sobota, 11 lutego 2023

Jasne światła: Rozdział 9

 9.

Satya czuła się zażenowana i niepotrzebna, nie wiedziała które uczucie było bardziej dojmujące. Na jej uniformie znajdowały się wymioty, nie była w stanie się ich pozbyć, gdyż miejsce o którego odnalezienie wcześniej zadbała, było nieczynne i niedostępne. Wydawało się, że wszyscy na nią patrzą, docierało do niej, że zupełnie słusznie traktują ją jak piąte koło u wozu. Wszyscy wokół zdawali się mieć jakieś zadania, podczas gdy ona była zupełnie zbędna. Ból głowy nie pozwalał jej podnieść się z fotela. Myśli krążyły chaotycznie, utwierdzając ją w przekonaniu, że powinna zrobić coś by stać się użyteczną, nie miała jednak zupełnie pojęcia, co uczynić To nie było znane jej środowisko, lecz otoczenie pełne przeklinających dosadnie obiektów, nie znajdujących z nią wspólnego języka. Gdy otworzyła oczy przez chwilę znajdowała się w zupełnej ciemności, potem jasne światło lamp rozbłysło wypełniając jej oczy bólem, uświadamiając jej, iż skronie pulsują przeraźliwym uczuciem wbijania w nie gwoździ. Gdy odpięła się od fotela, omal nie pofrunęła ku sufitowi. Kiedy dotarło do niej, że popełniła błąd, grawitacja skierowała ją ku podłodze, a żołądek podszedł jej do gardła. Postanowiła tam zostać, zwłaszcza że jeszcze dwukrotnie zapadała ciemność, a bezpieczna podłoga zdawała się tracić swą właściwość stałego punktu oparcia. Mimo to trzymała się dobrze, lecz spróbowała wstać. Potem sytuacja wymknęła się spod kontroli, a ktoś chwycił ją za ramię i posadził ponownie w jej fotelu. Po tym wszystkim zamknęła oczy i usiłowała udawać, że nie ma jej w tym miejscu, dochodząc powoli do siebie.

- W porządku? – zapytał jej znajomy głos.

- Nie – odpowiedziała Kowalskiemu. Za nim dostrzegła rozmawiającą z majorem Gow Arciniegas, która zdawała się trzymać świetnie i wyraźnie dobrze bawiła całą sytuacją. Ich oczy się spotkały, a nie wiedzieć czemu Satya pomyślała o niej suka, po czym sama się tego zawstydziła.

- Ile widzisz palców? – indagował ją Kowalski.

Nie miała ochoty mu odpowiadać, patrząc z zawiścią na poruszającą się ze sprawnością gazeli oficer NASW, z jak zawsze niedbale rozpiętym mundurem. Odetchnęła głęboko, wiedząc, że będzie musiała zmierzyć się z życiem i nie uniknie faktu, iż wszyscy widzieli co się jej przydarzyło, a marines już jej nie darują, ze swoim koszarowym poczuciem humoru.

- W porządku – powiedziała niechętnie. Rozległo się wołanie Everetta, Kowalski gdzieś zniknął, a ona siedziała na fotelu, marząc o tym, żeby zapaść się pod ziemię. Stopniowo orientowała się, że nikt na nią nie patrzy, ani nie interesuje się jej stanem, nie ona jest tu najważniejsza, ani to co się jej przydarzyło. Uświadomiła sobie, że coś musiało się stać i przestawiła natychmiast swą osobistą bazę danych na gromadzenie informacji w celu późniejszej analizy. Musiała przede wszystkim się przebrać, lecz gdy wreszcie wstała, problem przerósł ją logistycznie, choć zdołała się wymknąć na korytarz i dotrzeć do miejsca, w którym chciała jak najszybciej pozbyć się tego co miała na sobie. Nie była w stanie tam wejść, bo Evergreen i O’Hara blokowali korytarz pomstując na niskiego mężczyznę, który zabronił im uruchamiać zawór z wodą. Po chwili zorientowała się do czego ta woda jest im potrzebna i cofnęła się blednąc, uderzając plecami o Baumanna.

- Chcecie założyć się kto ma gorzej? – zapytał głośno zupełnie ją ignorując. – Musimy sprzątnąć cały ten cholerny komputer z jego krwi.

- Wal się, chodź zdejmij gościa nabitego na maszynę na wysokości kilkunastu stóp – odciął się O’Hara. Satya zrejterowała, przecisnęła się do swego cichego kącika i zaczęła żałować, że nie zajęła się botaniką. Dotąd trzymała się dzielnie, mimo faktu, że choć była domatorką porwano ją w kosmos. Teraz nadeszła pora by panikować, coś się zepsuło, kosmos był tuż za jej plecami, od olbrzymiej i niezmierzonej przestrzeni pozbawionej możliwości przeżycia dzieliły ją cienkie ściany. Doszło do awarii, ktoś zginął, a ona będzie następna.

- Proszę się nie denerwować – pochylił się nad nią Coertzee. – Sytuacja jest już pod kontrolą.

- Czyżby? – zapytała z powątpiewaniem. – Wszyscy zginiemy.

- Na razie zginęło siedem osób wraz z kapitanem – nim zdołała uświadomić sobie powagę sytuacji mówił dalej. – To co nam pozostaje to jedynie żal. Fatalna sytuacja nie pozwala na nic więcej. Ma pani rację, widać jak iluzoryczna jest nasza pozorna władza nad kosmosem. A teraz proszę wziąć się w garść i zapomnieć o panice. Od tej chwili będzie pani całkowicie opanowana, nieważne co się wydarzy podczas tej misji, zachowa pani spokój i będzie w stanie samodzielnie podejmować decyzje prowadzące do osiągnięcia sukcesu.

Niespodziewanie dla samej siebie poczuła, jak lęk i przerażenie ją opuszczają. Zniknęły, być może pod wpływem jego pewnego siebie, całkowicie opanowanego głosu. Odetchnęła głęboko, nie wierząc, że myśli jakie miała jeszcze przed chwilą ją opuściły. Otworzyła oczy szerzej i popatrzyła na niego.

- Przepraszam – powiedziała. – Ja…

- Było, minęło i nie powróci – odparł. – Przydałaby się pani pomoc. Eniak powoduje zwarcie systemów, właśnie usuwamy… możliwe przyczyny, ale nie możemy znaleźć miejsca uszkodzenia. Przyda nam się pani pomoc, zna pani jego budowę, może pani coś znajdzie.

- Nie znam kompletnie budowy eniaka -  powiedziała. – Kojarzę tylko nieco zasad, wyłącznie dlatego, że z nim pracowałam i wykonywałam na nim obliczenia.

- To i tak dużo więcej niż w moim wypadku – westchnął. – Każdy w tej chwili się przyda.

W ten sposób trafiła do pomieszczenia chronionego przez zamek szyfrowy, którego podłoga i ściany pokryte były ciemnobrązową substancją, w której raczej domyśliła się krwi niż ją rozpoznała. O dziwo pozostawiło ją to obojętną, zignorowała zupełnie tę niedogodność, spoglądając na urządzenie, okablowanie i płyty tranzystorowe, milczące i pozbawione elektryczności, niknące w półmroku. Nie wydało się jej to dziwne, choć jeszcze pół godziny widok taki spowodowalby u niej wymioty. Między wtykami przesuwał się Everett i jeszcze jeden mężczyzna, w którym domyśliła się jego pomocnika. Dwóch marines klęczało przeglądając elementy składowe urządzenia, wyraz twarzy Baumanna był ponury. Gdy dołączył do nich Coertzee zapomniała nagle zupełnie o swoim wyglądzie i upokorzeniu, dotarło do niej, że nie jest jedyną osobą, której samopoczucie nie jest najlepsze, jednak skoro tamci byli w stanie to zignorować, ona może również nie zwracać na to uwagi. Rozumiała w pełni ich desperację, o ile pamiętała systemy komputerowe stanowiły duszę statków koordynując wszystkie systemy i umożliwiając ich łączne działanie, a co za tym idzie lot statku. Zatem klucz do ich ocalenia znajdował się w tym miejscu. Nabrała powietrza, odetchnęła głęboko i postanowiła rozwiązać problem od strony matematyczno-logistycznej. Odnalazła wzrokiem odcinek, gdzie nikt nie poszukiwał przyczyny zwarcia i rozpoczęła kwerendę rzeczywistości. Nie znała się kompletnie na elektryczności, ale założyła, iż jeśli stracili grawitację, między nieskończoną liczbę kabli łączących eniaka mogło dostać się jakieś obce ciało, dotykając układów scalonych i powodując skok napięcia zakończony deaktywacją urządzenia. Cierpliwie szukała intruza, ciesząc się, że w pomieszczeniu nie jest gorąco, bowiem procesory są wyłączone. Choć nie pomagał jej fakt, że było duszno, mimo iż wentylatory działały.

Zadanie postanowiła rozwiązać matematycznie, poszukując obiektu zakłócającego relację wzajemną zbioru obiektów eniak ze zbiorem obiektów reszta statku przyjmując, iż zakłócenie stanowić będą obiekty w postaci rzeczywistej. Wyobraźnia podsunęła jej strzępki mózgu, fragmenty tkanki, jednym słowem wszystkie rzeczy, o których wspominano na obowiązkowych zajęciach medycznych na studiach,  w trakcie której uczono przede wszystkim jakie działania należy podjąć po eksplozji atomowej. Życie w postapokaliptycznej rzeczywistości nie było łatwe, nawet jeśli fakt ten od lat starała się ignorować, nie zamierzając oglądać nawet święcących triumfów kolejnych filmów, w której dehumanizowano siły Związku, gromione przez dzielnych komandosów Sojuszu. Marines zupełnie nie przypominali swoich filmowych odpowiedników z „Delta Force” czy „Sieżanta Fury i Wyjących Komandosów”. Nie widziała ich jednak jeszcze w akcji, więc jedyne co mogła to powtarzać sobie, że nie należy nikogo oceniać po pozorach, a ona nie mogła dłużej grać roli panienki, którą bulwersuje powtarzane co chwilę przekleństwo. Tak jak powiedział jej Coertzee, już nie panikowała, skupiła się na swoim zadaniu.

Pełzanie na kolanach okazało się jednak męczące, podobnie przeglądanie kolejnych wtyczek i samych płyt tranzystorowych, gdyż jak powiedział Shepard zwarcie mogło zostać spowodowane bezpośrednio w scalakach. Co gorsza jak dotąd nie udawało im się niczego znaleźć, mimo iż Everett i Coertzee nie ustawali w badaniu pomieszczenia cal po calu. Zwłoki drugiego z pomocników naukowca zostały zabrane, lecz wyglądało na to, że mimo iż pozostawiły za sobą ciemną smugę, nie przyczyniły się w żaden widoczny sposób do awarii.

- Gellert! – rozległo się wołanie Arciniegas, która weszła do pomieszczenia. Zdjęła z siebie bluzę munduru, jak pozostali miała na sobie koszulkę na ramionach. Temperatura na statku w ciągu ostatniej godziny wyraźnie wzrosła.

Mechanik oderwał się od krążenia z potencjometrem, którym mierzył właśnie poziom napięcia w układzie zasilania eniaka. Nie musiał widzieć nawet jej miny, by pokręcić głową.

- Jeszcze nie.

- Ugotujemy się tutaj! – warknęła wyraźnie zła Arciniegas, a Satya musiała stwierdzić, że ta kobieta wzbudza w niej przerażenie. Nie wiedzieć kiedy przeobraziła się w kogoś budzącego respekt, taka zmienność nastroju nie mogła być dobra. – Nie mam odczytów z radaru, bazuję na krótkim skanie „Lincolna”, nie mogę namierzyć niczego systemami celowniczymi, nie ma łączności, nawigacja nie działa. Daj mi coś! Nie da  się nawet ustabilizować statku, bo silniki trzeba odpalić synchronicznie! Kto do cholery projektował tę krypę?

- Wszystko oparte jest na centralnym sterowaniu eniaka – wtrącił Everett. - Gdy będzie uruchomiony pokaże skrzydła.

- I to nas właśnie gubi! Oparty jest całkowicie na komputerze, na innych statkach nie ma takich problemów! Ten jest kompletnym wrakiem, do tego bezbronnym!

- Proszę jeszcze zrobić wykład o wyższości komunistycznej mechaniki nad elektroniką – powiedział Shelby. – Na pewno rozwiąże to nasze problemy.

Mierzyli się wzrokiem.

- Jak miło, role się odwróciły, teraz pan może podogryzać – westchnęła. - Wszyscy jesteśmy zmęczeni i nie otrząsnęliśmy się z efektów zatrucia – powiedzia. – Wyrażam po prostu swą irytację. Dotarliśmy na mostku do miejsca, z którego nie ruszymy dalej bez uruchomienia eniaka. Wszystko sprawdziliśmy i uruchomiliśmy, bez uruchomienia matematyki nie zaryzykuję odpalenia silników. Na normalnym statku…

- Słyszeliśmy już.

- Nie wspomnę o tak oczywistej rzeczy jak generator kwantowy i eniak, nie wykonamy rzutu bez wyliczenia współrzędnych, a powrót na silnikach konwencjonalnych zajmie nam miesiące…

- Nie mamy miesięcy – powiedział Everett. – Może nie mamy nawet kilku tygodni… Co z łącznością?

- To samo. Jesteśmy za daleko od najbliższego przekaźnika Hermesa. Musimy podlecieć bliżej, aby połączyć się z ISS i wezwać jakąkolwiek pomoc.

- Co zabiło Christiansena i pozostałych? – zapytał Shelby.

- Po uszczelnieniu modułu zamknął się zawór ciśnieniowy i zostało ono obniżone – powiedziała zmęczonym głosem. – Po przeciążeniu stracili przytomność, a wraz z utratą zasilania ciśnienie zmniejszyło się w ułamku sekundy. Nie mieli szansy się obudzić, zabiła ich zapewne barotrauma.

- Zapewne?

- Nie jestem lekarzem – odparła poirytowana. – Tylko pełniącą obowiązki kapitana z wiedzą medyczną jaką nabyłam podczas służby w NASW. Rozpoznam objawy zatrucia dwutlenkiem węgla i dekompresji bo już je widziałam, choć nigdy o takiej skali i takim natężeniu. Różnica atmosfer musiała być gigantyczna, skoro ich organy uległy uszkodzeniu. Dlatego krew wyciekła im z oczu, uszu i nosa.

- Więc to nie trucizna?

- Och do cholery! Proszę sobie zrobić sekcję, jeśli w promieniu stu milionów mil znajdzie się jakiś lekarz! – warknęła. – Mam na głowie co innego niż te idiotyczne podejrzenia! Gellert!

- Nie włączycie komputera – powiedział krótko. – Powoduje skok napięcia na całym statku. Wbrew mojej wiedzy o elektryce wszystko ulega wyłączeniu. Dopóki nie znajdziemy przyczyny, sytuacja będzie się powtarzać, a prędzej czy później usmażymy jakiś system i rozładujemy akumulatory.

- To na pewno zwarcie? – zapytał Shelby. Gellert westchnął.

- Komandorze, mimo cudów jakie wyczynia fizyka zasada działania obwodów elektrycznych pozostaje niezmienna, indukcja… nieważne. Gwałtowny skok napięcia powinien zostać zatrzymany przez zamknięcie obwodu bezpiecznikiem, w skrajnych przypadkach kolejnym, odłączającym działanie całego układu, aby nie został uszkodzony wskutek nadmiernego natężenia prądu. Podobna zasada jak przy bezpieczniku ciśnieniowym, powinien utrzymać wyrównane ciśnienie, tymczasem nie zrobił tego. Tutaj natężenie odłącza bezpośrednio wszystkie układy, zupełnie jakby było zbyt duże, lub zupełnie pomijało bezpieczniki. Nie widziałem nigdy czegoś takiego, nawet na normalnym statku – dodał z cieniem złośliwości. – Nie wiem co jest tego przyczyną.

- A jeśli to skutek? – zapytała Satya, a wszyscy nagle popatrzyli na nią. Poczuła się nieswojo.

- Co ma pani na myśli? – zapytał Shelby, a Coertzee zachęcił:

- Proszę mówić.

- Nie znam się na elektryce i systemach, ale może to nie zwarcie jest przyczyną – powiedziała. – Znam się na procedurach programowania. Może to eniak z jakiegoś powodu odcina obwody, aby zapobiec uszkodzeniom? Nie znam jego matematyki, ale podobne zabezpieczenie stosowaliśmy na MIT, gdy przeprowadzono doświadczenia ze zmianą częstotliwości taktowania i…

- Nie odcinałby całego statku – pokręcił głową Everett. – Standardowo powinien wyłączyć sam siebie.

- Z jakiegoś powodu nastąpiło przeciążenie po wyjściu z rzutu, zupełnie jakby nastąpił gwałtowny zwrot w inną stronę, a potem wszystko uległo wyłączeniu – odezwał się Gellert. – I wyłącza się nadal, gdy tylko do układu podłącza się to co powinno nim w całości sterować. Ciekawe.

- Bardziej ciekawe, że nie jesteś zaskoczony – zauważyła Arciniegas. – Podejrzewasz to od jakiegoś czasu.

- Podejrzewam jedynie, że przyczyna jest inna niż zwarcie.

- I nie raczyłeś się tym z nikim podzielić. Dlaczego? – przyglądała mu się uważnie, po czym olśniło ją i skierowała wzrok na Shelby’ego. – Świetnie, klub paranoików zyskał kolejnego członka. Gellert, skoro wiesz, że to nie zwarcie, dlaczego pozwalasz, żeby tracić czas na jego poszukiwanie.

- Zawsze mogę się mylić – mruknął. – Ale…

- Ale? Co ty właściwie mierzysz tym swoim potencjometrem?

- Nie zgadza mi się coś w odczytach poziomu poboru mocy – powiedział ostrożnie.

- Co takiego?

- Nie mam pojęcia – przyznał. – Eniak nie działa, więc nie powinno być takich wskazań. Coś powoduje minimalne wahania, jak gdyby pracował i pobierał energię. Jakby mimo odcięcia obwodów pozostało w nich napięcie, cały czas coś zasilało. Może to nic ważnego, ale wolę to sprawdzić, być może dlatego nie możemy go uruchomić.

Arciniegas milczała. Shelby otworzył usta usiłując coś powiedzieć, ale wówczas odezwała się, podjąwszy decyzję.

- Szukaj w takim razie dalej. Ale najpierw uruchomisz eniaka…

- Ale…

- … po tym jak odetniesz go całkowicie od statku.

Jednocześnie zaczęło protestować kilka osób, najgłośniej Everett. Shelby poczekał chwilę nim podniósł głos.

- Nie muszę przypominać chyba, tego co usłyszałem przed chwilę? Nigdzie nie polecimy bez matematyki.

Arciniegas wyraźnie siliła się na spokój. Satya nie miała pojęcia o czym myśli, ale błyski w jej oczach wskazywały, że ma ochotę posłać wszystkich do diabła, za to, że próbują z nią dyskutować.

- Na razie nie polecimy w ogóle – przypomniała. – Pani Nayada – popatrzyła na Satyę, a ta znowu poczuła się niepewnie. – Jeśli to procedura odcina zasilanie, rozumiem, że można ją jakoś wyłączyć?

- Nie mam pojęcia – powiedziała zakłopotana Satya. – Znam się na wprowadzaniu komend proceduralnych, ale nie wiem jak działa to tutaj.

- Te obwody spięte są ze statkiem, ich odłączenie może być katastrofalne – ostrzegł Everett.

- To proszę zadbać aby tak nie było – zaproponowała Arciniegas. Gestem dłoni powstrzymała protesty naukowca. – Przynajmniej nie będzie się pan musiał denerwował z powodu demagnetyzacji. Rozumiem pana punkt widzenia, ale proszę zapomnieć o swojej cennej analizie, w tej chwili jeżeli nie uruchomimy matematyki, jej wyników nie będzie komu poznać. Jeśli do pana jeszcze to nie dotarło, misja tego statku dobiegła końca, w tej chwili walczymy o życie.

Zdaniem Satyi zabrzmiało to nieco teatralnie, powtarzając po raz kolejny, iż mają problem, kobieta zmniejszyła efekt dramatyzmu. Arciniegas zupełnie jakby to poczuła odwróciła się i wyszła na ciasny korytarz, lawirując między kablami.

- Baza będzie działać – powiedział Everett, myślami znajdujący się gdzie indziej. – Przecież to eniak, pamięć stała przywraca go do tego samego stanu w jakim został wyłączony, mamy zasilanie, więc nie ma demagnetyzacji.

- Doktorze – głos Shelby’ego był zimny. Wymienił z Coertzeem zagadkowe spojrzenia.– Proszę znaleźć sposób by odciąć eniaka od systemów statku. I sprawdzić teorię pani Nayady.

Okazało się to nie takie proste, nie tylko z powodu protestów Everetta. Nikt z nich nie był cybernetykiem, nie posiadał umiejętności i wiedzy z zakresu budowy i konstrukcji eniaków. Z dużym trudem zidentyfikowali wiązkę kabli przesyłowych, wyprowadzonych wprost w trzewia statku, które odpowiadały za przesył danych. Reszta była loterią, jak stwierdził Everett niewiele różniącą się od próby analizowania zmian kwantowych stanów fizyki w otaczającej ich rzeczywistości. Oznaczając kolejne końcówki przy pomocy kolorowego ołówka Satya w myślach złorzeczyła futurystom ze studiów, przepowiadających iż pod koniec lat osiemdziesiątych komputery osiągną poziom umożliwiający komunikowanie się z nimi za pomocą głosu, potrafiącymi łączyć się w sieć matematyczną bez użycia okablowania, choć oczywiście nikt nie dopuszczał myśli, by wyeliminować operatora jako ludzki czynnik odpowiedzialny za akceptację transmisji. Na razie jednak by wprowadzić dane do procesora niezbędne było użycie dziurkarki i przygotowanie karty z odpowiednią procedurą, jak dotąd nikt nie znalazł doskonalszego sposobu, bowiem próba pisania za pomocą klawiszy systemem zerojedynkowym była mocno nieefektywna. Niestety, nie były to samosterujące procesory systemów cybernetycznych w jakie wyposażano drony i rakiety, które prócz wprowadzania do nich kolejnych wzorców zachowań potrafiły same uczyć się i kodować napotkane reakcje, przesyłając informacje poprzez sieć matematyczną do innych urządzeń.

Bardziej irytującą rzeczą niż zajmowanie się technologiczną stroną działania matematyki były ołówki, które łamały się nie chcąc pozostawiać śladu na grubych osłonach przewodów. Gdy straciła kolejny, poirytowana rzuciła nim o podłogę.

- Proszę się uspokoić – poradził Everett, cierpliwie zajmujący się nieskończonymi końcówkami z drugiej strony płyty tranzystorowej. – Choć wiem, że to jest mocno denerwujące.

- Nie rozumiem czemu nie możemy użyć długopisów bądź flamastrów – Satya otarła pot z czoła. Choć eniak wciąż nie pracował wyraźnie było coraz goręcej. Nie wiedziała czy na statku coś zawodziło, czy też był to efekt odłączenia kontrolującego system środowiskowy urządzenia.

- Pragmatyka– wyjaśnił Everett. Widząc jej spojrzenie wyjaśnił – Żaden przedmiot z tuszem nie zadziała w stanie nieważkości, bo zmieni swój stan. Swego czasu wydaliśmy masę pieniędzy by opracować uniwersalny pisak, po czym musieliśmy ciąć koszty i wzięliśmy przykład z naszych przeciwników. Oni nie próbowali opracowywać czegoś tak prozaicznego, po prostu zabierali w kosmos ołówki. Niestety fundusze na rzeczy inne niż broń są mocno ograniczone.

- Wiem coś o tym – przyznała, powracając do pracy. – Badania o innej tematyce nie dostają poparcia.

- Na przykład zmiecione na śmietnik historii koncepcje wieloświatów i multiwersum kwantowego – zgodził się z naukowiec wraz z Shepardem odłączający oznaczone już wiązki. – Pomijając oczywiście fakt, iż kwantowa multirzeczywistość nas otacza, priorytet mają tylko badania dające nam przewagę nad przeciwnikiem.

- Ma to swoje plusy – zauważył stojący nieopodal Coertzee.

- Oczywiście – zgodził się naukowiec. – Wojna zawsze napędza rozwój technologiczny, proszę przypomnieć sobie I Wojnę Światową. Zaczęła się na koniach, skończyła w powietrzu i przy użyciu czołgów, a także śmiercionośnego gazu.

- My nie pozostajemy w tyle – mruknęła Satya. – Trzecia Wojna rozgrywa się od ćwierć wieku pod osłoną atomowych grzybów i starcia mechaniki z elektroniką.

- Zgadza się. Ale proszę spojrzeć na to inaczej – powiedział Everett. – Gdyby nie konieczność powstrzymania przeciwnika nie sądzę byśmy poczynili takie postępy w cybernetyce, a nasze eniaki zapewne wyglądałyby zupełnie inaczej, być może te giganty udałoby się wreszcie zminiaturyzować. No i nie sądzę byśmy latali w kosmos.

- Dużo nam z tego przyszło – zauważyła. – Przynajmniej biorąc pod uwagę naszą obecną sytuację.

- Nadal żyjemy – odparł. – Przez swe dzieje człowiek dał liczne dowody tego co może zdziałać w pozornie beznadziejnej sytuacji bez wyjścia. Znajduje w sobie wówczas siły i umiejętności, o których nie miał wcześniej pojęcia.

- Niewiele ich na razie znaleźliśmy – powiedziała. – Przykro mi z powodu pańskiej misji.

- To znaczy?

- Chyba nie uda nam się poznać tajemnicy ciemnych materii. Jeśli nawet uruchomimy eniaka, trzeba będzie wrócić na ISS –nie dodała, że choć w pełni rozumie jego zawód, perspektywa taka niezwykle ją cieszy i napełnia nadzieją.

- Proszę nie być tego tak pewnym – rzekł Everett nie odrywając się od swej pracy. Zdziwiło ją nieco takie podejście, bowiem wedle jej opinii po tym co ich spotkało mogli postąpić w jedyny możliwy sposób i ku temu zdawały też podążać czynności, które wykonywali.

- Myśli pan, że kapitan Arciniegas ma inne plany? – zapytała.

- Arciniegas nie jest kapitanem – zachichotał Shepard.

- Tymczasowo pełni jedynie te obowiązki dzięki decyzji Shelby’ego – wyjaśnił Coertzee. – Choć zapewne napotyka tu dość duży opór materii, ale patrząc na nią jestem przekonany, że sobie świetnie radzi. Biada tym, którzy wejdą jej w drogę.

- Odniosłam wrażenie, że jej obecność peszy wszystkich – powiedziała Satya, nie dodając jak nieswojo czuje się w towarzystwie tej kobiety.

- Nie dziwi mnie to – odparł Coertzee. – Nikt nie wie jak z nią postąpić, swego czasu była symbolem, nie mogą jej do końca zatopić, nawet gdyby chcieli. O ile mi wiadomo raz już próbowali, ale murem stanęła za nią spora część oficerów NASW, cała ta grupa jastrzębi, marząca o wojnie totalnej i zniszczeniu Ałmaza. Pozostali nie mogli jej wyrzucić, choć zapewne niektórzy bardzo tego chcieli. Pierwsza kobieta dowodząca statkiem, do tego flagowym okrętem Sojuszu, była pewnym symbolem – westchnął. – Ta wojna jednak całkowicie zmieniła nasze społeczeństwo.

- Co ma pan na myśli?

- Ćwierć wieku temu w wojsku kobiety nie pełniły służby, podobnie mniejszości rasowe. Teraz po latach walki z komunistyczną fikcją równości nasze społeczeństwo jest tak egalitarne jak nigdy wcześniej. Prezydent Mc Namara przesunął granice, daleko poza ustawy Eisenhoovera. Wcześniej pewne rzeczy po prostu nie byłyby możliwe.

- Na przykład hinduska studiująca na MIT wysłana w kosmos – cierpko zauważyła Satya. – Bibliotekarka.

- Na przykład.

- Której pracę zamietliście jednak pod dywan. Aby nie ujrzała światła dziennego.

- Taka jest cena obrony Sojuszu. Wydaje się pani, że ta wojna będzie trwała wiecznie?

- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam – przyznała. – Ostatnie dwa lata…

- … uśpiły czujność wielu osób – powiedział. – W społeczeństwie mamy coraz więcej zwolenników zawarcia ograniczonego pokoju i rozejmu, im bardziej pogarsza się standard życia. Zgadza się, ekonomicznie już tej wojny nie wytrzymujemy i nie wiadomo jak długo jeszcze ją pociągniemy. Nawet surowce przywożone z kosmosu nie dają nam przewagi. Myśli pani, że chciałbym obudzić się pewnego dnia i zobaczyć grzyb atomowy nad wzgórzem Kapitolu? Wielu polityków chciało już się z nimi podzielić światem, zostawić im kontynent europejski i pół afrykańskiego, problem polega jednak na tym, że za każdym razem kiedy się z nami ściskali, wbijali nam nóż w plecy, czy to w Azji czy bliżej domu, na Alasce czy w Meksyku.

- Naprawdę nie ma tam rozsądnych ludzi?

- Tam jest Beria. Uczynił to, co było szaleństwem na granicy paranoi ich religią. Bogiem tamtych jest potrzeba podporządkowania sobie całego świata, atomowe zniszczenie uważają za dowód postępu. Wiele razy usiłowaliśmy dopaść tego szaleńca, za każdym razem jednak nam się wymykał. Sprawił, że ludzie w Związku ślepo wierzą, iż żyją w najlepszym ze światów, który chcemy zniszczyć, zatem muszą nas powstrzymać.

- Jakoś nie mogę w to uwierzyć – przyznała.

- Ostatni rozejm zapanował, gdy podobnie jak poprzednio wstrzymali swe działania aby nabrać oddechu – głos miał gorzki. – Na szczęście dla nas Kolektyw okazał się dla nich ciężkim orzechem do zgryzienia, w przeciwieństwie do nas mają z nimi wspólną granicę. Walczą z nimi równie długo jak z nami, ale dopiero ostatni okres sprawił, że tamci zadali im znaczne straty. Jednocześnie ich siły związały walki z hordami tych zmienionych wskutek promieniowania istot. Praktycznie stracili wszystko na froncie środkowopolskim, choć starają się to ukryć, padła nawet Warszawa.

- Nie byłbym taki pewien czy odpowiedzialne jest promieniowanie – mruknął Everett.

- Semantyka, nieważne jak  to będziemy nazywać – powiedział Coertzee.

- Czyżby? Mamy dość długą tradycję niedoceniania tego co dzieje się w tych Strefach Rażenia – sprzeciwił się Everett. – Nie mamy ich w zasadzie na naszych terenach, więc nie jest to nasz problem. Jedynie żołnierze stacjonujący we Francji, ukryci w bunkrach i okopach przynoszą niepokojące wieści o dziwnych istotach jakie czasem wyłażą z tamtej strony, ze zniszczonej strefy. Ale sieć obronna niszczy je na odległość.

- To nie jest prawdziwy wróg.

- Ten wróg w ciągu ostatnich lat zdołał pokonać ich elitarne siły i jak sam pan powiedział prawdopodobnie zniszczył stolicę jednej z republik związkowych. Wróg o kolektywnym umyśle, podobnie jak ktoś, kto przez lata nie był dla nas problemem, a kilkadziesiąt godzin temu otworzył anomalię grawitacyjną nad Florydą.

- Nauczyliśmy się z nimi radzić, po tym jak Kolektyw zaczął badać nasze możliwości obrony.

- Coś panu powiem Coertzee, bo nie wiem czy dostrzegliście to w ramach walki na froncie cywilnym z konwencjonalnym przeciwnikiem. Kolektyw to jest narastający problem, ignorowaliśmy ich przez lata, Mao Tse-Tung a potem wdowa Qing rzucali przeciw obu stronom dziesiątki słabo uzbrojonych żołnierzy, usiłując swym prymitywnym sprzętem tu i ówdzie odpalić bombę atomową. Cieszyliśmy się, że zajmują tamtych, wiążąc ich doborowe jednostki na Syberii czy Mongolii. Potem jednak Beria miał już tego dość, przeprowadzili ofensywę i zgnietli ich uniemożliwiając odwrót, więc Qing posłała tych swoich Ochotników do Mongolskiej Strefy Rażenia. Byli szczęśliwi, że wyniszczyła swój potencjał, po czym okazało się, że dokonali niemożliwego. Związkowi nigdy nie udało się przeniknąć do tych miejsc, a tym bardziej wrócić, Kolektyw objawił nam się z masami wojska posiadającego zdolność komunikacji pozawerbalnej, łączącej się kolektywnie w walce, do tego posiadającego umiejętność tworzenia lokalnej dystorsji grawitacyjnej. I na początku nas zaskoczyli, ale dużo bardziej tamtych, bo to nie my byliśmy głównym celem.

- Właśnie.

- Jak długo? Oni zmieniają swoją taktykę. W jaki sposób otworzyli anomalię nad Florydą, z dala od swego terytorium?

- Byliby szaleńcami chcąc zaatakować serce Sojuszu. Jesteśmy w stanie zrównać z ziemią całe Chiny.

- Związek zapewne też, a jednak nie potrafi dać sobie z nimi rady. To nie jest wróg, który posługuje się taką samą logiką jak my, czy komuniści. To ktoś, kogo działania stały się ostatnimi czasy kompletnie niezrozumiałe, zarówno na poziomie strategicznym jak i naukowym.

- Zmierza pan do czegoś? Chce pan żebym przyznał, że jestem tym zaniepokojony? Jak każdy. Na razie mamy jednak dużo bardziej groźnego przeciwnika.

- Zmierzam do czegoś – powiedział Everett. – Do tego, że upewniam się coraz bardziej, że jest coś bardziej groźnego niż wymiana ciosów między Sojuszem i Związkiem i rosnącym w siłę Kolektywem.

- Gdyby Kolektyw był sprytny poczekałby aż się wyniszczymy wzajemnie, jeśli to ma pan na myśli.

- Jakoś nie możemy się wyniszczyć od ćwierć wieku, choć w ich tradycji to krótki okres oczekiwania. Ale nie mam na myśli Kolektywu.

- Więc co takiego?

- Ciemną materię. I wszystko co się z nią wiąże.           

Coertzee pokręcił głową.

- To są mrzonki, doktorze. Pana osobiste obsesje, jak gdyby pan o tym nie wiedział, jak są traktowane. Podobnie jak pana wcześniejsze teorie – zamilkł.

- W takim razie dlaczego leci pan z nami w tę misję?

- Na razie nigdzie nie lecę. Na razie wewnątrz martwego statki wiruję wraz z nim wokół jego osi, usiłując uruchomić eniaka, na którym pracuje jedna z najbardziej cennych baz danych Sojuszu, umożliwiająca analizę wywiadowczą, która z nieznanych dla mnie przyczyn zajmuje swe zasoby innego rodzaju danymi. Lecę, bo to co znajdziemy wśród informacji na Marsie będzie kopalnią wiedzy. Doskonale pan wie, że te ciemne materie to tylko przykrywka dla właściwej operacji.

- Jaka jest właściwa operacja? –zapytała Satya.

- Bez obaw, pani rola się nie zmienia – powiedział Coertzee. – Krasnaja Zwiezda jest jedną ze stacji przesyłowych transmisji i kodów, prócz swej działalności jest również przekaźnikiem między ich flotą, dekodującym łączność z Ziemi. Znajduje się tam ich urządzenie szyfrujące, które mamy zdobyć. To jest prawdziwy powód misji, a nie coś co ma równie abstrakcyjny wymiar, jak nieistniejące wieloświaty. Z pana reputacją i panem na pokładzie każdy uwierzy, że badamy budowę wszechświata.

Everett uśmiechnął się.

- Tak pan myśli Coertzee? To dobrze, to znaczy, że nasza przykrywka zadziałała.

- Słucham?

- Jeśli nie wierzy mi pan co jest właściwym celem misji, proszę zapytać Shelby’ego. Wymyślił całą tę historię z szyfratorem dla waszych potrzeb, bo nie chcieliście wyrazić zgody na udział pani Nayady w tej misji. Perspektywa uzyskania dostępu do informacji wywiadu NASW oraz zdekodowania posiadanych komunikatów była dla was bardzo kusząca.

- Co takiego?

- Nie chcieli dać zgody na mój lot? – zapytała Satya.

- Jak myślisz, dlaczego leci z nami Coertzee? Jako twój cywilny nadzór, to był ich warunek. Choć pierwszy raz spotykam się z czymś takim w przypadku konsultanta powołanego do służby.

- A ile razy spotykał się pan z konsultantem posłanym na terytorium przeciwnika? – spytał Coertzee. Spojrzał na Satyę. – Pani bezpieczeństwo jako cywila poza granicami Sojuszu podczas takiej operacji leży w kompetencji CIA.

- Na pewno – powiedziała zimno Satya, uświadamiając sobie, że stała się po raz kolejny elementem przetargowym. – Zapewne dlatego, że jestem specjalistą, który wymyślił urządzenie przydatne na wojnie, nie mając o tym pojęcia? Czym jestem, rezerwą strategiczną? Dlatego muszę być chroniona?

- To nie tak...

- A jak? Czym się różnię od moich kolegów wcielanych do wydziałów badawczych armii, gdy ich prace okazują się przydatne? Tym, że nie znikłam jak wiele osób ode mnie ze studiów, gdy ujawniono ich związki z terrorystami z ruchu hippisowskiego lub pacyfistycznego? Dlatego nikt nie uświadomił mi, jak przełomową bazę wymyśliłam, nie ufaliście mi? Po prostu udaliście, że utrącacie moją pracę, a w tajemnicy zaczęliście ją rozwijać?

- Proszę zapytać o to Everetta – powiedział Coertzee. – On chyba wie o tym najwięcej, prawda doktorze? A teraz przepraszam, pozwolę sobie porozmawiać z komandorem Shelby.

Wydostał się z plątaniny kabli, opuszczając pomieszczenie, podczas gdy Satya przełykała gorzką pigułkę. Spojrzała z furią na naukowca, a Shepard udawał, że go w tym miejscu nie ma, odłączając kolejne końcówki.

- Czego się jeszcze dowiem? – zapytała czując jak coś narasta w jej wnętrzu.

- Zgadza się, to ja zwróciłem uwagę na twoją pracę i zaproponowałem jej wykorzystanie w praktyce. To są właśnie te zalety faktu, iż nikt nie liczy się z tobą jako naukowcem, gdy po obaleniu twojej teorii pozostaje ci jedynie pracować dla podejrzanej organizacji jak NASW, z biegiem czasu stajesz się jej głównym specjalistą naukowym. Aldrin ma otwarty umysł i dał się przekonać do utworzenia bazy, chciałem już wówczas ściągnąć cię na ISS, lecz sprzeciwił się wywiad floty z uwagi na to co wygrzebali w twojej przeszłości i opór CIA. Gdy zażądałem twego udziału w tej misji, stawili znowu się sprzeciwili, sam Shelby powiedział, że jest tym zdziwiony, bowiem nigdy czegoś takiego nie widział, jednak przekonałem wszystkich, że twoja obecność jest niezbędna, wymyślili więc z Aldrinem tę bajeczkę, kusząc ich udziałem w potencjalnych zyskach. Wtedy weszłaś do gry, razem z Coertzeem, co z kolei nie spodobało się Shelby’emu. Robił wszystko by utrącić twą kandydaturę do samego końca, uznając że bierzesz udział w jakiejś wyrafinowanej gierce CIA.

- Czym?

- Świat służb specjalnych kieruje się nie do końca zrozumiałą logiką wzajemnej konkurencji i zwalczania siebie nawzajem– wyjaśnił. – Shelby od początku blokował twoje przybycie, twierdząc że nie jesteś niezbędna, mimo mojej opinii, iż twój udział jest konieczny dla powodzenia przejęcia danych. Dopiero rozmowa z tobą go przekonała.

- Co jest do cholery prawdziwym celem tej misji? – podniosła głos.

- Powiedział ci. Ciemne materie. I ocalenie świata – odrzekł. – Zdaje się, że właśnie odcięliśmy eniaka. Spróbujmy go odłączyć. To da nam chwilę, aby zająć umysły czym innym i nieco ochłonąć.

Nim zdążyła zaprotestować polecił Shepardowi znaleźć Gellerta i uruchomić zasilanie. Mimo prób podejmowanych przez Satyę zbył ją półsłówkami, sprawiając, że zamilkła, dusząc w sobie wszystko usłyszała. Wypełniła ją gorycz, gdy po raz kolejny dotarło do niej jak przedmiotowo wszyscy ją potraktowali, a ona się temu poddawała, nie zastanawiając się nawet nad tym co się dzieje wokół niej, dając się zapakować do statku kosmicznego, dryfującego między Marsem a Jowiszem. Iluzje jej dotychczasowego życia w spokojnej zieleni jej ogrodu i ciszy biblioteki sypały się jak domek z kart.

Ciemność jej rozmyślań rozjaśniła monochromatyczna poświata uruchamiającego się monitora kontrolnego i szmer włączających się składowych eniaka. Światełka zaczęły migotać, dane krążyć wewnątrz, a maszyna zbudziła się do życia. Oblicze Everetta przyoblekł uśmiech, lecz trwało to jedynie moment, bowiem po chwili jego miejsce zajęła irytacja, gdy wciskał kolejne włączniki usiłując dokonać uruchomienia jednej z procedur.

- Nic nie działa – powiedział i w zamyśleniu zaczął spoglądać na urządzenie.

- Może odłączyliśmy za dużo – zasugerował Shepard, przypominając, iż mimo faktu, iż był wyszkolonym operatorem urządzenia, nikt nie przewidział faktu, iż stanowić będzie samodzielnie działającą maszynę, stanowiącą jednocześnie serce prototypowego statku. Z powyższego faktu płynęły oczywiste wnioski, pokazujące słabości wiążące się z przekazywaniem zarządzania systemami maszynom. Ich rola sprawdzała się wyłącznie w programowalnych cybernetycznych procesorach, w których mogły działać zgodnie z zakodowanymi wzorcami zachowań.

Satya od dłuższego czasu wpatrywała się w ekran, zapominając o swych uczuciach, wchodząc w relację z językiem matematyki i ciągi zero-jedynkowe przesuwające się na monitorze kontrolnym.

- One się powtarzają – powiedziała, dostrzegając wzorzec pośród matematyki eniaka.

- Co takiego?

- To cały czas ta sama tablica – wyjaśniła. – To pętla, on usiłuje wykonać procedurę, nie może tego uczynić, więc ponownie przechodzi do początku. Tylko jaka to…

- HCF. Zatrzymaj się i stań w ogniu. Odcięcie zasilania – powiedział Everett. – Dlatego nic nie działa. Wszystko jasne. Shepard, daj kartę uruchomienia awaryjnego.

Po chwili karta perforowana znalazła się wewnątrz eniaka. Procedura wskazała mu ścieżkę postępowania, zastępując dotychczasową tablicę instrukcji, polecając mu pominąć je i przystąpić do uruchomienia systemu. Monitor rozświetlił rząd danych świadczących o wykonywaniu powyższych poleceń, gdy matematyka statku zgłaszała swe działanie, informując jednocześnie o awarii w postaci braku dostępu do aktywnych systemów. Baza danych uruchomiła się i rozpoczęła analizę swej zawartości. Everett i Shepard przyglądali się temu z wyraźnym zadowoleniem.

- Zdaje się, że problem został wyeliminowany – powiedział naukowiec. – Teraz musimy to jedynie podłączyć z powrotem.

- A przyczyna? – zapytała.

- O przyczynie porozmawiam z komandorem Shelby’m – uciął krótko doktor. Satya domyśliła się, z jakiego powodu. Procedura odcinająca zasilanie zapętliła się podczas sprawdzania czy w obwodach zachowane jest napięcie, a w przypadku potwierdzenia dokonała wzrostu natężenia energii, odłączającego wszystkie obwody. Co oznaczało, iż ktoś ją tam wprowadził, dotarło do Satyi, gdy podłączała na powrót wszystkie końcówki, mając sporo czasu na rozmyślania. Zajęło to dwie godziny, podczas których udało się jej wreszcie ku własnej uldze przebrać, choć założyć musiała pomarańczowy uniform technika NASW, który wcześniej należał do drugiego z pomocników Everetta. Przeszkadzało jej to jedynie przez moment, mając do wyboru czyste ubranie, pozbyła się tego co na sobie miała bez wahania. Coertzee powrócił wraz z Everettem, nie odzywali się do siebie, co jakiś czas ktoś zaglądał do pomieszczenia, lecz wreszcie naukowiec mógł podnieść słuchawkę interkomu i zakomunikować, iż gotowi są do uruchomienia matematyki. Powyższe poprzedziła wymiana zdań między Arciniegas a Gellertem, lecz niewiele zmieniła, bowiem wszyscy wiedzieli, iż nie mają innego wyjścia. Chwilę po naciśnięciu przycisku Satya obserwowała jak matematyka informuje o uruchomieniu kolejnych systemów. Na mostku Arciniegas przyglądała się jak kolejne ekrany włączają się, a matematyka sprawdza stan statku, żądając kodów dowodzenia. Zgodnie z procedurą wprowadziła należące do niej, przejmując przynależne do Christiansena. Eniak zaakceptował zmianę.

- Gdy tylko będzie to możliwe uruchom telemetrię – poleciła Hagenowi. Osiągnęli stan, w którym na razie załoga milcząco akceptowała jej obecność, a wydawanie rozkazów kwitowali kiwnięciami. Nie rozmawiali, wychodząc z założenia, iż w ten sposób najszybciej się jej pozbędą. Dokonali sprawdzenia wszystkich systemów, co sprawiło, iż przez ostatnie godziny w zasadzie nie mieli czasu na czcze rozmyślania. Jednak ból głowy nie zniknął, choć nieco się zmniejszył, dokuczając w podniesionej temperaturze, którą dopiero niedawno zdołali wyregulować. Wszystko to sprawiło, iż była zwyczajnie zmęczona.

Rozległ się terkot interkomu, uniosła więc słuchawkę znajdującą się przy jej fotelu.

- Tu Gellert – usłyszała. – Proponowałbym aby przyszła pani na dolny pokład.

- To nie jest najlepsza chwila.

- To nie może czekać – rozłączył się. Zaklęła w myślach.

- Zawiadomcie mnie, gdy wszystko już się uruchomi – powiedziała. – Idę na dół.

- Teraz? – zapytała z ironią Triptree.

- Tak. Mam zamiar pociągnąć z flaszki, aby nabrać odwagi, żeby rozstrzelać pyskatych chorążych. Da sobie pani radę, czy obudzić Sikorskiego, żeby panią nadzorował?

- Jakoś sobie poradzimy – szybko wtrącił Mellier. Zignorowała go i opuściła mostek.

Gellert czekał na nią pośrodku korytarza. Nie mówił nic tylko wskazał jej miejsce między rurami i kablami, niewidoczne w oświetleniu górnych lamp. Musiała się nieco natrudzić by tam zajrzeć, a gdy już to uczyniła, zauważyła ciemny kształt. Coś płaskiego przyczepiono z wewnętrznej strony osłony, kryjąc przed ludzkim wzrokiem. Połączone było z przełącznikiem kabla zasilającego.

- Co to jest? – zapytała.

- Nie mam pojęcia – powiedział Gellert. – Wiem jedynie, że pobiera minimalną porcję energii. Ale gdy odcinam zasilanie pracuje dalej, widocznie ma jakiś akumulator lub baterię. Nie wiem do czego służy, bo nie jest podpięte do żadnego z systemów statku.

- To nie jest element standardowego wyposażenia?

- Nic mi o tym nie wiadomo.

Zastanawiała się przez chwilę.

- Powiedziałeś, że pracuje. W jaki sposób?

- Coś zasila – wzruszył ramionami. – Wykonuje jakąś pracę.

W jej głowie zaczęło kiełkować brzydkie podejrzenie. Chwyciła za słuchawkę interkomu. Przez chwilę rozważała, czy nie wcisnąć przycisku na mostek, by nieco pomiatać Triptree, ale ostatecznie wybrała „Lincolna”. Systemy obu statków na powrót się połączyły, choć poprzednio wyłączyło zasilanie także na promie, ale dzięki temu Scobee usłyszał ją przez interkom.

- Zmień zasięg odczytów – powiedziała. – Z szerokiego skanu na krótki zasięg.

- Jak krótki? – nie zadawał zbędnych pytań.

- Lokalny. Skaner, radar, nasłuch. Wszystko – czekała ze słuchawką aż wykona polecenie i przestroi zasięg urządzeń badających przestrzeń wokół statku, pomiar środka kuli otaczającej wirujące okręty.

- Mam sygnał – usłyszała po chwili.

- Jakiego rodzaju?

- Nie wiem, coś nadajemy. Na niskiej częstotliwości… to chyba alfabet Morsa. Kropka, kreska…

Bez słowa odłożyła słuchawkę. Wydawało się jej, że głowa rozbolała ją jeszcze bardziej.

- Mówiłeś o tym Shelby’emu? – zapytała.

- Nie.

- W takim razie znajdź go jak najszybciej i przyprowadź tutaj. Bo tak samo jak i ty od początku miał rację – powiedziała. – Ktoś na ISS lub na pokładzie tego statku nie jest tym kim się wydaje.

Nim jednak zdążyła wydać mu polecenie zdemontowania urządzenia i rozległo się wywołanie z mostka. Głos Melliera zdradzał objawy zdenerwowania.

Telemetria wreszcie się uruchomiła, a pierwszym co pokazała były podchodzące do nich od strony Marsa cztery okręty klasy Woschod.

Rozdział 10 >> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz