Wszystko dzieje się w jednym
momencie. I właśnie wówczas się zaczyna, bo czas nie jest linearny, płynie w
różnym tempie, nie tylko w jedną stronę, a nierzadko wcale. Jest sekwencją
wydarzeń, a przyczyna powoduje skutek, nawet jeśli nierównomierność sprawia, że
wyprzedzają się nawzajem, lub inny kierunek czasu sprawia, że są mylnie
interpretowane. Są również miejsca, gdzie czas nie płynie w ogóle, a także przestrzenie
w których czas nie istnieje, nie mogące współistnieć wzajemnie ze sobą. Na
szczęście różne kierunki czasu a także jego jednoczesność wydarzeń dają
możliwość, by do tego nie dopuścić.
Zatem wszystko zaczyna się właśnie w
tym momencie, co dociera do Satyi, w chwili gdy wydarzenia osiągają założony
skutek, stając się przyczyną i powodują, że zyskuje świadomość wszystkich
okoliczności.
Wszechświat rozpada się w bólu, a
multiwersum pojawia się w chwili eksplozji i ewoluuje w nieskończoną ilość
wszechświatów, które różnią się od siebie warunkami tak skrajnymi oraz
odległymi, jak woda i ogień. Fenrir rodzi się w tym momencie i miejscu, które
zadaje mu ból, przychodząc na świat otoczony grawitacją, tworzoną przez
czerwone kręgi. Jego istnienie rozpoczyna się wraz z rozpoczęciem ewolucji
wszechświatów, wywołaną przez załamanie kwantowe, w sercu ciemnych materii,
czasu i grawitacji.
Bo staje się to w momencie gdy kula
z karabinu snajperskiego Satyi Nayady przebija głowę Berii, a następnie
stojącego tuż za nim generała Mrok. Rozbłyska tam jasnym światłem, bo stanowi
wszechświat sam, w sobie, niosąc w sobie moc, która została tam skryta aby
uwolnić ciemność, jaką nosi w sobie generał. To kula z karabinu, który dawno
temu upuściła w kręgu kamieni i inna snajperka, gdy zginęła na oczach Waltera.
Mrok wypływa z generała, ciemna materia wraca wprost do Ciemnej Pani,
wyzwolonej porzez strzaskanie zbiornika grawitacyjnych okowów, a ona odzyskuje
to, co jej zabrano i uderza swą mocą w uwięzionego Fenrira, który zapada się w
tej samej chwili w swej entropii. Nie może się rozrastać, uwięziony przez siły
grawitacyjne, które zabijają go, ponieważ nie ma ich w jego wszechświecie, i
ranią go upływem czasu. W ten sposób Fenrir umiera, o ile można użyć w jego
przypadku takiego określenia.
Fenrir przychodzi na świat, czuje
zadawany ból, następnie zaczyna uciekać, brocząc we wszystkich wszechświatach
ciemną materią. Nieskończona liczba ewoluujących wymiarów zostaje zamknięta wówczas
w ograniczonej przestrzeni i nakłada się na siebie ewoluując, a Fenrir wyrywa
się z niewoli. Unosi się ponad świat, którego nie jest w stanie pojąć, a świat
nie jest w stanie pojąć jego. Żywi się promieniowaniem jądrowym, ucząc się w
nim przemieszczać dociera do Marsa, a nakarmiony oddala się, odnajdując źródła
pożywienia w postaci położonych daleko słońc. Ucieka jak najdalej od miejsca,
które zadało mu ból, żywiąc się gwiazdami, zmieniając wszystko po drodze,
zostawiając ślad w postaci ciemnej materii, którzy niektórzy wezmą za
komunikację. Aż dociera do swojego wszechświata jednoczesności czasu, który nie
może istnieć w tym samym miejscu co świat bez czasu i świat z upływem czasu. Na
szczęście coś dokonuje anihilacji wszystkiego, gdy tam skąd uciekł, to co
spadło i zostało zestrzelone, wznosi się ponad ziemię, a następnie odlatuje z
powrotem do miejsca, z którego przybyło.
Ale to subiektywne odczucie tego, co
się dopiero wydarzy. Lecz nie wydarzyło się, bo dla tych, dla których czas
płynie w inną stronę, początek wygląda inaczej. Multiwersum rodzi się i
rozpoczyna ewolucję w chwili gdy nad Ziemią następuje eksplozja jądrowa i
trafia w coś, co nadleciało od strony pasa Kuipera. Być może to inny
wszechświat, Satya nie ma pojęcia, co wówczas przybyło. W chwili trafienia wszystko
eksploduje ciemnymi materiami, dochodzi do narodzin wszechświatów, które w tym
momencie istnieją już od zawsze, lecz uwięzione są w tych samych
hiperpozycjach, bo ogranicza je zdarzenie, które je stworzyło. Ewoluują w tym
samym momencie, aż po kres, kiedy rodzi się wszechświat ostateczny i tylko on
powinien pozostać, jednak coś zmieniło warunki i wszystkie wszechświaty tańczą
w jednym miejscu, choć stanowią multiwersum, a ich istnienie nie dobiega końca.
Ostateczny wszechświat musi wyeliminować zagrożenie, Fenrir rusza poprzez
wszechświaty, być może by je zrozumieć, a być może je zniszczyć, po drodze
karmi się energią jądrową gwiazd, gdy przybywa do wszechświata, w którym doszło
do rozbicia, idąc śladem tego, co nadleciało od strony pasa Kuipera, tropem
ciemnych materii, które do niego przemawiają. Dociera do Ziemi, gdzie znajduje ich
źródło i zostaje uwięziony w upływie czasu, następnie wszystko znika w implozji
i wszechświat umiera.
Tak wygląda początek i koniec,
koniec i początek. To nie jest pętla, to stany fizyki kwantowej. To nie są
możliwości, lecz równoczesność. Tak wygląda wszechświat z którego przybył
Fenrir. Nie ma przyczyny i skutku, wszystko jest, nie w tej samej chwili czy
momencie, ale po prostu istnieje, bo czasu nie ma. Wszystko to dzieje się, lecz
dla istot odczuwających upływ czasu można w tym układzie sekwencje dowolnie
zmieniać. Bo dla nich istnieje zarówno przyczyna jak i skutek. One to już raz
przeżyły, nieistotne w jakiej kolejności, we wszechświatach, gdzie upływ czasu
ma różny kierunek i tempo. Dla Fenrira czas nie upływa, on istnieje wszędzie w
każdym momencie, zostaje wtłoczony w ten bieg, gdy pojawia się w tym
wszechświecie, szukając źródła problemu jakim jest brak czasu i uciekając z
niego, gdy zaczyna odczuwać upływ i ból zadany przez grawitację, tworzącą czas.
Satya to wie, bowiem to ona układa
sekwencje wydarzeń i układała je zawsze. Gdy moc ciemności trafia w Ciemną
Panią uderza również w nią, a z niej w Fenrira. I rozumie już, że każdy spełnił
swą rolę, w spirali przyczynowości, a ona musiała do tego doprowadzić, więc
zaczyna do tego doprowadzać. Z innych wszechświatów patrzą na nią istoty takie
jak Ciemna Pani, nie są ludźmi, nie ma pojęcia czym są, ale usiłują powstrzymać
rozpad uniwersum. Można to zrobić przestawiając sekwencje wydarzeń, tam gdzie
czas płynie i ma przyczynę oraz skutek. W świecie, z którego przybyła. Bo w
multiwersum nie ma wersji przyszłości i możliwych permutacji, sprawiających, że
spośród nieskończonej liczby możliwości przebiegu wydarzeń można wybrać ich
wersję, w której wszystko ocaleje. Skoro jest jednoczesność, można przesuwać
wydarzenia, nie we wszechświecie Fenrira, ale w tym, gdzie czas biegnie, co
pozwala na ich ustawianie i powodowanie przyczyn prowadzących do skutku.
Satya widzi to wszystko jak i
nieskończoną liczbę światów. Widzi jak przybywa Ciemna Pani, poświęcając się
bez możliwości powrotu do swego wszechświata, w którym mieszka pośród ciemnych
materii, a zdolności jakie posiada są czymś zwykłym. Aby go ocalić musi
doprowadzić do ciągu wydarzeń, który to umożliwi. Jest w każdym momencie czasu,
lecz tylko i wyłącznie między 1961 a 1989 rokiem. Wszechświaty utknęły w tej
samej pozycji przestrzeni, nieważne w którą stronę płynie bądź nie płynie czas
i to musi ulec zmaniie. Ciemna Pani łączy się w jakiś sposób z Satyą, czerpiąc
z jej wiedzy, korzystając z niej i zmieniając ją w Ciemną Panią, choć Satya nią
nie jest i nigdy nie będzie, ale była nią zawsze. Widzi nieskończoną liczbę
wydarzeń prowadzących do zagłady wszechświatów i próbuje do tego nie dopuścić,
cały czas zmieniając sekwencję, co zmierza wydarzenia. Mija nieskończoność nim
zostaje znaleziony właściwa chronologia.
By się to wszystko zadziało Satya
musi sprawić, by Walter odnalazł Kompleks, aby mogła go zniszczyć,
doprowadzając do badań nad ciemną materią i odkrycia Fenrira, przygotowania
roju, który go zniszczy, musi dać moc Światle, aby dokonał kolapsu i zebrał
broń atomową, którą powiększy Fenrira, gdy uwięzi go rój. Wszyscy muszą trafić
na swe miejsca, aby to się udało. Ona musi znaleźć Waltera na Marsie, by dotarł
tu w tej chwili, dzięki jej wiedzy Ciemna Pani migocze ciemną materią imiona
alfabetem Morsa, Gerber musi dostać karabin Nadii, dotknięty przez nią w kręgu,
gdy przychodzi na koniec walki Waltera z Zachertem, by zastrzelić Arkuszyna,
aby w jego głowie znalazł się pocisk, który sprawi, że tamten choć martwy
będzie żył dzięki ciemnym materiom, nosząc w głowie to, co może je pokonać i
zaniesie go do momentu, w którym Deveraux będzie mogła wystrzelić. Te i setki
innych wydarzeń, które dzieją się w nieskończonej liczbie możliwości, ale muszą
zadziać się w takiej sekwencji, aby Satya rzuciła karabin do Waltera, ten
strzelił do Ciemnej Pani by ją zabić i uwolnić, a Deveraux pociągnęła za spust
w momencie gdy Fenrir zapadał się będzie z powodu nasycenia i jednoczesnego odczuwania
czasu powodowanego przez grawitację, by nie zdążył zniszczyć multiwersum, a
wówczas wniknie w niego ciemna materia, stanowiąca moc Ciemnej Pani,
wykorzystując jego osłabienie.
Satya nie jest Ciemną Panią, ta po
prostu czerpie od niej wiedzę, a Satya uczestniczy w tym poprzez
nieskończoność, gdy poprawia sekwencję wydarzeń, poprzez swoje manifestacje,
działanie, dając się uwięzić, by znaleźć się w tym miejscu w tej chwili.
Odczuwa inne wersje tego co się nie wydarzyło, lecz istotne jest tu i teraz.
Widzi inne wszechświaty, które niszczy Fenrir, gdy ostateczny wszechświat usuwa
sprzeczności, w tych wszechświatach żyją istoty niepodobne do ludzi. Są istoty
zwące siebie Kolektywem, są inne bardziej mroczne, są także takie, których cele
stoją w sprzeczności z działaniami Ciemnej Pani, mają własne agendy i usiłują
jej przeciwdziałać. Są i światy ludzkie, a ona dostrzega nawet taki, gdzie stoi
obok Waltera w jakimś laboratorium, usiłując wszystko zmienić, by ocalić multiwersum.
Wszystko to trwa przez
nieskończoność, a Satya jest kotwicą Ciemnej Pani, która nie potrafi w żaden
sposób porozumieć się z mieszkańcami tego wszechświata, podobnie jak Walter nie
był w stanie z Polakami. Ona nawet nie postrzega go tak jak oni przy pomocy
kilku zmysłów, żyjąc pośród ciemnych materii, świadoma jest tylko czasu i
wydarzeń, które układa właśnie w tą jedną właściwą sekwencję.
A Satya złączona z Ciemną Panią
ocala wraz z pozostałymi wszechświaty przed tym co nadeszło, nadchodzi i nadejdzie.
Przed Fenrirem.
I w ten sposób wszystko się kończy i
zaczyna, zaczyna i kończy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz