17.
Ciało Arciniegas ją
zdradziło, nie była w stanie unieść ręki ani złapać oddechu. Wokół tryskały
iskry elektryczne, dwa monitory eksplodowały, zaś ona nie mogła niczego
uczynić, gdy dźwięk ciągłego alarmu świdrował jej mózg. Potem niespodziewanie
wszystko wróciło do normy, odetchnęła głęboko i zamrugała oczami. Światła
zamigotały i przyjęły czerwoną barwę. Gdy monitory przestały migotać jej wzrok
zaczął się wyostrzać. Poczuła ból po uderzeniu o zagłówek. Hagen także
potrząsał głową, zaś Mellier usiłował zorientować się w sytuacji. Triptree
została najpoważniej ranna, z jej twarzy ciekła krew, po tym jak wbiły się w
nią odłamki szkła. Zegar misji włączył się ponownie, a ona stwierdziła, że od
momentu gdy ostatnio na niego patrzyła, rozmawiając z Everettem o dystorsji,
minęło zaledwie 5 sekund. Słuchawka zwisała bezładnie z jej fotela, pociągnęła
więc za kabel, spoglądając na odczyty pojawiające się na panelach. Zaczęła
działać automatycznie nim jeszcze miała szansę stwierdzić co się stało.
- Wystrzelić pozostałe
Aegisy, procedura osłona bojowa, zachowanie defensywne.
Mellier nawet nie próbował
dyskutować.
- Aegis jeden i dwa w
przestrzeni, odpalone – zameldował po chwili. – Bellerefonty w wyrzutni.
- Ładuj Phaetona.
- Mamy osłonę, potrzebujemy
ofensywy – zaczął.
- Na razie nie widzę co się
dzieje – warknęła. – Potem możemy do czegoś strzelać. Potem wystrzel wszystkie
Bellerefonty, przekieruj smycz na Pegaza, procedura ofensywna taktyka dowolna
po potwierdzeniu. Rozpocznij ładowanie wiązki. Triptree!
- Tak, jest procedura…
- Tiptree, dajesz radę?
- Tak jest – jej głos
przestał zdradzać objawy zagubienia.
- W takim razie czemu nie
możemy złapać namiaru? – rzuciła gniewnie, gdy skaner złapał na chwilę obraz
rozproszonego odczytu.
- Nie wiem… Jakby tego
czegoś tam nie było.
- Hagen!
- Zabieram nas stąd! Silnik
manewrowe nadal działają – usłyszała w odpowiedzi. – Statek nie do końca
reaguje poprawnie.
- Co to jest do cholery? –
spoglądała na widoczny na radarze migający obraz obiektu, którego nie było tam
jeszcze 15 sekund temu. Skaner taktyczny i pozostałe czujniki z jakiegoś powodu
miały wciąż problem z odczytem, po chwili zrozumiała dlaczego.
- To coś się materializuje –
w tej samej chwili pojął to także Mellier. – To…
- To nie jest rzut fotonowy,
to grawitacja – powiedziała Arciniegas.
- Tak, otworzyła się studnia
grawitacyjna – Hagen miał zaciśnięte zęby. – Nie mogę się z niej wyrwać…
Gdybyśmy nie ruszyli się tuż przed tym, rozerwałoby nas na strzępy.
A dzięki temu, że kazałam mu
odpalić silniki, znaleźliśmy się na krawędzi oddziaływań i dopadło nas jedynie
przeciążenie. Kilka mil bliżej i rozerwałoby nas na strzępy, a kompensatory
bezwładności nie miałyby szans z tyloma g. Znowu miałam szczęście, pomyślała.
Chwyciła widoczną bezładnie słuchawkę i odłożyła ją na miejsce, niemal w tej
samej chwili zadzwoniła.
- Nie teraz – powiedziała.
- Nie wiem co robicie, ale
następnym razem uprzedzajcie – usłyszała głos Gellerta. – Może panią to
zainteresuje, ale poszło mi kilka układów z płytami scalonymi. Chwilowo nie
jesteśmy w stanie wykonać rzutu fotonowego.
- Potrzebujemy jak najwięcej
mocy w silnikach manewrowych i wyrzutniach. Będę używać wiązki, więc proszę
przekierować na nią zasilanie. – odpowiedziała. – I proszę się postarać byśmy
mieli możliwość odwrotu – rozłączyła się i wcisnęła przycisk wywołania
pomieszczenia eniaka, nie dając Gellertowi szansy na wygłoszenie zwyczajowego
komentarza. Everett po chwili odebrał. – Może mi pan powiedzieć coś więcej o
tym zjawisku? – zapytała.
- Nic mi nie jest, dziękuję
– powiedział. – Coś jest w studni grawitacyjnej i nas przyciąga, ale to
oddziaływanie ustaje – przyglądała się obiektowi nabierającemu kształtów na
ekranie.
- Aegisy nie są w stanie
wyrwać się ze studni grawitacyjnej – poinformował Hagen.
- Bądź gotów do wystrzelenia
kolejnych dronów – odparła. – I wystrzel Phaetona, chcę mieć jak najszybciej
namiar na to coś, żebyśmy mogli zacząć strzelać.
- Strzelać? – gdy usłyszała
głos Everetta uświadomiła sobie, że wciąż nie odłożyła słuchawki. – Ale nie
może pani strzelać do studni grawitacyjnej, to nie jest anomalia, to zjawisko
naturalne.
- Hagen, zwiększ odległość,
odchodź jak najszybciej nad Utopie Planitię – poleciła widząc, że wskaźniki
mocy silników manewrowych skoczyły dzięki cudownej interwencji Gellerta. –
Doktorze, to nie jest zjawisko naturalne, to wróg – dodała i odłożyła
słuchawkę. Zdołała już zebrać myśli. – Wystrzelić dwie rakiety ASAT, załadować
do wyrzutni TOW – w myślach przeliczała niewielką ilość pocisków przenoszonych
przez „Von Brauna”, którym najchętniej nie podejmowałaby w ogóle walki,
wiedziała jednak, że za chwilę nie będzie miała wyjścia. Musiała jak
najszybciej zacząć strzelać choćby pociskami niekierowanymi w miejsce, gdzie
znajdował się obiekt pojawiający się w ich przestrzeni.
- Mam skolejkowane
Sidewindery – poinformował Mellier. – Nie zdążę przeładować…
- Ładuj. I zainicjuj
procedurę odpalenia pocisku Cruise.
Zgodnie z przewidywaniami
Triptree zareagowała.
- Kapitanie… Odpalanie
pocisku jądrowego w kierunku czegoś o czym nie mamy pojęcia… - zaczęła.
- Mamy – warknęła
Arciniegas. - To coś wyeliminowało już trzy statki Sojuszu – przez myśl przemknęło
jej nagle, że być może kapitanowie tamtych Apollo zrobili to samo, otworzyli
ogień do tajemniczego zjawiska, uwięzieni w przyciąganiu grawitacyjnym i w
rezultacie złapani zostali w pułapkę wybuchu własnych pocisków. Skaner
pokazywał, iż udało im się oddalić jedynie na sześćdziesiąt sekund. – Mellier,
wiązką energetyczną strzelaj w to
miejsce, gdy tylko ustabilizujemy lot – widziała, iż Hagen walczy wciąż ze
sterami, choć kompensatory sprawiały, że nie odczuwali oddziaływań.
- Odpalone dwa ASAT – poinformował
Mellier, gdy pociski ASM-137 pomknęły w kierunku zjawiska. – Nie mają na razie
namiaru na cel. Cruise gotów do strzału za trzy minuty, Bellerefonty za 15
sekund, wiązka zaraz będzie – spojrzała na zegar. 25 sekund. Tyle minęło od
chwili gdy część monitorów i paneli szlag trafił. Jeśli przeżyją będą mieli
szanse ocenić awarie.
Mellier cos do niej mówił.
- Prosiłem o więcej
informacji na temat tego zagrożenia – w jego głosie nie wyczuwała śladu
niedowierzania jakiego spodziewać się mogła po Triptree.
- „Bolivia”, „France” i
„Iceland” poleciały sprawdzić z jakiego powodu tamci jonizowali przestrzeń
ładunkami jądrowymi – powiedziała. – Tu zrobili to samo. Nie wiem w jakim celu
ale, to co się pojawiło to…
- Mam odczyt – powiedziała
Triptree.
- … Behemot. – dokończyła
patrząc na skaner. Matematyka rozpoznała zagrożenie i umieściła 165 mil od nich
czerwoną kropkę, rozpoznając emisję sygnału transpondera Związku.
- Ale to niemożliwe – zaczął
Hagen. – To wzięło się znikąd, to oznacza iż…
- Skurwysyny potrafią skakać
poprzez przestrzeń. Mellier, namiar dla ASATów! Odpal drony i wiązką ognia!
Triptree, cisza radiowa! – wciąż nie miała pojęcia z jakiego rodzaju statkiem
ma do czynienia, ale świadoma była jednego, że jedynym sposobem aby przetrwać,
było przerwanie łączności z Pegazem i wykorzystanie niewidzialności „Von
Brauna” oraz szybkości matematyki. Z jego uzbrojeniem i pancerzem, nie miała
nawet możliwości stawienia czoła Wostokowi, nie mówiąc już o Sojuzie.
Wiele rzeczy zaczęło dziać
się jednocześnie, a Arciniegas musiała wykazać się nagłym podziałem uwagi.
Wystrzelili pozostałe Bellerefonty, które uzbroiły się i otrzymały z matematyki
„Von Brauna” ostatnie informacje o rodzaju celu, następnie odcięły połączenie
radiowe i zaczęły koordynować się za pośrednictwem Pegaza. Aegisy zajęły pozycje
obronne wokół macierzystego statku, przygotowując się do odparcia ataku, gdy
niespodziewanie eniak zidentyfikował przeciwnika.
- Klasa „Progress” –
poinformował Mellier. – Co to do cholery jest klasa Progress?
- Behemot – powiedziała,
odczytując dane ze swojego ekranu, wiedząc już iż wpakowali się po uszy. Okręt
o którym mówił jej Christiansen, o którym nie wiedziano nic konkretnego, znano
jedynie nazwę nadaną mu przez tamtych, skąpą informacje z danych wywiadowczych,
będącą bardziej plotką. Fatamorganą, która właśnie zmaterializowała się przed
ich oczami, sprawiając iż każdy z nich rozważał właśnie implikacje faktu, iż
przybył tu w tajemniczy i nieznany sposób, najwyraźniej dokonując
przemieszczenia poprzez przestrzeń w sposób analogiczny do rzutu fotonowego.
Sojusz stracił właśnie swą największą przewagę w kosmosie, pozwalającą okrętom
NASW pojawiać się w każdym punkcie Układu Słonecznego, nawet jeśli oznaczało to
potem długie tygodnie oczekiwania na zakończenie obliczeń niezbędnych dla rzutu
i naładowania generatorów kwantowych. I co gorsza ten statek nie miał takich
ograniczeń, prawdopodobnie skacząc w ciągu ostatnich dni co najmniej kilka
razy, kpiąc w żywe oczy z eniaków. Jeśli tamci mieli możliwość wyposażenia
swoich statków w takie urządzenia… nagle uświadomiła sobie, że jeśli to jest
powodem przerzucania floty na Ziemię, NASW może zostać rozniesiona w pył, nie
mając nawet pojęcia co się dzieje, gdy w przestrzeni Sojuszu w studniach
grawitacyjnych zmaterializują się okręty przeciwnika. I co gorsza nie uda się
poinformować o tym fakcie „Deep Space”. Stracili łączność nie tylko z Gowem na
powierzchni, lecz również z siecią Hermes. Była przekonana, że to także sprawka
Behemota.
Matematyka nie wiedziała o
wrogim okręcie nic konkretnego, niedostępne informacje uaktywniły się po
wykryciu sygnału transpondera, który zdołano już najwyraźniej wyodrębnić z
szumu informacyjnego sieci ISS, powstałego po zniszczeniu trzech okrętów.
Nadano mu kodową nazwę Progress i w pakiecie danych z Hermesa przypłynęła ona
podczas ostatniej aktualizacji.
- Zagłuszają nas –
powiedziała Triptree. – Mogę połączyć się jedynie z dronami w naszym zasięgu.
- Wiązka gotowa –
poinformował Mellier.
- Strzelaj!
Teraz dopiero miała okazję
przyjrzeć się Progressowi, choć nie była w stanie uwierzyć w odczyt wykonany
przez Phaetona mknącego w kierunku obiektu. Rozmiarami przewyższał wszystko co
znała, od „Von Brauna” większy był dziesięciokrotnie, co akurat nie było
trudne, lecz w pełni jasne stało się dlaczego Christiansen twierdził, że nawet
Apollo nie będą w stanie mu się równać. Był dużo dłuższy niż „Alliance’s Star”
i przez chwilę zastanawiała się jak wielką musi mieć załogę. Skupiła się jednak
momentalnie na rzeczach bardziej przyziemnych, spoglądając na rozmieszczenie
wyrzutni rakiet, których nie była w stanie policzyć na obrazie poklatkowym
przesyłanym przez Phaetona, dziwnych konstrukcjach na jego kadłubie i licznych
wieżyczkach działek.
- Ściągnij Phaetona! –
poleciła, wiedząc że za chwilę padnie ofiarą nieznanego mu przeciwnika, bowiem matematyka
nie znała statku tego typu, nie posiadając tym samym procedur związanych z
manewrowaniem w jego pobliżu. Gdy Triptree nawiązała połączenie radiowe, a
Arciniegas wpatrywała się w ogromny statek przeciwnika, wystrzelili w jego
kierunku wiązkę energetyczną. Termoodczyty trafienia rozlały się na skanerze, kiedy
promień cieplny skupił się na burcie przeciwnika. Temperatura miejscowa kadłuba
wzrosła w ciągu milisekund o kilka tysięcy stopni. Moment później wiązka
wyładowała się, a oni odrzucili rozgrzany pręt, nie mając sposobu by ostudzić
go w przestrzeni kosmicznej. Dzięki kriochłodzeniu natychmiast wprowadzony
został do lufy kolejny, i umieszczony między kryształami. Generator rozpoczął
ładowanie do kolejnego strzału.
- Brak efektu – poinformował
Mellier, lecz doskonale mogła dostrzec to sama. Podłużny kształt Progressa
zakończony potężnymi silnikami składał się z kilku połączonych ze sobą modułów,
z których każdy był silnie opancerzony. Nie mogła pojąć jak mogli przegapić
budowę takiego giganta w fabrykach Ałmaza, który powstawać musiał wiele
miesięcy.
- Kolejny strzał wyceluj w
te wyrzutnie rakiet – poleciła mając nadzieję, że uda się jej wysadzić
przynajmniej jedną z nich. Wówczas jednak plunęły one ogniem odpalając pociski,
a skaner zaroił się nagle od licznych kropek.
- 12 pocisków niekierowanych
KT – zawołał Mellier. Behemot oddał właśnie pierwszą salwę, jednorazowo
strzelając rakietami w ilości praktycznie równej połowie arsenału jaki posiadał
„Von Braun”. – Strzelają na linii ASATów naszym kierunku!
- Co ze studnią
grawitacyjną?
- Zniknęła. – okręt
ustabilizował swą pozycję po zakończeniu czegoś, co było odpowiednikiem rzutu
fotonowego.
- Hagen, zmiana pozycji,
ustawiaj się dziobem do celu i wyłącz silniki – poleciła zostawiając mu
wszelkie manewry, polecając nie dopuścić by wróg skorzystał z termonamierzania,
łapiąc odczyt z silników rufowych. Na ekranie niebieski kwadrat przemieścił się
po elipsie korzystając ze swej zwrotności, a w jego kierunku pomknęły kolejne
czerwone kropki, gdy Progress odpalał następny salwy rakiet niekierowanych,
wystrzeliwując po cztery z kolejnych wyrzutni. Przeszedł ją dreszcz, gdy
straciła rachubę pocisków jakie znalazły się w przestrzeni w ciągu kilku
sekund, którym schodzili właśnie z drogi. Rakiety nie miały szans w nich
trafić, powodowały jednak, że musieli przed nimi uciekać, zmieniając pozycję.
Oddalali się tym samym od Behemota.
- Zdjęli ASAT – poinformował
Mellier, gdy pierwszy z pocisków znalazł się poniżej mili od Behemota zagrały
działka NR rozmieszczone na jego burtach. Ogień osłonowy skupił się na
nadlatującej rakiecie i spowodował jej eksplozję, gdy strzelcy Progressa
zaliczyli trafienie. Drugi pocisk jakimś cudem minął ogień zaporowy,
korzystając z braku wstrzelania załogi i eksplodował uderzając w kadłub, naprowadzony
sygnałem transpondera. Nie spodziewała się, że uda im się trafić.
- Hagen, zmień kurs –
powiedziała Arciniegas czekając na efekty eksplozji. Myślała głośno. – Zbliż
się do nich.
- Co takiego?
- Musimy ich nieco
zmylić - działania wroga układały się w
jakiś wzór, nie usiłował podążyć za nimi, by ich zestrzelić, pozostawał wciąż w
miejscu materializacji. Nie wiedziała jeszcze dlatego, lecz wydawało się jej to
ważne.
- Rozwaliliśmy im jedną
wieżyczkę. I nic po za tym – powiedział Mellier, po czym zawołał: - Kurwa!
Rakiety Ch! – dwie sekundy później zameldował. – Zdjęli nam Phaetona! – pociski
naprowadzane radiowo pozbawiły ich właśnie wsparcia zwiadowczego. Tym razem
było ich zbyt wiele, by każdy z nich dał się oszukać wystrzeliwanym pakietom
energetycznym.
- Daj sygnał Bellerofontom
do ataku kontaktowego.
- Kapitanie…
- Jakie złe wiadomości tym
razem?
- Tam jest zjonizowana
przestrzeń – przypomniał.
- Skurwysyny stworzyli sobie
martwy obszar – zaklęła. Nic z układem wyposażonym w zapalnik elektroniczny nie
ma szans się przedrzeć. Na szczęście tę lekcję Sojusz odrobił już dawno temu,
jednak po raz pierwszy statek wroga otoczył się polem uniemożliwiającym
działanie dronów i bliskie podejście innego statku. – Wyznacz mi granice tego
pola. Co oni do cholery kombinują?
- Strzelają – poinformował.
– W naszym kierunku leci osiem rakiet Ch33.
- Zmiana pozycji –
powiedziała, choć Hagen już zareagował.
Rakiety złapały namiar na
„Von Brauna” w momencie gdy na ułamek sekundy nawiązał połączenie z
Bellerofontami, wspomagając się czujnikami termonamierzania pomknęły w jego
kierunku nim odcięli wszystkie możliwe do namierzenia źródła. Arciniegas nie
zareagowała, polecając Hagenowi zmienić kurs i skierować się na niższą orbitę,
okrążając Behemota. Matematyka statku wciąż nie mogła pomóc, w bazie nie było
więcej informacji na temat wrogiego statku. Eniak kodował właśnie w pamięci
rozpoznane wieżyczki i wyrzutnie przeliczając pola ostrzału na podstawie
dostępnych danych. Progress odpalał kolejne rakiety niekierowane i przy ich
pomocy oraz wspomagając się salwami z działek likwidował kolejno czujniki
rozrzucone przez Phaetona przed jego zestrzeleniem, podobnie jak oni wcześniej
zniszczyli miny magnetyczne. Wciąż nie mieli pełnego obrazu wrogiego statku,
zdołali rozpoznać go jedynie od strony sterburty i górnego poszycia, gdzie
zidentyfikowali sześć stanowisk artyleryjskich, spośród których trzy strzelały
salwami pocisków KT, a jedna rakietami Ch33. Pozostałe dwie na razie milczały,
osłonę zapewniało dwanaście wieżyczek strzeleckich z działkami NR. Czystym
przypadkiem wyeliminowali jedną z wyrzutni, nie zidentyfikowali jeszcze
odpowiedzialnych za wystrzelenie pocisków jądrowych. Jeżeli na okręcie
rozmieszczono wszystko symetrycznie, prawdopodobnie ukryto je gdzieś w spodniej
części kadłuba. Nie widziała możliwości stawienia czoła Progressowi i podjęcia
z nim walki, wydawał się w pełni osłonięty przed możliwością ataku rakietowego,
gotów przechwycić wszystkie pociski, którymi była w stanie strzelać jedynie
pojedynczo. Nawet kilka okrętów klasy Apollo miałoby z tym problem, jedyną
szansą mogła być połączone skupienie wiązek energetycznych i podniesienie
temperatury w silniku Progressa, jednak oni dysponowali zbyt małą mocą aby
uczynić jakiekolwiek większe szkody. Jedyne co im pozostało to ucieczka, to
oznaczałoby jednak porzucenie grupy desantowej. Uświadamiała sobie właśnie
boleśnie, że być może właśnie to będzie musiała za chwilę uczynić.
Rakiety Ch33 szły wprost za
uciekającym mknącym „Von Braunem” nie gubiąc celu, lecz wówczas do gry weszły
Aegisy uaktywniając procedury obronne. Drony zgrały się za pośrednictwem Pegaza
i pomknęły by przechwycić pociski. Jeden z rozrzucił pakiety energetyczne i
opiłki metalu zakłócając pracę czujników rakietowych, z których większość dała
się nabrać i zmieniła kurs, po chwili eksplodując w przypadkowych miejscach.
Trzy rakiety mknęły nadal za umykającym źródłem ciepła, w ich kierunku ruszyły
flary wystrzelone przez drony, gdy matematyka bezbłędnie ekstrapolowała kurs
przechwytujący przed ich dziobem. Po chwili znalazły się bezpośrednio przed
czujnikami rakiet zakłócając ich pracę, powodując wybuch. Po wyeliminowaniu
zagrożenia Aegisy popędziły w ślad za statkiem, który wyłączył już silniki
mknąc siłą bezwładności i znikając tym samym z radarów Progressa, roztapiając
się w tle zakłóceń i fałszywych źródeł rozłożonych przez drony.
Coś nadal nie dawało
Arciniegas spokoju, choć nie miała czasu się nad tym zastanawiać, gdy w ich
stronę Behemot posłał kolejne rakiety.
- Sześć impulsowych –
poinformował Mellier. – Szeroki kurs przechwytujący, idą wprost na nas – tym
razem wróg wstrzeliwał się w miarę dokładnie w obszar przestrzeni, w którym jak
podejrzewał znajdował się „Von Braun”, gdzie rakiety eksplodują tworząc w kilku
miejscach impulsy elektromagnetyczne, wzajemnie obejmujące spory rejon.
Wiedzieli, że w ten sposób ich wykurzą, bowiem jedynym sposobem by ocalić
elektronikę była ucieczka. Hagen znowu uruchomił silniki, co sprawiło iż
pojawili się na ich radarach i odpalono kolejne cztery pociski Ch33, które
natychmiast jako podstawowe zagrożenie zidentyfikowały Aegisy. Zabawa w kotka i
myszkę trwała w najlepsze, za chwilę Behemot zacznie osaczać ich rakietami,
usiłując zapędzić w obszar, z którego nie będą mogli już uciec, otoczeni przez
rejony pełne wyładowań elektromagnetycznych i zjonizowanej przestrzeni, gdzie
zostaną w końcu trafieni. Plan ten psuł jedynie zapewne fakt, iż Progress miał
problem z utrzymaniem stałego namiaru na „Von Brauna”. Nie było to jednak do
końca pewne.
- Impulsowe prosto na nas –
powiedział Mellier zdziwionym tonem. – Skąd oni wiedzą gdzie jesteśmy? Przecież
nic nie nadajemy.
Arciniegas zaklęła.
- Aegisy – powiedziała. –
Trzymają się w pobliżu nas, nie widzą „Von Brauna”, ale wiedzą że tu jesteśmy,
bo pilnują nas drony obronne. Strzelają więc w rejon gdzie jesteśmy. Pozbądź
się ich!
- Co? Stracimy defensywę…
- Poślij je wszystkie do
obrony Pegaza, niech ustawią się wokół niego. Co z Bellerefontami?
- Czekają na rozkazy. Nie
próbowali ich zestrzelić.
To już było ciekawe. Behemot
nie próbował trafić dronów nie podejmujących działań bojowych, co powinno być
jednym z jego priorytetów. Nawet nie mogąc się zbliżyć i przedrzeć przez
zjonizowane pole drony były w stanie poważnie mu zaszkodzić, z prędkością
przewyższającą wielokrotnie tę jaką mógł osiągnąć wrogi statek były w stanie
znaleźć się na jego rufie i odpalić salwę w silniki, a zdolność powstrzymania
nadlatujących rakiet działkami NR i zmyłkami spadała wprost proporcjonalnie do
ich ilości. Spojrzała znowu na ekran, pełne kropek i licznych zakłóceń, w dużej
mierze nieczytelny po zniszczeniu czujników Phaetona. Aegisy wyeliminowały
kolejne cztery rakiety Ch33 i odchodziły ku Pegazowi umykając z pola walki. Nie
łudziła się, że wróg uzna, że „Von Braun” również ucieka, jednak kolejne strzały
nie układały się w znany jej wzór. Behemot wcale na nich nie polował i nie
usiłował zlikwidować zapędzając rakietami niekierowanymi do miejsca, gdzie
unieruchomi ich impulsem elektromagnetycznym. Sprawdziła pozycję zajmowaną
przez Progressa.
- A skurwysyny! –
powiedziała, gdy dotarło do jakie plany ma dowódca wrogiego statku. – Hagen,
skrócić dystans. Niska orbita, podejdź najbliżej jak się da strefy jonizacji.
Mellier, chcę mieć gotowe do odpalenia Sidewindery…
- W wyrzutni mam TOW –
powiedział nieco zdziwiony, wymieniając nazwę pocisków, które odpalano w
kierunku namierzonego, nieruchomego celu, penetrujących pancerz.
- Co masz? – warknęła
nieprzejemnie zdziwiona. – Kazałam ci wcześniej załadować Sidewindery.
- Myslałem, że będziemy do
nich strzelać jak skrócimy dystans.
Zacisnęła dłonie na oparciu
fotela.
- Zmiotą nas gdy tylko
zaczniemy do nich z bliska strzelać – rzuciła. – Oni nie polują na nas, oni
usiłują odpędzić nas jak najdalej. Hagen, rusz ten statek!
- Namierzą nas.
- Niech namierzą, zaraz im
znikniemy. Myślałam, że spychają nas stąd, żeby zablokować nam możliwość
przejęcia „Lincolna”, ale ustawiają się w najbardziej optymalnym położeniu do
zejścia bojowego.
- Co takiego?
- Będą zrzucać desant
–powiedziała. – Więc ładuj mi Sidewindery, przekaż Bellerefontom żeby
startowały i zajęły się zwalczaniem celów schodzących w atmosferze. Teraz!
Na chwilę zapadła cisza. Po
chwili Mellier zaklął, gdy jedna z wyrzutni „Von Brauna” przestała działać i
zacięła się. Arciniegas przypomniała sobie, że nie ma nawet kogo posłać do
przedziału bojowego, żeby usunął awarię. Na szczęście wiązka była prawie gotowa
do drugiej salwy.
- Rakiety na linii naszego
podejścia – usłyszała.
- Jakie?
- Wszystkie. Jak tylko
przerwaliśmy ciszę radiową wystrzelili sześć Ch33 – świetnie, a ona odesłała
Aegisy, stracili więc osłonę. - Na trasie naszego lotu walą kierunkowymi i
impulsowymi. Znowu!
- Co jest, zmieniłem kurs? –
zdziwił się Hagen. Po chwili do niego dotarło. – Idziemy przez płaszcz
atmosferyczny zbyt szybko, zostawiamy ślad termiczny!
- Mamy jeszcze jakiegoś TOWa
w wyrzutni? – zapytała.
- Jeszcze jeden – powiedział
Mellier.
- Odpal z krótkim czasem
wybuchu, stworzymy im źródło ciepła, może zgubimy część rakiet.
- Niektóre z nich namierzyły
Bellerefonty.
- Mamy więc szansę. Hagen,
podnieś nas wyżej, może tam ich zgubimy… Triptree, potrzebuję dokładniejszych
odczytów.
- Nic z tego, zdjęli już
wszystkie czujniki.
- Wykrywam nowe obiekty –
powiedział Mellier. – Wystrzeliwują promy desantowe.
- Ile?
- Cztery. Klasa Buran.
Telemetria praktycznie nie
radziła sobie z odczytem danych obszaru nad Cydonia Mensae. Część przestrzeni
była zjonizowana, pozostałą wypełniały rozproszone pakiety energetyczne,
rozrzucone metalowe opiłki, mknące odłamki i szczątki rakiet, a także pocisków
wystrzelonych z działek NR. W ciągu ostatnich 2 minut jak podpowiadała
matematyka w ich stronę odpalono ponad pół setki rakiet, arsenał przewyższający
zdecydowanie wszystko co mieli na pokładzie i zdający się nie mieć końca. Żyli
wyłącznie z dwóch powodów, wróg nie był ich w stanie dokładnie namierzyć a
także nie wziął się na poważnie za polowanie na niewielki okręcik, usiłując go
na razie jedynie przepędzić. Teraz sytuacja jednak zmieniła się, gdy „Von
Braun” pędził by zagrozić promom desantowym. Na szczęście radar tamtych zapewne
już dawno szlag trafił i strzelali w dużej mierze na ślepo, rozpoznając
przeciwnika jedynie na podstawie wektora jego przyśpieszonego ruchu. Skanery
bojowe miały wsparcie matematyki radziły sobie nieco lepiej, wspomagane resztą
czujników zdołały wyodrębnić sygnały transponderów Buranów, które właśnie
uruchamiały silniki. Musiały być zaczepione na brzuchu potwora, dotąd przed
nimi ukryte. Świadomość, iż zdołano umieścić na okręcie cztery pojazdy
wielkości „Lincolna” sprawiła, że znowu uderzyła ją wielkość Progressa. Nawet
„Aliance Star” nie był w stanie zabrać na pokład tylu pojazdów, jedynie jeden
prom i dwa Merkury. Ile jeszcze niespodzianek czekało ich ze strony Behemota?
- Hagen przejdź kursem na
krawędzi zjonizowanego obszaru, zabierz nas na rufę tego gnoja – poleciła. –
Triptree, kamery skierowane wprost na niego i odczyt pasywny podczas przelotu.
Co z Sidewinderami?
- Przeładowują się.
- Strzelaj do Buranów, gdy
tylko będzie to możliwe – powiedziała. Musieli trafić promy nim wejdą w
zjonizowany obszar, gdzie nie uda się podążyć im ani dronom, jeśli mieli dać
jakąkolwiek szansę drużynie Gowa. Każdy prom wiózł zapewne pluton bojowy
kosmarmii, nie mogła dopuścić by na dole zaroiło się prawie setka żołnierzy
przeciwnika. – Mamy połączenie z „Lincolnem”?
- Nic nie mamy, nawet obrazu
– odparła Triptree. – Nie zdołałam zmylić tych rakiet. Cztery Ch siedzą nam na
dupie, ciągną się za śladem energetycznym. – system walki elektronicznej
posyłający w przestrzeń zakłócenia radiowe nie mógł zmylić rakiet, które
zdążyły złapać już namiar, wspomagając się termoczujnikiem zalokowanym na
silniku „Von Brauna”, który wykonywał szalone manewry schodząc z drogi rakietom
wycelowanym w trasę jego przelotu.
- Kończą mi się opcje
ucieczki – poinformował Von Hagen. Matematyka już prawie się poddała,
nieskończone wektory odejścia zredukowane zostały do kilku proponowanych tras
na siatce xyz, gdzie wróg nie detonował jeszcze rakiet impulsowych. Eniak nie
dawał im także szansy uniknięcia trafienia.
- Odpalam Sidewindery –
zawołał Mellier.
- Hagen, kurs odejścia, jak
najdalej stąd! – rozkazała. Poczuła drżenie, gdy zeszli z kursu zepchnięci z
poprzedniego toru przez siłę odśrodkową spowodowaną przez wystrzelenie rakiet.
Pilot nie korygował, zamiast tego skierował „Von Brauna” jak najdalej od
atmosfery, usiłując przemknąć się na tył Progressa, którego mijali z odległości
125 mil. Tak blisko niego jeszcze się nie znaleźli, co natychmiast wykorzystał
strzelając wprost w nich rakietami KT. Matematyka zawyła ostrzegawczo, a Hagen
zmienił momentalnie kurs, by uniknąć trafienia w ciągu kilku sekund jakich
potrzebowały by dotrzeć do celu. Teraz nie mogli już nic zrobić, pozostawiając
walkę z Buranami Bellerefontom, z których jeden został właśnie wyeliminowany
przez rakiety. Nie zdołał zgubić wszystkich siedzących mu na ogonie i
eksplodował znikając z ekranu taktycznego. Dwa pozostałe po wykonaniu
szerokiego łuku zgodnie z przyjętą procedurą mającą na celu zajęcie optymalnej
pozycji do strzału otworzyły ogień odpalając pociski Sidewinder. W ślad za
Buranami szło łącznie 12 rakiet, co pozwalało mieć nadzieję, iż uda się je
wyeliminować. Behemot otworzył ogień zaporowy, a kąt pod którym strzelał
sprawił, iż salwy zapłonęły żywym płomieniem gdy wchodziły w atmosferę. Kamera nie
była w stanie przetworzyć ilości wydarzeń obserwowanych nad Aresem.
Jednocześnie wróg strzelił pakietami energetycznymi, usiłując zmylić rakiety,
które namierzyły już emisję silników promów desantowych. Matematyka zaczęła
zaliczać opóźnienia, ekstrapolując tory balistyczne wszystkiego co w ciągu
ostatnich kilkudziesięciu sekund znalazło się w wycinku przestrzeni nad
czerwoną planetą.
Dzwonek telefonu stał się
mocno natarczywy, więc Arciniegas postanowiła przestać go ignorować jak czyniła
to przez ostatnią minutę. Migały przyciski z pomieszczenia eniaka i maszynowni,
wybrała rozmowę z Gellertem. Przeklęła w myślach projektanta tego statku, który
nie przewidział na mostku stanowiska dla oficera wykonawczego, XO takiego jak
Sikorsky, mogącego zająć się komunikacją i przekazywaniem rozkazów.
Najwyraźniej wyobraźnia architekta projektu była nikła, bowiem nie wziął także
pod uwagę, iż „Von Braun” wplącze się w walkę z przeważającymi siłami wroga.
Cel istnienia tego okrętu był jasny, dokonać z ukrycia rozpoznania, w celu
wzbudzenia zamieszania oddać kilka strzałów, a następnie uciec.
- Odzyskaliśmy zdolność
wykonania rzutu – poinformował ją mechanik. – Sugeruję z niej skorzystać,
bowiem za chwilę nie będę już miał jak przekierowywać zasilania. Odciąłem połowę
pokładów, żeby umożliwić wam strzelania rakietami i naładowanie wiązki, ale
poszło nam kilka przetworników. Za chwilę nie będziemy mieli jak im oddać.
- I tak nie mamy.
- Możemy wynosić się na
wyliczoną uprzednio pozycję, Everett ma gotowe koordynaty.
Zapewne to chciał jej
powiedzieć, usiłując się połączyć.
- Nie ma takiej opcji.
Będziemy skakać lokalnie - miała zamiar powtórzyć manewr wykorzystany uprzednio
przez Christiansena podczas starcia z "Czerwonym Październikiem".
- Nie zaleca tego.
- Co takiego?
- Mówi coś o zakrzywieniu
światła w soczewkowaniu grawitacyjnym. Proszę spytać osobiście.
- Nie mam teraz czasu. W
takim razie proszę przygotować się na uderzenie – powiedziała i odrzuciła
słuchawkę.
Sytuacja stała się jeszcze
bardziej nieciekawa. Wróg wystrzelił kolejne salwy na cel biorąc dwa
Bellerefonty, które mknęły za Buranami. W porozumieniu z Pegazem wybrały
strategię zniszczenia promów przy stratach własnych i wchodziły w atmosferę by
siąść promom na ogonie. Wszystko miało rozstrzygnąć się w ciągu kilku sekund.
- Koniec pakietów
energetycznych – uprzedziła Triptree. – Za chwilę…
Nie zdążyła skończyć gdy
rzuciło nimi w przeciążeniu kilku g, a ze ścian posypały się iskry. Ekrany
odczytu poziomów energetycznych i oscyloskop zgasły i już się nie uruchomiły, a
jej zakręciło się w głowie, gdy poczuła jak wirują, a trafiony „Von Braun” nie
jest w stanie skompensować przeciążenia i wyrzucenia z dotychczasowego kursu.
Do jej uszu dotarł dźwięk eksplozji, który rozszedł się po pokładzie statku.
Momentalnie poczuła swąd palonej wiązki kabli, po czym powróciło normalne
ciążenie. Udało się jej skupić na ekranie taktycznym, gdzie zauważyła mknące w
ich kierunku kolejne dwie rakiety. I to już koniec, pomyślała, szkoda że
skurwysyna nawet nie ugryźliśmy. Zamknęła oczy czekając na kolejną eksplozję,
lecz ta nie nastąpiła. Z niedowierzaniem popatrzyła na ekran.
- Żyjemy? – spytała.
- Minęły nas – powiedziała
Triptree, ocierając krew widoczną na jej twarzy. – Naprowadzane radarowo,
zgubiły namiar w tej kaszance, Hagen wyłączył nasze silniki w chwili trafienia,
chyba nie mogą złapać namiaru wśród tych wszystkich pakietów i opiłków.
Przynajmniej w tym zakresie
projektant statku dobrze się spisał, dziwna konstrukcja statku sprawiała, że
był niewidzialny dla radaru. Odetchnęła głęboko przyglądając się drgającej
siatce taktycznej.
- Dobra robota Hagen –
powiedziała. Zauważyła, że krwawi z rozcięcia na czole, ale nie mogła teraz się
nad tym skupiać. – Jak nasza sytuacja?
- Wirujemy wokół własnej
osi, trajektoria wynosi nas ponad Behemota – powiedział, a matematyka
przekazała wyliczoną trajektorię prowadzącą wzdłuż burty Progressa, zabierającą
ich na ponad 200 mil.
- Wpakowali nam dwie rakiety
Ch – poinformowała Triptree. – Mamy całkowicie zniszczony pancerz ablacyjny na
długości bakburty, poszły wszystkie wyrzutnie dronów…
- … i tak nie mamy już
żadnych.
- Nie wystrzelimy niczego z
tamtej strony w ich kierunku, nie mamy jednego z bocznych silników manewrowych,
będziemy mieli problem z korekcją kursu…
- Da się skompensować –
wtrącił Hagen znad swojego panelu.
- O dziwo nie ucieka nam
powietrze, brak zasilania na śródpokładzie, wywaliło coś w maszynowni –
odczytywała dalej Triptree.
- Mamy go! – zawołał
Mellier.
Dwie rakiety minęły zaporę
ogniową i trafiły w silniki Burana, który wybuchł w atmosferze. Pozostały trzy
sygnały z transpondera, których tropem szło jeszcze kilka rakiet, resztę
wyeliminowano lub padła im elektronika po przejściu przez zjonizowany obszar.
Wrogowi udało się także trafić jeden z Bellerefontów, który nie zdołał uniknąć
wybuchających na trasie lotu rakiet impulsowych i wyłączył się trafiwszy na
impuls elektromagnetyczny. Drugi dron mknął jednak uparcie do celu, matematyka
jakimś cudem dokonywała wyboru właściwych procedur, pozwalając mu uniknąć
kolejnych ścigających go rakiet. Tym razem
z Progressa strzelano już wyłącznie Striełami, a po chwili wyrzutnie
zamilkły. Najwyraźniej po wystrzeleniu setki rakiet rozładowano wreszcie zapas
bojowy, bo wątpiła aby tamtym skończyły się zapasy amunicji. Po chwili okazało
się, jak próżne nadzieje żywiła, wróg nie zamierzał dać im chwili oddechu.
- Impulsowe! – zawołał
Mellier. Nie mogąc namierzyć „Von Brauna” w miejsce ostatniego znanego miejsca
pobytu odpalono cztery rakiety.
- Hagen, w kierunku Behemota,
przygotuj się do zwrotu pod ciasnym kątem i odejścia na dopalaczach na mój
sygnał – poleciła.
- Czy mogę zasugerować
rozważenie wykonania rzutu fotonowego? –zapytała Triptree.
- Sugestia odrzucona..
Mellier, podchodzimy na 100 mil i odpalamy Cruise, a następnie spieprzamy na
konwencjonalnych. Ustaw matematykę na eksplozję w momencie dostania się pod
ostrzał ich działek.
- Może nas objąć detonacja –
uprzedził.
- No to musimy szybko
uciekać – odparła. Na panelu dostała informację o załadowaniu wiązki
energetycznej, sprawdziła więc możliwe cele. Trzy Burany weszły już głęboko w
atmosferę, rakiety płonęły po wejściu pod zbyt ciasnym kątem i zbyt wielką
prędkością, pozostał już jedynie Bellerefont namierzający ostatni prom.
- Mellier, promieniem w prom
numer dwa, Hagen po oddaniu strzału zmień kurs! – poleciła.
Chwilę później ujrzała jak
wiązka wyładowuje się w odległości kilkudziesięciu mil od Burana. Zaklęła.
- Zbyt duże rozproszenie
atmosferyczne – powiedział Mellier. – Nie uwzględniłem dyfrakcji…
- Uwzględnij następnym
razem!
- Niczego już nie
uwzględnię, działko nie jest w stanie wyrzucić prętu, rozgrzał się za bardzo i
utknął. To koniec strzelania energią.
Świetnie, słynne promienie
śmierci właśnie zawiodły po raz kolejny.
- Możemy ostrzec Gowa? –
zapytała.
- Niczego nie możemy –
odpowiedziała Triptree. – Nie mamy nawet łączności z Pegazem.
- Za chwilę stracę
możliwości ucieczki – uprzedził Hagen wykonujący gwałtowne zwroty. – Znowu
odpalili w naszym kierunku Ch!
Dźwięk poinformował ją o
uzbrojeniu pocisku nuklearnego. Przyjrzała się sytuacji w atmosferze, gdzie nie
mogła wiele już zdziałać. Bellerefont walczył do końca, nawet gdy zawiodły
wystrzeliwane przez niego rakiety, które zgubiły ślad energetyczny i spłonęły w
atmosferze, przestając działać w zjonizowanym obszarze. Matematyka
stwierdziwszy, że za chwilę wszystko zawiedzie wyliczyła kurs przechwytujący i
odpaliła dopalacze. Dron po chwili zmienił się w kulę ognia, mknącą w kierunku
celu bez możliwości zmiany swej trajektorii, nawet po tym gdy przestała działać
jego elektronika. Tego pocisku nie dało się zmylić wystrzelonymi pakietami, a
pilot Burana nie zmienił kursu i Bellerofont wbił się wprost w niego powodując
eksplozję. Pozostały dwa promy, które schodziły ostrym kursem wprost nad
Cydonia Mensae, kierując się wprost ku Krasnajej Zwiezdzie. Gow będzie miał za
kilkanaście minut na głowie pół setki wrogiego wojska.
- Pegaz poderwał Harpie –
zauważyła Triptree.
Dobre i to, choć wątpiła,
aby nie mogące utrzymać się w powietrzu drony były w stanie powstrzymać mknące
szybko Burany. Ona na „Lincolnie” nie dałaby Harpiom szansy.
- Odpalają w nas kierunkowe
– zawołał Hagen. – Muszę się zabierać! – za pięć sekund jeśli nie zmienią kursu
zostaliby zmiecieni z nieba.
- Odpalaj Tomahawka i
wynosimy się stąd! – prawie krzyknęła, a Mellier wystrzelił pocisk Cruise.
Torpeda poszła ze spodu „Von Brauna”, gdzie znajdowała się wyrzutnia
przenoszonego przez nich taktycznego pocisku jądrowego do zwalczania wrogich
okrętów. Jedynego, a fakt iż go posiadali mocno ją cieszył, bowiem czuła tu
rękę Aldrina. O ile się zorientowała pocisk załadowano tuż przed marsjańską
misją.
Tomahawk pomknął prosto do
celu, uzbrajając się w sekundę po opuszczeniu luku, a „Von Braun” umykał kursem
odejścia z prędkością jaka była niewystarczająca do ucieczki przed rakietami
K-17M, które właśnie zaczęły wybuchać. Nagle stracili sterowność, kompensację
znowu trafił szlag, zaczęło nim rzucać, a Hagen miał problem by utrzymać tor
lotu. Tomahawk przetrwał falę eksplozji i leciał wprost w stronę celu, jednak dwie
sekundy od wystrzelenia napotkał godnego przeciwnika.
- Skurwysyny! Odpalili
Saber! - wrzasnął Mellier. Z Behemota również wystrzelono torpedę nuklearną,
która uzbroiła się chwilę po starcie. Pocisk SS-22 najgorszego typu, z głowicą
nie mniejszą niż 250 kiloton, pomknął wprost w stronę ostatniego znanego
miejsca pobytu „Von Brauna”. Arciniegas nie miała pojęcia, czy dowódca
Progressa uzbrajał pocisk od chwili przybycia na orbitę Marsa, czy też
wystrzelił go nieuzbrojonego w momencie odpalenia Tomahawka. Musiała przyznać,
że decyzje podejmował niezwykle szybko, w obliczu trafienia pociskiem jądrowym
nie pozostał dłużny. Wiedząc że znalazł się w obliczu zagrożenia postanowił
zadbać o to, aby przeciwnik nie uszedł cało.
Nie sądziła jednak, że
będzie miała tyle szczęścia. W trzeciej sekundzie strzelały już działka NR
kładąc zasłonę ogniową, a Progress odpalił rakiety kierunkowe z krótkim czasem
detonacji. Pociski wystrzelone z NR po chwili doścignęły rakietę Saber i
wyprzedziły ją. Jedna z salw trafiła Tomahawk będący pięćdziesiąt pięć mil od
swojego celu.
Głowica W-80 otrzymała
natychmiast sygnał od procedury sterującej i zainicjowała reakcję, powodując
eksplozję taktycznego ładunku o sile 150 kiloton. Weszła w reakcję łańcuchową z
nadlatującym w przeciwnym kierunku pociskiem Saber, który także momentalnie
wybuchł. Chwilę później wszystko w promieniu 15 mil zostało momentalnie
zniszczone. Rakiety i pociski przestały istnieć. Fala uderzeniowa pomknęła w
kierunku obu statków, wraz z rozchodzącą się falą cieplną, niosąc ze sobą śmierć
w postaci impulsu elektromagnetycznego, a przestrzeń zniknęła w robłysku
jasnego światła, którego nic nie mogło przetrwać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz