętny widz i czytelnik zachwycony jest Georgem R.Martinem, który wymyślił tak pełną rozmachu intrygę. Domniemywać można, iż mało kto jest świadom, że rozgrywka o koronę ma swe oparcie w historii. Jeszcze mniej osób zapewne wie, że dwie dekady przed Martinem powstał cykl jeszcze bardziej filmowy i morderczy. W którym członkowie rodziny polowali na siebie zawierając sojusze, tylko po to, by wkrótce dokonać zdrady. Pozostaje żałować, iż wciąż nie doczekał się sfilmowania, choć ponoć pracują nad tym twórcy „Walking Dead”. Opowiada o dziewięciu książętach i pięciu księżniczkach. Kłamstwo, oszustwo, zemsta i wspomniana zdrada to ich codzienność. To Amber.
„Kroniki Amberu” Rogera Zelazny’ego liczą łącznie dziesięć cienkich tomów, składających się na dwa pięciotomowe cykle. Pierwszy z nich, pisany w latach siedemdziesiątych jest dużo lepszy, drugi  bowiem duchem zanurzony jest głęboko w latach osiemdziesiątych, czerpiąc wiele z klimatu filmów takich jak „Gry Wojenne” czy „Goonies”. Skupmy się więc na pierwszym, którego przewaga nad kontynuacją polega przede wszystkim na tajemnicy i intrydze jaką na serwuje. Przez większość czasu mierzymy się tu z zagadką i tajemnicą. Główny bohater budzi się w szpitalu cierpiąc na amnezję, ktoś usiłuje go zabić, instynktownie zaczyna oszukiwać na temat swego stanu, wiedząc iż dzięki temu przetrwa. Usiłuje odkryć kim jest, starając się nie dziwić coraz dziwaczniejszym zdarzeniom jakich jest świadkiem, zwłaszcza gdy trafia do krain fantasy. Lecz to tylko wierzchołek góry lodowej, są jeszcze karty, zwane atutami, wzorzec dający moc i tron krainy zwanej Amberem.
Wyjawienie zagadki jest jedynie pozorne. Bo cóż z tego, iż dowiadujemy się o istnieniu multiwersum, w centrum którego znajduje się Amber. Kraina rzucająca cienie tworzące równoległe światy, spośród których jednym jest Ziemia. Tron Amberu stoi pusty, jego prawowity władca Oberon zniknął, jego synowie walczą o władzę. Nie cofają się przed niczym, zabiją i oślepią się nawzajem, byle tylko utrzymać władzę. Ślepi na tajemnicę jaką skrywa samo istnienie Amberu i atutów, narysowanych przez tajemniczego Dworkina. Z czasem okaże się, że zdobycie tronu było jedynie pozornie główną intrygą. W tle jest tajemniczy wróg i tajemnica istnienia multiwersum, którą zacznie zgłębiać Corwin, protagonista pierwszego cyklu. Wędruje poprzez światy, by przy pomocy wunderwaffe zdobyć tron Amberu. Wraz ze swą wędrówką dorasta, pośród cieni, będących jedynie odbiciem prawdziwego świata, by zrozumieć, iż chodzi o coś więcej niż tylko tron.
Niesamowite zwroty akcji i pomysły autora sprawiają, iż Amberu nie sposób zapomnieć. Spośród licznych opowieści traktujących o multiwersum ta jest najoryginalniejsza, a suspens udaje się Zelaznemu utrzymać aż do ostatniego tomu pierwszego cyklu. Drugi cykl opowiada o losach syna Corwina i nie jest już aż tak wciągający, lecz to równie sprawnie napisane czytadło. Kilka lat temu ukazały się zbiorcze wydania, zawierające oba cykle zebrane w dwóch tomach.
Nic nie oddaje lepiej istoty opowieści o Amberze, niż zdanie, wypowiadane przez jednego z książąt. Ufałem mu jak bratu, czyli wcale. Tym właśnie jest Amber, doskonale przełożony przez Piotra Cholewę, choć do dziś pamiętam to zdanie w oryginale.
I trusted him as a brother, that is a none.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz